Polityka społeczna wydaje się być naturalnym resortem dla lewicy – jego objęcie daje realną szansę na rozwiązanie problemów, które do tej pory pozostawały poza radarem zainteresowania polityków, lub wymagały kompleksowego i odważnego podejścia. Rzecz w tym, że kwestie polityki społecznej nie były w ostatnich latach w centrum lewicowej agendy, a gdy się w niej pojawiały, miały reaktywny charakter – odnosiły się do bieżących wydarzeń. Lewica przejmuje resort w trudnym momencie. Z jednej strony mamy za sobą osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy, która do polityki społecznej odnosiła się często i (przynajmniej deklaratywnie) mówiła o niej w kategoriach priorytetu. Z drugiej, na czele powstającego rządu stoi premier kojarzony z neoliberalnym podejściem do wydatków publicznych w sferze społecznej, którego lewica wielokrotnie krytykowała.
Przywiązanie lewicy do wartości stojących za dobrą, sprawną i sprawiedliwą polityką społeczną nie ulega wątpliwości. Na przestrzeni ostatnich lat w lewicowej narracji bardzo mocno wybrzmiewały kwestie dotyczące spraw i praw pracowniczych czy mieszkalnictwa. Nierzadko też padało – akceptowane dziś przez całą lewicę – przywiązanie do usług publicznych, sprowadzanych jednak domyślnie do kilku określonych obszarów – sfery edukacji i służby zdrowia, ewentualnie transportu publicznego. Na marginesie tej narracji pozostają jednak ważne, a jeszcze bardziej zaniedbane, inne obszary usług wykraczające poza domenę powyższych. Chodzi choćby o usługi służące integracji i reintegracji społecznej, usługi prozatrudnieniowe, opiekuńcze, asystenckie, służące towarzyszeniu osobom, rodzinom, grupom mierzącym się z różnymi kryzysami (np. psychicznymi, mieszkaniowymi, socjalnymi czy związanymi z trudnościami w adaptacji społecznej i pełnieniu różnych ról w relacjach bliskich i społeczeństwie). Słowem – od lewicowego Ministerstwa oczekujemy szerokiego spojrzenia na usługi społeczne, a także odważnego działania w zakresie ich rozwoju.
Ponadto, gdy mowa z lewej strony o usługach społecznych, zwykle akcent kładziony jest po prostu na ich publiczny charakter (niejako w tradycyjnie ugruntowanej kontrze do prywatyzacyjnych czy komercjalizacyjnych zapędów niektórych środowisk), a zdecydowanie mniej miejsca poświęca się różnym parametrom tych usług. Takich jak kwestia nierówności zarówno w dostępie jak i pod względem jakości i trwałości usług z jakich mogą korzystać przedstawiciele i przedstawicielki poszczególnych grup społecznych, etnicznych, demograficznych. Ilustracją tego rozróżnienia jest to to co od lat obserwujemy w służbie zdrowia, która choć formalnie pozostaje publiczna (i także realnie jest, mimo wszystko bardziej solidarna i włączająca, niż system sprywatyzowany), w praktyce zawiera wiele barier i ograniczeń, spośród których jedynie część można zrzucić na niedofinansowanie czy strukturalne wprowadzenie doń mechanizmów quasi-rynkowych. Dość powiedzieć, że nie dla wszystkich ta opieka jest realnie dostępna, a ponadto niektóre grupy są narażone na nierówne i niekiedy niegodne traktowanie (np. osoby z niektórymi niepełnosprawnościami) już w ramach kontaktów z publicznym systemem zdrowotnym.
Od rozwiązań projektowych ku systemowym fundamentom
Świadomość znaczenia usług w polityce społecznej powoli rośnie w społeczeństwie i klasie politycznej. Ten kierunek myślenia i działania jest też wspierany wytycznymi oraz środkami z poziomu unijnego (choć w ramach tzw. agendy deinstytucjonalizacji). W Polsce owocem powyższych procesów było przyjęcie w ostatnich latach Rządów Zjednoczonej Prawicy Strategii Rozwoju Usług Społecznych oraz uruchomienie pilotażowych programów. Trzeba jednak zainicjowane działania przełożyć na poziom systemowy, zapewnić stabilność, stałość i faktyczną dostępność usług – dopiero systemowe regulacje i odpowiednia dystrybucja zasobów (w tym finansowych), wiedzy i kompetencji może zapobiec temu, że rozwój usług społecznych, nawet jeśli będzie, to niezrównoważony czy wręcz wyspowy. A w sercu lewicowego myślenia powinno leżeć właśnie przeciwdziałanie wykluczeniu i nieuprawnionej nierówności, która niestety nadal pozostaje na wielu polach faktem.
