fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Kazik roznosi wszy, czyli PR-owy majstersztyk PiS-u

PiS dokonało majstersztyku: stłamsiło odruchy empatii. Rządzący sprawili, że w przeoranym przez los człowieku, który miał nieszczęście urodzić się w kraju kolonizowanym, nie widzimy już osoby zasługującej na pomoc, a wroga, przed którym mamy moralny obowiązek się bronić.
Kazik roznosi wszy, czyli PR-owy majstersztyk PiS-u
Uchodźcy przypływający na wyspę Lesbos (2016 r.). fot. Dawid Zieliński

Druga klasa szkoły podstawowej, w klasie trzydziestka uczniów: niektórzy z zamożniejszych, inni z uboższych rodzin, wielkomiejska mieszanka klasy średniej. Wśród nich jeden uczeń, nazwijmy go Kazik, którego rodzice ledwo wiążą koniec z końcem. Dzieci czują, że Kazik jest „jakiś inny”, ale bawią się z nim na przerwach. W klasie jest też Zosia, bardzo chce być popularna, mieć dużo kolegów i koleżanek. Pewnego dnia w klasie wybucha wszawica. Zosia rozpowiada, że to Kazik roznosi wszy. Nie miała żadnych podstaw, by tak sądzić, ale jakoś tak by się zgadzało, że Kazik może być „pacjentem zero”, i dziewczynka jakoś tak podskórnie czuje, że inne dzieci też mogą uznać to za prawdopodobne. Zosia, jako ta najlepiej poinformowana, która uchroniła klasę przed ponownymi zarażeniami, zyskuje mnóstwo przyjaciół. Kazik podchodzi na przerwach do dawnych kolegów i koleżanek, chce się bawić, ale wszyscy odwracają się plecami i odchodzą bez słowa. To historia z życia wzięta. Myślę, że każdego zakłułoby w serduszku na widok opartego o ścianę Kazika, który smętnie gapi się w okno wśród biegających i śmiejących się dzieci.

Teraz wyobraźmy sobie, że zamiast Zosi mamy machinę medialną potężnej partii politycznej, a zamiast Kazika – miliony ludzi, którzy musieli opuścić swój dom i szukać schronienia tysiące kilometrów dalej. Bo na dom spadły im bomby, bo grożą im tortury i więzienie za działalność polityczną, bo w ich kraju jest głód, bo muszą utrzymać rodzinę, a u siebie nie mają szans, by zarobić na godne życie czy wręcz – na biologiczne przetrwanie. Nadal kłuje?

***

Lista posunięć PiS-u budzących sprzeciw i moralne oburzenie części społeczeństwa jest długa: dewastacja Trybunału Konstytucyjnego, rozmontowywanie systemu sądownictwa, atak na prawa reprodukcyjne Polek, obrzydliwa kampania nienawiści wobec osób LGBT+, zmiana mediów publicznych w siermiężną tubę propagandową jednej partii czy wreszcie obecne działania – to tylko kilka najbardziej spektakularnych przykładów. Wśród tych kwestii jest także wątek uchodźców, tym różniący się od pozostałych, że od pięciu lat powraca co jakiś czas jak upiorny refren. Za każdym razem służy za wytrych, który, w zależności od potrzeb, może wyważyć różne drzwi: raz pozwoli zaatakować Unię Europejską, gdy ta zajmuje niekorzystne z punktu widzenia władzy stanowisko, innym razem posłuży do zdyskredytowania polityka lub polityczki opozycji, kiedy indziej ma pomóc wygrać wybory samorządowe. Ten leitmotiv przybrał formę ksenofobicznej kampanii zarządzania strachem, którą dokładnie opisał już na naszych łamach Paweł Cywiński. Kampania ta rozpoczęła się jeszcze w 2015 roku i sprawia, że to na ten czas należy datować moralne bankructwo partii rządzącej.

