fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

„Zabawa w chowanego”. Sąd nad wilkami musi przyspieszyć

Wóz albo przewóz. Albo biskup Edward Janiak straci stanowisko, albo Kościół w Polsce ostatecznie straci resztki wiarygodności w sprawie ochrony dzieci przed przemocą. Choć i tak jedna dymisja nie załatwia wszystkiego.
„Zabawa w chowanego”. Sąd nad wilkami musi przyspieszyć
materiały prasowe (źródło: https://www.facebook.com/Sekielski, autor plakatu: Bartłomiej Pankowiak)

„Nadchodzi sąd nad wilkami w koloratkach” – prognozował rok temu, po emisji filmu „Tylko nie mów nikomu”, ksiądz Jacek Prusak. Wciąż ufam, że ma rację, jednak kolejna produkcja braci Tomasza i Marka Sekielskich, „Zabawa w chowanego”, wyraźnie pokazuje, że ten sąd jeszcze nie „nadchodzi”, lecz co najwyżej „nadpełza”. Powoli i z wielkimi oporami.

Rok bezczynności

Rok temu usłyszeliśmy wiele słów. Grzmieli i zapowiadali brak pobłażania politycy i polityczki. Przepraszali co poniektórzy biskupi, inni bagatelizowali i odsuwali od siebie oskarżenia, większość milczała. Wzrosła społeczna świadomość problemu i mechanizmów, które za nim stoją. Ale gdyby dokonać uczciwego rachunku pozorów i konkretów, należy uznać, że nie wydarzyło się – zwłaszcza na polu rozliczeń – niemal nic.

Rok temu w tekście wyrażającym stanowisko redakcji „Kontaktu” wskazywaliśmy, co według nas musi się wydarzyć po filmie Sekielskich.

Pisaliśmy, po pierwsze, że, „słowa wypowiadane nawet przez najważniejszych polskich hierarchów będą niewiarygodne tak długo, jak długo swoje funkcje będą pełnić przynajmniej biskup Jan Tyrawa oraz arcybiskup Sławoj Leszek Głódź”.

Do dymisji jednak nie doszło. Po emisji „Zabawy w chowanego” widać wyraźnie, że oczekiwanie dymisji dotyczyć powinno większej liczby hierarchów. Wyemitowane w filmie zeznania biskupa Edwarda Janiaka w sprawie księdza Pawła Kani – obecnie siedzącego już w więzieniu, a wcześniej przenoszonego nie tylko z parafii do parafii, ale również z diecezji do diecezji – pokazują, że także obecny biskup kaliski już wówczas powinien był stracić stanowisko. Nowy film Sekielskich pokazuje zresztą, że nie tylko ze względu na tę jedną sprawę.

Po drugie, przekonywaliśmy, że „słowa te będą niewiarygodne tak długo, jak długo Kościół nie zdecyduje się na otworzenie archiwów i dopuszczenie do nich osób świeckich, także spoza samego Kościoła. Dzięki temu niezależna od Episkopatu komisja będzie mogła zbadać skalę czynów i zaniedbań poszczególnych kapłanów i hierarchów na tyle rzetelnie, na ile pozwala na to stan dzisiejszej (na pewno częściowo już zniszczonej lub ukrytej) dokumentacji kościelnej”.

Również te kroki nie zostały podjęte. Komisja – w żadnej formie – nie powstała, a w ostatnich dniach dowiedzieliśmy się, że nie zostanie wcielony w życie nawet budzący wątpliwości projekt państwowego ciała, które miało zająć się generalnie problemem pedofilii, nie tylko w Kościele. Oficjalny powód? Pandemia koronawirusa (czyżby trwająca od roku?).

Po trzecie, diagnozowaliśmy, że deklaracje biskupów „będą niewiarygodne tak długo, jak długo za słowami z oświadczenia nie pójdzie gotowość do tego, by otwarcie skrytykować kolegów po fachu i odciąć się od nich, gdy wychodzą na jaw ich zbrodnicze praktyki, a także gdy ich wypowiedzi kompromitują cały Kościół w Polsce”.

