Rektor, studenci i sejm niemy
O 18:20 wraz z grupą około dwustu studentów przeszliśmy spod gmachu Starego BUWu do Auditorium Maximum UW. Dzięki działalności grupy Uniwersytet Zaangażowany zgromadziło się znacznie więcej osób niż podczas poprzedniego posiedzenia Parlamentu Studentów. Nic jednak dziwnego. To podczas tych obrad Parlament miał ostatecznie zaakceptować lub odrzucić projekt zmian w Regulaminie Studiowania na największej polskiej uczelni. A w nim m.in. zaostrzenie zasad dotyczących opłat za niezłożenie prac magisterskich do ostatniego dnia ostatniego roku studiów. Wydarzenie od dawna budziło duże zainteresowanie społeczności akademickiej. O studenckich protestach wspartych przez licznych nauczycieli rozpisywały się media, dodatkowo swoją obecność zapowiedział w ostatniej chwili rektor UW, prof. Marcin Pałys.
Drzwi do sali obrad nie domykały się. W pierwszych rzędach usiedli parlamentarzyści, za nimi i wokół nich miejsca zajęli uczestnicy protestu. Atmosfera była gorąca i pełna wyczekiwania. Z krótkim opóźnieniem marszałek Błażej Papiernik rozpoczął obrady. Zaraz na wstępie głos zabrał rektor. Wyraził zadowolenie z faktu, że zmiany regulaminowe spotykają się z zainteresowaniem studentów, wyraził też nadzieję, że „wspólnie uda się wyjaśnić wiele narosłych nieporozumień, a dużo ważniejsze od konkretnych przepisów prawnych jest omówienie wizji uczelni, która za nimi stoi”. Po krótkim wprowadzeniu pytania rektorowi mieli szanse zadawać licznie zgromadzeni studenci. I z prawa tego skorzystali. Pytali o rozmaite sprawy. O procedurę uchwalania zmian, wskazując na deficyt konsultacji i demokracji. O przyczyny ich wprowadzenia, treść i przewidywane skutki. Sypali przykładami z praktyki uniwersyteckiej pokazującymi, że daleko nie wszystkie punkty widzenia zostały w czasie prac nad zmianami wzięte pod uwagę. Znamienne, że pytań, z nielicznymi wyjątkami, nie zadawali w ogóle posłowie.
Rektor starał się na pytania odpowiadać dokładnie i rzetelnie. Dało się jednak zauważyć, że wbrew zadeklarowanej na początku woli nie jest gotów przedstawić spójnej wizji, która stoi za przepisami zmienianego Regulaminu. W związku z tym, pomimo dwugodzinnej serii pytań, wielu uczestników obrad uznało później jego odpowiedzi za wymijające. Należy jednak podkreślić, że stanął przed bardzo liczną grupą studentów z „otwartą przyłbicą” i z pewnością konfrontacji tej nie przegrał, starając się zachować spokojny i zrównoważony ton oraz sprawnie poruszając się w gąszczu uniwersyteckich przepisów. Nie da się też ukryć, że sama forma debaty sprawiła, że wdarły się w nią elementy chaosu.
Po wyczerpujących dwóch godzinach rektor opuścił zgromadzenie, „aby nie wywierać na nie presji”. Marszałek ogłosił przerwę. Podczas kuluarowych rozmów nikt nie spodziewał się tego, co miało zaraz nastąpić. Po wznowieniu obrad parlamentarzyści przyspieszyli prace, bardzo szybko dochodząc do kluczowego dla obrad punktu 10: „Dyskusja nad treścią nowelizacji Regulaminu Studiów na Uniwersytecie Warszawskim oraz głosowanie ws. wyrażenia zgody na treść Regulaminu Studiów na Uniwersytecie Warszawskim”. I tu na wszystkich zgromadzonych czekała przykra niespodzianka. Jeden z posłów reprezentujących Wydział Geografii, wraz z dziesięcioma innymi parlamentarzystami, zgłosił wniosek o przejście do głosowania nad sprawą z pominięciem dyskusji, argumentując, że ta odbywała się przez ostatnie 4 miesiące, a swój finał znalazła podczas wymiany zdań z rektorem. Wniosek ten spotkał się z oburzeniem zgromadzonych studentów. W ich imieniu głos zabrała posłanka Monika Helak reprezentująca Kolegium MISH. Zaapelowała do członków parlamentu, aby uszanowali zaangażowanie i zainteresowanie niezwykle licznej grupy przybyłych i przeprowadzili wyczerpującą debatę z ich udziałem. W ostrych słowach, przy aplauzie sali, zwróciła się o odrzucenie wniosku. Po jej wystąpieniu, ku jeszcze większemu rozdrażnieniu zgromadzonych, marszałek Papiernik zaproponował, aby głosowanie o zaniechanie dyskusji zostało utajnione. Od tego momentu na posiedzeniu zapanował chaos, posłowie sami nie wiedzieli już nad czym właściwie głosują, a Marszałek, próbując zapanować nad zgromadzonymi, zarządzał kolejne przerwy. Ostatecznie posłowie znaczną większością głosów utajnili głosowanie nad likwidacją dyskusji. Zbliżał się kulminacyjny punkt obrad.
