fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Pułapki szlachetnej paczki

Tym, co uderza w wystąpieniach wokół „Szlachetnej Paczki”, jest neoliberalna narracja, która powiela stereotypowość dotyczącą biedy. Przesłania ona to, co mogłoby stać się lodołamaczem indywidualistycznych postaw, a być może nawet zalążkiem nowej solidarności.

ilustr.: Tomek Kaczor


Tym, co szczególnie uderza w wystąpieniach wokół „Szlachetnej Paczki”, jest jednoznaczność neoliberalnej narracji powielającej negatywne stereotypy dotyczące biedy. Przesłania ona to, co mogłoby stać się lodołamaczem indywidualistycznych postaw, a być może nawet zalążkiem nowej solidarności.
 
Bieda była, jest i będzie – to jedno z najbardziej powszechnych przekonań, które towarzyszy naszemu myśleniu o świecie społecznym. Jednak o ile samo zjawisko postrzegane jest jako niezbywalne, to można zauważyć, że w zależności od miejsca i czasu przyjmuje różne formy, zawsze związane z danym modelem porządku społecznego. Zatem, jak twierdził Bronisław Geremek, jeden z bardziej znamienitych badaczy tego zjawiska, każde społeczeństwo ma swoich ubogich.
 
To kontekst społeczny, ów duch epoki, wypełnia znaczeniem rozumienie biedy i przyzwolenie lub jego brak na jej istnienie. Historycznie możemy dostrzec, że pozycja biednych zmieniała się: od życia na marginesie – który był jednak przynależną do społeczeństwa częścią, dzięki czemu tym samym biedni byli w nim akceptowani i z różnych powodów postrzegani jako pożyteczni – aż do widzenia biednych jako problemu społecznego zagrażającego porządkowi społecznemu, destabilizującego go, ale też utożsamiania biedy z niepowodzeniem, niezaradnością i słabością. Współcześnie bieda to stan niepożądany, coś, czego być nie powinno, a jest.
 
Tym, co wzbudza kontrowersje, jest zatem odpowiedź na pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za jego występowanie – niesprawny i „odwirowujący” ponoszących porażki system (tych, którzy do niego nie pasują) czy cechy i atrybuty poszczególnych jednostek, ich wola, a właściwie jej brak, działania, sprawczości, walki o sukces? Od tej odpowiedzi zależy także sposób, w jaki będziemy projektować działania pomocowe i wspierające.
 
Ciągle stawiać pytania
 
Obecność biedy wiąże się bowiem również z obecnością pomocy tym, którzy owej biedy doświadczają. Tak, jak powszechna jest bieda, tak również działania zmierzające do jej złagodzenia, ograniczenia lub wyeliminowania pojawiają się nieustannie. Trudno sobie wyobrazić społeczeństwo, w którym nie wytworzyłyby się żadne formy pomocy tym, którzy znaleźli się w trudnych życiowo sytuacjach.
 
Pomaganie tworzy niejako odwrotną stronę postrzegania i określania tego, czym jest bieda i kim jest osoba biedna, inną perspektywę w ramach owego złożonego i wielowymiarowego zjawiska. A wielość i odmienność postaci biedy pociąga za sobą różnorodne sposoby pomagania i pomysły na to, jak się z nią uporać. To, w jaki sposób społeczeństwo reaguje na obecność osób biednych, i to, jak pomagamy, zależy od tego, jaka rola jest im przypisywana i jakie znaczenie nadaje się tej obecności. Pomoc może bądź stabilizować i utrwalać sytuację ubóstwa, współgrać z systemem, bądź faktycznie prowadzić do odzyskiwania przez osoby biedne samodzielności i sprawczości. Za każdą pomocą stoi zatem określona ideologia poznawcza i interpretacja obecności biedy.
 
