fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Co NAPRAWDĘ skrywają tajemnice fatimskie?

Populizm potrzebuje swoich mitologii. Wielka szkoda, że w Polsce musiało stać się nią chrześcijaństwo.
Co NAPRAWDĘ skrywają tajemnice fatimskie?
ilustr.: Aleksandra Otulska

Na przestrzeni paru miesięcy w 1917 roku, gdy Portugalia walczyła z głębokim kryzysem i mierzyła się ze zmianą ustroju z monarchii na republikę, trójka dzieci miała doświadczyć serii ukazań ze strony „Pięknej Pani” utożsamionej później z Maryją. Franciszek i Hiacynta Marto oraz Łucja dos Santos z miasta Fatima spotykali się, rozmawiali oraz służyli za pośredników objawień maryjnych, których przesłanie miało realnie wpłynąć na losy świata. Trzy tajemnice fatimskie, pilnie strzeżone i analizowane przez władze Kościoła rzymskokatolickiego, stanowią sensację historii wiary XX wieku – objawienia, które odkrywają boskie zamiary względem tak Eklezji, jak i dziejów oraz wydają dyrektywy mające wpłynąć na duchowy układ geopolitycznych sił.

Nie chcemy dekonstruować sensów oraz sensowności historycznych objawień w tradycji Kościoła. Rzesze fatimologów, archiwistów watykańskich oraz wielu świeckich badaczy od dekad detalicznie przyglądają się ich treści na poziomie teologicznym, psychologicznym czy politycznym. Stanowisko papieży w sprawie Fatimy i jej tajemnic jest niespójne, wydaje się zależne od ich własnej, prywatnej duchowości. Paweł VI miał uznać je za przejaw zabobonów i duchowej wrażliwości bliższej psychozie niż teologicznemu wyzwaniu dla Kościoła i świata. Jan Paweł II z kolei, wyznając bardzo głęboko kult maryjny, widział najpewniej siebie jako realizatora fatimskich tajemnic – papieża męczennika.

Kwestia tak zwanych objawień prywatnych jest tematem niedookreślonym przez kościelne magisterium. W przypadku tych, które nie wchodzą w realny konflikt z nauczaniem Kościoła, nie pretendują do statusu nowej religii czy głębokiej heterodoksji, są one traktowane jako duchowe wsparcie dla wszystkich, którzy znajdują w nich nadzieję, pocieszenie i oparcie dla swojej duchowości i przeżywania wiary. Jeśli dany fenomen nie jest bezpośrednio szkodliwy ani nie ośmiesza teologicznej powagi ewangelicznego Objawienia Jezusa Chrystusa, nie istnieją przesłanki, dla których należałoby go zwalczać czy zakazywać. Organy kościelne odpowiedzialne za badanie prawdziwości lokalnych objawień, korzystając z eklektycznej metody naukowej skoncentrowanej na określaniu charakteru świętości, legitymizują kulty rozlicznych sanktuariów, wystawiając im certyfikat cudowności.

Przeprowadzenie rzetelnej i pogłębionej analizy kanałów informacyjnych produkujących i popularyzujących treści natury kryptologicznej, spiskowej czy apokaliptycznej jest w tym miejscu niemożliwe. Już samo przyjrzenie się postaci i dorobkowi księdza Piotra Natanka zasługiwałoby na poważną pracę akademicką. Jest tego zwyczajnie za dużo, żeby pojedynczy, zwyczajny człowiek mógł poruszać się w owych morzach informacyjnych w sposób klarowny i swobodny. Nie jest to próba wymigania się od pracy i odpowiedzialności – wręcz przeciwnie, jest to pierwsze, a przy tym obezwładniające wrażenie osoby, która konfrontuje się z tym dyskursem na świeżo.

PRAWDZIWE Objawienie

Fenomen chrześcijańskich teorii spiskowych należy roboczo podzielić na dwie kategorie ze względu na relację do scentralizowanego Kościoła rzymskokatolickiego. Pierwsza opcja reprodukuje narrację tak zwanej „oblężonej twierdzy”: chrześcijanie są zagrożeni, w ciągłej defensywie względem świata, wrażych sił innych religii, politycznych mocarstw oraz Szatana, jego demonów i popleczników. Zaufanie do duchowej mocy i autorytetu Kościoła skupia wiernych wyznających te budzące trwogę treści mocniej w obrębie religii. Ideologia gender, neomarksizm, zaraza czerwona, a dzisiaj tęczowa, usiłują doprowadzić do zniszczenia Kościoła, a w ostateczności do wytępienia białej rasy.

