fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

„Sprawy obyczajowe” nie istnieją. Co dalej?

Denerwuję się, kiedy słyszę, że lewica zbyt często zajmuje się sprawami obyczajowymi. Myślę wtedy: „To, że na marszu w Białymstoku rzucano w nas petardami, nie jest kwestią «obyczajową»!”. Ale co, jeśli w takich uwagach mimo wszystko jest ziarno prawdy?
„Sprawy obyczajowe” nie istnieją. Co dalej?
ilustr.: Andrzej Dębowski

Gdyby tylko nie nadbudowa, nie obyczajówka, nie wojny kulturowe, nie spory światopoglądowe! Gdyby tylko lewica – zwłaszcza młoda – skupiła się na tym, co naprawdę ważne: niedofinansowanych usługach publicznych, korporacyjnych szwindlach podatkowych, wykluczeniu komunikacyjnym, śmieciowym zatrudnieniu, prawie do strajku, płacy minimalnej, pensjach pielęgniarek! Gdyby nie grzęzła w tematach drugoplanowych!

Moja pierwsza reakcja na takie wypowiedzi? Nie ma żadnej „obyczajówki”, nie ma żadnych „spraw kulturowych”. To złudzenie, że można ściśle oddzielić bazę od nadbudowy, nieważne, jak byśmy jedną i drugą nazwali. Osoba transpłciowa, która chce mieć wpisaną w dokumentach odpowiednią płeć, musi w Polsce pozwać do sądu własnych rodziców. Gej czy lesbijka, którzy chcą żyć w stabilnym związku, nie mogą liczyć na stosowne wsparcie w krajowym prawie, co zwiększa ryzyko rozpadu niezwykle istotnej dla nich relacji. Kobieta, którą zgwałcił mężczyzna ośmielony przez wszechobecny seksizm, nie ma żadnej pewności, że będzie potraktowana poważnie przez instytucje państwowe. Tak, to problemy mniejszości (poza seksizmem), ale żaden nie jest kwestią „obyczajową” bądź „kulturową”, z założenia mniej istotną niż wielkość wynagrodzenia lub mobbing w pracy.

Lewica nie może tych spraw lekceważyć. I nie tego powinni od niej oczekiwać chrześcijanie i chrześcijanki, sami wezwani do solidarności z dyskryminowanymi i wykluczanymi. To, co z zewnątrz wydaje się „kwestią światopoglądową”, dla samych zainteresowanych bardzo często ma zasadnicze znaczenie. Spójrzmy też zresztą z drugiej strony: czy naprawdę istnieje taka sfera życia, którą można by było oddzielić od kultury i obyczajów? Czy zagadnienia społeczno-gospodarcze nie budzą żadnych kontrowersji światopoglądowych?

Ktoś powie: dobrze, zostawmy ten podział, ale i tak lewica robi niepotrzebne zamieszanie – dajmy na to – wokół nazw żeńskich. Czy rzeczywiście tyle musimy mówić o tych końcówkach? Otóż wcale byśmy nie musieli, gdyby takich dyskusji nie podsycała prawica. Bo przecież to jej zawdzięczamy skalę sporów wokół słowa „posłanka” albo tęczowej Maryi. Lewica jest oczywiście zróżnicowana, w większości jednak nie próbuje czynić tych kwestii kluczowym przedmiotem swych działań (co najwyżej drugoplanowym). I nawet gdyby chciała, nie może wokół nich wzniecać ogólnonarodowej dyskusji. Nie posiada przecież polityka o medialnym zasięgu Jarosława Kaczyńskiego, nie dysponuje też kanałami komunikacyjnymi tak istotnymi jak TVP. W interesie prawicowych polityków i publicystów leży podtrzymanie wizerunku lewicy jako stronnictwa spraw nieważnych, ale my nie powinniśmy dać się zwieść.