Przyjmując powyższą perspektywę, że pomaganiu towarzyszy zawsze określone wartościowanie biedy, a ono samo może prowadzić tak do włączania, jak i wykluczania lub marginalizowania, to pomagając tym, którzy owej pomocy potrzebują, powinniśmy zawsze zastanowić się, jaki może być faktyczny rezultat naszych dobrych chęci. Pomaganie wymaga refleksji i namysłu. Ciągłego stawiania pytań o to, jak pomagać, żeby nie szkodzić, czy pomagając nie wywołujemy przypadkiem odwrotnych skutków. Rozstrzygania wielu wątpliwości, nieustającego niepokoju o to, jaka jest relacja pomiędzy pomagającym a potrzebującym.
 
Inaczej ten, który pomaga, może bardzo szybko zejść na manowce zgodnie z przysłowiem, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. A jeśli jeszcze towarzyszy mu głębokie przekonanie, że owe intencje są jedynymi słusznymi, to prowadzi to go nie tylko do pychy, ale także do zamknięcia się na rozumienie tego, co robi i jak to wpływa na tych, którym pomaga.
 
Zamiast nowej solidarności
 
Taka sytuacja, niestety, przytrafiła się działaniom związanym ze „Szlachetną Paczką”. Nie zwróciłabym na nie prawdopodobnie większej uwagi – ot, akcja jakich wiele przed Bożym Narodzeniem, tyle że robiona z większym rozmachem i pod względem marketingowym doskonale zaplanowana – gdyby nie właśnie, wręcz explicite wyrażane, określone przekonania i poczucie z dumy z ich głoszenia.
 
Tym, co szczególnie mnie uderzyło, gdy obserwowałam w grudniu publiczne wystąpienia wokół akcji, jest właśnie ów kompletny brak refleksji i jednoznaczność neoliberalnej narracji, niezwykle silnie powielającej negatywne stereotypy dotyczące biedy i przerzucającej na osoby biedne pełną odpowiedzialność za ich los. Czyniącej je winnymi. Niestety, szlachetne okazało się w konsekwencji wykluczające, stygmatyzujące i piętnujące tak sytuację biedy, jak i osoby jej doświadczające, a szczególnie te, które nie są w stanie się ze swoim doświadczeniem uporać. Owa narracja przesłania w działaniach „Szlachetnej Paczki” to, co w niej wartościowe i co mogłoby się stać swoistym lodołamaczem indywidualistycznych postaw i przekonań, a być może nawet zalążkiem nowej solidarności.
 
Z punktu widzenia pejoratywnych stereotypów dotyczących biedy, dwie rzeczy w działaniach „Szlachetnej Paczki” są wyjątkowo cenne – tyle tylko, że znikają w zalewie publicznych wystąpień jej lidera dotyczących osób biednych, które de facto przeczą temu, co wynika z samych działań pomocowych. Najpierw więc wolontariusze szukają rodzin i osób potrzebujących wsparcia, następnie spotykają się z nimi i poprzez rozmowę rozpoznają ich sytuację, poznają konkretne potrzeby i podejmują decyzję o włączeniu do projektu. Na stronie internetowej opisują poszczególne przypadki (oczywiście anonimowo) wraz z listą potrzebnych rodzinie rzeczy. Następnie każdy może wybrać sobie rodzinę lub osobę, dla której chciałby przygotować paczkę. Przygotowana paczka jest – znowu przez wolontariuszy – przekazywana adresatowi.
 
Tym, co jest szczególnie ważne w takim sposobie organizacji pomocy, jest zatem przede wszystkim „unormalnienie” czy „ucodziennienie” sytuacji biedy, pokazanie, że bieda nie jest patologią i nie powinna być z nią utożsamiana. Historie przedstawiane na stronie stowarzyszenia opisują sytuację biedy jako pasmo codziennych zmagań z trudami życia, pokonywania barier, na jakie napotyka osoba biedna. Bieda jest ukazana jako stan, który może się przytrafić każdemu, a jak się już przytrafi, to powoduje, że człowiek nie jest w stanie samodzielnie sobie z nim poradzić i dlatego wymaga pomocy. Osoba biedna to w takim ujęciu taka sama osoba jak każdy z nas, a tym, co ją odróżnia, jest fakt, że znalazła się, z różnych powodów, w nienormalnych, nietypowych warunkach.
 