Wobec globalnej dominacji demonicznego zła tylko jedna wioska dzielnie stawia opór – Kościół Jezusa Chrystusa, będący ostatnią opoką etyki, człowieczeństwa oraz traktowania ludzi podmiotowo, jako istot posiadających nieśmiertelną duszę. Gdyby walkę o losy świata wygrać miał Szatan współczesności, wszyscy skończylibyśmy w obozach koncentracyjnych. Nie ma żartów. Jedynie Kościół rzymskokatolicki stanowi potęgę, dzięki której resztkami sił ludzkość jest chroniona – potęgę, z którą świat musi się liczyć.

Druga opcja jest bardziej skomplikowana, a tym samym stanowi przyczynek do naszych refleksji. Przykład? „Komu zawdzięczamy to, że nadal na świecie są wojny, wzmagają się prześladowania przeciw chrześcijanom i wobec chrześcijan, katolików zwłaszcza, pojawia się zamęt, pandemie, głód, zarazy, zło niczym we «Władcy Pierścieni» dosłownie obezwładnia ludzi? Okrąg Ziemi zaciemnia nasz umysł, opanowuje świat, rządy, powstają szaleńcze plany jakichś resetów, zniewolenia ludzkości. Coraz wyraźniej objawia się też tajny układ: Watykan i rządy świeckie państw, których celem jest jakby zbudowanie i zalanie komunizmem całego globu, stworzenie też globalnej religii i światowego jednego rządu. Kto za to personalnie odpowiada?” – słyszymy we wstępie do filmu „Niektóre narody będą unicestwione. Globalny komunizm i kary. ISTOTA 3 TAJEMNICY FATIMY” na kanale „Trudno być katolikiem, ale warto”. Podobne treści zdają się sytuować w enigmatycznej kontrze do władzy i struktur Kościoła. W ramach tej optyki papiestwo, biskupi wraz z resztą establishmentowej hierarchii ukrywają przed wiernymi istotne tajemnice dotyczące losów świata.

Jednym z domniemanych, a fundamentalnych sekretów Watykanu jest zaś Trzecia Tajemnica Fatimska, przekazana Łucji dos Santos przez Maryję do rąk papieża.

Oficjalna jej treść brzmi następująco:

„[…] Anioł, wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: Pokuta, Pokuta, Pokuta! I zobaczyliśmy w nieogarnionym świetle, którym jest Bóg: «coś podobnego do tego, jak widzi się osoby w zwierciadle, kiedy przechodzą przed nim», Biskupa odzianego w Biel «mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty». Wielu innych Biskupów, Kapłanów, zakonników i zakonnic wchodzących na stromą górę, na której szczycie znajdował się wielki Krzyż zbity z nieociosanych belek, jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą; Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zrujnowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem szedł, modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugodzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni Biskupi, Kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji. Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga”.

Potocznie z postacią papieża męczennika utożsamiany jest Jan Paweł II, który 13 maja 1981 roku został postrzelony na placu Świętego Piotra. Sam również tak interpretował to wydarzenie. Jednak kontrowersje wokół tajemnic fatimskich nie ustają. Ponoć trzecia tajemnica nie została ujawniona w pełni. Kościół rzekomo boi się ujawnić prawdziwej treści – spekulacje wokół pytania „dlaczego” są różne, choć przede wszystkim zdają się wskazywać na trwogę hierarchów, a więc poczucie zagrożenia instytucji oraz jej słabości.

Wizja męczeńskiego końca hierarchicznego Kościoła, z papieżem i biskupami na czele, jest traumatyczna w swojej drastyczności. Możliwość utraty stabilności i autorytetu struktur, porządku oraz organizacji sfery symbolicznej jest dla religijnego podmiotu jednoznaczna z porzuceniem i dezorientacją wywołanymi przez śmierć bliskiej osoby. Dla większości wierzących topos śmierci Boga jest wszak ściśle spójny z procesem sekularyzacji, odchodzeniem władzy i ważności instytucji oraz doktryn religijnych. Religia zaś nadal stanowi istotne ramy, które, przynajmniej powierzchownie, strukturyzują cykl życia jednostki, jego wartość i stawki – także te ostateczne: zbawienie i potępienie.

ilustr.: Aleksandra Otulska

Skąd ta potrzeba?

