Nie musimy być supermankami
Znacznie niższy udział kobiet w rynku pracy to problem dotykający niemalże każdy z krajów Unii Europejskiej. Zgodnie z danymi podawanymi przez Komisję Europejską różnica w zatrudnieniu ze względu na płeć w 2016 r. wahała się od 3,8 do nawet 27,7 punktów procentowych na niekorzyść kobiet. W Polsce uplasowała się ona na poziomie 14,2 p.p., co daje wynik wykraczający powyżej unijną średnią (11,6 p.p.). Według najnowszych statystyk GUS w 2017 r. odsetek aktywnych zawodowo Polek w wieku produkcyjnym dodatkowo zmalał.
Zgadzam się z Karoliną Olejak, gdy pisze, że zastanawiając się nad środkami mającymi służyć wspieraniu rozwoju zawodowego kobiet w pierwszej kolejności powinniśmy uznać ich decyzyjność. Każda z nas ma prawo do indywidualnego i w pełni świadomego wyboru modelu aktywności życiowej, w zgodzie ze swoimi potrzebami i wartościami, a żaden z tych wyborów nie powinien być stygmatyzowany. Trzeba powiedzieć jasno – nikt nie ma prawa wymagać od kobiet, aby na co dzień żonglowały pełnieniem obowiązków związanych z pracą i macierzyństwem, a w przerwach od gotowania obiadu i prasowania miały na uwadze tak zwany samorozwój i robiły zawrotną karierę.
Tymczasem wyniki badań CBOS dotyczące podziału obowiązków domowych między kobiety a mężczyzn są – mówiąc wprost– przerażające. Bez względu na obowiązki zawodowe, obowiązki związane z prowadzeniem domu w absolutnej większości wykonują kobiety. Tempo zmian ujęte w badaniu sugeruje, że codzienne zakupy będą uznawane w polskich domach za wspólny obowiązek za około… 35 lat.
Obowiązki rodzinne to także druga po emeryturze przyczyna bierności zawodowej kobiet. Dla kontrastu – wśród mężczyzn powodem tym jest… nauka.
Gender pomaga kobietom
Jakie działania może podjąć państwo, aby wspierać bardziej równościowy podział odpowiedzialności w polskich rodzinach (zadanie trudniejsze) oraz jak może ono kształtować politykę prorodzinną w taki sposób, aby ułatwiać godzenie tych obowiązków z życiem zawodowym (zadanie relatywnie prostsze)?
Główne założenie polityki prorodzinnej realizowanej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości sprowadza się do transferów finansowych wypłacanych w ramach programu Rodzina 500+. Zamiast poprawiania jakości usług publicznych, na przykład zwiększania liczby miejsc w publicznych żłobkach i przedszkolach, państwo wręcza Polakom pieniądze, aby posłali dziecko do placówki prywatnej (o zjawisku drugiej fali reprywatyzacji wielokrotnie pisaliśmy na łamach „Kultury Liberalnej”). lub kupili inne potrzebne usługi na rynku prywatnym.
W oczywisty sposób najbardziej stratne na takiej polityce są kobiety niezamożne i słabiej wykształcone. Nic zatem dziwnego, że różnica w stosunku zatrudnienia kobiet względem mężczyzn jest znacznie większa w grupie nieposiadającej wykształcenia wyższego. Części kobiet zwyczajnie nie opłaca się podejmować zatrudnienia, skoro idąc do pracy będą musiały zapłacić równowartość otrzymanego 500+ za opiekunkę lub prywatny żłobek czy przedszkole. Doprawdy trudno się takiemu wyborowi dziwić – jest on uzasadniony ekonomicznie. Argumenty o „krótkowzroczności” rezygnacji z pracy, skutkującej brakiem stażu emerytalnego czy utratą doświadczenia zawodowego, z łatwością można skontrować mówiąc, że równie ważne jak zabezpieczenie ekonomiczne może być wychowywanie i budowanie relacji z dzieckiem. Pogląd taki i taka hierarchia wartości jest w pełni uprawniona.
Niejako na marginesie – za absurdalne uważam sądy na temat wpływu programu 500+ na chęć podejmowania pracy wśród kobiet wygłaszane przez Jakuba Bierzyńskiego, który niedawno w „Kulturze Liberalnej” rozpaczał, że 500+ „zamyka kobiety w domach”, prowadzi do „strukturalnej nędzy”, a gdy skończą się zasiłki kobiety pozostaną już na zawsze bez zawodu . Być może nadszedł już czas, aby uznać, że kobiety potrafią dokonywać świadomych wyborów?
Jeśli już coś „zamyka kobiety w domach”, to jest to raczej niewydolność instytucjonalna państwa niebędącego w stanie zapewnić dostępności podstawowych usług publicznych, aniżeli świadczenie mające skutkować sugerowanym rozleniwieniem. Warto się zatem skupić na poprawie sektora usług publicznych. A także zastanowić się nad postulatami związanymi z przemodelowaniem systemu zabezpieczenia emerytalnego w taki sposób, aby w pewnym wymiarze uwzględniał on czas poświęcony na pracę domową i wychowanie dzieci.