Druga rzecz, która jest wartościowa w „Szlachetnej Paczce”, wiąże się z uznaniem prawa osób biednych do definiowania swoich potrzeb i sposobów ich zaspokajania. Wspomnianą listę zakupów dla robiących paczkę układają przede wszystkim jej adresaci. Każdy dostaje taką paczkę, jaką sobie zamówił, jest w niej to, co jest dla niego niezbędne. Osoba biedna nie dostaje zatem produktów czy artykułów, które innym zbywają albo są im niepotrzebne, ale to, co rzeczywiście będzie dla niej przydatne i użyteczne. Pomoc ma służyć potrzebującemu, a nie być ochłapem rzuconym na pocieszenie. Cenna jest zatem indywidualizacja i konkretyzacja pomocy.
 
Zapraszamy do lektury bożonarodzeniowego wydania naszego tygodnika. Znajdą w nim Państwo teksty Wacława Oszajcy SJ, Julii Lis, Marty WoźniakKarola Kleczki.
 
„Szlachetność” i megalomania
 
„Szlachetna Paczka” bardzo silnie upowszechnia też – i mam tu na myśli sferę działania organizacji, a nie sferę deklaracji i haseł – ideę współdziałania i solidarności. Pokazuje, że pomoc to nie indywidualny odruch serca, ale przede wszystkim zbiorowe współdziałanie. Nie da się przygotować paczki bez zebrania grupy osób i wspólnego jej skompletowania. Paczka i pomaganie potrzebującym wymaga współpracy i zaangażowania wielu ludzi – zebrania pieniędzy, zrobienia zakupów, pakowania, przewożenia, a nie prostego wrzucenia banknotu do puszki.
 
Trzeba jednak zdawać sobie również sprawę ze słabości tego przedsięwzięcia. Charakterystyczną dla wielu tego typu działań jest ich akcyjność, a tym samym doraźność. Tym samym przekonanie jej twórcy, księdza Jacka Stryczka, że paczka, którą otrzymują osoby biedne, ma stanowić punkt zwrotny w procesie wychodzenia z biedy, pobudzać do zmiany, być szansą na nowe życie, jest z założenia błędne, a w konsekwencji też szkodliwe. Żadna paczka, nawet największa, nie zmienia życia, może jedynie łagodzić jego trudy, uprzyjemniać je i ułatwiać, ale sama z siebie nie ma mocy znoszenia sytuacji biedy. Tak czy inaczej pozostawia bowiem osoby biedne samym sobie – z ich sytuacją i ich problemami. Przedsięwzięcie to mogłoby stać się zaczątkiem budowania wspólnoty opartej na solidarności i współodpowiedzialności, zdolnej do przekształcania rzeczywistości, właśnie wtedy, gdyby miało ciąg dalszy, a nie ograniczało się wyłącznie do jednorazowej akcji, mającej przelotne skutki.
 
Szkodliwość przekonania, że jednorazowa pomoc ma stanowić rewolucję w życiu osoby biednej, prowadzi bowiem do przerzucenia na osoby biedne odpowiedzialności za ich powodzenie lub jego brak. Razem z paczką osoba biedna otrzymuje wtedy, oczywiście w sensie symbolicznym, nakaz właściwego prowadzenia się. Pomoc staje się zatem instrumentem dyscyplinowania – paczka daje prawo do formułowania wymagań i oczekiwań. Problem polega na tym, że osoba biedna nie będzie w stanie się z tych zobowiązań wywiązać, bo zawartość paczki nie znosi tego, co ją naprawdę ogranicza i hamuje, nie dotyka przyczyn, a jedynie dotkliwych skutków sytuacji biedy.
 