Można to pokazać na przykładzie niektórych programów z Funduszu Solidarnościowego, jaki od 2019 roku działa, np. Opieki wytchnieniowej. Dziś odbywa się on w ramach corocznego konkursu, z wydzieloną pulą ministerialnych środków, które następnie za pośrednictwem wojewodów przekazywane jest społecznościom, w których włodarze z sukcesem za aplikowali o środki w tymże konkursie. Przy tak określonych ramach, na obecnym etapie jedynie część gmin w Polsce realizuje te usługi, a i tam gdzie je wdrożono, zakres środków i innych zasobów (np. lokalowych) nie pozwala na objęcie pomocą ogółu tych którzy są w potrzebie. Ponadto rozpisywanie co roku nowego konkursu nie gwarantuje stabilności i ciągłości wsparcia. Ten przykład – a analogie można znaleźć w odniesieniu do wielu innych istniejących programów – pokazuje niewystarczalność dotychczasowych mechanizmów. Pokazuje też, że poprzednicy zasiali akurat w tej materii pozytywne ziarno, ale czas na położenie bardziej stabilnych fundamentów. Polityka społeczna nie zawsze musi być budowana w kontrze do dokonań poprzedników, może stanowić ich twórcze rozwinięcie i zarazem przekroczenie. Kierunek tego przekroczenia zaś wyznaczają po części właśnie lewicowe wartości i cele, takie jak dążenie do łagodzenia nierówności czy zapewnienie równego, szerokiego powszechnego dostępu do wsparcia pozwalającego na godne, bezpieczne socjalnie życie bez względu na indywidualny status społeczno-ekonomiczny, wiek, płeć, poziom sprawności czy miejsce zamieszkania danej osoby.
Temat rzeka- prawa człowieka
Na lewicy często mówi się o prawach człowieka – i to właśnie w kategoriach praw człowieka należy rozpatrywać politykę społeczną. W praktyce oznacza to takie kształtowanie usług społecznych, żeby szanowały podmiotowość, godność i prawo do samostanowienia osób, które z tych usług korzystają. W centrum konkretnych usług i systemów wsparcia powinien być człowiek, a nie świadcząca wsparcie instytucja. Dobrze widać to na przykładzie osób z niepełnosprawnościami, gdzie system wsparcia jest uprzedmiotawiający, skoncentrowany wokół instytucji i nieuwzględniający faktycznych potrzeb osób zainteresowanych. Sam rozwój tych usług i zapewnienie ich stabilności, chociaż niewątpliwie ważne, nie rozwiąże wielu problemów. Należy przemyśleć sam model – można rozwijać je bez uwzględnienia tej perspektywy, na przykład wzmacniając domy pomocy społecznej, do których część osób trafia nie tyle z wyboru, co z braku alternatywy. Albo wzmacniać usługi środowiskowe, blisko miejsca zamieszkania, tworzyć alternatywy dla zamieszkania w “instytucji”, a tym samym warunki do samodecydowania o swoim życiu. A realizacja niektórych praw zwyczajnie nie będzie możliwa bez odważnego rozwoju usług – chociażby w przypadku asystencji osobistej osób z niepełnosprawnościami, która w duchu praw człowieka powinna być usługą wspierającą niezależne życie, a nie odmianą usługi opiekuńczej.
Nie przeciwstawiać usług transferom. Potrzeba myślenia pakietowego
Gdy mówimy o usługach, lewica nie powinna co do zasady przeciwstawiać ich programom transferowym (finansowym), a jedynie mówić na tym etapie o potrzebie przesunięcia akcentów w stronę dofinansowania usług, instytucji, pracowników i organizacji. Jest wiele grup, które potrzebują podwyższenia świadczeń bezpośrednich – choćby osoby otrzymujące najniższe emerytury lub renty (w tym renty socjalne), osoby korzystające ze świadczeń pieniężnych z pomocy społecznej (tu problemem jest nie tylko kwestia wysokości świadczeń, ale także wciąż niskie progi uprawniające do korzystania z nich), część osób opiekujących się bliskimi w dorosłym życiu czy też dorośli wychowankowie opuszczający pieczę zastępczą. Ten katalog grup należy widzieć jako otwarty. Ważne jednak by dalsze zmiany w świadczeniach finansowych szły raczej w kierunku odpowiedzi na konkretne problemy i potrzeby grup w trudniejszej sytuacji, podczas gdy dalszy rozwój programów powszechnych w większym stopniu odbywał się w segmencie usług społecznych.
