Krucjata „tradycyjnych wartości” – do ostatniego Ukraińca
6 marca 2022 roku. Jedenasty dzień pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Mniej niż dobę wcześniej rosyjskie wojska zajęły Buczę. Według kalendarza liturgicznego Kościoła prawosławnego – Niedziela przebaczenia win, bezpośrednio po której rozpoczyna się Wielki Post. W katedrze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie patriarcha Cyryl głosi kazanie. Oto jego centralna część:
„Od ośmiu lat trwają próby zniszczenia tego, co istnieje na Donbasie. A na Donbasie istnieje odrzucenie, fundamentalne odrzucenie tak zwanych wartości, proponowanych dzisiaj przez tych, którzy roszczą sobie prawo do władzy światowej. Dzisiaj istnieje test lojalności wobec tej władzy, rodzaj przepustki do tego «szczęśliwego» świata, świata nadmiernej konsumpcji, świata pozornej «wolności». Czy wiecie, co to za test? Jest bardzo prosty i jednocześnie przerażający – to parada gejowska. Wymóg przeprowadzenia parady gejów jest testem lojalności wobec tego najbardziej potężnego świata; a wiemy, że jeśli ludzie lub kraje odrzucają te żądania, nie stają się częścią tego świata, stają się dla niego obcy.
Wiemy jednak, czym jest ten grzech, który jest propagowany poprzez tak zwane marsze godności. Jest to grzech, który jest potępiony przez Słowo Boże – zarówno Stary, jak i Nowy Testament. A Bóg, potępiając grzech, nie potępia grzesznika. Wzywa go jedynie do pokuty, ale w żaden sposób nie czyni z grzechu normy życia (…).
Jeśli ludzkość przyjmie, że grzech nie jest naruszeniem prawa Bożego, jeśli ludzkość przyjmie, że grzech jest odmianą ludzkiego zachowania, to będzie to koniec ludzkiej cywilizacji. A parady gejów mają pokazać, że grzech jest jedną z odmian ludzkiego zachowania. Dlatego, żeby dostać się do klubu tych państw, trzeba mieć paradę gejów. Nie złożyć polityczną deklarację «jesteśmy z wami», nie podpisać jakieś umowy, ale zorganizować paradę gejowską. Wiemy, jak ludzie opierają się tym żądaniom i jak ten opór jest tłumiony siłą. Chodzi więc o narzucanie siłą grzechu, który jest potępiony przez prawo Boże, czyli o narzucanie siłą ludziom negacji Boga i Jego prawdy.
Dlatego to, co dzieje się dziś w sferze stosunków międzynarodowych, nie dotyczy tylko polityki. Chodzi o coś innego i o wiele ważniejszego niż polityka. Chodzi o zbawienie człowieka, o to, czy ludzkość znajdzie się po prawej lub po lewej stronie Boga Zbawiciela, który przychodzi na świat jako Sędzia i Mściciel. Wielu dziś z powodu słabości, głupoty, niewiedzy, a najczęściej dlatego, że nie chce się przeciwstawić, idzie tam, na lewą stronę. A wszystko to, co ma związek z usprawiedliwianiem grzechu potępionego w Biblii, jest dzisiaj sprawdzianem naszej wierności Panu, naszej zdolności do wyznawania wiary w naszego Zbawiciela.
Wszystko to, co mówię, ma więcej niż jakieś teoretyczne znaczenie i więcej niż duchowe. Wokół tego tematu toczy się dzisiaj prawdziwa wojna. Kto dzisiaj atakuje Ukrainę, gdzie od ośmiu lat trwa tłumienie i eksterminacja ludzi Donbasu? Osiem lat cierpienia, a cały świat milczy – co to znaczy? Ale wiemy, że nasi bracia i siostry naprawdę cierpią; co więcej, mogą cierpieć za swoją wierność Kościołowi. I dlatego dzisiaj, w Niedzielę przebaczenia, ja z jednej strony, jako wasz pasterz, wzywam wszystkich do przebaczania grzechów i przewinień, także tam, gdzie jest to bardzo trudne, gdzie ludzie walczą ze sobą. Ale przebaczenie bez sprawiedliwości jest poddaniem się i słabością. Przebaczeniu musi więc towarzyszyć nieodzowne prawo stanięcia po stronie światła, po stronie Bożej prawdy, po stronie Bożych przykazań, po stronie tego, co objawia nam światło Chrystusa, Jego Słowo, Jego Ewangelia, Jego największe nakazy dane rodzajowi ludzkiemu.
