W styczniu 2019 roku na ulice polskich miast trafiła kampania AMS, mająca zwiększyć społeczną świadomość złych nawyków żywieniowych. Plakaty propagowane przez czołowego polskiego zarządcę powierzchniami reklamy zewnętrznej, należącego do Grupy Agora, przedstawiają na przykład otyłą osobę, która nie mieści się na krześle, czy napis „ŻRYJ” z przekreśloną literką „R”. W przestrzeni publicznej, na wiatach autobusowych i bilbordach miejskich możemy oglądać także rysunek człowieka, który wygląda jak hamburger, kiełbasę-bombę czy statystyki otyłości oznaczone jako „czarny punkt”.
Kampania, która miała zwrócić uwagę na istotny i powszechny problem, jakim jest niezdrowe odżywianie, robi to, niestety, w sposób lekkomyślny i nieskuteczny. Zamiast edukować i dawać rozwiązania – poniża, obraża i piętnuje osoby otyłe. Stwarza także fałszywe wrażenie, że niemieszczące się w normie ciało stanowi jedynie efekt złej diety, podczas gdy zaburzenia odżywiania są o wiele bardziej złożone i związane najczęściej z innymi chorobami i trudnościami na tle emocjonalnym. Problem z ciałem i odżywianiem jest powszechny, o czym świadczą chociażby dane Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego w Stanach Zjednoczonych. Pokazują one, że 5,4 proc. dzieci w wieku od 13 do 18 lat w którymś momencie życia będzie cierpieć na anoreksję, bulimię lub zaburzenia objadania się. To ponad 2,2 miliona nastolatków. Co do Polski, według badań Światowej Organizacji Zdrowia zajmujemy pierwsze miejsce w Europie i drugie miejsce na świecie, jeśli chodzi o to, ilu nastolatków jest niezadowolonych ze swojego wyglądu.
Plakaty AMS-u posługują się uproszczoną, by nie powiedzieć – prostacką, metodą graficznego bodyshamingu: zawstydzania przez wyśmiewanie wyglądu. Otyłość w dyskursie medycznym określana jest jako stan patologicznego zwiększenia masy tkanki tłuszczowej, który powoduje wzrost chorobowości i śmiertelności. Zalicza się ją do najważniejszych przewlekłych chorób niezakaźnych. Warto jednak zauważyć, że podobnie jak anoreksja czy bulimia może mieć ona różne przyczyny, które należałoby dostrzec, zanim zabierze się publicznie głos na temat zaburzeń odżywiania. Kampania AMS-u ukazała nie tylko elementarny brak wiedzy i świadomości, ale przede wszystkim brak wrażliwości społecznej jej twórców i pomysłodawców. Jak zatem mówić o zaburzeniach odżywiania, by nie ranić tych, którzy na nie cierpią?
Osoby te doświadczają realnego cierpienia i izolacji, dlatego warto zwracać uwagę na sposób, w jaki tworzy się dotyczące ich przekazy. Anoreksję, bulimię, ortoreksję, otyłość i inne zaburzenia odżywiania łączy ogromna trudność, z jaką się je leczy. Doświadczenia cierpiących na nie ludzi są niemalże całkowicie zredukowane społecznie do sfery wizualnej, a więc tego, co widać „gołym okiem” – do chorego, niemieszczącego się w „normie” ciała. Jako osoby, które mają zarówno osobiste, jak i badawcze doświadczenie w tej kwestii, postaramy się wytłumaczyć, dlaczego stygmatyzacja społeczna nigdy nie powinna być sposobem działania, gdy podejmujemy temat zaburzeń odżywiania.
Kulturowy kontekst
Współczesne skupienie kultury Zachodu na sprawach takich jak dbałość o formę fizyczną i ciało – jego zdrowie i wygląd, ale też przywiązywanie coraz większej wagi do świadomości tego, co jemy, o jakich porach, w jakich ilościach i konfiguracjach – nie pozostaje bez znaczenia dla rozwoju zaburzeń odżywiania. Nie można oddzielić ich od współczesnych kulturowych przekazów dotyczących ideałów piękna, które określają, jakie ciało jest estetyczne, a zatem pożądane, a jakie nie. Porady dotyczące taktyk i strategii, które mają za zadanie pomóc kobietom i mężczyznom uzyskać „ciało idealne”, są na tyle powszechne, że mogą być przyswajane nawet nieświadomie. Susan Bordo, amerykańska filozofka i badaczka społeczna zajmująca się zagadnieniami związanym z ciałem, odchudzaniem i zaburzeniami odżywiania, wymienia trzy priorytety owej estetyki: szczupłość, chudość i młodość (slim, tight, young), nazywając je obsesjami naszej kultury. Taki obraz ciała jest konstruowany, promowany i umacniany przez środki masowego przekazu takie jak internet, telewizja bądź czasopisma. Wszechobecne praktyki idealizacji zdjęć za pomocą programów takich jak Photoshop również nie pozostają bez wpływu na problemy związane na przykład z samooceną. Najbardziej narażoną grupą są tu osoby młode, w tym nastolatki i nastolatkowie.
