fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Nie tak będzie między wami

Gwałcenie dzieci i ukrywanie tego to najbardziej jaskrawy przykład przemocy w Kościele, ale bynajmniej nie jedyny. Potrzebujemy większej czujności także na inne przejawy przemocy, która krzywdzi ludzi i stoi w sprzeczności z Ewangelią.
Nie tak będzie między wami
ilustr.: Dominika Bałdyga

Nieprzestrzeganie praw pracowniczych, zatrudnianie na czarno, a więc uzależnianie czyjegoś losu od dobrej woli przełożonego. Przemoc ekonomiczna biskupów i przełożonych zakonnych wobec podlegających im księży czy sióstr. Brak należytej i powszechnej otwartości na słabość, kryzysy psychiczne, leczenie uzależnień i w efekcie odcinanie potrzebujących od pomocy. Łamanie ludzkich sumień i kręgosłupów moralnych w imię korporacyjnej lojalności oraz patologicznie rozumianego posłuszeństwa. Przemocowe relacje między proboszczami a innymi księżmi posługującymi w danej parafii. Oparta na symbolicznej władzy w społeczności przemoc księży wobec wiernych. Nadużycia związane z kontrolowaniem rytuałów związanych na przykład z końcem życia czy małżeństwem. Infantylizująca i totalna formacja w seminariach duchownych. Przemoc seksualna wobec zakonnic, kleryków, młodych księży, dorosłych członków i członkiń wspólnot.

To wszystko nie musi być – i w wielu miejscach nie jest – standardem. Jednocześnie jest to lista tematów – zapewne wciąż niepełna – związanych z realną przemocą w Kościele katolickim w Polsce. Zjawiska te są obecne w nim w różnej skali, same mają też różną siłę krzywdzenia ludzi, ale nie powinniśmy udawać, że ich nie ma. Póki co jeszcze zdecydowanie zbyt często prześlepiamy większość z nich w debatach na temat patologii w naszej wspólnocie. Myśląc o nich, bardzo często skupiamy się bowiem głównie na kwestii przemocy seksualnej wobec dzieci. To przemoc, którą trzeba – wraz z jej strukturalnymi przyczynami – wyplenić do cna. Warto jednak równocześnie pozostawać wrażliwym na inne formy przemocowych relacji, które w Kościele mogą kwitnąć – i kwitną – zarówno w wyniku sposobu działania instytucji, jej kultury wewnętrznej, sposobu formacji nowych jej członków, jak i – co nie mniej ważne – złej teologii.

Płaczące siostry i zakaz noszenia brody

Nie potrzeba śledztw dziennikarskich, by sypać przykładami. Wystarczy odpowiednia liczba szczerych rozmów z księżmi (obecnymi i byłymi), siostrami zakonnymi (jak wyżej) i osobami świeckimi. Wystarczy odpowiednie nadstawianie ucha, by poznać wiele historii o przemocy w Kościele. Dotyczą wielu sfer, a przemoc w nich obecna jest różnego rodzaju. Łączy je fakt, że zbyt często są racjonalizowane lub bagatelizowane.

Wysoko postawiony ksiądz biskup dzwoni do (skądinąd również wysoko postawionej w strukturach) siostry zakonnej, która odważyła się publicznie poruszyć niewygodny dla Kościoła instytucjonalnego temat. Ruga ją w grubiańskim stylu, wymusza usunięcie wypowiedzi w kościelnych mediach (choć i tak poszła już w świat), doprowadza do płaczu. Dzieje się tak, mimo że formalnie ów biskup nie ma nad tą siostrą żadnej władzy.

Proboszcz dużej parafii, w której w niedzielę odbywa się prawie dziesięć mszy, co tydzień do późnego wieczora w sobotę trzyma podlegających mu księży posługujących w parafii w niepewności w sprawie tego, jakie obowiązki czekają ich następnego dnia. Niczego nie mogą sobie zaplanować. Nie wiedzą, kiedy mają czas wolny, czy wstają bladym świtem, kiedy spowiadają; nie wiedzą, czy będą mówić homilię do dzieci, młodzieży akademickiej, czy do dorosłych.

Inny proboszcz dzieli ofiary składane przy chrztach, ślubach i pogrzebach w proporcji: 80 procent dla niego, po 10 dla dwóch młodych księży.

Klerycy w wielu seminariach są codziennie dyscyplinowani w najdrobniejszych sprawach: sprawdzana jest czystość ich paznokci, stopień ogolenia brody, czy poszli spać o 22 i czy nie spóźnili się minutę na zajęcia, kontrolowane są także ich lektury. Wszystko podlane jest odpowiednim cytatem z Pisma o wierności w rzeczach małych, która prowadzi do wierności w sprawach wielkich. Celowość zakazu noszenia brody nie jest uzasadniana.