Wszystko to mówi, że jesteśmy zaangażowani w walkę, która ma znaczenie nie fizyczne, ale metafizyczne. Wiem, jak, niestety, prawosławni, wierzący, wybierając w tej wojnie drogę najmniejszego oporu, nie zastanawiają się nad tym wszystkim, nad czym my się dzisiaj zastanawiamy, ale posłusznie idą drogą, którą wskazują im siły sprawujące władzę. Nikogo nie potępiamy, nikogo nie zapraszamy na krzyż, tylko mówimy sobie: będziemy wierni słowu Bożemu, będziemy wierni Jego prawu, będziemy wierni prawu miłości i sprawiedliwości, a jeśli widzimy łamanie tego prawa, to nigdy nie będziemy znosić tych, którzy to prawo niszczą, zacierając granicę między świętością a grzechem, a zwłaszcza tych, którzy promują grzech jako model czy wzór ludzkiego postępowania”.
Niezależnie od ceny
Według oficjalnych źródeł, na dzień 6 marca 1,755,972 osoby musiały opuścić Ukrainę w związku z inwazją, a liczba cywilnych ofiar trwającej jedenaście dni napaści zbliżała się już do tysiąca. Ale nie to martwi patriarchę Moskwy. Jego zdaniem prawdziwa wojna (a nie jakaś tam specjalna operacja wojskowa, jak tę inwazję do tej pory nazywają władze rosyjskie) toczy się wokół „wartości” – tych prawdziwych i tych rzekomych. Wsłuchajmy się w te słowa: pasterza milionów prawosławnych interesują nie losy ludzkie, tylko „wartości”. Owszem, patriarcha tłumaczy, że jego troska dotyczy zbawienia dusz, ale – jak to często zdarza się przywódcom z łatwością operującym z bezpiecznych komnat i bunkrów wielkimi liczbami podwładnych – niezależnie od ceny, którą muszą zapłacić już w tym świecie posiadacze tychże dusz. Wydawałoby się, że chrześcijaństwo rozprawiło się z herezją deprecjonowania życia doczesnego jeszcze gdzieś na etapie walk z gnostycyzmem, który wyraźnie przedkładał to, co duchowe, nad to, co fizyczne, de facto podważając sens wcielenia Boga. A jednak pokusa, której doświadcza, kaznodzieja, by patrzeć ponad zapłakanymi twarzami słuchających go osób, jest nadal bardzo silna: abstrakcyjne wartości są materią znacznie „przyjemniejszą” i bezpieczniejszą niż wymagające aktywnej empatii i przyzwoitości ból i cierpienie. Wcielony, żywy, obecny wśród nas Bóg zostaje zastąpiony pojęciem. Realizuje się podstawowa definicja bałwochwalstwa: czci się skutek zamiast przyczyny – stworzenie zamiast Stwórcy.
Świadomość tej podmiany była powodem opublikowania 15 marca, czyli dziewięć dni później, deklaracji setek prawosławnych teologów z całego świata przeciwko tak zwanej ideologii „ruskiego mira”. Jej autorzy nazwali tę narrację herezją, antycypując jej powszechne uznanie za takową przy pomocy kościelnych narzędzi synodalnych. Śmiem jednak twierdzić, iż – mimo że uważam ją za bardzo potrzebną w tamtym momencie i sam również ją podpisałem – deklaracja oparta została na skrócie myślowym i uproszczeniu, ponieważ jako winnego wskazuje wyłącznie rosyjski ultrafundamentalizm i imperializm. W istocie problem tej fałszywej nauki, podmieniającej Chrystusa na „wartości”, jest dużo szerszy. Wina za to zdecydowanie spoczywa na całym chrześcijańskim świecie, a przynajmniej na tych, którzy od lat obserwowali, jak rozwija się ta aberracja w narracji Kościoła rosyjskiego, i nie tylko niczego z tym nie zrobili, ale nawet cieszyli się, że ktoś „odważa się” na taką formę sprawowania i definiowania chrześcijańskiej misji we współczesnym świecie. Dla patriarchy Cyryla temat prawdziwych („tradycyjnych”) „wartości” jest przecież kluczowym elementem jego teologii od wielu lat.
