fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Dudin: Bardziej lewicowa polityka pomoże wygrać tę wojnę

Musimy wygrać wojnę, ale żeby to zrobić, musimy też zbudować system społeczny, który będzie służył obywatelom. Skonfiskować majątki oligarchów, znacjonalizować system energetyczny, umorzyć zadłużenie zagraniczne, zapobiec katastrofie humanitarnej.
Dudin: Bardziej lewicowa polityka pomoże wygrać tę wojnę
ilustr.: Janek Stanisławski

Z Witalijem Dudinem, doktorem nauk prawnych i współzałożycielem ukraińskiego Ruchu Socjalnego, rozmawia Ignacy Jóźwiak, działacz Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza

Czym jest Ruch Socjalny i dlaczego powstał?

Jesteśmy organizacją społeczną, która zajmuje się ochroną praw pracowniczych, walką o bardziej równe społeczeństwo, które będzie dbało o potrzeby ludzi, a nie o zyski korporacji czy oligarchów. Założyliśmy Ruch Socjalny w 2015 roku, razem z aktywistami ze związków zawodowych, ekspertami z różnych dyscyplin – prawa, gender studies, ekonomii – którzy wcześniej działali w różnych lewicowych organizacjach.

Co się wydarzyło w 2015 roku?

Ukraiński ruch lewicowy się rozpadł. Partie starej lewicy zostały zdyskredytowane jako agenci wpływu rosyjskiego, straciły członków, później ich działalność ograniczano prawnie. A rząd używał tego argumentu, żeby ograniczać działalność innych ruchów lewicowych, nawet takich, które nie miały z nimi nic wspólnego. Zaczął przedstawiać idee socjalistyczne jako z definicji antyukraińskie.

A jak daleko sięga historia lewicy w Ukrainie?

Mamy bardzo długą historię ruchów socjalistycznych. Sto lat temu niemal wszystkie istotne postacie, które współtworzyły Ukraińską Republikę Ludową, to byli socjaliści różnych frakcji. Po upadku ZSRR powstały różne partie lewicowe, była Partia Socjalistyczna, jedna z większych, która walczyła o sprawiedliwość społeczną i organizowała protesty przeciwko skorumpowanym rządom Kuczmy. Ale po Majdanie ponieśli porażkę, upadli, nie mieli poparcia i zostali przejęci przez różnego rodzaju gangsterskie grupy polityczne, a w 2017 roku władzę w Partii przejął Ilia Kywa – który wcześniej był działaczem nacjonalistycznym, a teraz żyje w Moskwie i wyczekuje nuklearnego ataku na Kijów.

Więc Ruch Socjalny powstał po Majdanie i zaczynaliście od zera?

Mamy doświadczenie w pracy ze związkami zawodowymi, stowarzyszeniami studentów, ale nasza działalność ma ograniczony zakres. Naszą bazą stał się Krzywy Róg, gdzie współpracujemy ze związkowcami w sektorze przemysłowym, mamy też trochę działaczy w Kijowie i Dnieprze. Angażowaliśmy się w protesty przeciwko zmianom prawa pracy czy podwyższeniu wieku emerytalnego. Naszym celem jest transformacja w partię, żeby mieć większy wpływ na politykę, która została całkowicie przejęta przez neoliberałów i nacjonalistów. Obecny system nie działa i nie będzie działał w interesie klasy pracującej.

Jaka była sytuacja gospodarcza i położenie pracowników w Ukrainie przed wojną?

Gospodarka Ukrainy działa dla zysków oligarchów. Zostaliśmy sprowadzeni do roli peryferiów, nasz potencjał edukacyjny czy naukowy jest niższy niż w czasach ZSRR. Nie mamy dziś do zaoferowania światu niczego poza tanią siłą roboczą, zasobami naturalnymi czy jakimiś pozostałościami po sektorze przemysłowym. A to dlatego, że w latach 90. doszło do deindustrializacji na dużą skalę, zapaść gospodarcza spowodowała wysokie bezrobocie i masowe migracje z zachodniej Ukrainy do Polski, Niemiec, innych krajów Unii. A kiedy w 2017 roku zniesiono kolejne ograniczenia dotyczące przekraczania granicy, dołączyli do nich pracownicy ze środkowej i wschodniej części kraju.