Przy okazji organizowanych przez pierwszy rok jasełek jeden z kleryków – lubiący śpiewać – otrzymuje zakaz dołączenia do chóru. Zostaje mu natomiast polecone, by zamiast śpiewać zebrał duży worek szyszek, rzekomo potrzebnych do dekoracji. Gdy to robi, słyszy, że może je wyrzucić, bo do niczego się nie przydadzą.

Ksiądz przychodzi do biskupa, by powiedzieć, że po kilku latach prób zrozumiał, iż szkolna katecheza nie jest jego drogą, że czyni nią więcej szkody niż pożytku, a wypalenie z tym związane wprowadza go w stany depresyjne. Biskup mówi, że nie ma kim go zastąpić, że ów ksiądz ma się „więcej modlić” i „nie wydziwiać”. Po paru miesiącach przenosi go na znacznie uboższą parafię, ponownie wysyłając do pracy w szkole.

Kleryk jednoznacznie odrzuca zaloty jednego z seminaryjnych przełożonych, a także skarży się, że czuje się napastowany przez kolegę, który nie przyjmuje do wiadomości odmowy wejścia w relację seksualną. Pod koniec roku kleryk ten słyszy, że nie nadaje się do kapłaństwa, że są z nim same problemy, i zostaje wyrzucony. Napastujący go kolega bez kłopotu przechodzi na drugi rok.

Gdy pracujący od wielu lat w parafii organista zarzuca proboszczowi, że ten oszukuje go w kwestii wynagrodzenia za grę na ślubach i pogrzebach, ląduje na bruku. W okolicznych parafiach księża wymijająco odpowiadają mu na pytanie, dlaczego nie chcą go zatrudnić. Ponieważ wcześniej pracował na czarno, nie ma prawa do zasiłku.

W nieszczęśliwym wypadku ginie mężczyzna. Jego żona znajduje się w dramatycznie trudnej sytuacji finansowej, bo zostaje z kilkorgiem dzieci na samodzielnym utrzymaniu. Ksiądz proboszcz oczekuje jednak kilkuset złotych za pogrzeb. Gdy kobieta idzie do innego kościoła, w którym pogrzeb zostaje odprawiony bez żadnej ofiary, proboszcz jej parafii ostentacyjnie nie przychodzi do jej rodziny po kolędzie, mimo że wcześniej mieli dobre relacje. Odmawia także odprawienia mszy w rocznicę śmierci mężczyzny i zakazuje tego podlegającym mu wikarym.

Dwie siostry w zakonie, którego charyzmatem jest służba rodzinom i działania na rzecz młodzieży, zostają oddelegowane do zajmowania się emerytowanym biskupem w jednej z diecezji. Odtąd zajmują się sprzątaniem, gotowaniem, usługiwaniem gościom i prasowaniem, pozostają oddzielone od wspólnoty zakonnej. Prośba jednej z nich – chcącej uczyć w szkole – o zmianę miejsca posługi zostaje odrzucona.

Cztery zmiany świadomości

Podobnych przykładów można podać znacznie więcej. Większość tych, które opisałem, znam z pierwszej ręki. Pozostałe – od osób bardzo bliskich danej sytuacji i dobrze w niej zorientowanych.

Jednak wiele podobnych incydentów nigdy nie ogląda światła dziennego. O niektórych dowiedzą się tylko ludzie najbliżsi osobie, która ich doświadczyła. Niektóre staną się przedmiotem plotek i (zupełnie nieśmiesznych) „anegdot” opowiadanych to tu, to tam. Inne kiedyś zostaną opisane anonimowo w reportażu. Wiele z nich będzie zbywanych jako „dowody anegdotyczne”, pojedyncze patologie, wyjątki od reguły wynikające z moralnych przywar poszczególnych osób dopuszczających się nadużyć.

Ujawnianych i opowiadanych historii będzie jednak coraz więcej. Zmieniać się będzie także ich postrzeganie. Jest to nieuniknione, bo zmienia się świadomość społeczna – w tym także wewnątrzkościelna – w kilku kluczowych sferach.

Po pierwsze dla coraz większej liczby osób staje się jasne, że podane wyżej sytuacje to przykłady stosowania różnego rodzaju przemocy, nadużywania władzy i przewagi symbolicznej. I że trzeba nazywać je po imieniu.

Po drugie rośnie zrozumienie tego, że choć wiele zależy od konkretnego człowieka (to jasne, że nie każdy biskup tak traktuje podwładnych, nie każdy proboszcz – wikarych, nie każdy kapłan – siostrę zakonną, nie każdy ksiądz – wiernych, nie każdy wykładowca – kleryków), to jednak przyczyny rozpowszechnienia podobnych zjawisk są strukturalne. Sposób myślenia o władzy i jej sprawowania w Kościele niezwykle ułatwia bezkarne funkcjonowanie w nim osób nadużywających swojej pozycji.

Po trzecie coraz większy jest rozziew między wciąż dominującą w dużej części Kościoła wypaczoną narracją na temat posłuszeństwa a świadomością współczesnych społeczeństw demokratycznych. Ta pierwsza opiera się na totalnym pojmowaniu hierarchii, ta druga odwołuje się do praw jednostki, wolności myśli i decydowania o sobie.

