fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Ryś kardynałem? Nie po czapkach ich poznacie

Biskupi w Polsce wciąż w jakimś stopniu wierzą w hierarchię tytułów i kolorów czapek. Wierni nie powinni. Nominacja Rysia ma pewne znaczenie, ale sama w sobie – ostatecznie siódmorzędne.
Ryś kardynałem? Nie po czapkach ich poznacie
ilustr.: Anna Krztoń

Decyzja papieża Franciszka, by nominować arcybiskupa Grzegorza Rysia kardynałem, jest znacząca. To oczywisty sygnał ze strony Watykanu, jaki rodzaj przepowiadania i działania jest przez Stolicę Apostolską popierany, a jaki nie. To także wzmocnienie pozycji hierarchy, który jest w mniejszości w polskim episkopacie oraz który ostatnio przegrywał i obrywał, a nie forsował swoje. To przy okazji uznanie, że miejsce Polski na mapie Kościoła światowego się nie zmienia – jego znaczenie ani nie rośnie, ani nie maleje.

Ale dla kluczowych pytań, które stoją przed Kościołem w Polsce, to, jaki kolor czapki będzie nosił Ryś, ma znaczenie siódmorzędne.

Smutny dzień w domu Jędraszewskiego

9 lipca Franciszek ogłosił 21 nowych kardynałów, którzy zostaną nimi oficjalnie 30 września podczas konsystorza w Rzymie. Siłą rzeczy największym echem w Polsce odbiła się decyzja, by kapelusz kardynalski otrzymał arcybiskup Grzegorz Ryś, metropolita łódzki.

To czytelny znak ze strony papieża odnośnie do kierunku, w którym według niego powinien iść Kościół w Polsce. W tym sensie to też, parafrazując żart związany z ceremoniami noblowskimi, kolejny bardzo smutny dzień w domu Marka Jędraszewskiego. Nie jest tajemnicą, że hierarcha ten od dawna marzył o kardynalstwie. Pewności, że kapelusz jest mu pisany, nabrał, gdy zamieniał Łódź na archidiecezję krakowską, a więc stolicę „tradycyjnie” kardynalską. Co prawda przez dziesięć lat Franciszek wiele razy pokazał, że owe tradycje ma w poważaniu, niemniej Jędraszewski liczył na nominację. Nie tylko się zaś przeliczył, ale także obserwować będzie, jak kardynałem zostaje Ryś, który przebył drogę w przeciwnym kierunku: z Krakowa, gdzie był biskupem pomocniczym, do Łodzi. Ten sam Ryś, który jest w opozycji do współzarządzającego polskim episkopatem Jędraszewskiego.

Kardynałem został więc nie Jędraszewski – hierarcha walczący z całym światem, ultra-konserwatywny nawet jak na katolickiego biskupa, uwikłany politycznie, niepublikujący wyników diecezjalnego namysłu organizowanego w ramach Synodu, ewidentnie polemiczny wobec linii Franciszka. Został nim Ryś – biskup skupiony na ewangelizacji, głoszeniu Słowa i na działaniu w swojej diecezji, od lat obiektywnie „trudnej” dla Kościoła instytucjonalnego. Owszem, nieszczególnie zaangażowany w debatę publiczną, niekrytykujący kolegów z episkopatu, ale z całą pewnością mniej konfrontacyjny w postawie i słowach od arcybiskupa Marka. No i taki, którego nauczanie zdecydowanie lepiej współbrzmi z tym, które formułuje obecny papież.

Nauczanie Rysia w większości spraw – co do treści, a nie formy – mniej dzieli od Jędraszewskiego niż od wielu liberalniejszych i bardziej progresywnych biskupów w Europie i na świecie. W tym sensie to nominacja nierewolucyjna. Ale symbolicznie? Znacząca.

Mniejszość wzmocniona z zewnątrz

To również znak, że Watykan chce pewnego przesunięcia w obrębie Kościoła w Polsce jako takiego. Ryś należy bowiem do mniejszościowej frakcji w episkopacie. Raz został wybrany członkiem Rady Stałej Episkopatu, ale dwukrotnie przepadł w wyborach. Raz jeszcze jako biskup pomocniczy, gdy hierarchowie poszli za wskazaniem Sławoja Leszka Głodzia, który wcisnął do Rady mającego emeryturę za rogiem biskupa Adama Lepę. I drugi raz, gdy w 2022 roku nie został wybrany na kolejną kadencję.

Teraz członkiem Rady Stałej będzie z urzędu – jako metropolita w randze kardynała. W tym sensie Watykan z zewnątrz wzmocnił pozycję Rysia, wyłączając go w tej kwestii z procedur wyborczych. A biskupi w Polsce wciąż w jakimś stopniu wierzą w hierarchię tytułów i kolorów czapek. Czy pomoże mu to jednak przy wyborach nowego prezydium, gdy w 2024 roku swoje funkcje przestaną pełnić przewodniczący Stanisław Gądecki, wiceprzewodniczący Jędraszewski i sekretarz Artur Miziński? Nikt tego nie wie. Z jednej strony kardynalstwo nie wystarczało, by pomóc Kazimierzowi Nyczowi, gdy ten próbował zostać przewodniczącym episkopatu, ale przegrywał. Z drugiej – sytuacja wewnątrz episkopatu się zmienia, a czytelny sygnał z Watykanu jest jak wiatr: część biskupów zada sobie pytanie, czy lepiej, by wiał im w plecy, czy w twarz.