Mija rok, od kiedy zaczęła się inwazja rosyjska na pełną skalę. Jak wojna wpłynęła na ukraińską gospodarkę, relacje społeczne i klasowe?

Wojna to tragedia dla wszystkich grup społecznych, ale klasa pracująca jest zawsze pierwszą, która cierpi. Mnóstwo osób straciło pracę, mnóstwo osób wyjechało, bo bało się o swoje życie i życie swoich bliskich. Od początku stało się też oczywiste, że rząd stoi po stronie najbogatszych, oligarchów, korporacji. To było widać już parę dni przed inwazją – Zełeński miał spotkanie z reprezentantami wielkiego biznesu i zaraz po wojnie Rada Ukrainy przyjęła pakiet antypracowniczych reform, zaczęła się liberalizacja na pełną skalę. Piękny pokaz tego, kogo rząd traktuje jako partnera i fundament społeczny.

Jakie to były reformy?

Zacznijmy od tego, że przed wojną w Ukrainie wciąż obowiązywał kodeks pracy z 1971 roku, który pomimo wielu neoliberalnych reform ostatnich trzydziestu lat jest względnie propracowniczy. Dawał możliwość walki w sądach przeciwko pracodawcom zalegającym z wypłatami wynagrodzeń czy nielegalnym zwolnieniom, a sądy stawały w przeważającej większości po stronie pracowników.

Już kilka lat temu były zakusy, żeby te prawa ograniczyć.

Tak, już od 2019 roku rząd próbował wprowadzać szerokie zmiany w zakresie prawa pracy umożliwiające deregulację całej ukraińskiej gospodarki, ale związkom zawodowym udało się je zablokować. Tym razem było trudniej, bo ze względu na stan wojenny nie mogliśmy zatrzymać zwolnień, organizować strajków ani protestów.

Jakie konkretnie prawo przyjęto?

Przyjęto cztery ustawy zmieniające kodeks pracy. Pierwsza pozwalała na zawieszenie indywidualnych umów o pracę – czyli wstrzymanie wypłaty wynagrodzeń, zawieszała układy zbiorowe, pozwalała na wydłużenie tygodnia pracy nawet do sześćdziesięciu godzin. Druga stwarzała nowe podstawy do zwolnień pracowników. Trzecia dawała preferencyjne zasady zatrudniania małym i średnim przedsiębiorstwom – czyli tym, które zatrudniają do 250 osób. A ostatnia wprowadziła coś, co nazywa się w świecie anglosaskim zero-hour contracts czyli umowę o pracę na czas nieokreślony, ale bez gwarancji stałego świadczenia pracy. Na jej podstawie nie masz stałego wynagrodzenia, dostajesz je wyłącznie za wykonywanie obowiązków na wezwanie pracodawcy, nie wiesz jednak, ile to będzie godzin. Dodatkowo, nałożono moratoria na różnego rodzaju kontrole inspekcji pracy i kary – na przykład, jeżeli pracodawca nie odprowadza składek za pracowników, to nie poniesie za to żadnych konsekwencji. Ułatwiono też zwalnianie pracowników na urlopie chorobowym czy wypoczynkowym.

Jak na to zareagowała opinia publiczna?

Nie miała czasu reagować, bo większość tych zmian wprowadzono w trybie ekspresowym. Halyna Tretiakowa [parlamentarzystka z rządzącej partii, przewodnicząca komisji do spraw polityki społecznej – przyp. red] przedstawiła je 10 marca, przyjęto je 16, a 24 weszły w życie. To jedno z najszybciej wprowadzanych w życie neoliberalnych reform w historii Europy. W warunkach wojny, a więc bez debaty publicznej, pozbawiając społeczeństwo głosu i możliwości sprzeciwu. Początkowo ludzie mieli jeszcze złudzenia, że to wszystko jest tymczasowe i zostanie odwołane, gdy sytuacja na wojnie się zmieni. Ale po wyzwoleniu Kijowa czy Czernichowa nic się nie zmieniło.

Jakie argumenty przedstawiał rząd?

