„Przydałby się jakiś melanż”, Albo Inaczej – emulsja
Pomysłodawca i współwydawca płyty, Piotr Szmidt (Ten Typ Mes), w dołączonej do płyty książeczce opisał swoje przedsięwzięcie jako „projekt, który pokazuje na ile sposobów można zaprezentować dobry tekst w muzyce”. I rzeczywiście; wykonawcy znani między innymi z piosenek z „dobrym tekstem” zmierzyli się z ośmioma hiphopowymi przebojami, napisanymi przez jednych z najbardziej uznanych tekściarzy swojego gatunku. Ponadto, mimo przyjęcia jazzowego paradygmatu, każda spośród kompozycji zaaranżowana została w inny sposób, eksponując coraz to nowe oblicza tak pojemnej muzycznej metki, jak jazz.
Raz w miesiącu w dziale „Wtomigraj” publikujemy felietony muzyczne Andrzeja Dębowskiego. Autor jest gitarzystą, piosenkarzem i twórcą tekstów piosenek. W 2012 roku został Laureatem Grand Prix im. Jonasza Kofty Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej. Jest także współtwórcą projektu „Skruchy i erotyki dla Ewy”, opartym na tekstach Jacka Kaczmarskiego. Tematem felietonów jest szeroko rozumiana piosenka. W styczniu Andrzej recenzował płytę Czesława Mozila „Księgi Emigrantów”, w marcu opisywał fenomen zespołu Domowe Melodie. Dziś pisze o niecodziennym projekcie „Albo Inaczej”.
Nakładem hiphopowej wytwórni „Alkopoligamia” ukazała się niedawno płyta pod zagadkowym tytułem – „Albo Inaczej”. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po publikacjach „Alkopoligamii”, a zgodnie z sugestią zawartą w nazwie albumu, znajdują się na nim nie konwencjonalne rapowane numery, ani nawet okazy muzyki elektronicznej, korzystającej z sampli czy pętli, ale wyjątkowo melodyjne piosenki w akustycznych jazzowych aranżacjach. Jeżeli więc, Czytelniku, nie przemawiają do Ciebie pseudonimy: Pezet, Eldo, Ten Typ Mes, Peja, Tede czy Łona, nic nie szkodzi – głosy ich właścicieli nie pojawiają się na ścieżkach „Albo Inaczej”. Jeśli natomiast cenisz wymienionych wyżej autorów, masz sentyment do „Normalnie o tej porze”, „Jest jedna rzecz” albo „Nie ufajcie Jarząbkowi”, również nie będziesz zawiedziony – to na bazie ich tekstów powstawały piosenki albumu. Przypuszczam, że melanż jazzu i rapu nie zwróciłby mojej (ani nikogo, kto czytał mój poprzedni felieton o rapie) szczególnej uwagi, gdyby nie zdumiewający dobór wokalistów – bowiem utwory na krążku „Albo Inaczej” wyśpiewują… Ewa Bem, Krystyna Prońko, Zbigniew Wodecki, Andrzej Dąbrowski, Wojciech Gąsowski, Felicjan Andrzejczak. Kontrast między raperskimi ksywkami, a nazwiskami zaproszonych wokalistów zaostrzy się jeszcze bardziej, gdy do grona tych drugich dołączymy Przemysława Gintrowskiego, który jako pierwszy z gości został poproszony o udział w „Albo Inaczej”, lecz nieszczęśliwie nie zdążył nagrać swojego utworu.
„Nestorzy”, nie „dinozaury”
Pomysłodawca i współwydawca płyty, Piotr Szmidt (Ten Typ Mes), w dołączonej do płyty książeczce opisał swoje przedsięwzięcie jako „projekt, który pokazuje na ile sposobów można zaprezentować dobry tekst w muzyce”. I rzeczywiście; wykonawcy znani między innymi z piosenek z „dobrym tekstem” zmierzyli się z ośmioma hiphopowymi przebojami, napisanymi przez jednych z najbardziej uznanych tekściarzy swojego gatunku. Ponadto, mimo przyjęcia jazzowego paradygmatu, każda spośród kompozycji zaaranżowana została w inny sposób, eksponując coraz to nowe oblicza tak pojemnej muzycznej metki, jak jazz. Jestem przekonany, że Mariusz Obijalski – kompozytor i współaranżer większości muzyk do „Albo Inaczej” – dokonał tego w sposób przemyślany, ani na moment nie pozostawiając efektów swojej pracy przypadkowi. Podkład pod odświeżoną wersję „Oszustów” zespołu Flexxip przywodzi na myśl melodie, które mógłby grać w jednym z warszawskich klubów lat trzydziestych Henryk Kwinto. Brak wspomnianego artysty kas pancernych rekompensują na płycie zaśpiewana „z pazurem” partia pani Krystyny Prońko i solo Michała Tomaszczyka na puzonie. „Nie ufajcie Jarząbkowi” – utwór z repertuaru Łony – to właściwie energetyczny kawałek rockowy. Doskonale koresponduje ze słowami Pezeta i tworzy nową jakość lekka, dowcipnie zaśpiewana przez Andrzeja Dąbrowskiego piosenka „Re-fleksje”. Silne wrażenie wywiera oszczędny w środkach, ale pełen emocji „Stres” Eldoki w wykonaniu byłego wokalisty Budki Suflera, Felicjana Andrzejczaka. Moje największe uznanie zdobył jednak utwór „Jest jedna rzecz” w brawurowym wykonaniu Zbigniewa Wodeckiego – być może przez kontrast ze swoim stokroć dosadniejszym i cięższym pierwowzorem napisanym przez Peję. Wypowiadane przez Wodeckiego słowo „MC” podobnie jak „melanż” w ustach Andrzeja Dąbrowskiego mają nie tylko brzmienie, ale także smak i dotyk. Brak tych „nadprogramowych zmysłów” w piosence wykonanej przez Ewę Bem sprawił, że właśnie ją uważam za niewykorzystaną szansę płyty – wokalistka doskonale wyśpiewała zapisane w partyturze dźwięki, ale interpretacja tekstu „Minuty” zdawała się niedbała, zbyt lekka.
