Zwierzęta – kategoria szeroka i jakże różnorodna. Jednemu na to hasło przyjdzie do głowy kot sąsiadów, drugiemu – panda wielka, jeszcze komuś – kleszcz. Okazuje się jednak, że aż 60 procent całkowitej masy ssaków lądowych stanowią zwierzęta gospodarskie. Może więc powinniśmy poświęcać im nieco więcej uwagi?
W otwierającym 36. numer „Kontaktu” tekście „Będziesz pościł” Maria Rościszewska pisała: „Nietrudno dostrzec, jak nieekologiczna i nieetyczna jest masowa produkcja mięsa, także tego rybnego. […] Chrześcijanie – wczytawszy się w «Laudato Si’» – mogliby wraz z papieżem Franciszkiem stanowczo się temu sprzeciwić”. Trudno nie zgodzić się z powyższym: najwyższa pora na nową refleksję nad chrześcijańskim wymiarem diety. Pytanie tylko, czy „Laudato Si’” rzeczywiście nas do niej zachęca.
Rosół u despoty
Z entuzjastycznych reakcji środowisk prozwierzęcych na „zieloną encyklikę” można by wnioskować, że stanowi ona istotny głos w dyskusji o współczesnej eksploatacji zwierząt. Internet obfituje w zestawienia „najważniejszych cytatów papieża Franciszka o zwierzętach”, o encyklice mówi się jako ważnej inspiracji w walce z kłusownikami zabijającymi słonie, papież Franciszek został zaś obwołany Człowiekiem Roku 2015 przez organizację PETA. Ta ostatnia wysłała zresztą w czerwcu 2015 samolot, który przeleciał nad Rzymem z powiewającym napisem „papieskie przesłanie zobowiązuje nas wszystkich do przejścia na weganizm!” (Pope’s message requires us all to go vegan!).
Z drugiej strony, nie widać wcale, by encyklika „Laudato Si’” w znaczący – jeśli w jakikolwiek – sposób wpłynęła na zmianę nawyków żywieniowych katolików. Założę się, że nawet absolutna większość z tych, którzy się nią interesowali, uznałaby związek pomiędzy papieskim przesłaniem a weganizmem za mocno wątpliwy. Co ma bowiem wspólnego to, że „Biblia nie daje podstaw do despotycznego antropocentryzmu, nieinteresującego się innymi stworzeniami” z eliminacją z diety składników odzwierzęcych? Owszem, Franciszek wyraża troskę o całe boskie stworzenie, ale odniesienie tej troski do codziennych wyborów konsumenckich jest zupełnie osobną sprawą. Bo czy niedzielny rosół u cioci to już despotyczny antropocentryzm?! A co z wielkanocnym jajkiem? Tego Franciszek nie pisze wprost.
Czy PETA przesadziła w swojej interpretacji, czy jednak ci, którzy nie widzą związku „Laudato Si’” z kwestią pozyskiwania produktów odzwierzęcych, nie czytają jej wystarczająco uważnie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy bliżej przyjrzeć się temu, co Franciszek rzeczywiście powiedział o zwierzętach, zwłaszcza gospodarskich, w „zielonej encyklice”.
Z „Laudato Si’” wyraźnie wyłania się model opiekuńczy, postulujący ograniczenie wykorzystania i zadawania cierpienia zwierzętom tylko do sytuacji koniecznych. Franciszek stanowczo podkreśla: „[…] inne stworzenia [nie] są całkowicie podporządkowane dobru człowieka, jak gdyby nie miały one wartości samej w sobie i jakbyśmy mogli nimi dysponować do woli”. Za sprzeczne z godnością człowieka uznaje „wszelkie okrucieństwo wobec jakiegokolwiek stworzenia”. Encyklika kładzie nacisk na poszanowanie wszystkich żywych istot jako tych, które „mają właściwą sobie wartość wobec Boga”, i przypomina słowa Katechizmu: „Wszelkie eksperymentowanie lub używanie stworzenia «domaga się religijnego szacunku dla integralności stworzenia»”. Rozwinięta zostaje także kwestia organizmów modyfikowanych genetycznie, co do której papież wyraża swoje obawy. Z kolei jeśli chodzi o hodowlę przemysłową, liczne fragmenty, w których papież nawołuje do ograniczenia konsumpcji, dywersyfikacji produkcji czy maksymalizacji efektywności wykorzystania dóbr, można interpretować na niekorzyść wielkich ferm.
