fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Jutro przybędę

Kiedy wydaje mi się, że tkwię w jakichś beznadziejnych okolicznościach, wokół panuje mrok i brak widoków na pozytywne rozwiązanie, nagle pojawia się pojedynczy promień, coś, co prowadzi do wyjścia z trudnej sytuacji. Ale trzeba się tego promienia uchwycić.
Jutro przybędę
ilustr.: Anna Libera

Od kilku lat moje przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia wiąże się nierozłącznie z Liturgią Wielkich Antyfon. Antyfony te opierają się na tekstach Starego Testamentu i stanowią część Liturgii Godzin w tygodniu poprzedzającym Boże Narodzenie. Są one wstępem do hymnu Maryi – Magnificat.

Przypuszcza się, że tradycja ta sięga czasów papieża Grzegorza Wielkiego (VI/VII wiek). Siedem łacińskich wezwań (O Sapientia; O Adonai, O radix; O clavis, O oriens, O rex, O Emmanuel), później przetłumaczonych na inne języki, przewija się przez nieszpory w kolejne dni. Pierwsze litery antyfon, patrząc od końca, układają się w łacińskie słowa „Ero cras” – „jutro przybędę”.

Co mi mówią te antyfony? Jak oczekiwanie na Mesjasza wyrażane przez Lud Izraela przekłada się na życie tu i teraz?

Mądrość kwestionowania

O Mądrości, która wyszłaś z ust Najwyższego, Ty obejmujesz wszechświat od końca do końca i wszystkim rządzisz z mocą i słodyczą, przyjdź i naucz nas dróg roztropności

Przekaz biblijny nam mówi, że król Salomon zapytany, o jaki dar chce prosić Boga, poprosił o dar mądrości. O umiejętność właściwego rozeznawania. Księga Królewska mówi nam, że ta prośba spodobała się Bogu i obdarzył króla nie tylko „sercem pełnym rozsądku”, ale także bogactwem i sławą.

W moim życiu na szczęście nie muszę podejmować decyzji o takiej wadze i wpływie na życie innych ludzi, jak to miało miejsce w przypadku Salomona. Czy jednak ta mądrość jest mi mniej potrzebna? Potrzebuję jej w różnych momentach – kiedy podejmuję ważne decyzje dotyczące mojego życia, takie jak zakup mieszkania czy samochodu, czy też mniejsze, codzienne, na przykład kiedy muszę ustawić sobie priorytety działania w pracy (gdy niemożliwe jest wykonanie wszystkiego w terminie) albo zaplanować podróż. To jest codzienna, ludzka mądrość (lub jej niedobór, gdy podejmuję błędne decyzje).

Czym jednak w moim życiu jest Boża Mądrość, Sapientia, Σοφία? Postrzegam ją jako umiejętność rozeznawania w moim sumieniu, co jest złe, a co dobre. Jako osoba wyznania rzymskokatolickiego, ale w wielu kwestiach niezgadzająca się z Magisterium mojego wciąż Kościoła – potrzebuję tej mądrości każdego dnia. Stałe rozeznawanie, czy kwestionując oficjalne stanowisko Kościoła, czynię to w zgodzie z moim sumieniem i wolą Bożą, wymaga właśnie tej nadprzyrodzonej Mądrości, którą może obdarzyć tylko Bóg.

Pomoc, która uwalnia

O Adonai, Wodzu Izraela, Tyś w krzaku gorejącym objawił się Mojżeszowi i na Syjonie dałeś mu Prawo, przyjdź nas wyzwolić swym potężnym ramieniem

Lud Izraela oczekujący na wyzwolenie z niewoli, spod okupacji, wspomina moc okazaną przez Boga, dane przez Niego Prawo i wzywa Adonai, aby przybył ich uwolnić. Wydawałoby się, że w moim życiu nie potrzebuję wyzwolenia. Wręcz przeciwnie. Moje życie jest stabilne, względnie komfortowe, mam w nim dużo wolności, potrafię też sama o nią walczyć. A może jednak to złudzenie? Może jednak są w moim życiu obszary, gdzie potrzebuję wsparcia Bożego, aby uzyskać wolność? Wyzwolenia ze złych nawyków, wyzwolenia od lęku, czasem może od złych emocji? Niezależnie od tego, co moją wolność ogranicza, pomoc Boża zawsze może się przydać i warto o nią prosić.