Długo trwało wrzucanie głosów do urn, jeszcze dłużej ich liczenie. Ostatecznie, większością zaledwie dwóch głosów, posłowie postanowili nie tylko nie oddawać nikomu mównicy w tej kluczowej dla wszystkich sprawie, ale także zaniechać dyskusji na ten temat w swoim gronie. Najprawdopodobniej w tej chwili doszłoby do zupełnego wybuchu rozgoryczenia zebranych, gdyby nie wniosek próbującej ostudzić emocje wszystkich obecnych Diany Zagrodzkiej, parlamentarzystki z Instytutu Socjologii, która zaproponowała przeprowadzenie ogólnouniwersyteckiego referendum w sprawie zmian w regulaminie. Referendum takie nie byłoby wiążące, ale mogłoby mieć istotne znaczenie dla ostatecznej decyzji parlamentu. Zagrodzka argumentowała, że przy obecnym stanie emocji parlament nie jest w stanie podjąć racjonalnej i odpowiedzialnej decyzji, którą w razie rozpisania referendum można by podeprzeć rzeczywistym zdaniem studentów. Argumenty te zupełnie nie trafiły do występującego w kontrze do Zagrodzkiej, reprezentującego Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki, Marcina Mikołaja Grudziąża. Stwierdził, iż to posłowie są „reprezentantami ludu” i nie po to byli wybrani, aby teraz się z nim konsultować. Co więcej zakwiestionował kompetencje „zwykłych” studentów do zabierania głosu w tak złożonych sprawach jak zmiana regulaminu. Jak można się domyślić, głos ten spotkał się z gromko wyrażonym protestem widowni. Niezadowolenie ponad stu studentów nie miało jednak wpływu na decyzję parlamentarzystów. Ci, wyraźnie zmęczeni i znudzeni długimi obradami, postanowili nie tylko nie wyrazić zgody na referendum, ale w ogóle nie wpisali dyskusji nad jego organizacją do porządku dziennego. Po tej oburzającej decyzji zgromadzeni przez Uniwersytet Zaangażowany studenci ostentacyjnie opuścili salę.
Po dotkliwej porażce na sali obrad większość protestujących udała się do jednej z pobliskich klubokawiarni, gdzie odbył się spontaniczny wiec, w trakcie którego postanowiono o kontynuowaniu działalności Uniwersytetu Zaangażowanego i dalszego sprzeciwu wobec komercjalizacji uczelni oraz upadkowi samorządności. W trakcie spotkania do jego uczestników dotarła przykra informacja, iż Parlament, niewielką większością głosów, ostatecznie zaakceptował projekt nowego Regulaminu.
***
Niezależnie od prawnych zawiłości związanych z regulaminowanymi zmianami, których ogrom raz jeszcze ujawniła dyskusja z rektorem Pałysem, wczorajsze wydarzenia w Auditorium Maximum napawają grozą. Oto studencki Parlament uznał za bezcelową dyskusję z najliczniejszą od lat grupą studentów zainteresowanych obroną swoich praw i przyszłością uczelni. Co więcej w oburzający sposób nie dopuścił nawet do dyskusji nad możliwością oddania głosu w tak ważnej sprawie własnemu demosowi, ogółowi swoich wyborców, przychylając się do stwierdzenia, iż nie jest on zdolny do podejmowania decyzji w sprawach dotyczących jego żywotnych interesów. Tym samym całkowicie zaprzepaścił szansę uzyskania faktycznej legitymizacji swoich działań i uczestnictwa w oddolnym ruchu na rzecz praw studenckich i lepszego uniwersytetu. Jest swoistym paradoksem, że po sensownej dyskusji z rektorem, za sprawą samorządowych liderów nie doszło do rozmowy między studentami. To przykre. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie emocjonalną, lecz szczerą i tak bardzo potrzebną debatę na poprzednim posiedzeniu tego gremium. Co będzie dalej? Kwestia Regulaminu jest zamknięta. Nie wydaje się także, aby po poniedziałkowych zdarzeniach sensowna debata mogła jeszcze zagościć na forum Parlamentu Studentów UW. Pozostaje mieć nadzieję, że ruch zgromadzony wokół Uniwersytetu Zaangażowanego będzie w stanie sformułować pozytywny program i zbudować wokół niego szerokie studenckie poparcie. Bo rozmowa jest Uniwersytetowi naprawdę potrzebna.
Stanisław Zakroczymski
Szymon Rębowski