Przesłanie Franciszka jest więc jednoznacznie prozwierzęce. A jednak nie pojawia się w jego ramach choćby wzmianka o składnikach odzwierzęcych w diecie! Czy to znaczy, że model opiekuńczy nie ma nic wspólnego z wyborami konsumenckimi i możemy spać spokojnie, nie myśląc o żadnym weganizmie? Być może. A być może należałoby w takim razie zapytać nie o to, co Franciszek mówi o zwierzętach, ale o to, czego nie mówi.
Długi cień hodowli
Charles Camosy, amerykański etyk i teolog, wielokrotnie podejmujący w swoich pracach temat traktowania poza-ludzkich zwierząt z perspektywy katolickiej, zarzuca Franciszkowi zbytnią powierzchowność i enigmatyczność w ujęciu tematów zwierzęcych. Zauważa on, że papież niewystarczająco szczegółowo podchodzi do tych kwestii (bo co na przykład miałyby znaczyć „rozsądne granice” eksperymentów?), a pisząc o „jakimkolwiek stworzeniu”, nie czyni koniecznego rozróżnienia na przykład między wysoko rozwiniętymi ssakami a wirusem Ebola. Trudno odmówić Camosy’emu racji, a jego zarzuty można odnieść bezpośrednio do kwestii hodowli przemysłowej. Największym problemem jest bowiem to, że cytaty z „Laudato Si’” – nawet te najbardziej prozwierzęce – tylko uchylają furtkę do dyskusji o prawach zwierząt i granicach ich eksploatacji. Tymczasem przerażające realia i skala działalności ferm przemysłowych zasługują na to, by przywołać je i wprost potępić. Zwłaszcza zaś w papieskim dokumencie poświęconym głębokiej ekologii i krytyce paradygmatu technokratycznego.
Warto zdać sobie sprawę, że papież milczy o sprawach, które znacząco przyczyniają się do pogarszania stanu środowiska. Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (ang. Food and Agriculture Organization of the United Nations, FAO) w wydanym w 2007 roku raporcie „livestock’s long shadow” szczegółowo analizuje znaczenie hodowli dla środowiska. FAO podaje między innymi, że utrzymanie i eksploatacja zwierząt gospodarskich w dużej mierze odpowiada za globalne ocieplenie, emitując do atmosfery ogromne ilości dwutlenku węgla (9 procent całkowitej powodowanej przez człowieka emisji), tlenku diazotu (65 procent) i metanu (37 procent). Hodowla zwierząt pochłania hektolitry wody, a także zanieczyszcza ją pestycydami, antybiotykami i metalami ciężkimi. Walnie przyczynia się również do wylesiania oraz utraty bioróżnorodności. Dane te odnoszą się do wszystkich rodzajów hodowli, warto mieć jednak na uwadze, że chów przemysłowy odpowiada dziś za 80 procent globalnej produkcji zwierzęcej.
Redukowanie spożycia produktów odzwierzęcych w bogatych krajach jest konieczne dla minimalizowania negatywnego wpływu hodowli na środowisko. W listopadzie 2017 w prestiżowym magazynie naukowym „BioScience” opublikowany został list „Ostrzeżenie dla Ludzkości”. Podpisało go ponad 15 tysięcy badaczy z całego świata – to więcej niż jakąkolwiek inną naukową publikację w historii. Jako jedna z kluczowych zmian, które muszą zostać wprowadzone w życie dla poprawy kondycji naszej planety, wymienione jest w nim „znaczące zmniejszenie spożycia mięsa per capita”.
Powszechne cierpienie
Oprócz zastanawiającego ze względu na kwestie ekologiczne milczenia papieża o problemie hodowli przemysłowej niezrozumiały wydaje się również fakt, że nie ma w jego ostatniej encyklice jakiejkolwiek refleksji nad sensem cierpienia zwierząt gospodarskich. Brakuje w niej również zmierzenia się z etycznym problemem, jakim jest dziś spożywanie produktów odzwierzęcych. Słowa „mięso”, „mleko” czy „jajka” nie padają w „Laudato Si’” ani razu. Milczenie Franciszka na te dwa tematy może sugerować, że jego zdaniem obecna skala cierpienia zwierząt jest nieunikniona lub nie stoi w jawnej sprzeczności z ogólnym papieskim przesłaniem. Trudno sobie jednak wyobrazić, żeby papież nie wiedział albo by było mu obojętne, że wykorzystywanie zwierząt w nieuzasadniony, sprzeczny z elementarnym poszanowaniem życia sposób jest dziś na porządku dziennym.