Chrześcijaństwo już na etapie zapisywania słów jego założyciela, Jezusa z Nazaretu, było religią apokaliptyczną. Przejawiać miało się to w sposób podwójny: zarówno w formie antycypacji nadejścia rychłego końca świata, domknięcia dziejów, jak również poprzez pełne Objawienie się Boga na świecie oraz głoszenie Jego Królestwa wszystkim ludziom, bez tajemnic. Nadchodzące czasy mesjańskie miały być na językach całego kosmosu: ludzi, aniołów, zmarłych, a nawet kamieni. Dostęp do zbliżającego się Wydarzenia oraz do jego Autora i Aktora nie był sakralnym sekretem, pielęgnowanym przez kastę kapłańską w świątynnych przybytkach, ale miał być otwarcie głoszony „na dachach” i ulicach. W takim też poczuciu funkcjonowały pierwsze pokolenia chrześcijan: to już za moment, zaraz przyjdzie, zaraz się stanie.

Paweł z Tarsu w swoich Listach, oprócz zbudowania od podstaw struktur, które staną się teologią chrześcijańską i wykładnią wiary, dążył do tonowania i stopniowego uciszania tych apokaliptycznych zrywów. Kościół pierwszych wspólnot miał zacząć funkcjonować jako spójny, wiedziony duchem Chrystusowej dobrej nowiny organizm, ale jednocześnie miał istnieć w świecie, w oczekiwaniu na powtórne przyjście Boga. Tym samym chrześcijanie powinni porzucić anarchiczne zapędy biernego oporu względem socjopolitycznego autorytetu Cesarstwa i przyjąć role obywatelskie. W ten sposób pojawić się miała figura katechona, postaci, która odwleka tak koniec świata, jak i nadejście Bożego Królestwa na ziemi.

Minęły dwa tysiąclecia. Zrywy apokaliptyczne towarzyszą historii co parę dekad. Świat miał skończyć się już wiele razy od czasu Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa. Tak jednak się nie stało, choć dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek stoimy w obliczu skończoności Ziemi i jej klimatu wobec agresywnej eksploatacji dokonywanej przez człowieka. Skąd zatem bierze się tak ogromna płodność materiałów i treści związanych z poznaniem prawdy dotyczącej rychłego końca? Czym stała się Apokalipsa dla codzienności chrześcijan, spędzających nieco zbyt wiele czasu w odmętach internetu?

Co zyskuje widz kanałów spiskowych lub czytelnik materiałów o tej tematyce? Z pewnością możemy mówić o poczuciu wspólnotowości i jedności czy raczej jednomyślności poprzez wspólnie wyznawane informacje. Pytania, teorie, niepewności, fora dyskusyjne pełne gorących emocji w swojej warstwie dyskursywnej napędzają poczucie przynależności, osadzenia w środowisku zorientowanym wokół tych burzliwych zagadnień. Co jednak sprawia, że polski katolik, konserwatywnie trwający przy ortodoksyjnym łonie Kościoła, zaczyna przyglądać się, uczestniczyć i drążyć od podstaw struktury doktryny i instytucji, która zapewnia mu poczucie sensu w świecie? Gdy mistyczne tajemnice Fatimy, Akity czy Dzienniczka Faustyny Kowalskiej zdają się mieć swoje realne przełożenie na postrzeganie historii i polityki, kwestie wiary i wynikającej z niej duchowości lęku, tajemniczości oraz pełnych werwy, choć ostatecznie symbolicznych i pustych, wezwań do przebudzenia i działania – gdzie wobec tego jest głos Kościoła?

Czy zatem możemy mówić o pewnych brakach, niezaspokojonych potrzebach wśród wiernych Kościoła, których nie mogą oni odnaleźć w „oficjalnych” warstwach wiary? A co za tym idzie: czy Kościół jako obecna w historii i społeczeństwie siła przeoczył pewien głęboki głód u swoich członków – głód, na który nie posiada właściwego i stabilnego remedium? Zwrot w kierunku teorii spiskowych bierze swój początek w kiełkującym impulsie podejrzliwości. „Nie wszystko jest wyjawione” – „nie mówią nam wszystkiego” – „musi być w tym coś więcej” – „czego nam jeszcze nie wyjawili i dlaczego?” Być może jest to spóźniony proces odczarowania, w którym wierni odkrywają pewną narracyjną bezskuteczność – w znaczeniu bardziej magicznym niż etycznym – wyznawanej religii, tym samym chcąc dojść do ukrytego sedna.