Być narzędziem Chrystusa

O Korzeniu Jessego, który się wznosisz jako znak dla narodów, przed Tobą zamilkną królowie, a ludy będą się modlić do Ciebie, przyjdź nas wyzwolić, już dłużej nie zwlekaj

Oczekiwany Mesjasz ma być znakiem dla narodów, przed którym umilkną potęgi świata, a ludy będą się do Niego modlić. Dla chrześcijan tym znakiem jest Jezus Chrystus, który przyszedł, aby nas wyzwolić – nie z niewoli ziemskiej, jak sądzono w Izraelu, ale z niewoli grzechu.

Jakim znakiem jest Chrystus współcześnie? A raczej – może to ja powinnam być takim znakiem? Być – jak głosi stara modlitwa – rękami, nogami, ustami Chrystusa? Być narzędziem Chrystusa niosącym Jego przesłanie miłości i pokoju, tak potrzebne w tym niespokojnym świecie? W świecie, w którym toczą się wojny, w którym interesy partykularne albo ideologie są ważniejsze niż dobro innego człowieka?

Nie mam złudzeń. W pojedynkę wiele nie zdziałam. Aby świat zmienił się na lepsze, potrzeba pracy bardzo wielu ludzi i czasu. W tym momencie przychodzi mi na myśl pewien niezwykły portret Chrystusa, złożony z tysięcy małych elementów. Tymi elementami są zdjęcia twarzy bardzo wielu osób, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, w różnym wieku, reprezentujących różne rasy i narody. A jednak w tym niezwykłym kolażu ich twarze układają się w twarz Chrystusa. Tysiące malutkich „znaczków” stają się symbolicznym „znakiem dla narodów”. Oby nie było to tylko zdjęcie, ale realna rzeczywistość działania chrześcijanek i chrześcijan w świecie, która staje się świadectwem Ewangelii.

Otwarte furtki

O Kluczu Dawida i Berło domu Izraela, Ty który otwierasz a nikt zamknąć nie zdoła, zamykasz a nikt nie otworzy, przyjdź i wyprowadź z więzienia człowieka pogrążonego w cieniu śmierci.

Metafora klucza pojawia się często w naszym życiu. Zaglądamy przez dziurkę od klucza. Uroczyście przekazujemy „klucz do miasta”. Trzymamy coś „pod kluczem” – wszak nawet papieża kolegium kardynalskie wybiera „pod kluczem”, bo to właśnie oznacza łacińskie słowo „conclave”. Mówimy też, że „wiedza to potęgi klucz”. Ostatnio uczestniczyłam w rekolekcjach internetowych, gdzie jeden z uczestników zwrócił uwagę na rolę klucza w muzyce: w zależności jaki klucz (wiolinowy, basowy…) umieścimy na pięciolinii, tak określona zostanie wysokość dźwięków.

Wyczekiwany Mesjasz też jest nazywany Kluczem – Dawida. Ten osobowy Klucz ma jednak szczególną właściwość. Jego działanie jest trwałe. Gdy coś zamknie, nikt tego nie zdoła otworzyć. Gdy coś otworzy, nikt już tego nie zamknie.

Oczekujący Zbawiciela błagają: „wyprowadź z więzienia człowieka pogrążonego w mroku śmierci”. Podobną intuicję wyraża popularna pieśń adwentowa „Spuście nam na ziemskie niwy”, gdy głosi, że „ciężkie przewinienia zamkły bramy zbawienia”. Skoro bramy zbawienia są „zawarte”, to może je otworzyć tylko Klucz Dawida, Mesjasz, na którego czekali „króle i prorocy”.

