fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Marzenie o Wiśle

Kryzys klimatyczny, przekładający się na wieloletnią już suszę hydrologiczną, każe podwoić starania o ochronę Wisły. Tymczasem w historii powoływania w Polsce parków narodowych jeszcze nigdy nie czekaliśmy na nowy obszar chroniony tak długo.
Marzenie o Wiśle
zdj.: Wojtek Radwański

Pozdrowienia z Parku Narodowego Wisła

Kraina bobra, jesiotra i łosia, kormorana, czapli siwej i rybitwy, a także kilkuset innych gatunków zwierząt i roślin. Obszar występowania cennych torfowisk, przybrzeżnych łąk, malowniczych wysp i łach, których część odsłania się tylko przez kilka miesięcy w roku. Miejsce, w którym kształtuje się przełomowa wizja ochrony odcinka największej polskiej rzeki, w samym sercu stolicy kraju, w centrum Europy. Dwudziesty czwarty Park Narodowy w Polsce. Park Narodowy Wisła.

Kazał na siebie długo czekać. Zanim powstał, istniała w polskiej historii ochrony przyrody wielka i bolesna luka. Przez dwie pierwsze dekady XXI wieku nie został tu powołany żaden nowy park narodowy. Zmiana nadeszła znad Wisły. Rozciągnięty między Górą Kalwarią a Płockiem 150-kilometrowy odcinek tej rzeki przyniósł długo wyczekiwany przełom w obejmowaniu najwyższą formą ochrony terenów szczególnie wartościowych przyrodniczo.

zdj.: Tomek Kaczor

Na przestrzeni stuleci człowiek ingerował w tętno rzeki z wielką mocą. Mimo to Wisła w wielu miejscach zachowała swój dziki charakter, a Park Narodowy Wisła stał się miejscem troski o zachowanie równowagi między życiem dzikiej przyrody a wielkim skupiskiem ludzi. Jego powołanie zbiegło się w czasie z przełomowymi wydarzeniami: zatruciem Odry, wysychaniem na masową skalę polskich i europejskich rzek, rosnącym kryzysem wodnym i innymi katastrofami, pośrednio lub bezpośrednio powodowanymi ludzką ręką. Dlatego, od momentu powstania, Park Narodowy Wisła jest miejscem spotkań i dialogu na polu ekologii, polityki, nauk przyrodniczych i społecznych. Warszawa stała się nie tylko jedyną światową stolicą, która graniczy aż z dwoma parkami narodowymi, ale dołączyła też do nielicznego grona metropolii (obok Wiednia czy Toronto), które objęły tym najwyższym stopniem ochrony obszary wewnątrz miasta. Park jest też żywym dowodem na to, że taka forma ochrony nie tylko nie odbiera rzeki miastu, ale podnosi jego rangę, stając się jaskółką zmiany na skalę światową.

Zapraszamy do mikrowypraw po wodnych i przybrzeżnych szlakach Parku Narodowego Wisła. O każdej porze roku możecie obserwować tu setki wartościowych gatunków zwierząt i roślin, mając za tło zarówno obszary zielone, jak i miejskie zabudowania. Wyruszcie z nami w podróż w przyszłość, bo właśnie tu odbywa się jej projektowanie: tam, gdzie chronione są ważne obszary natury, najlepiej uczymy się, jak w dobie zmian klimatu i rosnącej antropopresji przywracać na planecie zdrowe proporcje. A czasem – odwracać je na korzyść przyrody, by zachować jej najcenniejsze obiekty dla przyszłych pokoleń.

Wiślański Park Narodowy (Jan Wiśniewski)

Pod koniec ubiegłego wieku Wisła nie miała dobrej opinii. Rzekę powszechnie traktowano jak ściek, który nie ma co liczyć na odmianę swojego losu. Z tej perspektywy kanalizacja i budowa progów wodnych na całej długości rzeki mogły wydawać się dobrym pomysłem. Skoro Wisła nie przedstawia żadnej wartości przyrodniczej, to lepiej zabezpieczyć się przed powodziami i czerpać korzyści z licznych zapór. Poza tym nie da się przecież cofnąć kijem Wisły – postęp jest nieunikniony, Polska powinna gonić Zachód, a tam wszystkie rzeki są „ucywilizowane”. W taki sposób rzeczywistość przedstawiało lobby hydrotechniczne, a opinia publiczna coraz bardziej zdawała się podzielać ten pogląd. Na początku lat 90. wizja regulacji Wisły wydawała się całkiem realna.

zdj.: Tomek Kaczor

Byli jednak tacy, którzy myśleli inaczej. Na koncepcje regulacji odpowiedzieli dokładnie odwrotnym postulatem: zabezpieczenia naturalnego charakteru prawną ochroną. – Już wtedy, patrząc na mapę czystości Wisły, widać było, że do Warszawy dopływa woda klasy III. Czyli teoretycznie można by się w rzece wykąpać – wspomina Adam Tarłowski, jeden z liderów ruchu na rzecz ochrony Wisły z lat 90. – Natomiast za Warszawą oraz w górnej Wiśle, na Śląsku, woda była pozaklasowa. Czyli nie nadawała się do niczego.