Trudno się dziwić, że członkowie i spin doktorzy PiS-u mają do wątku uchodźców szczególny sentyment – był jednym z czynników, które zapewniły im w 2015 roku bezprecedensowe w III RP zwycięstwo. Prawo i Sprawiedliwość przez pierwsze lata swoich rządów, wykorzystując (zrozumiałą) społeczną niepewność, skleiło zamachy terrorystyczne w Paryżu i Saint-Denis, w Londynie i w Brukseli z intensywnym (jak na Europę!) napływem uchodźców, głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki. Ta narracja została misternie utkana z fake newsów, manipulacji i półprawd oraz z martyrologicznej i chrześcijańskiej narodowej mitologii. Przykład tych ostatnich to choćby ciągłe odwoływanie się do chrześcijańskich korzeni Polski i Europy, którym rzekomo mieliby zagrażać uchodźcy czy wypowiedzi Jarosława Gowina sugerujące, że mężczyźni-uchodźcy to tchórze, w odróżnieniu od Polaków w roku 1944 niechętni do obrony własnej ojczyzny.

PiS przeprowadził doskonałą i diabelnie skuteczną kampanię marketingową, która ukształtowała postawy społeczne – według CBOS-u niechęć Polaków do przyjmowania uchodźców z krajów objętych wojną między majem 2015 a październikiem 2017 roku wzrosła z 21 do 63 procent. Jak dowodzi analiza sporządzona w roku 2017 przez Pawła Cywińskiego, Filipa Katnera, Jarosława Ziółkowskiego i autorkę tego tekstu, istnieje bezpośredni związek pomiędzy tą zmianą w nastrojach społecznych a prowadzoną przez PiS kampanią.

Widać wyraźnie, że z punktu widzenia realpolitik wskrzeszanie ksenofobicznych demonów jest posunięciem jak najbardziej zrozumiałym (piszę to bez ironii). Jednak z konsekwencjami tej strategii będziemy się zmagać jeszcze długie lata. Jej owocem jest społeczny straszak, który na dobre zamieszkał już w naszym narodowym imaginarium. Jego wizualną reprezentacją byłby zapewne ciemnoskóry młody mężczyzna w brudnych ubraniach, trzymający Koran, obwiązany arafatką i przepasany pasem szahida. I prawdą jest, że ów „Arab-muzułmanin-terrorysta” faktycznie wyrządził w polskim społeczeństwie gigantyczne szkody. Sprawia on, że muzułmanie czy osoby ciemnoskóre coraz częściej spotykają się w naszym kraju z przemocą werbalną i fizyczną.

***

Drugiego kwietnia Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że Polska, Czechy i Węgry złamały unijne prawo, odmawiając udziału w relokacji uchodźców. Mechanizm ten polegał na przenoszeniu uchodźców między krajami UE. Został stworzony, by odciążyć takie państwa jak Grecja czy Włochy. Zgodnie z unijnymi regulacjami dublińskimi za rozpatrzenie wniosku o azyl odpowiada kraj, w którym cudzoziemiec nielegalnie przekroczył granicę UE, a to właśnie do Grecji i Włoch przybywało najwięcej uchodźców przez Morze Śródziemne. Porozumienie w sprawie relokacji zapadło we wrześniu 2015 roku. Poparła je ówczesna ministra spraw wewnętrznych i administracji Teresa Piotrowska. Już pod rządami PiS-u Polska wycofała się z relokacji.

Drugiego kwietnia w wieczornym wydaniu wiadomości TVP wyemitowany został kilkuminutowy materiał dotyczący wyroku TSUE. Warto się mu bliżej przyjrzeć, bo jest w nim wszystko: fake newsy i manipulacje, szczucie na uchodźców i szybkie przypomnienie podstawowych motywów, które przewijały się przez całą kampanię zarządzania strachem, wychwalanie rządu, atak na Unię i na opozycję zapośredniczony przez straszenie uchodźcami, a także, last but not least, koronawirus.

***

„Bezpieczeństwo Polaków mniej ważne niż unijne przepisy”, zapowiada Danuta Holecka, a na dole ekranu pojawia się pasek: „Ideologia ważniejsza niż bezpieczeństwo”. Warto zapamiętać tę rzekomą opozycję, bo będzie ona ramą kompozycyjną całego materiału. „Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdza, że Polska Czechy i Węgry powinny przyjąć uchodźców w ramach mechanizmu przymusowej relokacji. Wyrok w sprawie sprzed kilku lat zapadł w trakcie walki z pandemią koronawirusa”, mówi dalej Holecka. Manipulacje pojawiają się już w pierwszych słowach. Wypowiedź prezenterki sugeruje, że zgodnie z wyrokiem Polska będzie musiała natychmiast przyjąć określoną liczbę uchodźców, podczas szalejącej epidemii. To bzdura. Mechanizm relokacji został zakończony we wrześniu 2017 roku, a wyrok nie zadziała wstecz, stwierdza jedynie, że przepisy zostały naruszone. A zatem: „Polska, Czechy i Węgry powinny były przyjąć uchodźców”.