Niezgoda na zaakceptowanie oficjalnej wykładni informacji, doktryny, interpretacji wydarzeń uznanych za niezwykłe, wykraczające poza czysto ludzkie rozumowanie, jest w fenomenie spiskowych teorii pierwszym, fundamentalnym krokiem w kierunku kontestacji eklezjalnego autorytetu. Wypominanie kościelnym hierarchom, aż po samego papieża, niezgodności z doktryną wiary, wolą Boga, a wręcz zdrad, spisków i korupcji, jest zjawiskiem nowym, gdy zauważymy, że głos krytyki wydobywa się z wnętrza Ludu Bożego.

Twierdza Kościoła przeciw Kościołowi

Kanały spiskowe tworzą więc paradoksalną platformę dla manifestowania niezadowolenia i niepewności, której nie oferuje nieprzyzwyczajony do demokratycznej synodalności lokalny Kościół ani episkopat. Nigdzie bowiem w przestrzeni publicznej – poza nielicznymi, często wielkomiejskimi wyjątkami – wierni nie mają miejsca, by zostać wysłuchani, nie będąc przy tym potraktowani protekcjonalnie. Jest to o tyle intrygujące zjawisko, na poziomie teologicznym, a wreszcie eklezjologicznym, że podstawą i pewnym gruntem kontestacji jest sam Bóg i Jego wola. Kościół hierarchiczny i scentralizowany, patrząc na sprawę kryptologii i apokaliptyki strukturalnie od zewnątrz, gubi lub już utracił na rzecz vox populi monopol na reprezentowanie boskich interesów.

Opieszałość Kościoła i jego klerykalnych reprezentantów, aby wypełniać wolę Boga, Chrystusa, Maryi i świętych, jest tu dowodem zdrady i słabości instytucji, która zamiast być świętą opoką, staje się siedliskiem korupcji i sekularności. Kościół słaby to ten, który decyduje się na kompromis ze światem: polityką, globalizacją, zmianami kulturowymi i społecznymi – słowem: modernistyczny. Histeryczna reakcja tradycjonalistów, którzy u świtu nowoczesności zauważyli fakt istnienia zmienności i przemijalności, rozmywania się struktur, dotyka także kultu i religii, towarzyszy czkawką Kościołowi od początku XX wieku aż do dziś. Sobór Watykański II, będący swojego rodzaju triumfem frakcji progresywnych, jak na lata 60., można traktować jako silny początek narracji oblężonej twierdzy, już nie jedynie względem sekularnego świata, ale odtąd także wewnątrz samego Kościoła.

Co Kościół – przede wszystkim lokalny, Episkopat wraz ze swoimi rozsianymi ośrodkami władzy hierarchicznej – zyskuje dzięki obecności i aktywności radykałów i osób niezrównoważonych? Wpuszczenie ich do różnej maści rozgłośni i kanałów, aby opowiadali naprawdę dziwne historie pod płaszczem wyjaśniania skomplikowanej rzeczywistości, nie działa kojąco na lęki społeczne ani nie wspiera rozwoju żywej i zaangażowanej duchowości chrześcijańskiej. Zamiast tego przyzwyczaja odbiorców, widzów i czytelników, do kryptologicznego poziomu dyskusji i myślenia o świecie, normalizując plotkę, a wreszcie dezinformację jako substytut wiedzy. Platformy tego rodzaju produkują sobie konsumentów rosnąco podatnych na trawienie i przyswajanie spiskowych treści, tworząc, pogłębiając i utrzymując specyficzne potrzeby oraz struktury rozumowania.

Nie jest to oczywiście bezpośrednie działanie kościelnej hierarchii. Jednak niechęć czy nieudolność, by w sposób konkretny i jednoznaczny wypowiadać się krytycznie w kwestiach negatywnie organizujących życie społeczne, jest współwiną. Być może hierarchowie mają świadomość przegranej wobec wyzwolonej kryptologicznej wyobraźni apokaliptycznej – mogliby, w sytuacji jasnego sprzeciwu, zostać posądzeni o masonerię bądź reptiliańskie korzenie. Dyskusja nad pytaniem, czy, na ile i w jaki sposób tego rodzaju organizacja kulturowych napięć jest im na rękę, pozostaje w mocy i nie doczekała się rzetelnych odpowiedzi. Czy jest to gra w tworzenie zradykalizowanego, choć uśpionego, biernego konsumenta, czy raczej permisywizm bezsilności, akceptujący swój brak autorytetu?

Być może wizja religii ponowoczesności naprawdę nie dopuszcza już możliwości istnienia spajającego centrum, przenosząc akcent na dynamikę coraz to większych fragmentaryzacji, plemienności i lokalności partykularnych tendencji i nastrojów. Kościół, który odnajduje swoje podstawowe oblicze w permanentnym stanie zagrożenia i rzekomego zaszczucia przez świat, nie zaprasza człowieka, tracąc przy tym swój pierwotny pęd prozelityzmu. To samo zresztą dotyka innych tradycji religijnych decydujących się na ortodoksyjny ekskluzywizm, czystość i poczucie bezpieczeństwa.