Szczególną uwagę trzeba skupić na grupach w wyjątkowo trudnej sytuacji – na przykład dorosłych wychowanków pieczy zastępczej, w tym osób, które opuściły domy dziecka. Wchodzą w dorosłość dźwigając ciężki i duży bagaż, może być się im trudno odnaleźć w samodzielnym życiu, zwłaszcza w początkowej fazie, nierzadko potrzebna jest równoczesna pomoc w znalezieniu, zagospodarowaniu i utrzymaniu mieszkania, w znalezieniu i utrzymaniu pracy, wsparcie emocjonalne i społeczne. W tym kontekście na start przydatna może być właśnie pomoc czysto finansowa (nie jako substytut usług, ale ich uzupełnienie), która jest obecnie zdecydowanie zbyt niska.
Perspektywa (i pułapki) uniwersalizmu
Lewica z jednej strony ze swej natury powinna być uwrażliwiona na problemy, potrzeby i prawa grup szczególnie defaworyzowanych, z drugiej strony szczególnie łatwo może ulec pokusie wygodnego przeoczenia tych spraw w ramach upominania się o “uniwersalną”, powszechną politykę społeczną, której odbiorcą jest ogół społeczeństwa lub cała mniej zamożna część. Część lewicowych komentatorów i polityków wpadła w tę pułapkę. Dużo mówi się np. o państwowych programach mieszkaniowych i budowaniu mieszkań komunalnych, ale rzadko dodaje się, choćby sygnalizacyjnie, konieczność działań dla osób w szeroko pojętym kryzysie bezdomności czy kwestie tzw. mieszkalnictwa wspomaganego (dla osób, które trwale lub czasowo nie są w pełni samodzielne funkcjonować w swoim lokum i potrzebują w tym zewnętrznej, usługowej pomocy). Innym przykładem może być sfera pracy i zatrudnienia, w szczególności praw pracowniczych. Tam też brakuje chociażby wzmianki o sytuacji pracowników znajdujących się wyjściowo w trudniejszej sytuacji, takich jak np. osoby z niepełnosprawnością.
Właśnie praca jest jedną z kluczowych sfer, o które trzeba zadbać – nawet w samej sferze usług opiekuńczych, mamy do czynienia z wysiłkiem i synergią pracy przedstawicieli różnych zawodów (zwłaszcza z sektora medycznego, pomocy społecznej). Część z nich nie ma zagwarantowanego godziwego wynagrodzenia, stabilności zawodowej, czytelnych i perspektywicznych ścieżek rozwoju zawodowego czy – nieraz fundamentalnego -wsparcia merytorycznego i psychicznego. Braki kadrowe są już dziś poważnym problemem – zarówno ogólnokrajowym jak i odczuwalnym z perspektywy mniejszych społeczności i biedniejszych samorządów. Może to więc prowadzić do nierównego dostępu do usług pomiędzy różnymi społecznościami – a nierówności to coś, na co lewica szczególnie powinna być uwrażliwiona.