Co istotne, krytykę dyskursu wokół ciała utrudnia fakt, iż odwołuje się on również do zdrowia, promując diety, sport, a zarazem dyscyplinę, które pozytywnie wpływają na zdrowy tryb życia (obecnie powszechnie przyjęty i promowany), a jednocześnie sugerując, że szeroko rozumiana dyscyplina i kontrola nad ciałem przyczyniają się do utrzymania bądź uzyskania pożądanych efektów: zdrowia, piękna i młodości. Łączenie trzech dyskursów: eksperckiego, medialnego i potocznego, równocześnie mówiących o zdrowiu i estetyce ciała, umożliwia legitymizację tworzonych wyobrażeń i prowadzonych narracji, tym samym komplikując ich krytykę. Na przykładzie anoreksji wyjaśnimy, dlaczego tak ważna jest empatia i chęć zrozumienia, gdy dotykamy problemu zaburzeń odżywiania.
Anoreksja jako obcy
Jednym z nieodłącznych elementów zjawiska anorexia nervosa jest wyobcowanie ciała, związane ze sposobem, w jaki postrzega się i traktuje to zaburzenie odżywiania. Antropolożka Megan Warin w artykule opartym na jej badaniach etnograficznych („Primitivising Anorexia: The Irresistible of Not Eating”) pisze o dominującym – tworzonym przez media, psychiatrię oraz teksty akademickie – dyskursie anoreksji, redukującym doświadczenie choroby wyłącznie do ciała. Warin stawia tezę, że osoby cierpiące na to zaburzenie są postrzegane przez pryzmat słów i obrazów związanych z prymitywizmem, co przyczynia się do postrzegania anoreksji jako spektaklu chudości. Autorka tłumaczy, iż spektakl ten ma historyczne i literackie zakorzenienie w naszej kulturze (od średniowiecznych karnawałów po prace Kafki i Bauhina), w której ludzie z odległych krajów i innych kultur byli przedstawiani jako egzotyczny „prymitywny Obcy”.
Złożone doświadczenie jednostki sprowadzane jest do teatralnej metafory, a sam człowiek zostaje wyobcowany ze spektaklu, w którym główną rolę odgrywa jego cielesność. Dzieje się to poprzez reprodukowanie wizerunków wycieńczenia przy jednoczesnym całkowitym pominięciu ucieleśnionego uczucia władzy, czyli złudnej kontroli nad własnym życiem poprzez kontrolowanie ciała i cierpienia, kluczowych dla doświadczenia anoreksji. Chodzi o dyskursy, które wywodzą się z interpretacji tego zaburzenia w mediach oraz psychiatrycznych czy akademickich tekstach traktujących o anoreksji.
Efektem konstruowania takiego obrazu choroby jest chude ciało. Ciało w ekstremalnej, niemalże przerysowanej postaci, które z jednej strony wzbudza przerażenie, lecz z drugiej strony stanowi obiekt fascynacji, stoi w centrum doświadczenia choroby. Warin zwraca uwagę na to, w jaki sposób „chudość” (thinness) jest używana do reprodukowania wspomnianego już dyskursu prymitywnego, wręcz wulgaryzującego chorobę. Nieoczywiste związki między doświadczeniem osoby chorej, mediami a psychiatrią zostają kompletnie przysłonięte, bądź nawet wymazane i zastąpione narracją skoncentrowaną wyłącznie na ciele, przy pominięciu sfery emocjonalnej i mentalnej.
Warin stawia ważne pytanie: jak prowadzić badania etnograficzne grupy osób, która naznaczona jest z góry pewnym publicznym przekonaniem – rzekomą znajomością zagadnienia oraz utartą opinią na jej temat? Pytanie to można rozszerzyć poza obszar nauki: jak mówić o kwestiach, względem których społeczeństwo ma już określone zdanie, na przykład o zaburzeniach odżywiania?