Czytając „Laudato Si’” pod kątem potraktowania kwestii zwierzęcych, nie sposób nie zadać sobie pytań takich jak: czy „wyrażenie obawy” przed nadmierną modyfikacją genetyczną jest adekwatną reakcją na realia życia brojlerów – kur, które przez zmiany w kodzie genetycznym tyją w tempie uniemożliwiającym im ustanie na własnych nogach, których kości łamią się pod ciężarem mięśni, przez co ptaki leżą tygodniami we własnych odchodach, nie mogąc się przemieścić? Czy wobec faktu, że krowy mleczne zapładnia się maszynowo, odbiera im cielęta na chwilę po porodzie i zapładnia ponownie, by zmaksymalizować dojność, a to wszystko w ciasnych boksach, często bez światła słonecznego – wystarczający jest ogólny komentarz o „poszanowaniu integralności stworzenia”? Czy to, że urodzone na fermach niosek kurczaki płci męskiej mielone są żywcem, bo stanowią jedynie odpad produkcji jajek, zasługuje co najwyżej na wzmiankę o „życiu zwierząt jako wartości samej w sobie”? Czy obcinanie prosiętom bez znieczulenia ogonów i wyrywanie zębów, ubój bez wcześniejszego ogłuszenia, trzymanie zwierząt w zagęszczeniu takim, że zaczynają przejawiać nienaturalne dla siebie zachowania kanibalistyczne, nie powinno być przywołane przez papieża jako przykład „niepotrzebnego cierpienia”?
Zwierzęta hodowane są w potwornych warunkach i traktowane jak przedmioty nawet nie dla zaspokojenia podstawowych potrzeb człowieka, a konsumpcyjnych i gastronomicznych przyjemności przez bogate społeczeństwa, które w dodatku marnują pokaźną część pozyskanych produktów. Dzisiejszej skali eksploatacji zwierząt nie da się usprawiedliwić chrześcijańską myślą. Obecne przyzwolenie na cierpienie jest dlatego tak uderzające, ponieważ mówi się o nim jako o czymś nieuniknionym i właściwie niewartym namysłu.
Milczenie nie jest złotem
Milczenie Franciszka na ten temat jest szczególnie rozczarowujące z kilku względów. Po pierwsze, oczywisty jest autorytet papieża w sprawach etycznych. Jego głos byłby trudnym do przecenienia wsparciem dla organizacji walczących o prawa zwierząt. Zwrócenie przez papieża uwagi na wybory konsumenckie miałoby szansę realnie poprawić los zwierząt hodowlanych i uwrażliwić społeczeństwo na ogrom niepotrzebnego cierpienia, do którego prawie wszyscy się przyczyniamy.
Po drugie, pytania o to, co jest koniecznym, a co niekoniecznym okrucieństwem w stosunku do zwierząt, zadawane są w różnych środowiskach już od dziesięcioleci. Wciąż jednak trudno w tym temacie przebić szklany sufit zainteresowania opinii publicznej. Dzieje się tak zaś między innymi dlatego, że rozmaite autorytety niechętnie zajmują w kwestii wykorzystania zwierząt zdecydowane stanowisko. Zaś w obliczu skali problemu, jakim jest dziś przemysłowa hodowla, potrzeba o wiele więcej niż tylko powiedzieć, że „niepotrzebne cierpienie jest złe” – potrzeba wskazać, co nim jest.
Ponadto istotny i potęgujący rozczarowanie wydaje się fakt, iż wśród środowisk katolickich bardzo często słyszy się krytykę ruchów wegańskich czy wegetariańskich wywiedzioną z przekonania, że rezygnacja z mięsa świadczy o odwróceniu się od tradycyjnych wartości. Weganizm bywa postrzegany jako zły, niechrześcijański czy wręcz „wbrew naturze”, a na poparcie tych tez nieraz przywoływane są argumenty takie jak „Jezus przecież jadł ryby”. To, że Kościół milczy w temacie etycznej oceny spożywczych wyborów konsumenckich, daje ciche przyzwolenie na taką – jakże niesprawiedliwą – interpretację.