Dla mnie Chrystus – Klucz Dawida znaczy jeszcze jedno. Dla Boga nie ma nic niemożliwego i żadne bariery, sztaby, kłódki zakładane przez człowieka nie stanowią dla Boga przeszkody. Jeśli Bóg zechce otworzyć jakąś możliwość, to mimo silnego oporu ze strony ludzi, którym zmiany są nie na rękę, te zmiany nadejdą. Bóg znajdzie na to jakiś sposób. Moja przyjaciółka mawia, że „tam gdzie zamknięte są drzwi, Bóg otwiera okno”. Widzimy to często w Kościele zwłaszcza rzymskokatolickim, ale do pewnego stopnia także w innych wspólnotach. Nowe propozycje, nowe opinie budzą z reguły silny opór. Najpierw próbuje się je blokować, potem latami trwają dyskusje, aż nagle okazuje się, że nowe idee czy nowe rozumienie doktryny stały się tak powszechne, że mało kto je kwestionuje i stają się częścią oficjalnego nauczania czy struktury kościelnej. W końcu już w Dziejach Apostolskich czytamy o tym, jak Gamaliel tłumaczy Sanhedrynowi, że „jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć”. Jeśli Klucz Dawida otworzy jakąś furtkę, nikt i nic nie zdoła jej zamknąć.

Uchwycić promień

O Wschodzie, Blasku światłości wieczystej i Słońce sprawiedliwości, przyjdź i oświeć żyjących w mroku i cieniu śmierci

Nie należę do skowronków, więc niezbyt często mam okazję obserwować wschód słońca. Ale kilka razy przy dobrej pogodzie miałam szansę zobaczyć spektakularną grę światła, którą tworzy brzask poranny. Najpierw ciemnogranatowe niebo zaczyna się rozjaśniać. Po chwili po wschodniej stronie jest już ciemnoniebieskie, wpada w coraz jaśniejsze odcienie – podczas gdy po zachodniej stronie nieboskłonu nadal panuje noc. Blask gwiazd blednie, wydaje się przez moment, że zrobiło się jeszcze ciemniej. Ale nie na długo. Na horyzoncie pojawia czerwono-pomarańczowy pasek, blask niewidocznych jeszcze za horyzontem promieni zaczyna barwić obłoki na różowo. Aż wreszcie w jednym momencie pomarańczowa kula wytacza się zza linii horyzontu i szybko wznosi się do góry, zmieniając barwę na jasnożółtą, prawie białą i oświetlając ziemię. Nastał dzień.

Starożytni obawiali się ciemności. W niej czaiło się niebezpieczeństwo, działali złoczyńcy, grasowały demony. Nie bez przyczyny w przypowieściach Jezusa pojawiają się słowa o wyrzuceniu w ciemność, gdzie „będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Takie obrazy bardzo mocno przemawiały do Jemu współczesnych. Noc była ciemna, zimna i nieprzyjazna. Wraz ze wschodem słońca wracało światło i ciepło. Symbolika światła odgrywała ważną rolę w życiu religijnym Izraela. Jednym z ważnych świąt judaizmu jest Chanuka – Święto Świateł – obchodzone na pamiątkę odzyskania z rąk Hellenów i oczyszczenia Świątyni Jerozolimskiej.

W czasach, gdy mamy światło elektryczne dostępne przez całą dobę, nie zauważamy w tak wyraźny sposób granicy między ciemnością a światłem. Jednak to w ciemności najbardziej docenia się nawet najbardziej nikły promień światła, jaki się pojawia. Gdy niedawno uczestniczyłam we wspomnianej już Liturgii Wielkich Antyfon w poznańskiej kaplicy Reformowanego Kościoła Katolickiego, nasze nabożeństwo rozpoczęło się w niemal całkowitej ciemności, którą rozświetlała tylko jedna świeca. Stopniowo od tej jednej świecy odpalaliśmy kolejne i po chwili żółty, ciepły blask wątłych ogników rozświetlił pomieszczenie. Mimo że nadal panował półmrok, w tym delikatnym świetle można było czytać teksty liturgii, a jednocześnie sprzyjało to skupieniu.

