Choroba, nie niedbalstwo. Jak rozmawiać o otyłości?
Lęk przed otyłością jest w naszym społeczeństwie tak silny, że nawet same osoby chorujące na tę przypadłość obwiniają się za swój stan zdrowia. Do wyleczenia otyłości potrzeba jednak nie poczucia winy, a rzetelnej rozmowy o jej przyczynach i znaczeniu.
Nowa Jagna jest fit
Kanony urody nie są niezmienne. Władysław Reymont opisując życie na polskiej wsi przed dekadami odnotował, że ideałem kobiecego piękna były niegdyś dziewczęta “dorodne”. Stąd też wiejską femme fatale w “Chłopach” stała się dziewczyna, o której mówiono, że jest “spaśna kiej lepa”, a pod jej ciężarem mogły pęknąć żerdki płotu: Jagna Borynowa. Wcielająca się w tę postać w adaptacji “Chłopów” z 1973 roku Emilia Krakowska na ekranie również prezentuje się jako postać, której sylwetkę dziś ocenilibyśmy jako medium size. W adaptacji z roku 2023 natomiast nie ma miejsca dla Jagny z lekką nadwagą lub z masą ciała w górnych granicach normy: nowa Jagna, grana przez Kamilę Urzędowską, musi być fit. Jej postać jest więc smukła i rzadko (przynajmniej na ekranie) sięga po jedzenie.
Pożądany typ wyglądu jest ściśle związany z pragnieniami i oczekiwaniami powszechnymi w danym momencie dziejowym: w wieku XIX czy na początku XX obfite ciało sugerowało, że dana osoba żyje w dobrobycie, jest zdrowa i silna. Dzisiaj natomiast to szczupłość jest uznawana (czasem zbyt pochopnie) za oznakę zdrowia i sprawności. Tym, co – w przeciwieństwie do kanonu wyglądu – nie uległo zmianie jest to, że w każdej epoce istnieją choroby lub zaburzenia, które budzą powszechny lęk czy nawet obrzydzenie. Przed dwoma wiekami była to gruźlica, w latach 50. – rak, w 80.- HIV i AIDS. Obecnie zaś przeraźliwie boimy się otyłości, która nie tylko nie mieści się w ramach tego, co większość społeczeństwa postrzega jako atrakcyjność fizyczną, ale także przywodzi na myśl skojarzenia ze wszystkim tym, czego człowiek epoki późnego kapitalizmu obawia się najbardziej: brakiem kontroli, lenistwem, życiową nieporadnością i zaniedbywaniem się. Na bazie tych stereotypów wyrasta i potężnieje społeczna fatfobia, która może przybierać formę wrogą (przejawiającą się np. w nienawistnych komentarzach wobec osób z otyłością w sieci) lub “życzliwą” (polegającą m. in. na zasypywaniu osób chorujących na otyłość “dobrymi radami”, jak szybko schudnąć). Fatfobia i wynikająca z niej dyskryminacja osób z chorobą otyłościową bynajmniej nie pomaga jednak odzyskać zdrowia, o czym wielokrotnie przekonywały się Magda i Kornelia, przez lata zmagające się z nadmierną masą ciała.
“Matka mówiła, że chce tylko, by mężczyźni się mną nie brzydzili”
Trzydziestoletnia Kornelia wspomina, że fatfobii doświadczyła w szkole, ale także – że w pewnym momencie sama ją zinternalizowała. Kobieta opowiada również o swoim osamotnieniu związanym z otyłością:
Do momentu, gdy poszłam do zerówki, byłam przeciętnej postury, a potem zaczęłam tyć. Widać diametralną różnicę między zdjęciami klasowymi z klasy zerowej a pierwszej. Z każdym rokiem bylam grubsza. Bywałam u różnych lekarzy, którzy radzili mi, abym się ruszała – tylko jeden z medyków zalecił moim rodzicom, aby w weekendy spędzali ze mną czas aktywnie. To się nie działo. W moim domu wiele rzeczy “nie grało”, a ja znajdowałam ukojenie w jedzeniu.
W trzeciej klasie podstawówki byliśmy z klasą w górach. Szlak był trudny. Dzieci, które były bardziej sprawne fizycznie szły tak szybko, że gdy robiono przerwę, ja dopiero do nich dołączałam i nie miałam już chwili na odpoczynek. Spowalniałam tempo całej grupy, inni musieli na mnie czekać. Wywoływało to niezadowolenie ogółu – jedyną osobą, która się mną interesowała, był przewodnik. Przy wejściu na Śnieżkę byłam jedynym dzieckiem, któremu nauczycielki nie pozwoliły wejść, bo według nich nie dałabym rady. Płakałam cały czas, do powrotu reszty klasy.