Również na to – czyli publiczne wyłamanie się z korporacyjnej lojalności nakazującej siedzieć cicho wobec przewin swoich „braci w biskupstwie” – wciąż czekamy. Oświadczenia prymasa Wojciecha Polaka i przewodniczącego Episkopatu Stanisława Gądeckiego były gładkie, generalnie słuszne i ogólnikowe. Żaden hierarcha w Polsce nie zdobył się jednak na jasne i klarowne skrytykowanie choćby biskupów zaangażowanych w chronienie Pawła Kani. Pytany podczas procesu sądowego o to, czy wiedział o toczącym się wobec Kani postępowaniu prokuratorskim, Janiak wygłasza kuriozalne słowa: „Nie mówię tak, nie mówię nie”.

Po czwarte, rok temu pisałem w imieniu redakcji: „Nie mam również wątpliwości, że swoje działania powinny rozpocząć służby państwowe – policja, prokuratura, sądy, być może także służby specjalne. Czas przestać traktować Kościół jak instytucję wyjętą spod prawa świeckiego”.

Film „Zabawa w chowanego” ukazał dobitnie, jak daleko nam do takiego, wydawałoby się zdroworozsądkowego i oczywistego, stanu.

Skończcie z mafijną lojalnością

Nie o to chodzi, by z satysfakcją powiedzieć: „A nie mówiliśmy”. Choć owszem, mówiliśmy, to nie odczuwam w tej sprawie żadnej satysfakcji. Czuję gniew, wstyd i zażenowanie.

Siła nowego filmu braci Sekielskich bierze się między innymi z tego, że przez ten rok tak niewiele się wydarzyło. Jego głównym negatywnym bohaterem jest wspomniany biskup Edward Janiak. Nowy dokument pokazuje, że hierarcha ten nie dopełnił swoich obowiązków, traktował rodzinę jednej z ofiar księdza Arkadiusza Hajdasza w sposób skandalicznie obcesowy i nieczuły, wreszcie – wiedząc o oskarżeniach wobec niego – nie zrobił nic ponad osławione „przeniesienie”.

Należy założyć, że kuria biskupia w Kaliszu wiedziała o czynach księdza Hajdasza już wcześniej (przekonują o tym świadectwa, nagrane w ukryciu wypowiedzi samego księdza Arkadiusza oraz historia jego przenosin z parafii do parafii ciągnąca się od lat 90.). Ale Sekielscy nie poprzestają na domniemaniach. Mają klarowny dowód. Dotarli do nagrania, które udokumentowało odbytą w marcu 2016 roku rozmowę między rodzicami jednej z ofiar a biskupem Janiakiem. Nie ma możliwości, by hierarcha udawał teraz, że o niczym nie wiedział – jak czynią to rozmaici inni purpuraci w różnych sprawach. Wiedział. I łamiąc prawo kościelne, wymogi ludzkiej przyzwoitości oraz wierność Ewangelii, nie zrobił z tą wiedzą nic poza zmianą miejsca pracy księdza przez dekady molestującego dzieci. Dopiero widząc, że pętla dziennikarskiego śledztwa zaciska się coraz mocniej, suspendował Hajdasza i odsunął go od posługi kapłańskiej.

A przecież już rok temu należało rozliczyć udział biskupa Janiaka (który był wówczas biskupem pomocniczym we Wrocławiu) w przenosinach księdza Kani ze stolicy Dolnego Śląska do Bydgoszczy. Powtórzmy: już wtedy powinien był – podobnie jak biskup Jan Tyrawa – stracić stanowisko. Historia przedstawiona w „Zabawie w chowanego” nie byłaby wtedy mniej oburzająca, ale kto wie, być może byłaby już rozwiązana. Tak się jednak nie stało, bo Kościół nie postanowił wyciągnąć prostych wniosków z filmu „Tylko nie mów nikomu”. Wniosków mówiących: kto wie o prokuratorskim śledztwie wobec księdza w sprawie gwałcenia dzieci i umożliwia mu dalszą pracę duszpasterską w innej parafii czy diecezji, nie ma prawa pełnić biskupiego urzędu. To naprawdę nie jest skomplikowane rozumowanie czy przesadny postulat, prawda?