Stereotypy wiecznie żywe
Karolina Olejak postuluje w swoim tekście także szereg słusznych i bardzo praktycznych rozwiązań związanych z poprawieniem publicznej opieki instytucjonalnej nad dziećmi. Abstrahując już od wspomnianego braku miejsc w żłobkach i przedszkolach, należy się zgodzić, że ustawowe wydłużenie czasu pracy placówek publicznych czy zapewnienie zorganizowanej opieki nad dziećmi w okresach wakacyjnych są konieczne dla zapewnienia realnego wsparcia państwa w łączeniu opieki nad dziećmi z aktywnością zawodową. Warto przypomnieć, że według danych OECD Polska plasuje się w ścisłej czołówce krajów, w których pracuje się najdłużej , a 8-godzinny dzień pracy to często absolutna rzadkość – zarówno wśród pracownic korporacji, jak i pielęgniarek czy ekspedientek.
Jakie środki mogą zostać zastosowane w przypadku zadania trudniejszego, jakim jest wspieranie bardziej równościowego postrzegania płci w społeczeństwie? Próby udzielenia odpowiedzi na to pytanie brakuje mi w tekście Olejak, choć autorka słusznie podkreśla, że „mężczyźni muszą sobie zdać sprawę, że jeśli chcą mieć rodzinę, to wypełnienie tych obowiązków nie jest już tylko ich dobrą wolą, a koniecznością”.
Z drugiej strony, kobiety muszą być również świadome, że nie muszą pełnić rolę supermanki i stanowczo domagać się równego podziału obowiązków. Co natomiast może zrobić w tej sytuacji państwo? Uważam, że odpowiedzią na to pytanie jest nic innego, jak demonizowane od wielu lat w Polsce… „gender”. Genderstudies to nauka o płci kulturowej, a więc także między innymi o czasie poświęcanym przez mężczyznę i kobietę pracom domowym oraz opiece nad dzieckiem, o rzeczywistym postrzeganiu równości i niezależności w małżeństwie czy wspieraniu polityki równości pomiędzy płciami.
Wszystkie te kwestie powinny być obowiązkowym elementem programu zajęć szkolnych z zakresu edukacji seksualnej i przygotowania do życia w rodzinie. Dyskusje na ten temat prowadzone w szkołach mogą pomóc w walce ze stereotypowym postrzeganiem ról męskich i kobiecych w rodzinie.
Słusznym krokiem wydaje mi się również ustawowe podzielenie okresu 52-tygodniowego urlopu rodzicielskiego na przypisany odpowiednio do matki i choć częściowo do ojca. Według danych od początku roku 2018 do czerwca z urlopów rodzicielskich skorzystało 277,2 tys. osób, w tym… 2,5 tys. mężczyzn, czyli mniej niż 1 procent wszystkich przypadków.
Urlop rodzicielski jest zatem nadal rodzicielski tylko z nazwy. Państwo powinno wobec tego podejmować kroki legislacyjne zachęcające do korzystania z urlopów rodzicielskich przez ojców choćby w części, aby przekonywać ludzi do bardziej równościowego podziału prac domowych. Z pomocą w tej sprawie przyjść może przyjęta ostatnio przez Unię Europejską dyrektywa o równowadze między życiem zawodowym a prywatnym rodziców wprowadzająca prawo do co najmniej 4-miesięcznego urlopu rodzicielskiego, z czego dwa miesiące pozostają obligatoryjnie przypisane do ojca i nie podlegają przeniesieniu na innego rodzica. Państwa członkowskie mają trzy lata na zaimplementowanie zmiany do prawa krajowego.
Trzeba też podkreślić, że krzywdzące stereotypy i dyskryminacja dotykają w społeczeństwie nie tylko kobiety decydujące się na pozostanie w domu, ale także kobiety pracujące, łączące życie zawodowe z opieką nad dziećmi bądź zupełnie niezainteresowane zakładaniem rodziny. Niech podniesie rękę ta, która nigdy nie spotkała się z poniżającymi uwagami na temat bezdzietnych kobiet czy klasycznymi, napastliwymi pytaniami rodziny przy świątecznym stole:„To kiedy dzidziuś?”. Z kolei, oddanie dziecka do żłobka i powrót do pracy często skutkuje przeklejeniem łatki egoistycznej karierowiczki, bo przecież matka powinna być w domu. Nikt nie kwestionuje analogicznych wyborów mężczyzn, gdyż jest to zgodne ze stereotypowym postrzeganiem męskiej roli płciowej w społeczeństwie. I to w końcu musi się zmienić.
***
„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.
Sponsor programu #5by20 nie miał wpływu na treść artykułu.
Teksty z serii “Spięcie. Kobiety na rynku pracy” powstały w ramach programu #5by20 – globalnego programu firmy Coca-Cola wzmacniającego partycypację kobiet na rynku pracy. Więcej o działaniach w skali globalnej możecie przeczytać pod tym linkiem, o sytuacji w Polsce tutaj, a o największym ze zrealizowanych w Europie programów – tutaj.