Wszystko to prezentowane jest jako tymczasowe, konieczne rozwiązania na czas wojny, mające stymulować zatrudnienie. Ale już teraz wiemy, że to nie działa. Bezrobocie wzrosło do 30%. Rzeczywistość pokazuje że liberalizacja warunków pracy nie służy ani gospodarce, ani pracownikom, że wszystkie te neoliberalne dogmaty o tym, że skonstruowanie prawa na korzyść biznesu spowoduje powstanie nowych miejsc pracy, to ściema. Co więcej, trudno określić, jak szeroko pracodawcy używają i nadużywają tych nowo zdobytych narzędzi. Nikt tego nie wie, nie ma publicznych danych.

Oficjalnie wiele form sprzeciwu jest w czasie stanu wojennego zakazanych – strajki, protesty, zgromadzenia. Ale z tego, co wiem, dochodziło do oporu w kopalni w Nowowołyńsku, były protesty w Krzywym Rogu czy Kijowie. Były jakieś nielegalne strajki od wybuchu wojny?

Strajków w Ukrainie jest niewiele, nawet w czasach pokoju – u nas nie ma kultury strajku, mamy słaby ruch pracowniczy. Są dosyć szerokie możliwości działania jako związki zawodowe i ochrony pracowników przed zwolnieniami, ale do strajków dochodzi bardzo rzadko.

Stan wojenny wiązał się z zakazem zgromadzeń publicznych, ale one czasem się odbywają i nie zawsze wiążą się z aresztowaniami – sporo zależy od sytuacji, odległości danego miasta od linii frontu. Odbył się protest pielęgniarek w Iwanofrankowsku, związany z opóźnieniami w wypłatach wynagrodzeń. Funkcjonuje u nas bardzo złożony system finansowania szpitali, dochodzi do dziwnych sytuacji, gdy ludzie nie dostają wypłat, a zarząd mówi, że to nie ich wina i nic z tym nie może zrobić. W Iwanofrankowsku pielęgniarkom się udało.

Zajmowaliście się też walką o umorzenie międzynarodowego zadłużenia Ukrainy.

To był nasz postulat jeszcze przed wybuchem wojny na pełną skalę, a potem okazało się, że staje się on coraz szerzej akceptowany i podzielany, ma potencjał międzynarodowej mobilizacji. Nie cały świat mógł z nami walczyć na linii frontu, ale ludzie w każdej części świata mogli naciskać na swoje rządy na rzecz umorzenia długu ukraińskiego. Mogłoby to też stać się precedensem na rzecz innych krajów uwiązanych i zniewolonych zadłużeniem zagranicznym. Udało się w tym zakresie zbudować szeroką sieć solidarności międzynarodowej.

Jak rząd reagował na ten postulat?

Rząd bał się takich żądań, bo bardzo nie chciał zepsuć swoich relacji z Międzynarodowym Funduszem Walutowym czy innymi organizacjami międzynarodowymi. Chciał być prymusem, pokazywać, że nawet w obliczu wojny, gdy ludzie mają ograniczony dostęp do wszelakich usług publicznych i poziom życia radykalnie spada, my wciąż jesteśmy odpowiedzialni i wszystko spłacimy. Tak samo nie zdecydowano się na konfiskatę majątków ukraińskich oligarchów. To, co się udało, to zawieszenie spłaty zadłużenia wobec Stanów Zjednoczonych, które przegłosowano w Kongresie w ubiegłym roku.

Jak widzisz powracający co jakiś czas temat rozmów pokojowych z Rosją?

Podstawową przeszkodą dla pokoju są krwawe ambicje Kremla. Putin się nie zatrzyma, na pewno nie zatrzymają go rozmowy pokojowe. Musimy wygrać wojnę, ale żeby to zrobić, musimy też zbudować system społeczny, który będzie służył obywatelom. Skonfiskować majątki oligarchów, znacjonalizować system energetyczny, umorzyć zadłużenie zagraniczne, zapobiec katastrofie humanitarnej. Rząd mówi o kontynuowaniu wojny, ale nie podejmuje kroków, żeby wzmocnić potencjał Ukrainek i Ukraińców. My sądzimy, że wprowadzenie lewicowych reform nie tylko pozwoliłoby zbudować bardziej sprawiedliwe społeczeństwo, ale i pomogłoby wygrać wojnę.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×