Obecnie sytuacja jest więc prosta. Wóz albo przewóz. Albo biskup Edward Janiak przynajmniej straci stanowisko (choć sprawiedliwość wymaga, by konsekwencje – zarówno kanoniczne, jak i świeckie – były poważniejsze), albo Kościół w Polsce jako instytucja ostatecznie straci wiarygodność. Rozwiązanie jest na stole: to wprowadzone w zeszłym roku przez papieża Franciszka regulacje, które pozwalają złożyć do Watykanu zawiadomienie o zaniechaniach biskupów w ramach dochodzeń w sprawie przemocy seksualnej w Kościele. Może to zrobić każdy – i jestem pewien (oraz deklaruję), że takie zawiadomienie w związku z dowodami wobec biskupa Janiaka do Stolicy Apostolskiej trafi. Oczekuję jednak, że podobny krok wykonają nie tylko świeccy wierni i wierne, ale że zrobi to też któryś z najważniejszych w Polsce biskupów. Konkretnie: albo przewodniczący KEP, arcybiskup Stanisław Gądecki, albo prymas Polski i delegat Episkopatu do spraw ochrony dzieci i młodzieży, arcybiskup Wojciech Polak.

Jeśli tego rodzaju publicznej aktywności – najlepiej również w stosunku do biskupa Tyrawy – nie będzie, będzie to stanowiło wyrazisty znak, która lojalność jest ważniejsza dla polskich hierarchów: wobec kolegów (potwierdzana wielokrotnie) czy wobec osób skrzywdzonych (w większości przypadków co najmniej wątpliwa).

Ukrywanie ciągle trwa

Nowy film braci Sekielskich jednoznacznie potwierdził również potrzebę powołania niezależnej komisji, której zadaniem będzie zbadanie skali przestępstw seksualnych w Kościele, ich ukrywania oraz odpowiedzialności poszczególnych hierarchów.

Nie chodzi przy tym – jak pokazuje dokument – wyłącznie o rozliczenie spraw z mniej lub bardziej zamierzchłej przeszłości. Chodzi również o zbadanie historii bardzo niedawnych oraz tych toczących się obecnie. Wiele razy słyszałem przekonujące tezy: tak, niewątpliwie, jak w całym Kościele powszechnym, również w Polsce przenoszono i ukrywano sprawców w XX wieku oraz w pierwszej dekadzie wieku XXI, ale proceder ten wyraźnie stracił na sile po 2013 i zwłaszcza 2016 roku. Przekonywali mnie o tym ludzie szczerze i odważnie zajmujący się tą tematyką w Kościele, co do których intencji nie mam żadnych wątpliwości. Niektórzy mówili wręcz: „Trzeba być idiotą, żeby po 2016 roku wciąż tuszować przestępstwa seksualne wobec dzieci w Kościele”.

Film braci Sekielskich dowodzi, że wciąż się tacy biskupi znajdują. Zapewne rzeczywiście jest ich mniej. Wpływa na to po części (choć to akurat w niewielkim stopniu) wymiana pokoleniowa, po części zmiana w podejściu społeczeństwa do problemu, a po części reformy, które dokonały się na poziomie Kościoła powszechnego, zwłaszcza za pontyfikatów Benedykta XVI i Franciszka. Ale skoro jest już jasne, że te skandaliczne praktyki wciąż są stosowane, to nie możemy uznawać, że dokonała się trwała zmiana. I tym bardziej potrzebna jest w tej przestrzeni realna kontrola.

Praca niezależnej komisji pozwoli również wiarygodnie określić skalę problemu. Nie zrobił tego sam Episkopat, którego kwerenda statystyczna w tej sprawie nie zasługuje na poważne traktowanie, bo też według przyjętej i zastosowanej metodologii nie mogła przynieść miarodajnych wyników. Wiele osób przekonuje przy tym, że w Polsce – ze względów historycznych – skala przestępstw seksualnego wykorzystywania dzieci przez księży może być mniejsza niż na przykład w Irlandii czy Kanadzie. Ma o tym decydować chociażby wieloletnia nieobecność Kościoła w prowadzeniu placówek opiekuńczych czy szkół. Inni jednak twierdzą, że o ile specyfika wykorzystywania seksualnego dzieci w polskim Kościele może być inna, o tyle jego skala wcale nie musi być mniejsza. Sam nie mam wątpliwości, że szczyt liczby ujawnień podobnych przypadków jest ciągle przed nami.