Spójrzmy na kontrexposé Adriana Zandberga: budżetówka, mieszkania, zdrowie, podatki, armia, polityka zagraniczna, klimat, praca, inwestycje, innowacje. Wolność wyznania i poglądów, prawa kobiet – pojawiły się w ostatnich punktach, były zauważalne, lecz trudno uznać, że zdominowały przekaz. Nie bez przyczyny to właśnie Razem wsparło pracownice, którym płacono szklankami w Zawierciu, a ostatnio zorganizowało w Sejmie konferencję prasową o długach ajentek i ajentów sieci Żabka (tu ciekawostka: Żabka zażądała od „Gazety Wyborczej” natychmiastowego usunięcia tekstu Adriany Rozwadowskiej na ten temat). Tak, na Twitterze i Facebooku problematyka genderowa nieraz rozpala ludzi do czerwoności, lecz równocześnie żywo obecny jest temat patologii rynków pracy i mieszkań (między innymi dzięki publikacjom Katarzyny Dudy, Olgi Gitkiewicz, Magdaleny Okraski, Grzegorza Sroczyńskiego, Marka Szymaniaka, Rafała Wosia – nie wszyscy oni jednoznacznie identyfikują się z lewicą, niemniej wszyscy byli lub są przez nią czytani). I tak dalej.

Ale, ale. Pierwsza reakcja nie powinna być końcem refleksji. Bo czy w tak często powtarzanej krytyce nie ma żadnych trafnych intuicji? Czy można odrzucić ją w całości jako świadectwo złej woli albo braku zrozumienia?

Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o klasy społeczne. Współczesna lewica jest już raczej ruchem klasy średniej niż robotniczej, i to nie tylko w Polsce. Wynika to z wielu przyczyn, między innymi ze zniszczenia środowisk i kultur pracowniczych (na przykład wielkoprzemysłowych), które do dziś mogłyby stanowić oparcie dla lewicy, w tym źródło kadr. Obecnie do tej formacji z nadmiarową częstością trafiają pracownicy umysłowi lub wykonawczynie wolnych zawodów, a ogólniej – osoby o dość znacznym kapitale kulturowym. Owszem, wiele z nich zna świat niskich zarobków i wysokich cen wynajmu mieszkań, zbyt mało jednak ma przyjaciół i przyjaciółki z klasy ludowej, uczestniczy w działalności związkowej albo chodzi na blokady eksmisji.

Tę barierę niełatwo przekroczyć. I może właśnie dlatego lewica wciąż postrzegana jest jako stronnictwo, które zanadto interesuje się „nadbudową”, a za mało: „bazą”. Zarzuty takie mogą płynąć z poczucia, że w lewicowym mówieniu o świecie pracy i podstawowych trosk materialnych brakuje autentyzmu. Brakuje bólu i gniewu wynikających z własnych doświadczeń. Jeżeli nie z lęku o dach nad głową i niedojadania, to przynajmniej z wyczerpania tym typem pracy, który – choć bardzo potrzebny – wiąże się z ciężkim wysiłkiem fizycznym, niskim prestiżem, brakiem perspektyw awansu zawodowego. (Nie twierdzę, że na lewicy brakuje jakichkolwiek osób o takiej biografii; nie ma ich jednak wiele).

Jeśli tak jest, w pewnym sensie nie ma znaczenia, ile protestów pracowniczych poprze młoda lewica oraz jakie projekty ustaw złoży. I tak będzie kojarzyć się bardziej ze światem pracy umysłowej, publicystycznej, akademickiej niż z realiami życia sprzedawczyń, ochroniarzy, ratowników medycznych i kelnerek. Nie znaczy to, że podejmowane inicjatywy będą bezskuteczne – w polityce można działać również na rzecz grup, do których samemu się nie należy. Niemniej wrażenie koncentracji na sprawach „światopoglądowych” i „kulturowych” będzie towarzyszyło lewicy tak długo, jak długo w jej szeregach nie znajdzie się większa liczba osób zatrudnionych w zawodach o niskim statusie, niejednokrotnie związanym z pracą fizyczną.

A co zrobić, żeby zaszła taka zmiana (ponownie: nie tylko w Polsce)? To jest dopiero pytanie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×