Po czwarte wreszcie coraz wyraźniej dostrzegany jest również nieewangeliczny charakter wielu „uświęconych tradycją”, zastałych i niekwestionowanych sposobów działania instytucji Kościoła oraz funkcjonujących w nim relacji. Każda z opisanych przeze mnie sytuacji stoi przecież w sprzeczności ze stwierdzeniem, że to człowiek jest drogą Kościoła.

Zmiana personalna nie wystarczy

Nie można sprowadzać rozmowy o przemocy w Kościele do grzeszności czy słabości jego poszczególnych członków. Sposób realizowania władzy w Kościele nie zależy bowiem wyłącznie – choć także – od moralnych przymiotów ją sprawującego. Łatwiej oprzeć się nadużywaniu władzy, gdy nie jest ona nieograniczona, gdy istnieją mechanizmy kontrolne, gdy los podwładnego nie jest uzależniony jedynie od decyzji przełożonego i tak dalej. Problemem Kościoła jest właśnie to, że wiele przejawów przemocy w nim obecnych opartych jest na strukturach hierarchicznej, niekiedy absolutnej władzy. A święcenia biskupie nie chronią przed jej nadużywaniem. Nie dają też prerogatyw do krzywdzenia innych w imię własnego widzimisię.

Żeby dokonać realnej zmiany w sposobach sprawowania władzy w Kościele, zmienić trzeba mniej więcej wszystko. Nie wystarczy bliżej nieokreślona zmiana personalna czy pokoleniowa wśród biskupów. Powinniśmy poważnie rozmawiać: o zmianie niektórych przepisów prawa kanonicznego; o stosowaniu obecnie istniejących w lepszy sposób; o poszanowaniu dla wyborów, talentów i ograniczeń jednostek; o systemach wsparcia dla osób przeżywających kryzysy; o prawie pracy i jego stosowaniu w Kościele; o znacznie większej obecności osób świeckich w strukturach kościelnych (zwłaszcza w kuriach); o sposobach niwelowania różnic majątkowych między parafiami i o nowych drogach ustalania nominacji personalnych, by ograniczyć ryzyko karierowiczostwa; o komisjach antymobbingowych; o traktowaniu sióstr zakonnych; o zupełnie nowej formacji kleryków, w której nacisk będzie położony na sprawczość, a nie na kontrolę, na wolność, a nie na karność, na równość księży, sióstr i świeckich, a nie na klerykalną wizję, wedle której księża stanowią w Kościele wyższą kastę.

Tylko przy całościowej dyskusji możemy myśleć o ograniczeniu przemocy w naszej wspólnocie. Przedmiotem tej dyskusji będzie i prawo, i kultura działania, i ugruntowane relacje, i kwestia przewagi symbolicznej (na przykład księży nad siostrami zakonnymi), i równość płci, i formacja, i miejsce różnych grup w Kościele, i sposób traktowania osób zależnych.

Przedmiotem tej rozmowy musi być wreszcie także teologia, na której postaramy się zbudować nowe, inne relacje wewnątrz wspólnoty. Potrzebny jest nam namysł socjologów i socjolożek, osób specjalizujących się w zarządzaniu, w ochronie praw pracowniczych i tak dalej. Potrzebna jest też rozmowa o duchowości i – jakże często to powtarzamy – powrót do źródeł. Ewangelia jest – poza wszystkim innym – wielką mową przeciwko przemocy. Przemoc między wyznawcami i wyznawczyniami Jezusa Chrystusa jest zwyczajnie nie do zaakceptowania, zwłaszcza gdy przyjmuje formę strukturalną, teologicznie uzasadnianą (to już bluźnierstwo) oraz przez struktury pielęgnowaną.

Potrzebujemy nawrócenia i fundamentalnej reformy działania instytucji, żeby Kościół mógł odzyskać choć część wiarygodności zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz wspólnoty. Potrzebujemy jej zarazem nie tylko dlatego, że tego – jak gotowi to byliby określić ludzie niechętni podobnej argumentacji – chciałby od nas świat. Potrzebujemy jej, ponieważ gdy Jezus mówił, że „nie tak będzie między wami”, to odnosił się do sytuacji, które do złudzenia w mechanizmach i istocie przypominają te opisane wyżej. Nie tak ma być między nami. Między nami – w Kościele – nie może być miejsca na gwałcenie dzieci, kobiet i mężczyzn. Nie może być zgody na łamanie czyjejkolwiek psychiki. Na pozbawianie ludzi prawa do godnego życia i godnej płacy. Na przemoc w każdym jej obliczu.

A jeśli tak będzie między nami, jeśli nie będziemy mieli w sobie gotowości do zmierzenia się z każdym przypadkiem przemocy oraz jej przyczynami, to przynajmniej nie czyńmy tego w imię Chrystusa. Bo On nie pozostanie z nami. Będzie z krzywdzonymi.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×