Trudność w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie polega na tym, że grupa ta jest z góry zdefiniowana przez wszechobecne kulturowe reprezentacje. W przypadku anoreksji źródła są powszechnie znane i rozpoznawane zarówno przez ekspertów, jak i na poziomie wiedzy potocznej: chęć powrotu do dzieciństwa, nieumiejętność poradzenia sobie z dorosłością bądź syndrom „dorosłego dziecka” w rodzinie, problemy związane z kontrolą i oporem przeciwko żeńskiemu podporządkowaniu, predyspozycje genetyczne, biologiczne dysfunkcje, podatność na wizerunki kanonu piękna promowane przez media (ciało chudej modelki jako ideał kobiecego ciała), bądź też toksyczne relacje rodzinne.
Chudość staje się spektakularnym produktem, a anoreksja zostaje zmieniona w ludyczny obraz reprezentowany przez kobiecość, wycieńczenie, horror, fascynację i śmierć – Warin pisze wręcz o fetyszyzacji zmizerniałego ciała. Staje się ono także obiektem egzotyzacji, kulturowym „obcym”. Angielskie słowo primitivism prezentuje je jako zbiór wyobrażeń, wizerunków, zasób słów, za pomocą których konstruowana i wyobrażana jest obcość. Anoreksja staje się więc z jednej strony „obcym we własnej kulturze”, który podlega procesom takim jak esencjalizacja (sprowadzanie zjawiska do jego najlepiej widocznych, często stereotypowych cech), egzotyzacja i tabuizacja. Z drugiej zaś strony jest pewnym sposobem rozumienia historii i wypracowanych przez kulturę Zachodu wzorców, stanowi więc pewne narzędzie krytyczne, umożliwiające refleksyjne podejście do własnej kultury. Analogicznej redukcji podlega otyłość. To, co wysuwa się na pierwszy plan, to grube, często budzące obrzydzenie, niepasujące do zachodniego kanonu piękna ciało.
Jednakże wszystkie opisane powyżej dyskursy pomijają to, co w zaburzeniach odżywiania najważniejsze – indywidualne doświadczenie. Ono nie musi mieć związku z reprezentacjami, do których jest sprowadzane. Mamy do czynienia z odhumanizowaniem chorych na anoreksję i wyobcowaniem ich z doświadczenia choroby. Należy więc wyjąć ją z redukcjonistycznego wizerunku, ukazać jej wielowymiarowość, upodmiotowić chorych i pokazać nie tylko ich ciało, ale przede wszystkim indywidualny obraz choroby.
Doświadczenie choroby – wyłączenie z kontekstu społecznego
Proces zachorowania na anoreksję zwykle zaczyna się niewinnie, od kilku postanowień, na przykład zaostrzenia diety, zwiększenia aktywności fizycznej, zmniejszenia liczby posiłków. Jest to czas zwiększonej kontroli i poczucia złudnej władzy nad rozmiarami własnego ciała. Wtedy postępuje także proces oddalania się osoby chorej od życia społecznego. Moment zachorowania można zatem postrzegać jako początek wyłączenia danej osoby z otoczenia, odsuwania się od społeczeństwa i stopniowego zamykania się w czterech ścianach własnego zaburzenia. W finalnym stadium osoba chora jest niemalże całkowicie odizolowana psychicznie. Liczy się wyłącznie to, ile się zjadło, co się strawiło, ile się spaliło. Osoby cierpiące na anoreksję często opisują stan choroby za pomocą metafory cienia, klatki, bycia „jak za szybą” lub więzienia. Podobnie niestety czują się w miejscach, w których powinny otrzymać najlepszą możliwą pomoc, czyli na oddziałach zaburzeń odżywiania.
Susan Sontag w eseju „Choroba jako metafora” podkreśla, że kiedyś gruźlica i później rak stały się schorzeniami, którym przypisywano znamiona tajemniczości i podstępności. Być może anoreksja i inne zaburzenia odżywiania są właśnie takimi chorobami dzisiaj. Uznaje się je przecież za zakaźne w sensie moralnym i społecznym. Kojarzy się je z osobami wrażliwymi, skłonnymi do melancholii (anoreksja) czy słabymi moralnie (otyłość). Szczupłe ciało kojarzy się jedynie z harmonią, ładem i wewnętrzną dyscypliną. Warto jednak uświadomić sobie, jak dramatyczne i odmienne są doświadczenia zaburzeń odżywiania oraz jak różnorodne mogą być ich przebieg i przyczyny.