Z czym jeszcze kojarzy mi się motyw zmagania ciemności i światła? Na myśl przychodzą mi takie sformułowania jak „światełko w tunelu” czy „promyk nadziei”. Kiedy wydaje mi się, że tkwię w jakichś beznadziejnych okolicznościach, wokół panuje mrok i brak widoków na pozytywne rozwiązanie, nagle pojawia się pojedynczy promień, coś, co prowadzi do wyjścia z trudnej sytuacji. Ale trzeba się tego promienia uchwycić – on wskaże drogę.

Królestwo braci i sióstr

O Królu narodów przez nie upragniony, kamieniu węgielny Kościoła, przyjdź zbaw człowieka, którego utworzyłeś z prochu ziemi

Z trudem odnajduję się w symbolice monarchistycznej, jaką posługują się autorzy Pisma Świętego. Za bardzo kojarzy się ona z ziemskimi monarchiami, które w dużej mierze przeszły do historii i nie wszędzie pozostawiły po sobie chlubne dziedzictwo. Jednak przychodzący Mesjasz ma być zupełnie innym Królem. Wszak sam Jezus powiedział do Piłata, że Jego Królestwo nie jest z tego świata. Jest czymś zupełnie innym, niż to sobie wyobrażają ludzie.

Bardzo lubię w tym kontekście grę słów, której używa wspólnota świętej Marii Magdaleny w amerykańskiej Pensylwanii, z którą to wspólnotą bardzo się zżyłam w czasie zoomowych pandemicznych liturgii niedzielnych. Podczas swoich modlitw zastępują oni nieraz angielskie słowo „królestwo” – „kingdom” słowem „kindom”, nawiązującym do słowa „kin” (krewny, osoba bliska). Bo właśnie tak rozumieją Królestwo Boże – jako wspólnotę krewnych, braci i sióstr zjednoczonych przez Chrystusa.

To Chrystus jest kamieniem węgielnym, która spaja tę wspólnotę „krewniaczą”. Wspólnotę ludzi, którzy są utworzeni „z prochu ziemi”, a więc słabi, podatni na ponowne się rozsypanie. Ale to Chrystus jest spoiwem, który łączy te ziarnka prochu i buduje z nich coś trwałego – swój Kościół, swoje Królestwo.

Pokój ludziom dobrej woli

O Emmanuelu, nasz Królu i Prawodawco, oczekiwany zbawicielu narodów, przyjdź, aby nas wybawić nasz Panie i Boże

Imię „Emmanuel” znaczy po hebrajsku „Bóg jest z nami”. I to wezwaniem do tego Boga, który jest pośród nas i nam towarzyszy w każdej chwili życia, kończy się cykl Wielkich Antyfon. Następnego dnia jest już wigilia Bożego Narodzenia i nadejście oczekiwanego Zbawiciela. Ale to za chwilę. Jeszcze Go oczekujemy, jeszcze wołamy: „przyjdź, aby nas wybawić”. Jeszcze panuje mrok, ale nadchodzące Boskie Światło już przyćmiło gwiazdy. Jeszcze nie wiemy, ale przeczuwamy, że obiecany czas wybawienia nadchodzi.

W te nadchodzące święta moja myśl jednak biegnie do miejsca, które było ziemską ojczyzną Jezusa. W tym roku święta w Betlejem, znajdującym się obecnie na terenie Autonomii Palestyńskiej, będą pełne smutku i niepokoju. Nie mogą być inne, kiedy w Ziemi Świętej toczą się walki, giną niewinni ludzie, do przemocy dochodzi także w kościołach. Nie pojawią się pielgrzymi, a wraz z ich nieobecnością wiele rodzin straci źródło dochodu. I kiedy czytam tę antyfonę, proszę także o wybawienie dla Ziemi Świętej i dla jej mieszkańców. „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” – śpiewamy w czasie liturgii. Niech ten pokój stanie się udziałem Ziemi Świętej, Ukrainy i wszelkich innych miejsc, gdzie toczą się konflikty zbrojne. Oczekiwany zbawicielu narodów, przyjdź nas wybawić!

Przy pisaniu tych rozważań korzystałam z tekstu Liturgii Wielkich Antyfon Adwentowych w wersji używanej przez Reformowany Kościół Katolicki w Polsce.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×