Zatrzymajmy się też na chwilę nad „przymusową relokacją”, która przewijać się będzie przez cały materiał TVP. Politycy i polityczki PiS-u oraz niektórzy prawicowi dziennikarze i dziennikarki traktują to sformułowanie w zasadzie jak związek frazeologiczny, sprawiając, że u odbiorców wytwarza się asocjacja pomiędzy unijnym mechanizmem przenoszenia uchodźców a przemocową sytuacją nacisku. Kogo jednak miałby dotyczyć ów przymus? „My nikomu do tej pory nie odmówiliśmy pomocy, natomiast nie zgadzamy się na to, aby ludzie byli przemieszczani na siłę, aby ta relokacja odbywała się na zasadzie przymusowej” – mówił dziennikarzom Andrzej Duda w marcu 2016 roku podczas wizyty w Waszyngtonie, sugerując, że rzekomy przymus odnosi się do samych uchodźców. To nieprawda – osoby wytypowane do relokacji muszą wyrazić zgodę na przeniesienie, z której w każdej chwili mogą zrezygnować. Jak podaje portal uchodźcy.info: „W praktyce wielokrotnie osoby wytypowane do relokacji, które otrzymały zgodę kraju, do którego relokacja ma ostatecznie nastąpić, rezygnowały z procedury”.

Czy relokacja jest zatem przymusowa w tym sensie, że została Polsce narzucona? Również pudło. Po pierwsze – początkowo Polska, w osobie ministry Piotrowskiej, zagłosowała za przyjęciem tego mechanizmu. Po drugie zaś – znajduje on swoje uzasadnienie w artykule 78 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, na który Polska się zgodziła. Nie skorzystała wówczas z tak zwanej klauzuli opt-out (jak na przykład Wielka Brytania i Dania), dzięki której te przepisy mogłyby nas nie obowiązywać.

Po popisach erystycznych Holeckiej na ekranie pojawia się nagranie z obozu dla uchodźców. Widzimy mieszkalne kontenery, śmietniki, przechadzających się młodych śniadych mężczyzn, a na koniec – postać w kombinezonie. W tle opowiada Maciej Sawicki: „W greckim obozie dla uchodźców wykryto koronawirusa. Zarażonych jest aż 20 imigrantów z Bliskiego Wschodu. […] Mieszkańcy są zaniepokojeni, bo ucieczek nie brakuje. Ale wyrok TSUE nie pozostawia złudzeń: bezpieczeństwo mieszkańców wspólnoty jest mniej ważne niż unijne przepisy”. Samo przedstawienie uchodźców jako stwarzających zagrożenie epidemiczne to nic nowego: „Są pewne przecież różnice związane z geografią – różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne”, mówił w październiku 2015 roku Jarosław Kaczyński, a ukoronowaniem tego motywu była okładka „Gazety Polskiej” z lipca 2017 roku, przedstawiająca fotografie anonimowych uchodźców i ogromny napis: „Uchodźcy przynieśli śmiertelne choroby!”.

Nowością jest rzecz jasna przedstawienie uchodźców jako (współ?)odpowiedzialnych za naszego największego wspólnego wroga – koronawirusa. Ciekawe tu jest odwrócenie logiki realnego zagrożenia: organizacje pozarządowe pracujące z uchodźcami już od pojawienia się pierwszych przypadków COVID-19 w Europie biją na alarm, że choroba będzie oznaczała absolutną klęskę humanitarną dla przepełnionych obozów. Wirus stanowi więc, mimo wszystko, znacznie większe zagrożenie dla praktycznie pozbawionych profesjonalnej opieki medycznej (a często również możliwości utrzymania podstawowej higieny czy społecznego dystansowania) uchodźców mieszkających w obozach niż dla Europejczyków przebywających po drugiej stronie drutów kolczastych. Z tej perspektywy nawet jeśli prawdą jest, że mieszkańcy obozów podejmowali próby ucieczki, byłoby to absolutnie zrozumiałe. Ale w narracji TVP nie ma miejsca na takie niuanse – ważne, że „obcy” stwarzają zagrożenie dla „swoich”.