Kolejnym aspektem jest dobrze działająca infrastruktura instytucjonalna, materialna i organizacyjna, możliwie równomiernie rozłożona w skali kraju – by te usługi mogły być faktycznie realizowane. Przykładem jest choćby obszar interwencji kryzysowej – raport NIK przed ponad dwóch lat pokazał, że w Polsce przeszło w połowie powiatów nie działają centra interwencji kryzysowej, a tam, gdzie są, nieraz pracują jedynie w określonych godzinach i mają trudności w zatrudnienia odpowiedniego, dostępnego czasowo zespołu. A mówimy przecież o sytuacjach kryzysowych! Innym ważnym – aczkolwiek ideowo wymagającym wciąż przepracowania po lewej stronie – jest instrumentarium programu “Za życiem” (na rzecz kobiet w ciąży, zwłaszcza powikłanej, rodzin z głęboko niepełnosprawnymi dziećmi i tych rodzących się z wadą letalną). Realizowany od paru lat program również przewiduje szereg rozwiązań i instytucji, które jednak nie działają we wszystkich powiatach (np. ośrodki koordynacyjno-rehabilitacyjno-opiekuńcze), a niekiedy brakuje ich w całych województwach (są województwa bez zakontraktowanych podmiotów świadczących perinatalną opiekę hospicyjną). W tych i wielu innych obszarach potrzeba rozbudowy stosowanych instytucji, ale też zapewnienia odpowiedniej koordynacji oraz przepływu informacji między nimi. Jeśli lewicową politykę społeczną powinno cechować systemowe, a nie jedynie akcyjne czy oparte na quasi-filatropijnych mechanizmach mierzenie się z kwestiami społecznymi, ta systemowość powinna zawierać się również w tym, że patrzy się na rozmaite usługi, instytucje, profesje nie jako “zbiór rozrzuconych narzędzi” ale jako kompleksowy aparat działań, który wymaga usprawniania i systematycznego przeglądu.
W stronę przyszłości
Na koniec warto dodać, że polityka społeczna w lewicowym wydaniu nie powinna być wyłącznie zorientowana na łagodzenie lub rozwiązywanie bieżących bolączek społecznych lub naprawianie błędów i zaniechań poprzedników oraz strukturalnych problemów, z którymi mierzymy się jako państwo i społeczeństwo od dawna. Konieczna jest też orientacja na przyszłość, zarówno bliższą jak i dalszą oraz na przemiany, które dokonują się już, a dalej mogą się pogłębiać. W tym sensie lewicowe podejście musi – także w odniesieniu do polityki społecznej – być wrażliwe na to co nadchodzi, niekiedy antycypując różne scenariusze oraz je wyprzedzająco współtworzyć. Te “nowe” (choć niekiedy już mocno obecne i nieźle rozpoznane) trendy to choćby zmiana struktury demograficznej wraz z postępującym starzeniem się populacji; ruchy migracyjne, które w kolejnych latach najpewniej się nasilą, a także coraz częściej będą obejmować także ludzi z dalszych geograficznie i kulturowo kręgów. Nie sposób pominąć zmiany komunikacyjno-technologicznej, które dają nowe możliwości także dla podmiotów polityki społecznej (np. w zakresie integracji i przepływu informacji czy możliwości niektórych form pomocy w trybie zdalnym) ale też wiele nowych zagrożeń, obszarów marginalizacji i nierówności. To także zmiany kulturowe, związane z tym, że normy i modele życia, także rodzinnego, są w praktyce dziś dużo bardziej zróżnicowane niż kiedyś (a już na pewno dużo szersze niż wizja rodziny, która leżała u podstaw polityki społecznej poprzedników). Następnym makro-trendem są zmiany klimatyczne wraz z nieuniknioną transformacją energetyczną, o której sprawiedliwy i solidarny rozkład kosztów i korzyści trzeba też zabiegać. Gorzki przedsmak tych procesów i wpływu na grupy wrażliwych, a więc i polityki społecznej mieliśmy choćby w ostatnich latach wraz z kryzysem uchodźczym z Ukrainy oraz wzrostem cen m.in. energii wraz z ogólną inflacją generującym wzrost ubóstwa energetycznego. Wszystkie te płaszczyzny zmian nie brzmią dziś egzotycznie i niszowo (zwłaszcza w lewicowych dyskursie), ale grunt by widzieć także ich oddziaływanie na strukturę i skalę wyzwań dla polityki społecznej, zaś z drugiej strony politykę społeczną jako ważny segment mierzenia się z tymi wyzwaniami.
I wreszcie na koniec warto zaznaczyć rzecz z pozoru oczywistą- lewicowa polityka społeczna powinna być także polityką dialogu, w której słyszalne są różne głosy i wybrzmiewają różne, niejednokrotnie sprzeczne interesy. Tym, co wydaje się jednak szczególne istotne jest wzmacnianie tych głosów, które są z różnych powodów są mniej słyszalne – przedstawicieli grup szczególnie defaworyzowanych, dyskryminowanych czy pomijanych w dotychczasowych dyskusjach. Rozwiązania skierowane do tych grup nie mogą powstawać bez ich udziału, a udział ten nie powinien się sprowadzać jedynie do pozornych konsultacji.
Rafał Bakalarczyk
Magdalena Kocejko