Nawet jeśli owa skala miałaby się okazać mniejsza – na co przecież wszyscy mamy nadzieję, bo oznaczałoby to krzywdę mniejszej liczby osób – to nie ma to znaczenia dla obowiązku całościowego rozliczenia sprawców i tych, którzy ich ukrywali lub wciąż ukrywają.

Niebezpieczne związki z prokuraturą

We wspomnianej komisji muszą znaleźć się nie tylko przedstawiciele i przedstawicielki prokuratury, ale też sił parlamentarnych niesprawujących władzy, niezależnych od polityków instytucji państwowych, takich jak Rzecznik Praw Obywatelskich, organizacji pozarządowych oraz samych osób skrzywdzonych w Kościele.

Dlaczego to takie ważne? Nowy film braci Sekielskich pokazuje niebezpieczne związki między prokuraturą a Kościołem oraz wyjątkowe traktowanie, jakie zapewnia temu ostatniemu Prokuratura Krajowa. W tytułowej „Zabawie w chowanego” udział biorą nie tylko sprawcy czy biskupi, lecz także śledczy. Jej elementem jest ujawniona w zeszłym roku przez portal Gazeta.pl wewnętrzna instrukcja dla prokuratorów, która każe traktować Kościół inaczej niż wszystkie inne instytucje w Polsce. Wnioski o udostępnienie materiału dowodowego kierowane do kurii (nie mówiąc już o przeszukiwaniu budynków!) mają być w myśl tych regulacji ograniczone do minimum oraz każdorazowo konsultowane z „górą”. O tym, że Kościół w Polsce sam wciąż uznaje się za instytucję wyjętą spod prawa świeckiego, najlepiej świadczy opisywana w mediach historia odmowy wydania prokuraturze akt sprawy przez kurię poznańską – i to pomimo decyzji sądu!

Istnieje obawa, że podobne opory działają tylko w jedną stronę. Film braci Sekielskich porusza także wątek dostępu biskupów do akt spraw toczących się przeciwko księżom. Kuria kaliska wnioskowała o kopię wszystkich materiałów zebranych w sprawie księdza Hajdasza i je otrzymała. Łatwo sobie wyobrazić, jakie daje to możliwości mataczenia, przygotowywania strategii obrony, potencjalnego niszczenia dokumentów czy wpływania na świadków. W takich sytuacjach, gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że kuria uczestniczyła w ukrywaniu sprawcy, argument, że należy wydawać kuriom akta po to, by nie powtarzać tych samych czynności procesowych w ramach postępowania kanonicznego, nie ma racji bytu. Biskup Janiak nie jest tu jedynie innym organem, prowadzącym równoległe, wewnętrzne dochodzenie. Jest stroną w sprawie.

Głos ofiar

„Zabawa w chowanego”, choć akcentuje zagadnienia systemowe, nie traci równocześnie siły „Tylko nie mów nikomu”, która miała swe źródło w oddaniu głosu osobom skrzywdzonym przemocą seksualną w Kościele. Świadectwa osób molestowanych i gwałconych w dzieciństwie niezmiennie poruszają. Porusza również ich słuszna pretensja i uzasadniony gniew wobec tych, którzy te przestępstwa ukrywali i ukrywają. Porusza niezrozumienie rodziców jednej z ofiar, gdy spotykają się z butą oraz arogancją i zostają de facto wyrzuceni z pomieszczenia przez biskupa Janiaka.

To nie są postaci spod sztancy. To osoby z krwi i kości, każda z imieniem, twarzą, własną historią i indywidualnymi przeżyciami. Każdej z nich należy się olbrzymi szacunek i podziw. Nie umiem sobie wyobrazić, ile kosztuje zmierzenie się z podobnymi demonami przeszłości, konfrontacja ze sprawcą, odwiedzenie miejsc, w których dochodziło do przemocy, czy spotkanie z osobami, które na nią nie reagowały (jak w poruszającej do głębi scenie rozmowy z siostrą zakrystianką).