Jako otyłe dziecko nie miałam ubrań takich jak wszyscy – musiałam chodzić w leginsach, bo nie było spodni w moim rozmiarze. Na WF-ie byłam wybierana ostatnia. Kiedy kazano nam biegać 10 kółek na boisku, dzieciaki „motywująco” krzyczały: „biegnij, myśl o pizzy!”. W domu z kolei mój ojciec wypominał mi, że jestem gruba i sposób jaki jem jest obrzydliwy – twierdził, że jeśli będę jadła publicznie, ludzie będą źle o mnie myśleć. Przykre komentarze słyszałam też poza domem i szkołą. Raz nawet w autobusie, gdy byłam w gimnazjum, jakaś kobieta zaczęła do komentować moja otyłość. Na skutek moich doświadczeń sama jestem fatfobem i oceniam ludzi otyłych bez żadnej litości – tak jak robię to sobie. Tak, niestety muszę to przyznać: największym fatfobem, jakiego znam, jestem ja sama.
Magda natomiast jest dzisiaj po operacji bariatrycznej, a jej masa ciała jest w normie. Kobieta uważa jednak, że lata choroby otyłościowej i społecznego ostracyzmu nadal mają na nią negatywny wpływ:
Wyszłam z otyłości pod tym względem, że nie jestem już gruba i ludzie z zewnątrz nie pouczają mnie, że powinnam wziąć się za siebie. Ale w mojej głowie nadal jest mnóstwo żalu do świata o to, co przeszłam – z tego powodu wciąż jestem w terapii. Leczenie otyłości nie było w moim przypadku aż takie trudne, gdy w końcu trafiłam do odpowiednich specjalistów: diabetologa, endokrynologa i bariatry – lekarza specjalizującego się w leczeniu otyłości. Ale to, co przeszłam wcześniej, było pasmem upokorzeń i udręki.
Do pewnego momentu w moim życiu wszystkich cieszyło to, że jestem “duża”: mama chwaliła się, że jak się urodziłam, ważyłam ponad 4 kilogramy. W przedszkolu byłam jedną z najwyższych dziewczynek. Rodzice mówili z zadowoleniem, że nie sprawiam problemów z jedzeniem – ale to było zapewne wynikiem wychowania mojej babci, która zmuszała mnie do jedzenia. Kiedy odmawiałam kolejnej dokładki, zaczynała płakać, że boli ją serce i wnusia (czyli ja) jej nie kocha. Jadłam więc, by nie sprawiać babci przykrości. A później, kiedy weszłam w wiek dojrzewania, wszystko się zmieniło. Moja waga zaczęła być tematem obecnym na rodzinnych spotkaniach. Wszyscy patrzyli na to, ile jem, co nakładam sobie na talerz. Ciotka kiedyś zabrała mi nakrycie sprzed nosa, mówiąc, że ja to chyba jednak nie jestem już głodna. Matka krzyczała na mnie, gdy przyłapała mnie z ciastkiem albo cukierkiem. Kiedy we łzach mówiłam jej, że przecież wszyscy jedzą słodycze, powiedziała mi, że chce dla mnie dobrze i zależy jej na tym, by kiedyś nie brzydzili się mną mężczyźni. Zaczęła mi też opowiadać o tym, jak jej dwie koleżanki porzucili mężowie, bo się roztyły.
W szkole byłam upokarzana. Wuefista przy wszystkich komentował moje wyniki w skoku w dal albo wzwyż, mówiąc, że i tak mi nieźle idzie jak na to, że skaczę “z obciążeniem”. W liceum postanowiłam wziąć się za siebie. Przeszłam na dietę jabłkowa (jadłam tylko jabłka i przeciery). Schudłam, potem przytyłam. Była też dieta kopenhaska, białkowa, niezliczona ilość detoksów. Kiedy chudłam, rodzina mnie chwaliła – kiedy tyłam, slyszałam, że znowu “zaprzepaszczam szanse” lub sobie szkodzę.
Na profesjonalne leczenie trafiłam w wieku trzydziestu lat. Zaczęłam z mężem myśleć o powiększaniu rodziny i sama zapytałam ginekologa, czy moja otyłość nie będzie przeszkodą dla płodności. Ginekolog miał dużo taktu. Zalecił mi konsultacje z innymi specjalistami, w tym z bariatrą. Okazało się, że mam zaburzenia hormonalne i insulinooporność. Pod opieką dietetyka schudłam parę kilo, ale wciąż byłam otyła. Kolejnym krokiem była więc operacja. Oczywiście rodzina twierdziła, że idę na skróty, że powinnam po prostu “się pilnować” z jedzeniem. Ale ja zdecydowałam się na ten krok nie nie żałuję. Teraz wyglądam świetnie, ale czeka mnie jeszcze długa terapia, aby poradzić sobie z tym, co zrobili mi ci, którzy rzekomo chcieli o mnie zadbać.