Dlaczego papież Franciszek nie zdecydował się poruszyć w „zielonej encyklice” kwestii eliminacji produktów odzwierzęcych z diety i samego problemu hodowli przemysłowej? Pytanie to musi pozostać bez odpowiedzi, jako że nie znamy pobudek i zamiarów głowy Kościoła. Warto jednak rozważyć kilka potencjalnych przyczyn. Może wydawać się, że nawoływanie do ograniczenia spożycia mięsa (zwłaszcza z hodowli przemysłowych) wiąże się z atakiem na biedniejszą część społeczeństwa, której nie stać na kupowanie z „ekologicznych” źródeł. Taka interpretacja ma być może sens w kontekście europejskim, w którym biedniejsza klasa średnia kupuje jedzenie w supermarketach, warto pamiętać jednak, że za konsumpcję produktów z ferm przemysłowych odpowiedzialne są właściwie wyłącznie kraje bogate. Na nich właśnie powinna spoczywać odpowiedzialność za odchodzenie od tego modelu hodowli, oczywiście w sposób przemyślany i uwzględniający wszystkich obywateli, bez względu na ich sytuację materialną.
Innym potencjalnym powodem milczenia Franciszka mogłaby być próba uniknięcia krytyki ze strony konkretnych graczy biznesowych. I taka interpretacja wydaje się jednak niekonsekwencją: w końcu transport samochodowy czy użycie paliw kopalnych – wprost krytykowane przez Franciszka – również bezpośrednio dotyczą dużych i wpływowych grup przedsiębiorców. Przemysł hodowlany nie wydaje się bardziej godny ochrony przed krytyką, która nie musiałaby wcale być radykalna.
Być może na mocne słowa o sytuacji zwierząt jest dla Franciszka zwyczajnie za wcześnie? Takiej przyczyny nie można odrzucić, podobnie jak odwrotnej, wedle której Franciszek mógłby planować osobną publikację na temat zwierząt i z tego powodu zdecydować się poświęcić im tak mało uwagi w ostatniej encyklice.
Istnieje jednak jeszcze jedna możliwa przyczyna, do zmierzenia się z którą nieuchronnie się zbliżamy. Nie można odrzucić tezy, że w encyklice „Laudato Si’” papież Franciszek powiedział na temat zwierząt i ich cierpienia dokładnie tyle, ile uważał za wystarczające. Znaczyłoby to, że zwierzęta, a nawet ich systemowe, niepotrzebne i na zatrważającą skalę cierpienie nie leżą tak naprawdę w kręgu zainteresowań Kościoła.
Krok w tył
Gdy mowa o problematyce zwierzęcej, hodowla przemysłowa stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej. Prawdziwym wyzwaniem dla Kościoła jest odpowiedzieć na pytanie o sens cierpienia zwierząt czy o moralną powinność ludzi wobec braci mniejszych. W 1994 roku Andrew Linzey wydał „Teologię zwierząt”, w której postuluje moralne pierwszeństwo istot słabszych i rozciągnięcie idei Bożej hojności na stosunki między ludźmi a zwierzętami, a także zbudowanie na nowo teologii wyzwolenia, która spełniłaby swą obietnicę także wobec zwierząt. Z kolei Anton Rotzetter w swojej książce z 2012 „Głaskane, tuczone, zabijane” pisze między innymi: „Znęcanie się nad zwierzętami, uwłaczające ich godności warunki chowu, bezsensowne transporty, nierozważne podejście do konsumpcji mięsa… Żadna z tych spraw nie została jeszcze powszechnie uznana za prawdziwe wyzwanie dla Kościoła. […] krzyż symbolizuje solidarność Boga z wszystkimi ofiarami, wszystkimi cierpiącymi i wszystkimi wzgardzonymi – również zwierzętami. Dopóki chrześcijanie tego nie zrozumieją, nie będą rozumieli niczego”.
Przykład Linzeya i Rotzettera pokazuje, że istnieje przestrzeń na chrześcijańską refleksję nad stosunkami między ludźmi a zwierzętami. Ich wywody mogą wydawać się kontrowersyjne i na pewno potrzebują przemyślenia i przepracowania. Trudno jednak mówić o poważnym potraktowaniu zwierząt w chrześcijańskiej teologii, jeśli nawet chów przemysłowy – tak nieekologiczny, nieetyczny i jednoznacznie niechrześcijański proceder – nie doczekał się jeszcze jednoznacznego potępienia przez Kościół.
W gruncie rzeczy to, co Franciszek napisał w „Laudato Si’” o zwierzętach, nie powinno być w żadnej mierze uznane za przełom w nauce Kościoła o poza-ludzkim stworzeniu. Już Jan Paweł II w encyklice „Sollicitudo Rei Socialis” stwierdził: „[…] nie można bezkarnie używać różnego rodzaju bytów, żyjących czy nieożywionych — składników naturalnych, roślin, zwierząt — w sposób dowolny, jedynie według własnych potrzeb gospodarczych. Przeciwnie, należy brać pod uwagę naturę każdego bytu oraz ich wzajemne powiązanie w uporządkowany system, którym właśnie jest kosmos”. Fragmenty o integralności stworzenia i poszanowaniu przyrody są więc raczej powtórzeniem pewnej myśli, nie zaś jej rozwinięciem.