Nie umiem sobie wyobrazić, ile kosztuje, by doświadczywszy takiego zła, nie stracić wiary w Bożą dobroć. Nie mam pojęcia, ile kosztuje, by o sprawcy swojej krzywdy mówić – jak jeden z (nomen omen) bohaterów filmu – że jest „chory, sam był krzywdzony i potrzebuje pomocy”. Ile heroizmu wymaga, by tak spojrzeć na swojego oprawcę, który rzeczywiście na jednym z nagrań wspomina o własnych doświadczeniach z dzieciństwa? Owa krzywda go rzecz jasna nie usprawiedliwia, ale komplikuje obraz i tym wyraźniej wskazuje, kto zaniedbał swoich obowiązków – również na etapie formacji seminaryjnej. Przełożeni księdza Hajdasza.

Film, podobnie jak poprzedni, pokazuje mechanizmy i powtarzalne schematy działania sprawców przemocy seksualnej, nie tylko w Kościele. „Wybieranie” ofiar. Wzbudzanie zaufania rodziców. Uzależnianie ich od siebie – ojciec dwóch krzywdzonych braci był organistą w parafii, w której pracował Hajdasz, miał służbowe mieszkanie, a dzięki pracy także środki na leczenie ciężko chorego syna. Jeden z molestowanych chłopaków mówi wprost, że nie opowiedział nikomu o swojej krzywdzie ze strachu przed konsekwencjami dla całej rodziny. To wszystko sprawiało, że ksiądz był w stanie krzywdzić dzieci w ich własnym domu, gdy w tym samym mieszkaniu przebywało ich rodzeństwo i rodzice.

Widzimy również opisywane już wielokrotnie mechanizmy społecznego niedowierzania stawianym zarzutom. Gdy w 2016 roku biskup Janiak przeniósł księdza Hajdasza z kierowanej przez niego parafii, do kurii udała się delegacja rozczarowanych tą decyzją mieszkańców.

Kolejny raz możemy też obserwować różne sposoby konfrontowania się ze swoimi czynami przez sprawców. Słyszymy opowieści o „grzeszności wszystkich ludzi”, o tym, że „nie my będziemy siebie sądzić”, zasłanianie się niepamięcią. Żadna z tych narracji nie jest jednak w stanie oddać sprawiedliwości ludziom, których życie zostało naznaczone tak potężną krzywdą.

To film wiarygodny

Film jest zrealizowany przekonująco i rzetelnie. O ile w pierwszej produkcji można było się doszukać (ostatecznie zresztą trzeciorzędnych) nieprecyzyjności, o tyle w „Zabawie w chowanego” ich niemal nie ma. Piszę „niemal”, gdyż pewne wątpliwości budzi naskórkowe poruszenie tematu tak zwanej lawendowej mafii, czy też inaczej – za Frédérikiem Martelem – zjawisko nazywając, „Sodomy” w Kościele. Te kilka zdań, które padają w filmie, może w widzach wzbudzić wrażenie, że problemem wpływającym na kształtowanie się systemu ukrywania przestępstw czy korporacyjnej (a niekiedy mafijnej) lojalności nie jest rozpowszechniona i mająca wiele oblicz hipokryzja oraz wzajemne szukanie na siebie „haków”, lecz orientacja homoseksualna części księży sama w sobie. Może to zaś niestety budzić – utrwalane wszak w polskiej debacie publicznej – kłamliwe rozumienie pedofilii czy szerzej przemocy seksualnej wobec dzieci jako spowodowanej homoseksualizmem. To, że taki związek przyczynowo-skutkowy nie istnieje, pokazują zaś rozmaite, również sporządzane na zlecenie Kościoła, opracowania, o których szerzej pisał Stanisław Krawczyk.