Znaczenie relacji z jedzeniem
Do otyłości nie zmierza się poprzez podjęcie decyzji, że oto pragnie się mieć wysokie BMI i dużą ilość trzewnej tkanki tłuszczowej. Prowadzi do niej szereg czynników, spośród których nie wszystkie są zależne od naszej woli. Jedną z przyczyn otyłości jest niezdrowa relacja z jedzeniem, którą za sprawą dorosłych budujemy już w dzieciństwie – jeśli rodzice czy dziadkowie zmuszają nas do jedzenia, albo proponują słodycze na poprawę nastroju, to niestety wzrasta ryzyko, że również w dorosłym życiu będziemy jeść więcej, niż potrzebujemy, a regulować emocje będziemy przez podjadanie. W Polsce karmienie dzieci na siłę (przybierające niekiedy postać “łyżeczki za mamusię”) jest niestety niezwykle powszechne – wiąże się to oczywiście z obecnym w naszym społeczeństwie lękiem przed głodem, którego nierzadko doświadczali nasi przodkowie.
Istotną rolę dla otyłości mają również inne choroby i urazy (np. kontuzje, które utrudniają aktywność fizyczną), zaburzenia metaboliczne czy hormonalne. Wreszcie, znaczenie ma nasz tryb życia – jednak on też jest w znacznej mierze efektem warunków, w jakich żyjemy, a także socjalizacji, która była naszym udziałem. Leczenie otyłości, stanowiącej chorobę o skomplikowanej etiologii, wymaga zatem często współpracy różnych specjalistów: lekarzy, dietetyków, a także psychologów i psychoterapeutów, których wsparcie często jest kluczowe dla nawiązania właściwej relacji z własnym ciałem i przepracowania rodzinnych historii, które przyczyniły się do wystąpienia otyłości.
Jedną z psycholożek i terapeutek, która zawodowo zajmuje się wspieraniem osób z chorobą otyłościową, jest Katarzyna Kucewicz, autorka projektu “Waga z głowy”. Specjalistka opowiada, że jej rozumienie pacjentów z otyłością ma zwiazek z jej osobistymi przeżyciami:
Pomoc osobom z otyłością jest dla mnie bardzo ważną misją i potrzebą, ponieważ na własnej skórze doświadczyłam potężnej fatfobii i szeregu różnych nietrafionych, często krzywdzących, zawstydzających prób „dotarcia do mnie” żebym zaczęła się dobrze odżywiać. Z tego powodu mam wielką potrzebę by dawać moim pacjentom akceptację i budować w nich poczucie własnej wartości niezależnie od tego czy są w redukcji czy decydują się w niej nie być. Jeśli potrzebują i chcą się leczyć wspieram ich gorąco w tym procesie- ucząc jak nawiązać relacje z jedzeniem i utrzymywać czułą ale dojrzałą dyscyplinę wewnętrzną. Jako osoba która schudła ponad 60 kg wiem z jakimi kłopotami człowiek mierzy się wychodząc z otyłości- pozwala mi to lepiej rozumieć moich pacjentów i proponować im sprawdzone metody radzenia sobie np z emocjonalnym głodem.
Prowadzę indywidualny mentoring, ale przede wszystkim grupy wsparcia- oddziaływania grupowe są w świetle badań najbardziej efektywną formą psychologicznego wsparcia w redukcji. Moje pacjentki mówią, że wsparcie mentalne to taka “kropka nad i” obok wsparcia diabetologicznego i dietetycznego. Choć teraz leczenie otyłości przeżywa prawdziwą rewolucję dzięki farmakoterapii to jednak wciąż kluczowa wydaje się być głowa – czyli właśnie praca nad nawykami oraz budowaniem dorosłego głosu wewnętrznego. Staram się wspierać moich pacjentów w tej zmianie.