***
Antonina Stasińska: Gdy zaczęłam chorować, byłam w gimnazjum, miałam piętnaście lat. Powszechnym aspektem jadłowstrętu psychicznego jest wspomniana już, doprowadzana z biegiem choroby do skrajności, kontrola nad własnym ciałem. W moim przypadku była ona nie tylko narzędziem służącym do dyscyplinowania ciała, ale także niejako przyczyną zaburzenia. To właśnie ona dawała mi, oczywiście tylko początkowo, poczucie bezpieczeństwa. Ponieważ na wszystkich innych polach, takich jak życie rodzinne czy uczuciowe, grunt usuwał mi się spod nóg, postanowiłam mieć wpływ przynajmniej na tę jedną sferę – własne ciało i jego wygląd. Niestety nawet w tym przypadku osiągnięty efekt był odwrotny do zamierzonego. Z biegiem rozwoju choroby zaczęłam „zamykać się” wewnątrz własnego ciała, jednocześnie chcąc je zredukować do możliwie jak najmniejszego rozmiaru. Wówczas reakcje znajomych na utratę wagi były niemal zawsze pozytywne, co dawało mi zwykle chwilę zadowolenia z własnych osiągnięć.
Jednak po krótkim czasie zrozumiałam, że niemożliwe jest osiągnięcie satysfakcji, która pozwoliłaby przerwać dietę. Coś, co wedle założenia miało mi dać poczucie panowania i władzy, stało się moim więzieniem. Stopniowo zyskiwałam coraz większą kontrolę nad rozmiarem i wagą swojego ciała, nie dostrzegając jednocześnie, że tracę panowanie nad własnym umysłem. Udawało mi się przekraczać granice zmęczenia, wycieńczenia czy fizycznego bólu, lecz nigdy nie osiągnęłam samozadowolenia. Punktem zwrotnym mojej choroby był moment, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem już w stanie przestać myśleć o tym, co zjadłam, ile zjadłam i co muszę zrobić, by spalić spożyte kalorie. Niemal nie odbierałam bodźców zewnętrznych, byłam jak cień, nie umiałam się skoncentrować na niczym innym. Takie myślenie całkowicie wyobcowało mnie z otaczającego świata, było męczące i doprowadziło do poczucia skrajnej samotności, bezsilności i niemocy. Uświadomiłam sobie, że nie tylko jestem więźniem swojego ciała, ale przede wszystkim własnego umysłu.
Podczas prawie dwuletniej choroby sukcesywnie traciłam na wadze, jednak z uwagi na to, że jestem i zawsze byłam osobą umięśnioną, moje ciało doskonale to ukrywało. Po raz pierwszy zostałam „oficjalnie” zdemaskowana, gdy po pięciu miesiącach od zatrzymania się miesiączki przestałam również odpowiednio trawić. Z uwagi na to, że nie byłam jeszcze pełnoletnia, do gabinetu pani gastrolog musiałam wejść z tatą. Zostałam poproszona o opowiedzenie, co mi dolega, wymieniłyśmy kilka zdań, zostałam zapytana, czy w ostatnim czasie straciłam na wadze. Gdy udzieliłam wymijającej odpowiedzi, padło oskarżające i kompletnie paraliżujące stwierdzenie: „Pani ma anoreksję”. Wtedy usłyszałam diagnozę po raz pierwszy. Najbardziej szokujące było dla mnie to, że pomimo moich wszelkich starań, by chorobę zachować w ukryciu (w czym odniosłam sukces w gronie rodziny i przyjaciół), zostałam w pięć minut przejrzana na wylot, w dodatku przez osobę całkowicie mi obcą. Co ważne, do tego czasu nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że kiedykolwiek mogłabym zostać nazwana mianem anorektyczki. Byłam świadoma, że straciłam kontrolę, że mam problem, z którym nie umiem się uporać, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę kwalifikować się jako pacjentka. Początkową reakcją była samoobrona, później wyparcie, dopiero po jakimś czasie nadeszła akceptacja i chęć pomocy sobie samej, która zakończyła się terapią.