W tym kontekście nieprzypadkowe jest również podkreślanie miejsca pochodzenia uchodźców – wraz z tak zwanym kryzysem migracyjnym mieszkańcy krajów Bliskiego Wschodu stali się dla Polaków „znaczącym innym”. Na marginesie, należy pamiętać, że „Bliski Wschód” jest raczej europejskim konstruktem wyobrażeniowym niż realnie istniejącym jednorodnym zbiorem państw o dających się czytelnie wyróżnić wspólnych cechach kulturowych (słynny intelektualista Edward Said nazwał to zjawisko orientalizmem). Nie mając wiedzy o regionie, wkładamy do jednego worka Jemeńczyków, Marokańczyków i mieszkańców Kuwejtu. To tak, jakbyśmy stworzyli jedną kulturową kategorię, w której obok siebie postawilibyśmy Francuzów, mieszkańców Mołdawii i Szwedów. Takie sztuczne ujednolicanie różnorodnych kultur i grup etnicznych w bardzo łatwy sposób bywa, jak w tym wypadku, wykorzystywane do osiągania celów politycznych.

Po migawkach z obozu widzimy kilka zdjęć Trybunału, a następnie na ekranie pojawia się fragment wyroku, mówiący o tym, że „poprzez samo powołanie się na interesy związane z utrzymaniem porządku publicznego i ochroną bezpieczeństwa wewnętrznego” nie mieliśmy prawa odstąpić od relokacji. Problem w tym, że to tylko część wyroku. Jak zwraca uwagę na łamach OKO.press Marta K. Nowak: „Trybunał uznał, że ogólnikowe hasło bezpieczeństwa nie uzasadnia arbitralnej odmowy przyjęcia kogokolwiek w ramach relokacji. Konieczne są «spójne, obiektywne i dokładne informacje uzasadniające podejrzenie», że konkretny uchodźca stanowi «rzeczywiste lub potencjalne zagrożenie» […]. Fragment o możliwości udowodnienia istnienia zagrożenia dla bezpieczeństwa zwyczajnie pominięto”. A zatem, wbrew temu, jak sytuację przedstawia TVP, nie jest tak, że Unia ma gdzieś bezpieczeństwo wewnętrzne państw członkowskich. Zagrożenie, które rzekomo mieliby stanowić uchodźcy, zostało po prostu zbyt słabo udowodnione przez nasze władze.

Następnie wypowiada się Miłosz Manasterski, redaktor naczelny Agencji Informacyjnej, który powtarza kłamliwą sugestię, jakoby wyrok wymagał od Polski podjęcia natychmiastowych działań w celu przyjęcia uchodźców, wplatając dodatkowo w swoją wypowiedź słynne „europejskie elity”. Gdy znika pan Manasterski, na ekranie widzimy sześć kolejnych migawek przedstawiających uchodźców – są one pozbawione kontekstu, nie wiadomo, gdzie ani kiedy nagrane: kręcone z drona grupy uchodźców, objuczonych bagażami, idących przez pole w zimowej aurze; przebitka ukazująca ludzi tłoczących się przy granicy Turcji za drutem kolczastym oraz kolejna, jak można sądzić, przy tej samej granicy, gdzie mężczyzna rzuca czymś w stronę policjantów; kilkanaście osób z torbami i pakunkami, czekających na coś w nocy; wiele rąk, wyciąganych w stronę, jak się wydaje, kierowcy autobusu; duża grupa ciemnoskórych mężczyzn oraz kobiet w hidżabach, którzy wyglądają, jakby na coś czekali, pilnowani przez policjanta. W tle Sawicki: „Wyrok TSUE jest także zaprzeczeniem poważnej zmiany polityki europejskiej […]. Ostatnio unijni liderzy wspierali greckie wojsko w starciu z agresywnymi uchodźcami, którzy szturmowali granice. Nie ma wątpliwości, że polityka otwartych granic okazała się fiaskiem. […] Państwa UE coraz częściej przyznają rację Polsce, bo to rząd Prawa i Sprawiedliwości jako pierwszy sprzeciwił się przymusowemu przyjmowaniu imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki”. Ciągłe podkreślanie, skąd pochodzą uchodźcy, o których mowa, nie jest przypadkowe – chochoł, którego wszyscy mamy się bać, to właśnie Arab-muzułmanin-terrorysta.