To model funkcjonowania Kościoła uosabiany przez Jędraszewskiego wciąż ma wśród polskich biskupów większość. Ale przyszłość w większym stopniu należy do takich jak Ryś. Jędraszewski za rok przestanie być wiceprzewodniczącym, w tym samym roku osiągnie wiek emerytalny i przestanie być ordynariuszem. Znajdzie się na aucie episkopalnej polityki, co najwyżej korzystając z zebranych przez dekady kontaktów, wpływów (także politycznych) i poparcia wśród części wiernych. Ryś zaś nie tylko został kardynałem, ale pozostaje także w znakomitych relacjach z papieskim jałmużnikiem, kardynałem Konradem Krajewskim, oraz jest członkiem rzymskiej Kongregacji ds. Biskupów, która ma znaczący wpływ na nowe nominacje.

Będzie miał więc wszelkie narzędzia, by stać się zakulisowym rozgrywającym polskiego Kościoła. A to już bardzo dużo.

Status quo Polski na świecie

Z punktu widzenia miejsca Polski w Kościele na świecie nie zmienia się nic. Decyzja Franciszka w zasadzie utrzymuje status quo. Owszem, przez chwilę w Polsce będzie sprawowało funkcje dwóch kardynałów – Ryś i Nycz – ale ten drugi już w 2025 roku przejdzie na emeryturę (chyba że zrobi to wcześniej z przyczyn zdrowotnych). A byłoby dziwne, gdyby w kraju takim jak Polska – dużym i z dużą wciąż liczbą wiernych – nie było ani jednego kardynała w roli ordynariusza diecezji.

W skali Kościoła powszechnego to jednak bez znaczenia. Franciszek konsekwentnie przemeblowuje kolegium kardynalskie, zmniejszając w nim wpływy Globalnej Północy, a coraz więcej miejsc zapewniając przedstawicielom Globalnego Południa. Wśród nowych nominatów mających prawo głosu na konklawe znajdziemy jednego Amerykanina (pracującego w Rzymie), dwóch Włochów (też kurialista oraz łaciński patriarcha Jerozolimy) czy dwóch europejskich nuncjuszy. Poza nimi także Polaka, dwóch Hiszpanów (jednego bez sakry biskupiej – przełożonego zakonu salezjanów), Francuza i Portugalczyka. Towarzyszą im zaś kardynałowie-nominaci z RPA, Kolumbii, Argentyny (dwóch – z czego jeden pracuje w Rzymie), Hong Kongu, Malezji, Tanzanii i Sudanu Południowego.

Ten kierunek nie ulegnie zmianie za pontyfikatu Franciszka, który poprzez wybór tych, którzy wybiorą jego następcę, stara się zapewnić trwałość kierunku, który obrał. Polska w tych rachubach jest nieistotna. Raczej więc prędko – o ile kiedykolwiek – nie wróci do najwyższego „kardynalskiego stanu posiadania”.

Co zmieni kolor piuski?

Sygnał jest czytelny, wpłynie w jakimś (w jakim – trudno wyrokować) stopniu na politykę wewnątrz polskiego episkopatu, na pozycję polskiego Kościoła na świecie – w ogóle.

Jaki więc ostatecznie wpływ ma nominacja Rysia dla przyszłości Kościoła i – szerzej – chrześcijaństwa w Polsce? Otóż sama w sobie żaden. Tarcia między frakcjami w obrębie episkopatu mają niewielkie przełożenie na funkcjonowanie Kościoła jako instytucji, a już tym bardziej wspólnoty. To iluzja, że od stanowiska prezydium czy episkopatu tak wiele zależy. Nie sądzę, by wielu katolików i katoliczek w Polsce zauważyło, że Ryś najpierw został wybrany do Rady Stałej, potem z niej wypadł, a teraz do niej wróci.

Znacznie większa ich liczba zauważyłaby, gdyby Ryś wyraźniej zabierał głos w sprawach społecznych, w wewnątrzkościelnych dyskusjach czy przy ocenie zachowań i słów swoich kolegów z episkopatu. Gdyby zdecydował się wyłamać z episkopalnej polityki niezgody na odszkodowania dla osób krzywdzonych seksualnie przez duchownych i stworzył system zadośćuczynień podobny tym, jakie działają w niektórych krajach na świecie. Gdyby wykonał choćby kilka realnych gestów w obronie rozmaitych grup dyskryminowanych w społeczeństwie i Kościele.

Ale czy dzięki innemu kolorowi piuski zacznie to robić? Nie wiem, ale się nie spodziewam. Podejrzewam raczej, że coraz częściej wybrzmiewające i dla wielu coraz bardziej dojmujące pytanie o to, „czemu arcybiskup Ryś milczy”, zamieni się po prostu w to samo pytanie z innym tytułem przed nazwiskiem.

Jestem otwarty na zaskoczenie, że w którymś z polskich biskupów, po których się tego nie spodziewam, obudzi się odważny obrońca sprawiedliwości, krzywdzonych, słabszych. Ktoś, kto nazwie stan Kościoła w Polsce po imieniu. Kto nazwie zło złem, niezależnie od tego, kto je krył i w imię czego. Kto dokona realnych strukturalnych reform choćby tylko w swojej diecezji. Ktoś, kto nie będzie się oglądał na korporacyjne lojalności, „dobro” instytucji, niemądrą zasadę, by nie dyskutować publicznie z kolegami. Ktoś, kto będzie w stanie nie tylko pięknie „łamać się Słowem”, ale też świadczyć o Ewangelii czynem w dynamicznych czasach.

Cokolwiek by to miało znaczyć, pewnie się zorientujemy, że do tego doszło. Ale nie po czapkach ich poznacie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×