„Wartości” bez znaczenia
Mimo że samo pojęcie „wartości” zostało wprowadzone do filozofii jeszcze przez stoików, za jego rozwój odpowiadają Friedrich Nietzsche, Rudolf Lotze i neokantowska szkoła badeńska. Jego „tradycyjna” odmiana pojawia się natomiast według korpusów angielskich w latach 60. XX wieku i zdobywa światowe uznanie w ostatniej dekadzie stulecia, kiedy to amerykańskie wojny kulturowe rozlewają się na inne regiony świata. Poszczególne użycia pojęcia w artykułach rosyjskich da się znaleźć jeszcze w latach 90., jednak w pełnej okazałości pojawia się ono w dyskursie rosyjskim na początku XXI wieku. Politycy, publicyści i przywódcy duchowi używają go, twierdząc, że rosyjskie „wartości” są unikalne, niemal wiekuiste („Na tym świat stoi!”), kształtujące mentalność i „matrix kulturowy” i w związku z tym niespotykane u innych narodów.
Problem polega na tym, że pojęcie to nie ma precyzyjnej definicji. Co więcej, właśnie dlatego, że „wartości” nie podlegają ostatecznemu, dokładnemu określeniu, działają jak hasło-kameleon, a nawet symulakr lub mit. Jeśli pojęcie jest świadomie pozostawione jako otwarty „kontener”, nieuchronnie staje się narzędziem propagandowym: ktoś bowiem ma władzę do tego „kontenera” wkładać potrzebne mu w danym momencie i w konkretnym celu znaczenia. Poprzez odwołanie do tradycji i przeszłości taki „właściciel kontenera” legitymizuje swoją narrację w oczach dużej części społeczeństwa. A przecież samo hasło brzmi poważnie i przypomina termin naukowy czy prawny. Dlatego mało kto odważa się zapytać, czy rzeczywiście to „coś”, co w danym momencie jest podkładane pod pojęcie „wartości”, istnieje od „zarania dziejów” i czy rzeczywiście ma jakąkolwiek wartość. Na manipulacyjny charakter tego pojęcia rzuca światło brytyjski historyk Eric Hobsbawm, który w swojej pracy „Tradycja wynaleziona” tłumaczy, że więź tego rodzaju wynalezionych tradycji z przeszłością najczęściej jest fikcją: są raczej tworzeniem przeszłości pod wyzwania nowej sytuacji. Jako przykład kreowanej tradycyjności w Rosji może posłużyć masowo obchodzony w przestrzeni kościelno-społecznej od końca lat 2000. dzień świętych książąt Piotra i Fiewronii jako patronów rodziny, mimo że nie posiadali oni dzieci, żywot zakończyli jako zakonnicy, a ich święto zawsze przypada w trakcie Wielkiego Postu, kiedy sakrament małżeństwa nie jest sprawowany.
Tak samo sztucznie, wręcz absurdalnie, wyglądają próby rekonstrukcji tradycyjnych „wartości”. Używając słów konserwatorów sztuki, można zapytać: „Którą epokę będziemy przywracać?”. Nawiązując do „tradycyjnych rosyjskich wartości”, niektórzy mówią o przywiązaniu do państwa jako instytucji, a inni o wspólnotowości i soborowości. Jedni o potrzebie silnej ręki, a inni o zamiłowaniu do wolności i buntu. Obie wersje wypełnienia tego „kontenera” brzmią tak samo wiarygodnie i organicznie – wszystko zależy od tego, kto posługuje się pojęciem „wartości”. Gdy posłowie rosyjscy także „tradycyjnymi wartościami” uzasadniają wprowadzane ograniczenia wolności słowa, pozostaje tylko pytanie: cenzurę których czasów, carskich czy sowieckich, mają na myśli?
Zamiast proponowania pozytywnego programu, tacy „neokonserwatyści” żalą się na to, jak zepsuty jest obecny świat i jak to dobrze było w przeszłości. Mentalność typu: „Kiedyś to były czasy!”, która stoi w sprzeczności z chrześcijańską wiarą: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hebr 13:8), charakteryzuje się przywiązaniem do hierarchicznych struktur i zaniedbania interesów jednostki na rzecz władzy, grup i doniosłych haseł. O ile ten obraz może wydawać się kuszącą utopią, beneficjentami tak zbudowanego świata są nieliczni – ci, którzy sprawują władzę. Historia zaś raz za razem udowodnia, że utrzymanie takiego stanu rzeczy kończy się porażką, ponieważ nie pozwala na zapewnienie prawdziwego rozwoju i satysfakcji społeczeństwa. Tyn niemniej populistyczni politycy na całym świecie, od Rosji do USA („Make America great again” również jest odwołaniem do przeszłości), od Węgier do Brazylii, powołują się na „tradycyjne wartości”, zwołując zwolenników pod sztandary swoich ulubionych mitów i – obecnie – wygodnych koncepcji.
