fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Co KRYJE SIĘ za internetową apokaliptyką?

Zaufanie osób samotnych i starszych do wspólnot i instytucji zostaje podminowane tajemną wiedzą o zepsuciu świata. W efekcie osoby wtajemniczone bardziej od własnego zbawienia interesować będzie opis kar, jakie spadną na świat, który właśnie je zawiódł.
Co KRYJE SIĘ za internetową apokaliptyką?
ilustr.: Lena Solo

Widmo krąży po internecie, widmo apokalipsy/czasów Antychrysta/wojny światowej – wariant przyszłości zależy tu głównie od kanału YouTube’owego, który akurat wybraliśmy na wieczór grozy. W ostatnich latach, być może między innymi wskutek pandemii oraz wybuchu wojny w Ukrainie, wytworzyła się w polskiej sieci grupa odbiorców alternatywna wobec tej mainstreamowej, czyli młodzieżowej. To społeczność skupiona wokół kanałów publikujących filmy o objawieniach (tych uznanych i tych wyklętych), tajemnicach Kościoła, ukrywanych przepowiedniach, tajnych rządach i zakulisowych machinacjach. Zasięgi tych publikacji sięgają niekiedy setek tysięcy odsłon i nieraz nawet przebijają się na kartę „Na czasie”, a więc do zbioru szczególnie dobrze „klikalnych” w danym okresie filmów.

Apokaliptyczna publicystyka internetowa, zwłaszcza spotykająca się z tak szerokim odzewem, może mieć przy tym niebezpieczne konsekwencje. Za zasłoną nieraz groteskowej estetyki i patosu stoi szkodliwa odpowiedź na jak najbardziej poważne problemy społeczności. Równie istotnym wymiarem całego zjawiska są jego źródła teologiczne, nad którymi pochyla się w innym artykule w Magazynie Kontakt Adam Ostrowski. Ale kim są odbiorcy tych treści? I jakie są społeczno-polityczne skutki, z którymi wiązać się może pozostawienie tego zjawiska bez jakiejkolwiek odpowiedzi?

Kto mówi i kto słucha?

Filmy, o których tu mowa, to zazwyczaj opisy tajemnic będących częścią różnych objawień – pojawia się w nich Matka Boska z Fatimy, z Akity, ale także pomniejsi prorocy lokalni. Nieraz przepowiednie z dalekich krain mieszane są z doraźną interpretacją Apokalipsy Świętego Jana. Do twórców i twórczyń „apokaliptycznego YouTube’a” należą zarówno księża (zdarza się, że mają już zakaz posługi kapłańskiej), jak i osoby świeckie. Co ważne, w znakomitej większości kanały te identyfikują się z katolicyzmem i choć często twierdzą, że ich celem jest demaskacja szatańskich agentów w Kościele, nadal chcą wpisywać się w szerszą wspólnotę.

W przypadku części źródeł groźba apokalipsy jest wykorzystana do podparcia konkretnej narracji – na przykład część tradycjonalistycznych kanałów będzie odkopywała tajemnice fatimskie, aby zganić „zepsucie Kościoła” podczas drugiego Soboru Watykańskiego, jakiego mieli się dopuścić ci wstrętni moderniści. W innym przypadku ta sama Fatima będzie wyciągana w kontekście kolejnych rewelacji o masonach chcących zniszczyć ogromne rzesze ludzi, a pozostałych poddać pełnej kontroli. Ogromna część doniesień apokaliptycznych nie wpisuje się jednak w metainterpretacje. Cotygodniowe dzielenie się ostrzeżeniami Maryi z tego czy innego objawienia okraszane jest zwyczajnym wezwaniem do modlitwy i zapewnieniem, że oto „my, którzy się modlimy i odpowiadamy na wezwanie, jesteśmy w Bożej opiece, więc nie martwcie się, kochani”. Filmy nierzadko utrzymane w atmosferze grozy kończą się nutką pozytywnego przekazu w rodzaju: „Ale te kule ognia to nie na nas spadną, słyszymy się za tydzień”. Choć ostrzeżenia Matki Bożej – na przykład sformułowane w objawieniach fatimskich – są naprawdę poważne, a zagrożenia śmiertelne, twórcy wcale nie zachęcają do wychodzenia na ulicę, by informować o nich innych. Apokaliptyczny YouTube jest jakby zbiorem zamkniętych kół ludzi wtajemniczonych, w których groźba „powietrza, głodu, ognia i wojny” wcale nie prowadzi do aktywizmu.