To oznacza, że dzięki łachom i rozlewiskom dzika rzeka, którą Wisła staje się w okolicach Sandomierza, oczyszcza się sama. Ten niezwykły proces może trwać, dopóki na rzece nie pojawią się progi i betonowe nabrzeża. W czasach, w których wszystkie ścieki trafiały do rzeki, a oczyszczalnie z prawdziwego zdarzenia leżały w sferze marzeń, taki argument miał szansę przemówić do wyobraźni Polaków.

Drugi, z punktu widzenia założycieli ruchu nawet ważniejszy, argument na rzecz zabezpieczenia naturalnego charakteru Wisły odwoływał się do ochrony ostoi rzadkich gatunków ptaków. – Jeszcze w latach 60. ornitolodzy zorganizowali kilka wypraw badawczych. Wykazały one jednoznacznie, że nad Wisłą jest mnóstwo ptaków, które są związane konkretnie z tym środowiskiem: wyspami, łachami, rozlewającym się korytem. O tym jednak się nie mówiło. Zwolennicy regulacji woleli to przemilczeć, bo nie było im to na rękę. Naukowcy nie mieli siły przebicia, pierwsze projekty rezerwatów nadwiślanych powstały dopiero w latach 90. A sprawa była jasna: nie mówimy tu o słowiku w pokrzywie, tylko o wyspach, łachach i lasach łęgowych dla całych kolonii ptaków – podkreśla Adam Tarłowski.

By stworzyć nową narrację na temat Wisły, potrzebny był oddolny ruch społeczny. Do działań na rzecz przyrody wykorzystywano metody, które całkiem niedawno świetnie sprawdziły się w walce z komunizmem. Zgodnie z zasadami sztuki oporu ruch na rzecz utworzenia Wiślańskiego Parku Narodowego miał maksymalistyczne postulaty, pojawiał się w przestrzeni publicznej, był gotowy do protestowania. Jak mówi Tarłowski: – Główny, widoczny nawet w nazwie, cel ruchu, czyli powołanie parku narodowego, miał charakter strategiczny. Mierzyliśmy wysoko, ale dążyliśmy głównie do zatrzymania regulacji, utworzenia rezerwatów oraz realnej ochrony kawałka rzeki.

zdj.: Tomek Kaczor

W wizji ruchu ochroną ścisłą miała być objęta Wisła od Dęblina do Płocka, z pominięciem Warszawy. Jedną z pierwszych okazji do zaprezentowania postulatów była demonstracja przed wejściem do okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej w Warszawie. Odbywało się tam zebranie dotyczące tworzenia wiślanych rezerwatów. – Strona betonowa organizowała się, zaproszono tak zwaną ludność miejscową, która miała protestować przeciwko rezerwatom w obawie przed zalaniami i rozrywaniem wałów. Ale gdy przyjechali na miejsce, my byliśmy gotowi – z transparentami, plakatami, hasłami. Zrobiło to na nich wrażenie – relacjonuje Tarłowski.

Ruch działał do połowy lat 90. Plakatował, pikietował, organizował spotkania. Zjednywał naukowców i zachęcał ludzi do włączenia się w działania na rzecz ochrony rzek. Postulaty spotykały się coraz częściej z pozytywnym odzewem, ale nie brakowało też złośliwych uśmieszków i zarzutów oderwania od rzeczywistości. Po jakimś czasie temat przejęły rosnące w siłę organizacje: Klub Gaja oraz WWF Polska.

Przeciw chciwym eksploratorom przyrody (Piotr Kubkowski)

Kiedy w ostatnich dekadach XIX wieku na podzielonych granicami imperiów ziemiach polskich – zwłaszcza w Prusach i Galicji – wytyczano pierwsze obszary chronione, nic jeszcze nie zapowiadało, że to właśnie idee ekologiczne po 1918 staną się jednym ze społecznych spoiw niepodległego państwa.