Gdy patrzę na swoje doświadczenie z perspektywy dziewięciu lat, jestem skłonna stwierdzić, że anoreksja to jedna z najbardziej egoistycznych chorób, jakie znam. Jej egoizm nie jest cechą osoby chorej, a raczej symptomem zaburzenia bądź jego efektem. Osoby bliskie zostają automatycznie odsunięte jako te, które poprzez swoją troskę mogłyby zdemaskować chorobę lub namówić do jedzenia. Powraca tu po raz kolejny metafora uwięzienia, często przywoływana zarówno przez antropologów, jak i psychologów czy terapeutów. Osoba cierpiąca na anoreksję praktycznie przestaje uczestniczyć w procesie socjalizacji, tworzy swój własny zamknięty świat.
Szczupłość, chudość i młodość (slim, tight, young) to obsesje naszej kultury.
Iga Kowalska: Zaczęłam kontrolować swoją dietę jeszcze w szkole podstawowej. Im mniej jadłam, tym bardziej czułam się czysta, niezłomna i silna, a jednocześnie samotna. Chudłam coraz bardziej, miałam coraz mniej energii, coraz gorsze wyniki badań, w pewnym momencie przestałam rosnąć. Nie pamiętam wszystkiego z tego okresu, pamiętam jednak doskonale pogardę, z jaką traktowali mnie lekarze (endokrynolog i psychiatra w krakowskim szpitalu w Prokocimiu). Nikt mnie o niczym nie informował, wypraszano mnie z gabinetu, by rozmawiać tylko z moją mamą.
Nie miałam żadnej świadomości, że robię sobie krzywdę. Czułam się coraz chudsza, a przez to coraz lepsza od innych, ale zamykałam się w swoim świecie. Kiedy rodzice zmuszali mnie do jedzenia, zamykałam się w ubikacji i robiłam brzuszki lub biegałam po pokoju. Wyznaczyłam sobie wielkość jedzenia, na przykład porównując je do wielkości talerza, i kiedy ktoś zmuszał mnie do jej przekroczenia, płakałam i intensywnie ćwiczyłam.
W wieku dziesięciu lat znalazłam się w szpitalu na oddziale endokrynologicznym, ponieważ podejrzewano u mnie anoreksję, nikt jednak nie powiedział mi, dlaczego mnie przyjęto. W ogóle nikt ze mną nie rozmawiał. Słyszałam tylko szepty lekarzy o podejrzeniu anoreksji, codziennie kontrolowano mi wagę i wzrost, zmuszano do spożywania ogromnej ilości obrzydliwego jedzenia. Pielęgniarka siedziała koło mnie i pilnowała, bym zjadła kanapki, bacznie mnie obserwując. Codziennie rano przed ważeniem ponownie byłam obserwowana przy oddawaniu moczu, aby nie oszukać lekarzy, że ważę więcej (wiele dziewczyn w ten sposób okłamywało personel). Te doświadczenia, a także obserwowanie przebywających ze mną w sali osób, które były karmione sondą żołądkową, zostaną ze mną na zawsze. Na zawsze zostanie też ze mną przekonanie, które wpajane jest również wielu z moich rozmówczyń poznanych w trakcie badań etnograficznych: sama to sobie zrobiłam. Wciąż odczuwam następstwa anoreksji nie tylko w sferze psychicznej, ale i fizycznej. Wreszcie, po latach od tych doświadczeń, nastąpił proces przyzwyczajania się na nowo do jedzenia, życia i terapii. Już jako dorosła osoba nauczyłam się prosić o pomoc i otrzymałam ją od wielu wspaniałych specjalistów, bez których wsparcia nie stałabym się osobą, jaką jestem dzisiaj.
***
Z uwagi na różnorodność doświadczeń anoreksji kładziemy nacisk na wielość perspektyw, a co za tym idzie, istotność indywidualnego doświadczenia osób, które cierpią na jakikolwiek rodzaj zaburzeń związanych z ciałem czy jedzeniem. Zwracamy uwagę na mechanizmy stygmatyzacji i wykluczania ich z życia społecznego. Podobnie jak osobom z wszelkimi zaburzeniami psychicznymi, należy raczej okazać im wsparcie i pomoc. Zdecydowanie nie powinniśmy natomiast kreować fałszywych wyobrażeń na ich temat, tworzyć uproszczonych przekazów reklamowych i wyłączać z możliwości uczestnictwa w życiu społecznym.