Populizm potrzebuje swoich mitologii. Wielka szkoda, że w Polsce musiało stać się nią chrześcijaństwo.

A więc kiedy KONIEC?

Wreszcie, jest to wielki powrót nigdy do końca nieumarłej gnozy. Hermetyczne przewartościowanie pewnej wiedzy, tudzież nauki tajemnej, pilnie strzeżonej przez moce tego świata, mającej zapewnić wtajemniczenie, dzięki któremu uzyskiwany jest wyższy status: oświecenia, namaszczenia czy wręcz zbawienia, dołączenia do wybranego grona błogosławionych. Drugą możliwością jest zmiana podejścia do samej rzeczywistości, w której porusza się człowiek – otrzymany twardy grunt Prawdy Ostatecznej i dotąd ukrytej przywraca poczucie sprawczości i wartości, aż po tendencje magiczne. Gnoza w takim rozumieniu byłaby przyznaniem racji formule wiedza to władza, wynoszącej poinformowaną osobę nad nieświadome owce. Tajemnice nieprzeznaczone dla oczu tak zwanych szarych ludzi można albo podglądać, albo wydrzeć siłą lub sprytem. Ci, którzy wiedzą, a wiedzieć nie powinni, stają się naturalnie wspólnotą prześladowanych, zaszczutych z powodu prometejsko wykradzionych sekretów świata władzy i autorytetu. Co jednak zrobić z wiedzą czy raczej głosami, przypuszczeniami i teoriami, które zalewają przestrzenie forum internetowych, multiplikując się w inflacje dezinformacji, krzykaczy i plotek?

Gdzie należałoby szukać orientacji i celu w świecie duchowych wartości organizujących wrażliwość i dążenia religijnych teoretyków spiskowych? Kategorie soteriologiczne i eschatologiczne, teologicznie skupione na Zbawieniu tak jednostki, jak i całego świata, w optyce spiskowej zazębiają się z realno-politycznym poczuciem ciągłego lęku i zagrożenia. Zło czai się wszędzie, także w Kościele, który wszedł w konszachty z potęgami tego świata, pragnącymi zapanować nad człowiekiem i doprowadzić do jego anihilacji. Jeśli opoka duchowego ładu i porządku jest przeżarta do cna korupcją – gdzie szukać wybawienia? W końcu to Kościół dysponować winien Boskim autorytetem, sprawczą mocą świętych sakramentów, Piotrowymi kluczami zbawienia…

Lęk, który drąży teokratów, głośnych i ortodoksyjnych polityków i aktywistów, to groza sądzącego spojrzenia. Nie sposób się przed nim ukryć – na koniec i tak upomni się o swoje: swój sąd, werdykt i karę. To, co można zrobić, to działać wobec owego Oka Opatrzności tak, aby nie mogło się do niczego przyczepić: eskalować konflikty i polaryzacje, atakować mniejszości, dbając o rytualno-magiczną czystość, czy przypominać o autorytecie, zarówno Boga, jak i wykonawców jego woli. Wszystko po to, by przyspieszyć powtórne Przyjście oraz zostać zaliczonym w legiony zbawienia. Dwie pieczenie na jednym ruszcie.

Przybycie wyczekiwanego Mesjasza, który rozgromi wraże moce sekularne, jest perspektywą ambiwalentną. Ratunek dla wybranych wiąże się z grozą końca zmieszaną z pragnieniem ukarania innych – tych, których ortodoksja wyklina i sytuuje poza murami struktury zbawienia. Chęć ujrzenia pobitych i wywłaszczonych wrogów wiary płonących w piekielnym ogniu zdaje się przyćmiewać nadzieję zbawienia wraz z etyką miłosierdzia i naprawy świata. Bastion pobożności wyczekującej końca świata obmurowany jest trwożliwą modlitwą o to, aby nadchodzący i rozjuszony Sędzia nie zwracał uwagi na swoich wyznawców. Nic nie ostanie się wobec Bożego gniewu, oprócz tych szczelnie okrytych grubą warstwą krwi Bożego Syna.

Dla apokaliptycznego Kościoła strachu i ukrycia nie ma nadziei. Jest jedynie święty spokój, który być może nadejdzie po burzliwym epilogu kulminacji dziejów.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×