fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Śladami niesprawiedliwości. „Lustro o północy” Hochschilda

Południowa Afryka to światowy porządek gospodarczy wciśnięty w jeden kraj. Ale w RPA Pierwszy i Trzeci Świat oddzielone są od siebie kilkuminutowym spacerem. Barak w slumsie obok basenu w willi pod miastem.

materiały prasowe

materiały prasowe


Rok 2016 obfitował w bardzo dobre, zaangażowane reportaże. Mowa oczywiście o znanych już i głośnych „Wykluczonych” Domosławskiego, a także o „Głodzie” Caparrósa. Obok nich jednak prawie bez echa przeszła inna, nie mniej ważna książka, autorstwa Adama Hochschilda – „Lustro o północy. Śladami Wielkiego Treku”.
Hochschild, którego reportaże najczęściej dotykają tematu kolonializmu, jak zwykle nie rozczarowuje. Tym razem zabiera nas do Afryki Południowej roku 1988 na huczne obchody 150. rocznicy Bitwy nad Krwawą Rzeką – wydarzenia, które stało się podwaliną mitu założycielskiego Afrykanerów. Zgrabnie łącząc dwie perspektywy – rok 1838, czyli dzieje Wielkiego Treku, i obchody rocznicy w czasach już bardziej nam współczesnych – pokazuje tygiel okrucieństwa i absurdu Republiki Afryki Południowej, będącej „miejscem, gdzie Pierwszy Świat spotyka się z Trzecim”. Nie szczędzi przy tym gorzkich porównań do sytuacji w Stanach Zjednoczonych i w Europie – co zapowiada już motto książki, będące słowami Breytena Breytenbacha: „Gdy patrzysz na Południową Afrykę, to tak, jakbyś spoglądał w lustro o północy. […] Przerażająca twarz, ale twoja”.
Ciemna przeszłość, ciemna teraźniejszość
Dlaczego ta twarz w lustrze o północy jest przerażająca? Historia RPA, podobnie jak historia innych skolonizowanych krajów Afryki, jest historią cierpienia i wyzysku. Zaczęła się od chciwości i pogardy do drugiego człowieka, od ambicji zagarnięcia ziemi i narzucenia swojej władzy. Na południu Afryki momentem przełomowym była Bitwa nad Krwawą Rzeką pomiędzy Burami (farmerami pochodzenia głównie holenderskiego, którzy ruszyli w głąb kontynentu w sprzeciwie wobec rządów Brytyjczyków) a zamieszkującymi tamte tereny Zulusami. Nic innego jak wielka rzeź, walka muszkietów przeciwko włóczniom. Zabierając nas na obchody rocznicy, Hochschild pokazuje, że 150 lat po tym wydarzeniu wciąż jest ono czymś, co rozpala umysły Afrykanerów.
W latach 80. „twarz w lustrze” wciąż przeraża. W Pierwszym Świecie RPA większość białych mieszkańców tego nie zauważa lub nie chce zauważać, żyjąc w swojej bańce dobrobytu. A Południowa Afryka w rzeczywistościach gazet i broszur turystycznych jest słonecznym, szczęśliwym, jakby-europejskim krajem. Tymczasem czarnoskórzy przeciwnicy polityczni władzy głodują w więzieniach, są torturowani i zabijani, a inni czarni żyją w bantustanach, swoistych gettach, w których panują ścisk i bieda. To jest ten Trzeci Świat.
Przejmujący jest rozdział poświęcony migrującym robotnikom, których pracuje w RPA kilka milionów. Zabrano im prawo do mieszkania w rodzinnych wioskach poprzez przesiedlenia, podniesienie podatku od chat czy ustawowe ograniczenie powierzchni ziemi, jaką mogła posiadać afrykańska rodzina. Aby nie umrzeć z głodu, migrują więc do miast i żyją w slumsach lub barakach pracowniczych. Wyjeżdżają na dziesięć lub więcej miesięcy, zostawiając swoje rodziny, w mieście wiodąc życie samotne lub korzystając z usług prostytutek, co przyspiesza szerzenie się epidemii AIDS. Pracują w kopalniach, w warunkach niebezpiecznych i urągających godności człowieka. Czasem biali przychodzą tam na zwiedzanie.
Przytoczony przez Hochschilda poeta z Mozambiku, Gouveia de Lemos, pisał:
Włóż czystą koszulę,
czas podjąć pracę na kontrakcie,
wsiadaj, bracie, do wagonu,
musimy jechać noc i dzień.
Który z nas,
Który z nas powróci?
Który z nas,
Który z nas umrze?
Który z nas wróci
Zobaczyć kobiety,
Zobaczyć naszą ziemię,
Zobaczyć nasze woły?
Który z nas umrze?
Który z nas?
Który z nas?

