Brik: Ukrainę czekają lata nierówności i problemów społecznych
Z Timofiim Brikiem, socjologiem i historykiem ekonomii, rozmawia Mateusz Luft.
Tuż przed napaścią Rosji na Ukrainę w wywiadzie dla amerykańskiego portalu FiveThirtyEight zwrócił pan uwagę, że konflikt jest przedstawiany jako przedłużenie zimnowojennego starcia między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Ale społeczeństwo ukraińskie nie odbiera tego w ten sposób.
Opowieść o starciu Rosji z USA pomija podmiotowe miejsce Ukrainy i ukraińskich interesów w tej wojnie. Dotychczasowe doświadczenia dowodzą, że pomijanie ukraińskiej perspektywy okazało się nieefektywne. Dlaczego tak wielu komentatorów jest zaskoczonych tym, że Wołodymyr Zełenski nie uciekł na początku wojny, ale pozostał w Kijowie? Jak to możliwe, że Ukraińcy są tak zmotywowani do walki? Jakie są źródła ich wytrzymałości w czasach wojny? Ludzie na świecie zadają sobie te pytania, bo tak niewielkie było ich zainteresowanie ukraińską perspektywą w przeszłości.
Ukraińcy odczuwają ogromną potrzebę uznania ich perspektywy, która bywa podważana i lekceważona. Jesteśmy przywiązani do naszego rządu, do naszego narodu. Chcemy być suwerenni w naszych wyborach i w tym, jakie międzynarodowe sojusze chcemy tworzyć.
Przed wojną często można było usłyszeć opinię, że Ukraina jest państwem podzielonym na wschód i zachód. Skoro duża część kraju mówi po rosyjsku, to musi mieć pozytywny stosunek do Rosji. A pan przekonuje, że od dawna tak nie jest.
Mylenie poglądów zależnych od lokalnego kontekstu z podstawami kulturowymi to bardzo częsty błąd zewnętrznych komentatorów. Patrząc wyłącznie powierzchownie, możemy stwierdzić, że mamy fundamentalne różnice wewnątrz ukraińskiego społeczeństwa. Ale kiedy sięgniemy do kultury, wyłania nam się bardzo ujednolicony obraz społeczeństwa.
Z perspektywy socjologicznej możemy wyróżnić trzy warstwy opisu społeczeństwa ukraińskiego: kulturę, tożsamość i postawy. Kultura to coś bardzo głębokiego, określającego ramy i cechy naszego zachowania, wartości, jakie wyznajemy i co możemy w ich imię poświęcić. Bardziej podatne na zmiany są tożsamości, czyli poczucie związku z miejscem zamieszkania, narodem, Europą. Za najpłycej umieszczone uznałbym poglądy (także na temat polityków), które mogą być bardzo zmienne.
Dysponujemy ogromnym dorobkiem badań, które dowodzą, że ludzie ze wschodu i zachodu kraju współdzielą tę samą kulturę. Ogólnie określiłbym nas jako umiarkowanych konserwatystów zorientowanych wspólnotowo. Ukraińcy wspierają rodzinę, przyjaciół, środowisko. To Rosja jest dużo bardziej podzielona kulturowo w zależności od regionu.
Gdy spojrzymy na tożsamości, można powiedzieć, że Ukraina jest podzielona na regiony. Lokalne tożsamości rzeczywiście przez lata były i są bardzo ważne dla Ukraińców. Jednak od 2014 roku (Rewolucja Euromaidanu, przyp. red.) obserwujemy coraz większe utożsamianie się ludzi z różnych regionów z jednym rządem i jednym narodem ukraińskim. Trend ten można obserwować w różnym nasileniu w zależności od wieku, płci, regionu.
Natomiast poglądy Ukraińców rzeczywiście są bardzo zróżnicowane w zależności od lokalnego kontekstu. Myślę, że to zależy od lokalnych układów, mediów czy ekonomii.
Porównując sondaże z 2017 roku i z grudnia 2022, możemy obserwować znaczący odwrót od używania języka rosyjskiego w stronę ukraińskiego. Wówczas 40% ludzi przyznawało, że mówi po ukraińsku, teraz jest to już prawie 60% ludzi. Mimo wojny wciąż jedna czwarta społeczeństwa używa jednak wymiennie ukraińskiego i rosyjskiego.
Sam też byłem kiedyś osobą rosyjskojęzyczną. Obecnie używam głównie ukraińskiego, a konwersję zacząłem jeszcze przed inwazją.