Rola antropologii w dostrzeganiu różnorodności doświadczeń i przeciwdziałaniu stygmatyzacji osób z zaburzeniami odżywiania
W latach 2014–2015 Iga Kowalska przeprowadziła dziesięć pogłębionych, nieustrukturyzowanych wywiadów etnograficznych z osobami, które w młodym wieku cierpiały na anoreksję. Rozmowy prowadzone były w Warszawie, Olsztynie i Kielcach, niektóre przez internet. W wywiadach z młodymi kobietami bardzo często pojawiały się nawiązania do więziennego języka, a także opowieści o izolacji, wykluczeniu i braku chęci zrozumienia ze strony personelu medycznego oraz osób z najbliższego otoczenia. Tak opowiadała o tym jedna z rozmówczyń Igi:
Nigdy nie zapomnę sytuacji mojej koleżanki, gdzie jedna z pań uczestniczących w codziennym o obchodzie podeszła do niej, ona czytała gazetę, starała się bardzo i była już w czwartym stadium, a ogólnie musiała przytyć chyba z piętnaście kilogramów. I ta pani spojrzała na okładkę gazety, a tam był napis „Ubrania XL”, a ona: „O, za ubraniami XL już się pani rozgląda?”. Gdzie takie słowa do anorektyczki powiedzieć?! Ona chyba kompletnie nic nie wiedziała o tej chorobie…
Ucieczka w terror liczb i ścisłą dietę bywa w przypadku anoreksji schronieniem przed samotnością i brakiem akceptacji ze strony rówieśników czy rodziny. Motyw ten pojawił się w wielu prowadzonych w ramach badań rozmowach. Poniższy cytat pokazuje także, w jaki sposób wykluczanie i stygmatyzacja wzmacniają mechanizmy tego zaburzenia.
Najważniejszym [czynnikiem] było chyba dokuczanie rówieśników, nawet przyjaciółek w klasie […] i ograniczyłam różne produkty, przede wszystkim słodycze, tłuszcze, potem pieczywo, chleb i wszystko po kolei, no i mimo że chudłam i schudłam dziesięć kilogramów, to otoczenie też tak samo reagowało, tak samo się ze mnie śmiało, to może było takie, że ja się śmieję, a on ze mnie, ale jednak ja to w sobie tak trzymałam i potem się odchudzałam i odchudzałam.
Poczucie osamotnienia wśród ludzi i nieudolne próby dopasowania się do ogółu – to podłoże anoreksji, które pojawiło się także w narracji innej z rozmówczyń. Nakreśliła ona sytuacje, przez które stwierdziła, że ucieczka w niejedzenie może być dla niej korzystna:
Bo ja właściwie jestem typem osoby, która… Jestem zupełnym samotnikiem, to znaczy nawiązywanie kontaktów z ludźmi jest dla mnie najtrudniejszą rzeczą na świecie […]. Bardzo się bałam tego, że znowu będę samotna, i w związku z tym właściwie… Zakręciłam się bardzo, bo nie wiedziałam, czy chcę mieć raczej dobre oceny, czy chcę w ogóle zdać, czy chcę z tymi ludźmi jakoś być, ale jednocześnie ci ludzie wszyscy zdawali te wszystkie egzaminy i dawali radę skupiać się i na tym, i na tym, a ja mogłam albo uczyć się, albo chodzić na imprezy w piątki, znaczy to było albo to, albo to. W związku z tym jakoś zupełnie się zaplątałam i przestałam jeść.
Powyższe przykłady pokazują, jak bardzo szkodliwe w skutkach mogą być wykluczanie i stygmatyzacja osób, które wyglądają bądź zachowują się odmiennie od przyjętej normy. Osoby cierpiące na anoreksję uciekają w (nie)bezpieczną przystań głodu i kontroli, co wynikać może także ze sposobu, w jaki nasza kultura i język wiążą jedzenie z moralnością. O osobach otyłych mówi się, że „sobie pozwalają”, „dogadzają”, są słabsze i brak im silnej woli czy dyscypliny. Są to wyrażenia pejoratywne, podczas gdy szczupli i „zadbani” uosabiają siłę i dobro.