Kim są odbiorcy tego typu treści? Choć nie mamy dostępu do danych na temat rzeczonych społeczności, jesteśmy w stanie ze sporą dozą prawdopodobieństwa przypuścić, że będą to w istotnej części osoby starsze. Wskazują na to dwie rzeczy. Po pierwsze, forma podania informacji i styl, w jakim nagrane są filmy, nie są skierowane do młodego widza. Raczej nie mamy tu do czynienia z montażem ani przebitkami z wizerunkiem ogni piekielnych. Filmy te to zazwyczaj znane z telewizji „gadające głowy”. Po drugie, gdy zerkniemy w sekcje komentarzy pod publikacjami, szybko dostrzeżemy znaczną liczbę użytkowników i użytkowniczek mających w swoich nazwach całe imiona, nieraz także nazwiska. Do imion takich w większości należeć będą: Grażyna, Waldemar, Genowefa, Mieczysława i tym podobne. To zaś przykłady imion znacznie bardziej popularnych w najstarszych rocznikach.

Jeśli za prawdopodobną przyjmiemy tezę o zaawansowanym wieku widowni, możemy również spróbować domyślić się tego, co wpłynęło na taki rozrost kanałów apokaliptycznych i objawieniowych w ostatnich latach. Czas pandemii był szczególnie dotkliwy dla seniorów. Wielu z nich zmuszonych było zostać w samotności przez wiele miesięcy, a i samo zachorowanie mogło mieć o wiele większe konsekwencje dla przeciętnej osoby starszej niż dla osób z innych grup wiekowych. Okres pandemii to także czas, w którym sporo osób starszych wkroczyło w nowe media – choćby po to, by utrzymać kontakt z młodszą częścią rodziny. Zarówno potrzeba komunikacji, jak i zagrożenie chorobą i śmiercią stanowiły doskonałą podbudowę dla zaistnienia apokaliptycznej niszy w polskim internecie.

Oświecony-wyobcowany

Czym może poskutkować taki rozrost apokaliptycznego mikrokosmosu w sieci?

W siejących strach i „ewangelię” źródłach dominuje przekonanie o beznadziejności obecnego świata. Skoro nawet sam Kościół zawiódł, skoro sama Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) chce nas zniszczyć, to już nie ma co nawet zerkać na państwo. A czy warto zerkać na parafię, rodzinę, sąsiadów? Jaki może być stosunek widowni podobnych kanałów do tego rodzaju wspólnot? Czy jeśli ktoś słyszy o nadchodzącym wskutek wojen zniesieniu granic albo kolejnych plagach, jakie mają niechybnie nadejść, to czy po wyłączeniu filmu działa dalej jak gdyby nigdy nic i, dajmy na to, idzie do kina z wnuczkami? Być może część osób oglądających te filmy – owszem. Jednocześnie można się z niepokojem domyślać, że istotnym komponentem widowni apokaliptycznego YouTube’a są nie tylko osoby starsze, ale także samotne. Jeśli tak jest, to temat – początkowo wydający się komicznym – okazuje się prowadzić do dostrzeżenia autentycznego braku, na jaki odpowiedzią są małe wspólnoty wtajemniczonych w objawienia.