Emulsja
Albo Inaczej, to duże przedsięwzięcie, łączące i godzące elementy, które samoczynnie się nie przenikają – nie „rozpuszczają w sobie”. Twór powstały w wyniku zmieszania różnych stylistyk, tradycji wykonawczych, pokoleń muzyków, zaangażowania sześciorga nestorów polskiej estrady, kameralnego zespołu i big-bandu można z powodzeniem opisać zaczerpniętą z chemii metaforą emulsji – „układu koloidalnego składającego się z dwóch nierozpuszczalnych wzajemnie cieczy, z których jedna jest rozproszona w drugiej w postaci kropelek”. Niejednokrotnie stworzenie bądź utrwalenie emulsji wymaga mechanicznego wstrząśnięcia bądź zastosowania emulgatora, w celu zmniejszenia napięcia powierzchniowego. Idąc dalej za porównaniem do koloidu dwóch cieczy, szczęśliwe sfinalizowanie projektu takiego jak „Albo Inaczej” wymagało od jego współtwórców ogromnych nakładów energii, ale i godzenia się na daleko idące kompromisy. Najbardziej uderzającym jest ten, że wszystkie teksty wykonywane przez gwiazdy piosenki zostały w znacznym stopniu przekształcone w stosunku do swoich rapowych oryginałów. Zmiany w tekście objęły zarówno pojedyncze słowa, kolejność wersów, jak i całe wykreślane zwrotki. Doskonale zdaję sobie sprawę, że tego rodzaju ustępstwo-odstępstwo podyktowane zostało praktycznymi wymogami przyjętej wcześniej jazzowej formy i specyfiki zaproszonych do „Albo inaczej” gości. Oczywiście nie wyobrażam sobie Ewy Bem czy Zbigniewa Wodeckiego wyśpiewujących wulgaryzmy do mikrofonów, podobnie jak nikt nie chciałby słuchać dziesięciominutowych kompozycji, którymi stałyby się płytowe kawałki, gdyby zawierały całość oryginalnych słów. Mimo to, kiedy dostrzegłem pierwsze rozbieżności między jednymi a drugimi, prysła cząstka czaru, który unosił się wcześniej nad szaro-pomarańczową okładką.
Należy jednak oddać sprawiedliwość twórcom albumu i podkreślić, że przekształcenia tekstów zostały przeprowadzone w sposób najuczciwszy z możliwych – w książeczce dołączonej do krążka przy każdej ścieżce widnieją różnice między oryginalnym tekstem napisanym przez rapera a tym modyfikowanym na potrzeby projektu przez Łukasza Stasiaka. Te, a nie inne decyzje zdają się kształtować wizję opisywanego przedsięwzięcia jako poszukiwania punktów styku dla rapu i starszej siostry piosenki – istniejących osobno, ale nie całkowicie niezależnie od siebie.
Na koniec pragnę dodać, że emulsja „Albo Inaczej” to przygotowane ze smakiem: masło, mleko, śmietana, majonez (niepotrzebne skreślić). Trudno szukać w niej nowego głównego źródła pożywienia, ale nie skosztować jej żal, co najmniej z trzech powodów: po pierwsze, dobrze usłyszeć, jak tekst napisany jako rap nie ustępuje w niczym śpiewanemu, po drugie, jak piosenkarze, którzy święcili triumfy -naście i -dziesiąt lat temu, muzycznie triumfują dalej i wreszcie warto wsłuchać się w jazzowe podkłady pod „Albo Inaczej” – przyjemne w odbiorze i finezyjne zarazem.