Także w Królestwie Polskim, a konkretnie w środowisku warszawskim, żywe były pomysły – jak mówiono wówczas – „ochroniarskie”. Najbardziej stanowczo wyrażali je twórcy ruchu krajoznawczego. W początkach II Rzeczypospolitej Aleksander Janowski, Kazimierz Kulwieć i inni fundatorzy Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego – obok Galicjan – doprowadzili do powstania instytucjonalnej ochrony przyrody, która w międzywojniu ofiarowała Polsce dwa pierwsze Parki Narodowe: Pieniński i Białowieski (utworzone w 1932). Na lata powojenne pozostawiła zaś spuściznę projektów kolejnych Parków: Tatrzańskiego, Świętokrzyskiego, Babiogórskiego, ale też Kampinoskiego. To pierwsi krajoznawcy, obok naukowców i działaczy Towarzystwa Tatrzańskiego, zakładali zarówno komisje centralne (Tymczasowa Komisja Ochrony Przyrody w 1919, Państwowa Rada Ochrony Przyrody w 1925), jak i organizacje obywatelskie (ogólnopolska Liga Ochrony Przyrody od 1928).

zdj.: Tomek Kaczor

Lokalni „ochroniarze” z zainteresowaniem przypatrywali się pierwszym parkom narodowym wyznaczanym w Stanach Zjednoczonych (pionierski Yellowstone w 1872 i kolejnych dziewięć przed 1918!). Śledzili też powoływane w Europie rezerwaty i stowarzyszenia ochrony zagrożonych gatunków roślin i zwierząt (z sukcesem reintrodukując niektóre z nich w kraju). Przyglądali się już nie tylko terenom zasługującym na ochronę w sposób oczywisty (jak pradawne puszcze czy najwyższe pasma górskie), lecz także – zgodnie z postulatami krajoznawców – okolicom podmiejskim. Oni też już w dwudziestoleciu międzywojennym wskazywali na niezwykłą wartość Wisły – jednej z największych rzek kontynentu, jednej z ostatnich dzikich rzek europejskich. Aleksander Janowski pisał w 1928:

„Z rozwojem życia gospodarczego bezlitosny stosunek człowieka do przyrody dochodził do najwyższego napięcia. (…) Panowanie człowieka nad przyrodą przejawiało się w szeregu okrucieństw i bezlitosnych aktów, nieliczących się z życiem i czuciem tworów żyjących. (…) Musi więc akcja Ochrony Przyrody wyjść na rozległe pola pracy społecznej. (…) (Z) instytucji wybranych i poświęconych kapłanów wiedzy musi wejść w tłum społeczny i wołać wielkim głosem: Nie niszczcie! Nie czyńcie krzywdy! Ochraniajcie tę roślinę czy to zwierzę, gdyż grozi mu zupełna zagłada!”.

zdj.: Tomek Kaczor

Na terenach nadwiślanych działali między innymi Roman i Jadwiga Kobendzowie. To oni z powodzeniem walczyli o objęcie rezerwatami najcenniejszych części Puszczy Kampinoskiej (lata 30. XX wieku), podlegającej od XIX wieku intensywnym działaniom człowieka – melioracji i karczowaniu. To oni też – co dla nas dziś najważniejsze! – zmieniali „konserwatorski” sposób myślenia: już nie tylko chronimy to, co zastane, ale też możemy fantazjować o oddaniu prymatu przyrodzie – o przekazaniu ziemi do zdziczenia.

Taka jest właśnie historia Kampinoskiego Parku Narodowego (powstałego w 1959 roku), który dziś bezpośrednio graniczy ze stolicą Polski. To puszcza, która została odrodzona przez opuszczenie – przez wypuszczenie cywilizatorskich cugli. Ten awangardowy akt pokornego zejścia człowieka z piedestału, wycofania się z dominującej pozycji na długo przed ukuciem terminu „antropocen”, jest dziś dla nas wzorem, a nawet więcej – krajoznawczym powołaniem.

autor: Jerzy Parfianowicz

***

A jednak Parku Narodowego Wisła jeszcze nie ma.

Tworząc wystawę Park Narodowy Wisła oraz proponując cykl spacerów wzdłuż stołecznego odcinka rzeki, Towarzystwo Krajoznawcze

„Krajobraz” wpisuje się w działania, które od lat 90. ubiegłego wieku podejmowane są przez ekologów i przyrodoznawców. Kryzys klimatyczny, przekładający się na wieloletnią już suszę hydrologiczną, każe podwoić starania o ochronę Wisły. Tymczasem – jak na ironię – w historii powoływania w Polsce parków narodowych jeszcze nigdy nie czekaliśmy na nowy obszar chroniony tak długo.

Wisła jest nie tylko jedną z największych rzek Europy, która w dużej mierze zachowała swój dziki charakter i związane z tym bogactwo środowiskowe. Jest ona również najważniejszą rzeką kultury polskiej. Cała zasługuje na uznanie za dobro państwowe i takie jest nasze marzenie – Park Narodowy od źródeł po ujście. Zacznijmy jednak od jej środkowego odcinka, który jest jednym z najcenniejszych i na którym w wyniku inicjatyw z lat 90. powstało wiele rezerwatów. Być może tu najłatwiej będzie zacząć realizować nasze marzenie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×