Oprócz wspomnianych już świadectw ofiar, ich konfrontacji ze sprawcami oraz spotkań z kurialnymi urzędnikami w pamięci pozostają także plastyczne instalacje artystyczne, stanowiące tło dla opowieści o najtrudniejszych doświadczeniach w życiu.

W filmie wypowiada się jedynie dwóch komentatorów, którzy nie są – na przykład jako prawnicy – zaangażowani w przedstawiane sprawy. Ich wybór, niewątpliwie przemyślany, wydaje się całkiem trafny: to ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski oraz Tomasz Terlikowski. Obaj są znani z tego, że od lat w sprawie ukrywania przestępstw seksualnych księży zabierają głos odważnie, stanowczo i często na przekór oczekiwaniom własnych środowisk. Ich obecność w filmie może uwiarygadniać stawiane w dokumencie tezy w oczach nieprzychylnej publiczności, doszukującej się w działalności braci Sekielskich nieczystych zamiarów i walki z Kościołem.

Należy się przy tym w pełni zgodzić z redaktorem Terlikowskim, gdy ten – na podstawie doświadczeń innych państw – wskazuje elementy niezbędne dla zmiany podejścia Kościoła do wykorzystywania seksualnego dzieci (oraz innych nadużyć seksualnych) i jego ukrywania. Ma rację, gdy mówi, że postępowanie hierarchów może zmienić jedynie połączenie trzech czynników: silnej presji ze strony wiernych (a także szeregowych kapłanów), zmiany podejścia władz świeckich w taki sposób, by zaczęły wreszcie po prostu wykonywać swoje obowiązki, oraz odszkodowań zasądzanych przez sądy.

To ostatnie zresztą zaczyna się w Polsce dziać, czego dowodem jest niedawny wyrok Sądu Najwyższego, który utrzymał w mocy odszkodowanie wypłacone ofierze drapieżcy seksualnego przez Towarzystwo Chrystusowe. Można się spodziewać, że niedługo do polskich sądów trafią kolejne podobne wnioski.

***

Czy tym razem reakcja hierarchów oraz władz państwowych będzie ostatecznie równie pozorna jak przed rokiem? Nie wiem. Nie ma przesłanek pozwalających oczekiwać wielkiego przełomu. Mam jednak nadzieję, że kropla drąży skałę. Filmy braci Sekielskich są kroplami znaczącymi. Swoją pracą pomagają oni Kościołowi, konfrontując go z coraz jaśniejszą koniecznością stanięcia w prawdzie, rozliczenia się z zaniedbań i win oraz oddania sprawiedliwości osobom skrzywdzonym przez jego przedstawicieli.

Ta sprawiedliwość wymaga wciąż tych samych kroków, o które dopominaliśmy się rok temu: dymisji niektórych hierarchów, w szczególności biskupów Janiaka, Tyrawy i Głodzia, powstania niezależnej komisji mającej zbadać archiwa i dokumenty kurialne, realnych i pozbawionych taryfy ulgowej działań państwa, w szczególności policji i prokuratury, oraz skończenia z korporacyjną lojalnością między biskupami, która zbyt często ma pierwszeństwo wobec troski o skrzywdzonych i o sprawiedliwość.

Czas, by „nadchodzący” sąd nad wilkami w koloratkach – tymi gwałcącymi i molestującymi, jak i tymi, którzy ich kryli lub kryją – wreszcie przyspieszył.

***

Inicjatywa „Zranieni w Kościele” to telefon zaufania i katolickie środowisko wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną w Kościele. Kontakt telefoniczny przeznaczony jest przede wszystkim dla osób, które same doświadczyły wykorzystywania seksualnego, oraz ich najbliższych. Otwarty jest również na wszystkich, dla których te grzechy ludzi Kościoła stały się zgorszeniem i przyczyną utraty zaufania do całej wspólnoty wiary. Inicjatywę tworzą świeccy katolicy zatroskani o bliźnich skrzywdzonych przez przedstawicieli Kościoła. Dyżury telefoniczne pełnione są regularnie w każdy wtorek w godzinach 19.00–22.00 przez odpowiednio przygotowane osoby. Rozmowy prowadzone są anonimowo, bezpłatnie, cierpliwie i dyskretnie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×