W Ukrainie znacząca część społeczeństwa zna oba języki: rosyjski i ukraiński. Dlatego trafniejsze jest mówienie o preferencjach językowych konkretnych osób, które zależnie od okoliczności wybierają język codziennej komunikacji. Na ten wybór ma wpływ bardzo wiele czynników takich jak przyjaciele, miejsce zatrudnienia, presja znajomych. Jeśli chcesz pasować do towarzystwa, musisz się jakoś dostosować. To bardzo zniuansowana kwestia.
Z wielu powodów coraz więcej ludzi wybiera język ukraiński. Ludzie odrzucają wszystko, co kojarzy się z Rosją. Moi koledzy z Narodowej Akademii Nauk prowadzą badania na temat traumy i szacują, jak wielu ludzi ma koszmary senne, jak często ludzie odczuwają smutek w samotności. Trudno oczekiwać, żeby ktoś mówił po rosyjsku po traumatycznych przeżyciach z wojny z Rosją.
Ponadto niektórzy obawiają się używać języka rosyjskiego z braku zaufania do Rosjan, a więc z powodów bezpieczeństwa. Jeśli artykuł jest w języku rosyjskim, istnieje obawa, że ma służyć dezinformacji. Nawet wśród ludzi poza granicami Ukrainy: w Niemczech czy we Francji uchodźcy nie chcą być postrzegani przez przechodniów jako Rosjanie.
Jedną z przyczyn popularności języka ukraińskiego jest także poczucie patriotyzmu. Gdy pracuję na uniwersytecie, rozmawiam z rodzicami, studentami czy udzielam wywiadów – mówię po ukraińsku, bo ważne jest dla mnie publiczne okazanie szacunku i solidarności. Być może gdy wrócę do domu, do mojej dziewczyny, będę mówił po rosyjsku, bo to moje życie prywatne.
Stosunek Ukraińców do ukraińskiej emigracji jest zaskakująco pozytywny. 90% ludzi popiera i akceptuje wybory tych, którzy pozostają poza granicami kraju na czas wojny.
Póki co ludzie akceptują, że ludzie ze względów bezpieczeństwa uciekli za granicę, opinia publiczna zachowuje się bardzo racjonalnie, a liderzy polityczni cieszą się poparciem i zaufaniem. Póki co – mimo trwającej wojny – ludzie bardziej szanują demokrację niż rządy twardej ręki. Ale obawiam się, że to nie potrwa długo. Ludzie będą co raz bardziej sfrustrowani.
Dlaczego?
Dotychczas najsilniejsza narracja mówi, że jako grupa wszyscy powinniśmy mieć wkład w obronę kraju, wszyscy musimy coś poświęcić i każdy daje z siebie tyle, ile może. Jeśli jesteś naukowcem, starasz się robić badania, które będą wspierały państwo. Jeśli jesteś biznesmenem, pracujesz ciężko, żeby płacić podatki. Jeśli jesteś artystą, jedziesz na Eurowizję i symbolicznie wspierasz kraj. Każde z tych działań jest potrzebne. Natomiast jeśli wojna potrwa jeszcze rok, ludzie zaczną zadawać pytania, czy to jest w porządku, żeby na równi taktować wkład wszystkich grup społecznych.
Wielu Ukraińców służy obecnie w siłach zbrojnych bez chwili wytchnienia. Można powiedzieć, że utknęli na froncie i nie ma kto ich zmienić. W tym czasie pozostała część społeczeństwa żyje swoim życiem, nie walczy. Nawet ja pracuję na uniwersytecie i nie jestem w armii. Choć nie ma na ten temat jeszcze żadnych badań, intuicja mówi mi, że prędzej czy później część społeczeństwa zacznie kwestionować, czy to jest w porządku.
Wracając do stosunku społeczeństwa do emigrantów, pytanie w badaniu brzmiało: „Jaki jest twój stosunek do np. 31-letniego mężczyzny, który na co dzień mieszka w Ukrainie, ale był za granicą w momencie wybuchu wojny i nie wrócił”. 75% społeczeństwa wyraża zrozumienie dla takiego zachowania. 19% ludzi uznaje, że takie osoby powinny wrócić do kraju.
Osobiście myślę, że to nie jest problem. Mamy pewien „podział pracy”, każdy ma swoje zadanie jako biznesmen, żołnierz czy artysta. Ale myślę, że w przyszłości ukraińskie społeczeństwo może odpowiadać na te pytania negatywnie. Musimy być na to gotowi.
Ukraińskie społeczeństwo jest uważane za nieufne i zatomizowane. Jak to wpływa na sytuację migrantów wewnętrznych?
Nie do końca zgadzam się z tą tezą. Z jednej strony, jak wynika z sondaży, Ukraińcy nie ufają instytucjom, prezydentowi, policji. Ale ufają swojemu społecznemu otoczeniu, przyjaciołom, wspólnocie, Kościołowi. Nie możemy więc mówić o całkowitym braku zaufania między członkami społeczeństwa, ale o zaufaniu ograniczonym do najbliższego otoczenia. Dowodem na to są udane reformy, które sprawiły, że instytucje przybliżyły się do ludzi i tym samym odzyskały ich zaufanie.