Kto zasługuje na prawa?
Cyryl i jego otoczenie odpowiada za zakorzenienie koncepcji „tradycyjnych wartości” w narracji Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) jeszcze sprzed czasów objęcia przez niego tronu patriarszego w 2009 roku. Rozwijając swoje idee, wygłoszone w 2006 roku na konferencji w Strasburgu, Cyryl doprowadził do zatwierdzenia na Soborze biskupów RKP w 2008 roku „Podstaw nauki RKP o godności, wolności i prawach człowieka”. Dokument ten wiąże prawa człowieka z moralnością jednostek: im bardziej grzeszne jest zachowanie człowieka (które rzekomo „zaciemnia” w nim podobieństwo Boże), tym mniej godne poszanowania są jego prawa. Ten „fikołek logiczny” stoi w sprzeczności zarówno z samą teorią praw człowieka jako nieodzownych, jak i z dotąd przyjętym w chrześcijaństwie rozumieniem, że godność człowieka wynika z bycia stworzonym na obraz i podobieństwo Boże i nie jest możliwa do podważenia przez czyny. Dokument RKP oddziela pierwsze od drugiego i przez to uzależnia prawa od pojęcia grzechu – pojęcia, którym nie musi i nie powinno posługiwać się świeckie, humanistyczne państwo XXI wieku przestrzegające podstawowych i nieodzownych praw nawet największych przestępców.
Ponadto: „grzech” to pojęcie, którego „właścicielem” i interpretatorem widzi siebie właśnie RKP. Podając do tego za źródło swojej władzy samego Boga, czyni tę władzę sakralną i zarazem nieweryfikowalną dla osób niepodzielających poglądów Kościoła. To koncepcja oparta na twierdzeniu, że prawa człowieka nie mogą stać wyżej od „wartości moralnych”: indywidualne prawa nie powinny stać w sprzeczności z „wartościami” ojczyzny, wspólnoty, rodziny. Podobne przeniesienie akcentu z jednostki na grupę znowu stawia pytanie o to, kto definiuje „wartości” tych większych bytów – a więc kto ma w ręce „kontenery”. Doświadczenie wskazuje, że interesy narodu są definiowane przez większość przeważnie kosztem mniejszości, osób na marginesie, wyjątków – owieczek o numerach 100 i wyżej. Jak wskazują w swoich badaniach Kristina Stoeckl, Kseniya Medvedeva oraz Aaron Rhodes, takie pojmowanie praw nacji jako nadrzędnych w odniesieniu do praw jednostek, będące częścią narracji o „tradycyjnych wartościach”, Federacja Rosyjska usilnie lobbowała w Genewie w Radzie Praw Człowieka ONZ już od 2009 roku przy całkiem dużym zainteresowaniu ze strony krajów, którym również zależy na utrzymaniu kontrolowalnego „tradycyjnego” porządku (Chiny, Arabia Saudyjska, Kuba, Libia i inne). W 2014 roku do arsenału haseł używanych w tej kampanii doszła „obrona rodziny”, co tylko podkreśla polemiczny i antagonistyczny charakter tej narracji.