Problem w tym, że w sytuacji, w której sojusznikami osób samotnych i starszych powinny być różne wspólnoty i instytucje, zaufanie do nich – czy jakakolwiek wiara w szerszą społeczną solidarność – zostaje podminowane tajemną wiedzą o zepsuciu świata. W tym kontekście zarówno brak wezwania do działania, jak i informacje o karze, jaka czeka niewiernych i niewtajemniczonych, wskazywałyby na to, że całe zjawisko można odczytać również jako sposób realizacji swoistej zemsty, zaspokojenia resentymentu. Bardziej od własnego zbawienia osoby wtajemniczone interesować będzie opis kar, jakie spadną na świat, który właśnie je zawiódł. Na podobną interpretację szczególnie nakierowuje ilościowa dominacja materiału grozy nad uspokajaniem, a także stylistyka miniatur oraz tytułów filmów. W takim krajobrazie zamiast aktywnej walki z samotnością pozostaje okopanie się w pseudowspólnocie internetowej, w której zamiennikiem prawdziwej rozmowy jest świat komentujących potakiwaczy, utwierdzających się tylko we własnych przesądach.

ilustr.: Lena Solo

Polityczność objawień

Choć zjawisko internetowych mistyków zdaje się być po części odpowiedzią na porzucenie przez wspólnotę, nie można przeoczyć politycznego wymiaru sprawy. To, gdzie Matka Boska się objawia, to, kto jest wzywany do nawrócenia, a także to, kto te nowiny przynosi do społeczeństwa, pozostaje znaczące i, nomen omen, objawia wizję świata wyznawaną przez zainteresowanych. Nie jest przypadkiem, że po wybuchu wojny w Ukrainie tak odżył w internecie temat Fatimy. Choć od objawień, które miały mieć w niej miejsce, minęło już bardzo wiele lat, internetowi posłańcy dalej mówią o konieczności nawrócenia Rosji – wskazanej w tak zwanych tajemnicach fatimskich. To również wskazuje na relatywność oraz zamknięcie w konkretnej (wąskiej i „własnej”) przestrzeni historyczno-politycznej – co bowiem z takimi krajami jak Indie i Chiny, gdzie dusz do nawrócenia jest o wiele więcej? Uniwersalizm chrześcijaństwa podlega tu zanikowi, cała rozgrywka między Niebem a Piekłem dziwnym trafem rozstrzyga się akurat w Europie.

Nie jest także przypadkiem, że głosem Matki Bożej Fatimskiej są przedstawiciele ludu. Zarówno krytykę zepsutej hierarchii, jak i wywyższenie wieści z Nieba, które przekazywać mają prostaczkowie, można odczytać jako realną potrzebę współudziału w aktywności Kościoła. Ponieważ organiczna potrzeba pozostaje bez odpowiedzi, zaczyna przeobrażać się w swoją karykaturę – duchowość zamkniętej sekty, w której wszyscy są wtajemniczeni, ale tylko modlą się za siebie, bo świat jest już i tak stracony.

Sam fakt obecności w sieci, ale również jej konkretny, ilościowy charakter, ma przełożenie na naszą rzeczywistość. Śmiem twierdzić, że nie byłoby takiego poparcia pewnych przesiąkniętych myśleniem spiskowym tworów politycznych, gdyby nie uprzednie wytworzenie elektoratu, ale również pojawienie się i wywalczenie sobie miejsca w przestrzeni internetu. Zaznaczenie obecności w sieci, miejscu sztucznym i nieoddającym wiernie skali prawdziwego świata, stanowi nieraz przygotowanie podstawy pod zaistnienie realnie działających potworków, które jak kula śnieżna rozrastają się do niebezpiecznych rozmiarów. Z tej perspektywy grupa wyborców odrzucających politykę może zostać łatwo zmobilizowana, gdy tylko zobaczy „swojego człowieka”, który rozumie i czerpie wiadomości o objawieniach z tych samych lub podobnych źródeł.