Przykładem może być reforma decentralizacyjna (reforma przyjęta przez rząd Ukrainy w 2014 roku – przyp. red.). Przed reformą Ukraina była bardzo scentralizowana – stolica decydowała o wszystkim, o podatkach, o budżetach i tak dalej. Od czasu reformy samorządy mogą zbierać więcej podatków i zarządzać ich wydatkowaniem na usługi publiczne. W miarę upływu czasu możemy obserwować systematyczny wzrost zaufania do wspólnot samorządowych. Nieprawdą jest, że Ukraińcy są jakimiś szaleńcami, którzy mają wbudowany w tożsamość brak zaufania, ale ich zachowanie zależy od sprzyjającego lub niesprzyjającego otoczenia.
Co się dzieje, gdy tak wielu uchodźców szuka schronienia w nowym miejscu na terenie Ukrainy?
Żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, musimy odwołać się do tej samej logiki – reakcja społeczności przyjmującej zależy od tego, jak wygląda organizacja pobytu migrantów na miejscu. Jeśli samorząd przygotuje się odpowiednio, stworzy instytucje, będzie oferował programy społecznych zapomóg, jeśli lokalny rynek pracy będzie działał dobrze, wówczas nie będzie problemu. Ale jeśli samorządy zawiodą, mieszkańcy zaczną walczyć z przyjezdnymi o ograniczone zasoby. Uważam, że obecnie nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, trzeba obserwować konkretne przypadki. Ale nie jestem pesymistą w tej kwestii. Myślę, że to możliwe, że Ukraińcy będą wspierać się wzajemnie.
Ukraina przed wojną była krajem ogromnych nierówności. Czy pod tym względem będzie tylko gorzej?
W tym aspekcie jestem pesymistą. Nierówności będą wzrastały. Jedynym pozytywnym efektem wojny może być kres oligarchii ukraińskiej. Ale to nie będzie miało praktycznego znaczenia dla zwykłego człowieka. Nie zapominajmy, że wiele osób wysiedlonych mieszkało w miastach, które dosłownie zniknęły z powierzchni ziemi. Nie istnieją infrastruktura, pociągi, ulice, szkoły, szpitale, z których dotychczas korzystali. Po wojnie mieszkańcy będą musieli odbudować te miasta dosłownie od zera. To przyniesie lata nowych nierówności. Aby temu przeciwdziałać, rząd będzie musiał być bardzo uważny i bardzo ostrożny w wydawaniu funduszy publicznych.
A co z tymi, którzy zmienią miejsce zamieszkania na stałe?
Moja znajoma badała losy uchodźców wewnętrznych przesiedlonych w 2014 roku z Doniecka i Ługańska. Okazało się, że ci ludzie są stygmatyzowani w nowym miejscu zamieszkania i z powodu pochodzenia mają mniejsze szanse na znalezienie pracy. Było tak nawet w przypadku osób, które uciekły do dużych miast takich jak Charków czy Dniepr, gdzie jest szeroki dostęp do rynku pracy, usług, szkół, mieszkań…
Sytuacja uchodźców wewnętrznych przesiedlonych w ciągu ostatniego roku jest jeszcze trudniejsza. Duża część z nich jest zakwaterowana w schroniskach, czasem zaimprowizowanych tylko dla nich. Te tymczasowe miejsca zamieszkania często znajdują się daleko od szkoły, miast i rynku pracy. Mamy więc do czynienia z nowym rodzajem nierówności przestrzennej, której nie było wcześniej. To oznacza, że będziemy musieli się na nowo zastanowić, jak temu przeciwdziałać.
Na podstawie tego, co mówisz, można odnieść wrażenie, że gdy kurz wojenny opadnie, odsłoni się cały szereg problemów społecznych, które będą się tylko nawarstwiały?
Nie wspomniałem jeszcze o problemach politycznych. Reforma decentralizacyjna była jedną z najlepszych reform, jaka spotkała Ukrainę. Ale już teraz wielu ekonomistów i politologów podkreśla, że nie da się wygrać wojny bez centralizacji w gospodarce i uspójnienia łańcuchów dostaw. W tym momencie Ukraina jest bardziej scentralizowana, bo musimy wygrać wojnę, ale gdy tylko wojna się skończy, powinniśmy na nowo dążyć do decentralizacji. Dla rządzących to będzie bardzo trudna decyzja. Raz zdobytej kontroli nie będą chcieli wypuścić z rąk.
Timofii Brik
Mateusz Luft