W maju 2011 roku Światowy Rosyjski Sobór Narodowy – ciało stworzone przez Patriarchat Moskiewski w latach 90. XX wieku przy wsparciu władz rosyjskich roku jako platforma do szerzenia koncepcji społecznoreligijnych w symfonicznej współpracy między Kościołem a państwem – przyjął deklarację „Fundamentalne wartości jako podstawa nacjonalnej tożsamości”. Dokument zawiera listę szesnastu punktów, które w większości nie budzą żadnych kontrowersji (wiara, sprawiedliwość, jedność, pokój, wolność, godność, solidarność, dobro człowieka, rodzina, kultura narodowa i tak dalej). Nie wiemy dokładnie, dlaczego właśnie te wartości zostały wybrane (a inne, na przykład gościnność, wolność wyznania lub jego braku czy troska o środowisko – nie), ale nawet jeśli przyjąć, że stała za tym jak najbardziej szlachetna motywacja, to jednak nie skończyło się na pozytywnie sformułowanym programie. W swoim wystąpieniu podsumowującym obrady Soboru Cyryl powiedział wprost, że problemem współczesnego społeczeństwa jest „próżnia wartości”, której nie da się zapełnić wartościami materialistycznymi. I dodał: „Nikt nie ruszy do ataku za zwiększeniem PKB” (te słowa wyjątkowo strasznie brzmią po 24 lutego 2022 roku). Najbliższy ówczesny współpracownik Cyryla metropolita Hilarion nadał swojemu programowemu wystąpieniu na tak zwanych Bożonarodzeniowych Cztienijach (dorocznej dużej konferencji, organizowanej przez RKP) w styczniu 2013 roku tytuł: „Tradycyjne wartości wyzwaniem dla sekularnego światopoglądu” i zawarł w niej długą „litanię”, wyliczającą „niemoralne” wartości Zachodu i nieprawosławnych wyznań, które jednocześnie, według Hilariona, odrzucają samo pojęcie „wartości”…
„Moralistyczny internacjonał”
Niestety, „wartości” natychmiast zostają przekute na narzędzie walki cywilizacyjnej, a oponent – oskarżony o niepodzielanie jedynego słusznego systemu aksjologicznego i zaburzenie podstaw cywilizacji. Takie odsądzenie przeciwnika od czci, wiary i wartości jest o tyle owocną manipulacją, że wciąga dyskutanta w próbę udowodnienia, że „nie jest wielbłądem”. Demonizacja zgniłego, rozpustnego, indywidualistycznego, skupionego na konsumpcji, abstrakcyjnego Zachodu okazuje się bardzo skuteczną metodą nie tylko utrzymywania dyscypliny wewnątrz wspólnoty kościelnej, ale również – w rękach władz państwowych – niesamowicie mocnym instrumentem do zjednoczenia społeczeństwa (a nawet grupy sojuszników na arenie międzynarodowej) przeciwko zewnętrznym wrogom.
W różnych momentach pod płaszczykiem obrony „tradycyjnych wartości chrześcijańskiej cywilizacji” walczono ze społecznością LGBT+, z feministkami, ze zwolennikami reprodukcyjnych praw kobiet, z Konwencją Stambulską i przeciwnikami przemocy domowej, z wierzącymi inaczej („sektami”), a nawet podważano humanitarne podejście krajów Europy do uchodźców z krajów spoza europejskiego kręgu kulturowego – co w warunkach wielonarodowej Rosji brzmi szczególnie zdumiewająco i niebezpiecznie. Ta przyprawiająca o ból zębów lista jest wspólna dla wielu reżimów populistycznych. I niestety, to na podstawie listy wspólnych wrogów, a nie wspólnych pozytywnych wartości, Rosja i RKP od lat budowały i wciąż budują, według definicji Kristiny Stoeckl i innych badaczy z Uniwersytetu w Innsbrucku, „moralistyczny internacjonał”.
Lista przykładów analizowanych w tej publikacji jest obszerna i bardzo przygnębiająca. RKP używał wszystkich swoich kontaktów międzynarodowych – jawnych i nie – do promowania swojej wizji świata i swojej roli jako jego moralnego przywódcy. Poza Światowym Rosyjskim Soborem Narodowym, tematem zajęły się między innymi Międzynarodowa Społeczna Fundacja Jedności Prawosławnych Narodów, Europejska Rada Przywódców Religijnych i inne gremia. Powiązania Kościoła Rosyjskiego (i wspierających go oligarchów, przede wszystkim Konstantina Małofiejewa) z fundamentalistycznymi grupami na całym świecie były (i są) tworzone pod przykryciem pozytywnie sformułowanych „wartości”, ale ich podstawowym spoiwem jest zacięta walka z organizacjami i ruchami, które w odmienny sposób wyobrażają sobie i kształtują przyszłość społeczeństwa, trzymając się klasycznego (a może, o ironio, tradycyjnego?) rozumienia praw człowieka. W kontekście polskim warto wspomnieć o kontaktach z Rosją Światowego Kongresu Rodzin czy jednego z głównych uczestników tak zwanej Agenda Europe, a więc think tanku Ordo Iuris. Czy przypadkiem są kłopoty finansowe, które spotkały go pod koniec 2022 – roku, kiedy w wyniku sankcji nałożonych na Rosję zostały przerwane przepływy finansowe między Rosją a Europą?