Po tych migawkach wypowiada się wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, który sugeruje, że Unia zajmuje się działaniami propagandowymi zamiast pomagać w walce z koronawirusem, po czym pojawia się najbardziej chyba klasyczny motyw: uchodźcy są winni zamachom terrorystycznym w Europie. Widzimy więc dramatyczne migawki zmontowane z filmów kręconych telefonami komórkowymi tuż po zamachach. Sawicki: „Fakty z innych państw pokazały, że za zamachami terrorystycznymi stoją najczęściej muzułmańscy imigranci. Także ci, którzy do UE dotarli z falą uchodźców. Madryt, Bruksela, Paryż, Berlin. Wybuchały bomby, padały strzały, ginęli niewinni […]”.

Problem w tym, że to nie są fakty. Z mitem o „uchodźcy terroryście” rozprawiał się już wielokrotnie serwis uchodźcy.info, przypomnijmy jednak, że z punktu widzenia wykwalifikowanego dżihadysty podróż do Europy szlakiem uchodźczym byłaby posunięciem dość bezsensownym. Jest to długa i ryzykowna przeprawa, co więcej, na jej końcu może czekać dokładne prześwietlenie przez europejskie służby. Jak więc wskazuje między innymi raport Europolu z 2016 roku, dżihadyści planujący potężne zamachy korzystają z fałszywych paszportów i przyjeżdżają do Europy na przykład rejsowymi samolotami.

Powiązania uchodźców z terroryzmem komentuje Jacek Wrona, przedstawiony jako „ekspert do spraw bezpieczeństwa” (były komisarz zajmujący się przede wszystkim przestępczością narkotykową): „Poczucie bezpieczeństwa i realny stopień bezpieczeństwa w niektórych miejscach, tam […], gdzie ci uchodźcy dotarli, jest bardzo niski, można powiedzieć wręcz, powiedzieć, katastrofalny”. Trzeba panu Wronie przyznać, że dokonał w swojej wypowiedzi niezwykle istotnego rozróżnienia: na poczucie bezpieczeństwa i jego realny stopień. Jednym z kluczowych efektów zarządzania strachem jest bowiem sytuacja, w której te dwie wartości są (inaczej niż w wypowiedzi ekskomisarza) kompletnie rozbieżne.

Myśl Wrony rozwija Sawicki: „Wzrosła przestępczość zorganizowana, w Europie są miejsca, do których nie zapuszcza się nawet policja. W Kolonii, podczas sylwestrowej nocy, grupy imigrantów molestowały kobiety, mowa była też o zdzieraniu ubrań i gwałtach”. Na ekranie widzimy przepychanki policjantów z ciemnoskórymi osobami, a następnie krótkie nagranie z sylwestrowej nocy w Kolonii. Z tych zdjęć oraz komentarzy wyłania się obraz totalnego chaosu, który panuje za naszymi granicami. Bezpośrednio winni tej sytuacji są oczywiście uchodźcy, a pośrednio, jak się zaraz dowiadujemy od Adriana Stankowskiego, publicysty „Gazety Polskiej Codziennie” – polityka otwartych granic. „Bankructwo tak zwanej Wilkommenpolitik, czyli nieograniczonego przyjmowania imigrantów, jest również ogromną porażką polskich polityków […]”.

Wypowiedź Stankowskiego szykuje grunt pod ostatni akt tego spektaklu – szczucie na opozycję, która ów chaos chciałaby sprowadzić do nas. Jak informuje Sawicki, ta część materiału dotyczy roku 2015. Widzimy więc gęsty pochód uchodźców prowadzonych przez policję, a następnie fragment wystąpienia ówczesnej premierki Ewy Kopacz: „Rząd polski nie musi, ale powinien, w obliczu solidarności z Europą, której częścią jesteśmy, wesprzeć działania innych. Nie możemy udawać, że nas to nie dotyczy”. Następna w kolejce jest Małgorzata Kidawa-Błońska: „Polska jest naprawdę dużym krajem. Jesteśmy przygotowani na przyjęcie uchodźców” (w tle pojawia się uśmiechnięty mężczyzna z plakatem „Uchodźcy mile widziani”). Dalej Władysław Kosiniak-Kamysz: „To jest zawsze decyzja, która wymaga odpowiedzialności. Odpowiedzialność jest również w tym względzie, żeby odpowiednio przeprowadzić cały proces, związany z przyjęciem uchodźców, z ich odnalezieniem się w naszej rzeczywistości”. Ukoronowanie tej listy stanowi Donald Tusk, który grozi „pewnymi konsekwencjami” państwom sprzeciwiającym się przyjmowaniu uchodźców.