Aksamitna rękawiczka, żelazna pięść
Porządek społeczny w RPA jest ufundowany na wyzysku czarnych. Jak w XIX wieku niepodzielnie panowała tu Holenderska Kompania Wschodnioindyjska, tak w XX stuleciu robi to Anglo American Corporation of South Africa, której szefem w latach 80. jest Harry Oppenheimer. Przy okazji spotkania z nim Hochschild pisze:
„Oppenheimer doprowadził niemal do perfekcji to, w czym celuje wielu południowoafrykańskich biznesmenów: krytykowanie apartheidu przy ciągnięciu hojnych zysków z tego systemu. Deklaruje na przykład, że jest zwolennikiem zasady «jedna osoba – jeden głos», ale kierownicy wysokiego szczebla w firmach należących do Anglo American Corporation of South Africa zasiadali w Radzie Doradczej ds. Obrony, która, zanim niedawne przetasowanie administracji ją rozwiązało, pomagała wojskowym w planowaniu skuteczniejszych metod represji wobec ludzi domagających się prawa głosu. Funkcjonowanie kopalni złota Oppenheimera zależy w całości od migrujących robotników, ale kiedy się z nim rozmawia, jest on uosobieniem tolerancyjnego oświecenia”.
Południowa Afryka to światowy porządek gospodarczy wciśnięty w jeden kraj. Jako mieszkańcy współczesnego Zachodu, do pewnego stopnia zdajemy sobie sprawę z tego, że standard naszego życia zależy pośrednio od pracy wyzyskiwanych ludzi z Azji, Afryki, Południowej Ameryki. Nie bardzo nas to jednak oburza, bo nie oglądamy tego na własne oczy. Ale w RPA Pierwszy i Trzeci Świat oddzielone są od siebie raptem kilkuminutowym spacerem. Barak w slumsie obok basenu w willi pod miastem.
Przerażająca twarz, ale twoja
I my – pisze Hochschild – mamy w tym swój udział. W czasach najgorszego apartheidu, gdy Zachód teoretycznie nakładał na RPA sankcje, zdominowany przez Stany Zjednoczone Międzynarodowy Fundusz Walutowy pożyczał Południowej Afryce – najbogatszemu krajowi kontynentu – półtora miliarda dolarów, czyli więcej niż pozostałym krajom afrykańskim razem wziętym. Zachodnie firmy paliwowe wspierały RPA, która dzięki temu mogła uchronić się przed międzynarodowym embargiem na dostawy ropy naftowej. Oficer CIA wydał władzom Mandelę, który miał się z nim spotkać. Hochschild, będący obywatelem Stanów Zjednoczonych, pisze, że być może nie ma się czemu dziwić. W końcu RPA inspiracje czerpała właśnie od USA – radziła sobie z Zulusami w podobny sposób, jak Amerykanie robili to wcześniej z Indianami.
I chociaż, podobnie jak w Stanach, sytuacja się zmieniła – w końcu apartheid i podział rasowy zostały zniesione – to Hochschild w epilogu, pisanym w 2006 roku, poddaje w wątpliwość rangę tego sukcesu:
„Wiele innych rzeczy wygląda jednak tak samo jak dawniej. Na równinach wokół Kapsztadu ciągną się rozległe slumsy […]. Murem otoczony jest prawie każdy budynek mieszkalny na przedmieściach, bramę otwiera ochrona. Jedyna różnica polega na tym, że w takich miejscach mieszka dziś trochę czarnych urzędników państwowych i biznesmenów. Wszystko, co obserwuję podczas tego krótkiego pobytu – od żebraków na ulicach po eleganckie nowe samochody – wyraźnie świadczy o tym, że ogromne nierówności społeczne nadal się utrzymują. Gdy z biegiem czasu szeregi klas uprzywilejowanych zasili coraz więcej czarnych, różnice klasowe wezmą górę nad rasowymi. Ale jeśli przepaść między biednymi a bogatymi wciąż jest tak szeroka, czy można mówić o postępie?”

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×