Omamieni kopułami i frazesami
W Polsce RKP próbował „namieszać” również w sposób bardziej bezpośredni: w lipcu 2012 roku patriarcha Cyryl odwiedził Polskę, a kulminacją tej wizyty stało się podpisanie przez Cyryla i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski arcybiskupa Józefa Michalika „Wspólnego Przesłania do Narodów Polski i Rosji”. Dokument składał się z trzech części. Pierwsze dwie odnoszą się do problematyki relacji rosyjsko-polskich. Według wspomnień uczestników wielomiesięcznych przygotowań, to jednak trzecia część, zatytułowana „Wspólnie wobec nowych wyzwań”, miała pierwszorzędne znaczenie dla RKP. Polskiemu Kościołowi udało się znacząco złagodzić jej brzmienie, ponieważ stopień ofensywności i polemiczności zaproponowanej przez Rosjan wersji okazał się ponoć szokujący nawet dla polskich hierarchów, którym narracja o tak zwanej „cywilizacji śmierci” jest ogólnie bardzo bliska.
Niestety, chcąc podtrzymywać przyjazne stosunki z rzekomo największym Kościołem prawosławnym na świecie, wiele chrześcijańskich wspólnot i przywódców świata zgadzało się na autopromocję RKP jako niemal ostatniego obrońcy chrześcijańskich, rodzinnych, tradycyjnych wartości. Z żalem trzeba przyznać, że głosy wołających na pustyni, którzy od lat błagali o niepoddawanie się urokowi „złotych kopuł” i pięknych frazesów płynących z Rosji, utonęły w hałasie potrząsania bronią zbierającego się światowego ideologicznego wojska pod przywództwem Rosji i jej Kościoła. Badania pokazują, że w tej „symfonii” rolę odgrywał również dźwięk deszczu monet… Wyczuwając trwające przez lata tchórzliwe milczenie, przyzwolenie lub wręcz wsparcie ze strony świata (czy to w dialogu prawosławno-katolickim, czy w ramach Światowej Rady Kościołów, czy w innych relacjach), RKP – wraz z samą Rosją – tak głęboko uwierzył w swoją unikalną misję i jej legitymację, że geopolityczne interesy państwa rosyjskiego zostały w umysłach przywódców utożsamione z dziełem zbawienia. Jak zwykle, cenę tego przedsięwzięcia mają wziąć na siebie inni: w 2022 roku Rosja wystawiła rachunek Ukraińcom i Ukrainkom, cynicznie tłumacząc ustami Cyryla i innych spikerów, że robi to dla ich dobra i zbawienia.
Kolejny poziom cynizmu został osiągnięty poprzez decyzję podjętą już w trakcie wojny, w listopadzie 2022 roku, przez prezydenta Putina, który zatwierdził „Podstawy polityki państwowej w zakresie zachowania i wzmocnienia tradycyjnych rosyjskich duchowych i moralnych wartości”. To kolejny dokument, który bardzo arbitralnie wylicza „wartości właściwe”, „wartości obce” oraz zagrożenia dla tych prawdziwych. Wśród zagrożeń są wymienione bardzo ogólnie organizacje ekstremistyczne, terrorystyczne, niektóre media, USA i inne wrogie zagraniczne państwa, korporacje i organizacje pozarządowe oraz „niektóre organizacje i osoby” działające na terenie Rosji. (Obawiam się przy tym, że brak bezpośredniego wspomnienia Ukrainy jest nie tyle zaniedbaniem, co oznaką odwiecznego rosyjskiego imperializmu i paternalizmu, według którego Ukraina nie jest podmiotem – przyjaznym lub nie – lecz obiektem wpływu ze strony wrogów i troski ze strony Rosji).
Państwo, które znajduje się w stanie wojny, może zatwierdzić taki programowy dokument tylko i wyłącznie jako narzędzie do usprawiedliwienia swoich czynów. Według Rosji to „wojna wartości”, a ona sama jest swoistym „wojownikiem światła”. Paradoksalnie musimy chyba przyznać Rosji częściową rację: to jest wojna wartości. To starcie pomiędzy wizjami świata, gdzie po jednej stronie proponowany jest świat jednobiegunowy, dający miejsce tylko jednemu, bezlitośnie narzucanemu zestawowi „wartości”, a po drugiej zostaje nadzieja na współistnienie i różnorodność. Jest to również konflikt pomiędzy dwiema wizjami Kościoła: według jednej z nich Kościół wybiera służenie bożkowi „wartości” zamiast Bogu, według drugiej – ma szansę rzeczywiście szerzyć dobre wartości, jeśli pozostanie wierny Chrystusowi i nie będzie ulegał pokusie władzy, wpływu, dużych liczb i dbania wyłącznie o 99 owieczek.