Popularność omawianych treści to także wyzwanie dla Kościoła, który będzie mierzył się ze specyficzną widocznością katolicyzmu w sieci. Już teraz można powiedzieć, że kanały zrzeszające społeczności wokół tajemniczych objawień dawno przerosły te tworzone przez bardziej oficjalnych reprezentantów Kościoła w sieci (wyjątkiem zapewne będzie ojciec Adam Szustak, którego widownia skupia raczej młodsze osoby). Katoliczka lub katolik wchodzący na YouTube’a z dużym prawdopodobieństwem natrafi najpierw na świat objawień i taniej apokaliptyki, a dopiero potem na niszę w większym stopniu „oficjalnie” katolicką. Tworzy to niebezpieczną sytuację, w której dominująca w naszym kraju wiara zostaje w rzeczywistości online przejęta przez symbolikę i mitologię religijności skażonej, bo opartej na lęku i uprzedzeniach.

Sprzedawcy tajemnic

Uniwersum katolickich objawień internetowych nie ogranicza się wyłącznie do sfery wirtualnej. Nieraz jest tak (obecnie trend widoczny zwłaszcza na niektórych większych kanałach tradycjonalistycznych), że wiadomości o tajemnicach Kościoła i karach piekielnych okraszone są reklamami konkretnych pozycji książkowych opisujących dane objawienia. Wydawnictwa mające w swoich arsenałach książki o tematyce „wyklętych prawd” zdają się nawiązywać całkiem intratną współpracę z internetowymi twórcami. Pociąg do transcendentnej wiedzy tajemnej zostaje tu docześnie, a więc brutalnie, urynkowiony.

Samo zagadnienie wydawnictw zbijających kapitał na lękach związanych ze specyficznie rozumianym katolicyzmem byłoby warte oddzielnej analizy. Dość powiedzieć, że gdy spojrzymy na ofertę rzeczonych podmiotów, naszym oczom ukaże się wybuchowa mieszanka tradycjonalnego katolicyzmu, książek o rządzących światem masonach (albo Żydach, co w kontekście niedawnego ataku Grzegorza Brauna na uroczystość zapalenia świec chanukowych w sejmie nie pojawia się bez powodu), pozycji o słynnym marksizmie kulturowym oraz klasyków austriackiej szkoły ekonomii (!). Jak łączyć tradycjonalizm ze skrajnym indywidualizmem – jak połączyć wezwania do nawrócenia albo opowieści o spisku wielkiego kapitału w celu służby szatanowi z autorami zachwalającymi jak najmniej uregulowany rynek? Odpowiedź na to pytanie, ale także opis genezy tak dziwnej mieszanki ideowej wymagałyby poważnego namysłu, zapewne zarówno historycznego, socjologicznego, jak i religioznawczego.

Świat wart przemienienia

Za mikrokosmosem internetowych objawień stoją prawdziwe potrzeby, ale też jak najbardziej realne zagrożenia. Być może przyszłością Kościoła będą właśnie takie małe enklawy wtajemniczenia. Niestety sprzyjałoby to w jeszcze większym stopniu rozwijaniu się religijności bezobjawowej, w ramach której za wiedzą i wiarą wcale nie idzie czyn. Zresztą: strach pomyśleć, co to byłby za czyn, gdyby wsłuchać się w amalgamat katastrof, jakie nam grożą.

Wydaje się, że procesu rozrostu tejże sfery internetu nie da się już zatrzymać. To nie oznacza, iż nie dałoby się tworzyć dla niej przeciwwagi w obrębie obecności katolicyzmu w sieci. Byłby to katolicyzm prawdziwej wspólnoty, w którym nie czeka się na zagładę tych przebrzydłych niewiernych, tylko wspólnie z drugą osobą stara się budować Kościół. Byłby to katolicyzm, który świata nie przekreśla, a przemienia go na lepsze w duchu nauk Chrystusa i chrześcijańskiego uniwersalizmu. Aby jednak to się stało, potrzebne jest działanie, które poprzez pomoc ludziom wplątanym w religijność paraliżującą, pokaże, że świat nie jest stracony i że nadal warto o niego walczyć.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×