Metafory emocji tworzone za pomocą określeń związanych z jedzeniem są silnie obecne w języku potocznym. „Słona cena” czy „słodka miłość” to tylko jedne z wielu przykładów na nasycanie jedzenia ładunkiem emocjonalnym. Schowanie się przed powierzchownymi i często krzywdzącymi ocenami w świecie głodu czy objadania się może być więc odpowiedzią na mechanizm wykluczania z życia społecznego. Antropolożka Magdalena Radkowska-Walkowicz w książce „Doświadczenie in vitro. Niepłodność i nowe technologie reprodukcyjne w perspektywie antropologicznej” zwraca uwagę na istotną funkcję antropologii: rozpoznanie mechanizmów stygmatyzacji i wykluczania. Jesteśmy zgodne co do tego, że zarówno osoby wychudzone, jak i otyłe są grupą najbardziej wyróżniającą się w społeczeństwie, jeżeli chodzi o wygląd, a co za tym idzie – szczególnie wykluczaną, naznaczaną, a co najgorsze, pogardzaną.
Perspektywa antropologiczna cechuje się rzadko spotykaną w nauce uwagą poświęcaną jednostce i jej relacji z otoczeniem (kontekstem kulturowym i społecznym), przy jednoczesnej próbie zawieszenia przedsądów oraz stronieniu od generalizacji. Dlatego też dostrzegamy przydatność narzędzi, jakie daje etnografia, w procesie rozumienia zaburzeń związanych z ciałem i odżywianiem, zarówno w nauce, jak i w życiu codziennym. Zastosowanie takiego podejścia może zaowocować większą społeczną wrażliwością, powstrzymaniem się od stygmatyzujących osądów, utrwalania stereotypów czy głoszenia przekonań wzmagających poczucie winy. Odnosi się to szczególnie do osób, które posiadają narzędzia władzy, by realnie wpływać na świadomość społeczeństwa: twórców kampanii, ekspertów (psychologów, psychiatrów, dietetyków), wypowiadających się w mediach czy wszelkich liderów opinii.
Dla człowieka chorego na anoreksję, bulimię czy otyłość proces leczenia jest próbą ponownego włączenia się w życie społeczne. Te starania często kończą się wielokrotnym niepowodzeniem, zanim takiej osobie na dobre uda się wrócić do społeczeństwa. Dlatego mocne, a w istocie prostackie komunikaty, takie jak „żyj”, zamiast „żryj”, czyli de facto sugerowanie, że można po prostu przestać (lub zacząć) jeść i pozbyć się choroby, są zupełnie nieskuteczne. Świadczą o tym wspomnienia ludzi leczonych na oddziałach zaburzeń odżywiania – oni otrzymują właśnie takie przesłanie, a na leczenie wracają później nawet po kilkanaście razy! Nie jest to też przekaz, który w jakikolwiek sposób zwiększy wrażliwość czy świadomość społeczną. Może raczej sprawiać mylne wrażenie, że zaburzenia odżywiania dotyczą wyłącznie tego, co widoczne, a więc sfery jedzenia i ciała, podczas gdy tak naprawdę zawsze są przejawem niewidocznego, głębszego problemu. Może również zaszkodzić tym, którzy dopiero wkraczają na trudną drogę do zdrowia i zaczynają akceptować siebie i swoje ciało.
***
Oprócz pozycji wymienionych w tekście korzystałyśmy z następujących prac:
B. Józefik, „Kultura, ciało, (nie)jedzenie”, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego, Kraków 2014.
I. Kowalska, „Nasycone głodem. Leczenie anoreksji w ujęciu etnograficznym i bioetycznym”, praca magisterska napisana w Instytucie Filozofii Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku „bioetyka”, przygotowana pod kierunkiem dr hab. Magdaleny Radkowskiej-Walkowicz, 2015.
R.H. Lucas, R.J. Barret, „Interpreting culture and psychopathology: Primitivist themes in cross-cultural debate”, „Culture, Medicine and Psychiatry” nr 3/1995, s. 287–326.
R.A. O’Connor, „De-medicalizing anorexia: Opening a new dialogue”, w:„Food and Culture: A Reader”, red. C. Counihan, P. van Esterik, Routledge, London and New York 2013.
R.A. O’Connor, P. van Esterik, „De-medicalizing anorexia: A new cultural brokering”, „Anthropology Today” nr 5/2008, s. 6–9.
Z. Słońska, M. Misiuna, „Promocja zdrowia. Słownik podstawowych terminów”, Agencja Promo-Lider, Warszawa 1993.
Antonina Stasińska
Iga Kowalska