Materiał kończy Sawicki: „Pytanie, gdzie są zasady unijnej solidarności teraz, w obliczu pandemii koronawirusa”. Choć jak rozumiem, miało to być pytanie retoryczne, spieszę z odpowiedzią. To tylko kilka z wyliczeń przedstawionych przez europosłankę Janinę Ochojską: Unia przeznaczy 167 mld złotych na pomoc służbom medycznym (w tym 32 mld dla Polski); 4,5 mld na Europejski Fundusz Inwestycyjny, który pomoże najbardziej dotkniętym pandemią przedsiębiorstwom; 2,35 mld na innowacje i badania nad koronawirusem; 450 mld na wsparcie zagrożonych zamknięciem przedsiębiorstw przez państwa członkowskie.

***

Najbardziej znamienna jest dla mnie ostatnia część materiału, dotycząca polityków i polityczek obecnej opozycji. Oto bowiem wypowiedzi, w których, gdyby pozbawić je propagandowego kontekstu, nie ma właściwie nic kontrowersyjnego (nie są też specjalnie radykalne, jeśli chodzi o „politykę otwartych granic”), przedstawione zostały jako skrajnie nieodpowiedzialne i – w podtekście – mające na nas sprowadzić chaos, jaki przed chwilą oglądaliśmy. Wypowiedzi te właściwie pozbawione są komentarza; sprawa jest oczywista i widzowie sami zrozumieją, o co chodzi. Tymczasem premierka Kopacz mówi tylko tyle, że powinniśmy być solidarni z resztą Europy; Kidawa-Błońska – że w Polsce znajdzie się miejsce dla uchodźców; Kosiniak-Kamysz – że przyjmując uchodźców, należy zwracać szczególną uwagę na proces integracji; Tusk – że Unia wyciągnie konsekwencje wobec państw, które nie wypełnią zobowiązań zapisanych w traktatach.

Prawo i Sprawiedliwość swoją kampanią zarządzania strachem dokonało marketingowego majstersztyku (znów piszę to bez ironii, choć z pewnym przerażeniem). Stłamsiło nasze najbardziej ludzkie odruchy współczucia i empatii, klasyfikując je w najlepszym wypadku jako opozycyjne podlizywanie się UE wymierzone w rządzących, a w najgorszym – jako naiwną lekkomyślność i skrajną nieodpowiedzialność, mogącą sprowadzić nieszczęście na głowy współobywateli.

PiS sprawił, że w przeoranym przez los człowieku, który miał nieszczęście urodzić się w kraju kolonizowanym, a nie kolonizującym, nie widzimy już osoby zasługującej na pomoc, że nie czujemy patrząc na niego współczucia i żalu. Widzimy w nim wroga, przed którym mamy nie tylko prawo, ale i moralny obowiązek się bronić. PiS sprawił, że telewizja może w swoim najważniejszym programie bez żenady pokazywać obrazy zaniedbanego obozu jako rzekomego siedliska zarazy; pochodu nieszczęśliwych ludzi niosących swoje życie w kilku torbach – jako najeźdźców; kolczastego drutu pełnego żyletek – jako symbolu dobrej polityki. PiS zdefiniował na nowo ramy dyskusji wokół uchodźców i przesunął jej oś do tego stopnia, że neutralne w zasadzie wypowiedzi sprzed prawie pięciu lat mają brzmieć, jakby były przykładem skrajnego radykalizmu. Uchodźcy przestali być ludźmi, którym należy pomóc, a zaczęli – problemem, z którym należy sobie poradzić, i kartą przetargową, którą można zagrać.

Dobrym tego przykładem jest wypowiedź Małgorzaty Kidawy-Błońskiej sprzed ponad miesiąca, w której kandydatka na prezydentkę przekonuje, że PiS niedostatecznie dba o bezpieczeństwo Polaków, bo za jego rządów przyjechało do nas 19 000 cudzoziemców. Ksenofobiczna polityka zamkniętych granic stała się w naszym kraju mainstreamem. I choć piętnować za to należy w takim samym stopniu wszystkich, którzy przejmują szkodliwą retorykę, warto pamiętać, kto zaczął tę nagonkę.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×