Psychoterapeuta pomaga więc radzić sobie z emocjami inaczej, niż poprzez ich zajadanie, a także udziela wsparcia w procesie redukcji masy ciała. Endokrynolog, diabetolog czy gastrolog mogą zdiagnozować przyczyny otyłości u konkretnego pacjenta i dobrać odpowiednie dla niego leki, zaś bariatra – jeśli pacjent tego chce i się “kwalifikuje” – może również wykonać operację bariatryczną, polegającą m.in. na usunięciu części żołądka. Dietetyk z kolei pomaga pacjentowi w nauce odpowiedniego odżywiania. Ważną gałęzią współczesnego lecznictwa jest także leczenie otyłości u dzieci: do odpowiednich specjalistów małego pacjenta może skierować pediatra. Rodzice mogą także otrzymać wsparcie podczas darmowych konsultacji w Dietetycznym Centrum Online, w niektórych uzdrowiskach (na skierowanie lekarza) czy w Programie Leczenia Otyłości, realizowanym przy Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Leczenie otyłości u dzieci polega oczywiście nie na stosowaniu restrykcyjnych diet, ale na wprowadzeniu zasad zdrowego odżywiania i aktywności do życia całej rodziny.
Jednak, aby osoby tego potrzebujące zgłaszały się do odpowiednich specjalistów i tym samym otrzymywały skuteczną pomoc, potrzebna jest odpowiednia rozmowa na temat otyłości w dyskursie publicznym.
Proporcja otyłości w marketach
Jednym z głównych “grzechów” w materii społecznej dyskusji o otyłości jest to, że nadal bardzo często mówimy o niej wyłącznie jako o “defekcie” estetycznym. Jest to tak samo poważny błąd, jakim byłoby rozmawianie o chorobach onkologicznych tylko jako o czymś skutkującym bladością i wypadaniem włosów. Edukacja na temat otyłości nie powinna opierać się na przestrzeganiu przed byciem nieatrakcyjnym, a na tłumaczeniu, jakie są przyczyny, przebieg oraz możliwe skutki tej choroby, a także jakie mamy w tej chwili możliwości jej leczenia. Wmawianie ludziom zmagającym się z tą chorobą, że schudnięcie jest wyłącznie kwestią “siły woli”, jest niemal tym samym, co mówienie komuś ze złamaną nogą, że oczywiście może wystartować w maratonie, jeśli przestanie szukać wymówek.
Godnym zauważenia medium, które podejmuje temat otyłości w sposób odpowiedzialny i przemyślany, jest podcast “Porozmawiajmy o otyłości” Justyny Mazur-Kudelskiej (znanej głównie z tworzenia treści o tematyce true crime), w którym wypowiadają się zarówno specjaliści zajmujący się leczeniem otyłości, jak i pacjenci. Niestety, taka narracja na temat otyłości, która traktuje o jej przyczynach (również psychologicznych), nadal jest obca wielu osobom – również medykom. Tymczasem, aby zmiana społeczna była możliwa, każdy lekarz, który w swojej pracy spotyka się z osobami chorującymi na otyłość, powinien wiedzieć, gdzie dany pacjent może uzyskać profesjonalną pomoc w zakresie zmniejszenia masy ciała – to farmakologia, a czasami również leczenie operacyjne połączone ze wsparciem psychologicznym i pomocą dietetyka daje najlepsze, trwałe rezultaty.
Czeka nas również walka z promocją otyłości – ale nie, nie jest nią obecność osób plus size w mediach czy edukacja równościowa, która zakłada, że każdej osobie, niezależnie od jej BMI, należy się szacunek. Prawdziwa promocja otyłości odbywa się przy kasach w supermarketach, gdzie – na wyciągnięcie ręki (również tej dziecięcej) znajdują się kilogramy cukru uformowanego w batony i drażetki; a także w sklepach monopolowych, gdzie możemy w okazyjnej cenie kupić sześciopak piwa i kilka paczek czipsów. Epidemia otyłości ukazuje również dekady systemowych zaniedbań w polityce społecznej i edukacyjnej: tam, gdzie wielkie parkingi wyparły place zabaw, gdzie szkoły nie mają pieniędzy na organizację dodatkowych zajęć sportowych, a w szpitalach pacjentów i odwiedzających wita jaskrawe światło automatów ze słodyczami, sprzyja się powstawaniu otyłości. Karmi (nomen omen!) ją także kultura zapierdolu. Zapracowany Polak nie tylko chodzi niewyspany – co sprzyja podjadaniu, ale i sięganiu po junk food (badania sugerują, że osoby, które śpią zbyt krótko, mają zakłocenia w poziomach hormonów mających wpływ na odczuwanie głodu, czyli greliny oraz sytości, czyli leptyny, przez co spożywają więcej kalorii).
Aby więc uleczyć epidemię otyłości, potrzebne są nie przytyki do osobistych wyborów, a rozwiązania systemowe. Zrzucanie odpowiedzialności wyłącznie na jednostkę, która mogłaby “po prostu mniej jeść”, nie pomoże ani jej samej, ani społeczeństwu, które aspirując do szczupłości i zdrowia, żyje w cieniu choroby.