Tym zaś, którym pomimo wszystkich przywołanych już problemów ekologicznych i etycznych związanych z hodowlą przemysłową wciąż wydaje się, że zaapelowanie przez Franciszka o ograniczenie spożycia produktów odzwierzęcych byłoby sprzeniewierzeniem się tradycji, warto przypomnieć pewien cytat. Benedykt XVI jeszcze jako Kardynał Ratzinger zapytany został przez Petera Seewalda w wywiadzie-rzece „Bóg i świat” o kwestię wykorzystywania i jedzenia zwierząt. Odpowiedział wtedy, że to poważny problem, a „[…] produkcja przemysłowa – […] ta degradacja żywych istot, zamienionych w towar, rzeczywiście wydaje mi się sprzeczna ze stosunkiem człowieka do zwierzęcia, jaki przewija się w Biblii”. Może więc pominięcie tego tematu w „Laudato Si’” można nazwać wręcz krokiem w tył?
***
Encyklika „Laudato Si’” wydawała się idealną sposobnością do zajęcia przez Franciszka jasnego stanowiska w kwestii eksploatacji zwierząt, ponieważ dominujący dziś model hodowli jest dokładnie takim rodzajem przemysłu, jaki krytykuje on na ogólnym poziomie: nastawionym na zysk, konsumpcję, niszczącym środowisko i pogłębiającym przepaść między biednymi a bogatymi. Szansa nie została jednak wykorzystana – choć można argumentować, że również niezmarnowana całkowicie. Jakkolwiek jednak warto cieszyć się, że Franciszek poruszył kwestię zwierząt, ich życia jako wartości samej w sobie czy niezadawania im niepotrzebnego cierpienia, należy również zaznaczyć, iż w encyklice zabrakło miejsca na kwestie zbyt ważne, aby można było je pominąć.
Niniejsza krytyka jest w gruncie rzeczy pytaniem o hierarchię. Franciszek znalazł sposobność, by w „Laudato Si’” poruszyć kwestię aborcji (jako „nie do pogodzenia z obroną przyrody”) czy zagadnień genderowych („nie jest zdrowa postawa usiłująca «zatrzeć różnicę płci, bo nie potrafi z nią się konfrontować»”). Stron wystarczyłoby więc z pewnością i na omówienie problemów związanych z jedzeniem produktów odzwierzęcych, którego negatywny wpływ na środowisko jest – w odróżnieniu od aborcji czy dyskusji nad płcią kulturową – bezdyskusyjny. „Zielona encyklika” traktuje co prawda nie tylko o kryzysie ekologicznym, ale także duchowym, a więc odniesienia do kontrowersji etyczno-światopoglądowych nie są bynajmniej bezzasadne. Dylematy związane z wyborami żywieniowymi także łączą się jednak z szerszym spektrum problemów niż sama ekologia.
Nie mam wątpliwości, że weganie czy wegetarianie popełniają błąd, gdy ostro krytykują wszystkich ludzi jedzących mięso. Takie radykalne, zero-jedynkowe działania zazwyczaj mają skutki odwrotne od zamierzonych. Z tego samego względu szaleństwem byłoby oczekiwać tego od Franciszka, który jako Ojciec Święty powinien do każdego podchodzić ze zrozumieniem i miłością. Czym innym jest jednak surowość oceny, a czym innym wytyczenie ścieżki i nazwanie błędów. Tego drugiego należy zaś stanowczo domagać się od papieża. Zwłaszcza papieża, który przyjmuje imię świętego Franciszka z Asyżu, który nie boi się konfrontacji, odważnie mówi o uchodźcach, o globalnym ociepleniu czy o wypaczeniach kapitalizmu. Pora, by równie odważnie stanął także po stronie tych, którzy w najdosłowniejszym znaczeniu – głosu nie mają.
***
Korzystałam między innymi z prac:
Anton Rotzetter, „Głaskane, tuczone, zabijane”, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2013.
Andrew Linzey, „Teologia zwierząt”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2010.
Henning Steinfeld, „Livestock’s long shadow: environmental issues and options”, Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, Rzym 2006.