Owo niewywiązywanie się prowadzi jednak do przeświadczenia, że nie warto pomagać biednym, gdyż nie wykorzystują oni pomocy tak, jak należy, co w tym wypadku oznacza: tak, jak oczekiwaliby tego od nich pomagający. Dlatego też ksiądz Stryczek nie rozumie, dlaczego osoba biedna w 2010 roku jest również biedna w 2014. A odpowiedź jest bardzo prosta – pomoc, którą otrzymywała, nie była pomocą właściwą. W piersi bić się zatem powinien nie biedny, ale właśnie organizator pomocy.
 
„Szlachetna Paczka” nie tworzy solidarnej wspólnoty jeszcze z jednego powodu, co było widoczne szczególnie w ostatniej edycji – z 2013 roku. Ważniejsi stają się mianowicie ci, którzy pomagają, a osoba biedna staje się jedynie pretekstem do „fajnej zabawy”, przyjemności i możliwości poczucia się lepszym – ksiądz Stryczek, stając się jedyną twarzą i ideologiem akcji, wielokrotnie powtarza, że kocha pomagać. Samo działanie, pomaganie staje się zatem ważniejsze od tego, komu się pomaga i dlaczego.
 
Dlatego też razi mnie przymiotnik „szlachetna”. Pomaganie tam, gdzie oparte jest na idei solidarności i równości, w żaden bowiem sposób nie uszlachetnia, nie czyni pomagających lepszymi ludźmi. Jest po prostu jednym ze społecznych obowiązków, który może sprawiać przyjemność – nie jest ona jednak najważniejsza. Pomaganie oznacza więc współodpowiedzialność za kształt rzeczywistości społecznej. Jeśli w pomaganiu koncentrujemy się na samym akcie pomagania, to z jednej strony stajemy się megalomanami, z drugiej zaś przejawiamy często postawy pełne protekcjonalizmu i paternalizmu.
 
Wyjść poza stereotypy
 
Jednak to, co wyjątkowo razi, nawet nie tyle w „Szlachetnej Paczce”, co właśnie w publicznych, wielokrotnie powtarzanych i przywoływanych wypowiedziach jej głównego – i jedynego – ideologa, to przede wszystkim neoliberalna narracja o biedzie. Dzieląca biednych na dobrych i złych, zasługujących na pomoc i niezasługujących, niewinnych i winnych, uczciwych i nieuczciwych. A tym samym utrwalenie szeregu negatywnych klisz i obrazów życia w biedzie.
 
Wiedza, którą upowszechnia ksiądz Stryczek, pełna jest potoczności, uproszczeń, a także fałszów – tak prostych, jak mówienie, że 12% osób żyje w skrajnej biedzie, a 12% w bogactwie (nie znam żadnych danych ani statyk, które by ten rozkład potwierdzały) – ale też bardziej złożonych, odwołujących się do apriorycznych wyobrażeń na temat tego, jak wygląda życie w biedzie: pełne oszustw, nieuczciwości, wyzysku pomagających. Ksiądz Stryczek nigdy nie mówi o codziennych zmaganiach z sytuacją biedy, doświadczanych trudnościach, czyli o tym, co znaleźć można w historiach przedstawianych na stronie, ale określa biedę właśnie przez jej patologizowanie. I, niestety, ten przekaz jest znacznie bardziej widoczny.
 
W owych wypowiedziach opisujących biedę uderza i budzi sprzeciw także zupełny brak refleksji nad tym, skąd się bieda bierze i jakie są jej przyczyny. Zwłaszcza w tym widać zgodę księdza Stryczka z perspektywą neoliberalną. Słuchając jego wypowiedzi, mam wrażenie, że mentalnie przenoszę się do Anglii XVII czy XVIII wieku, z czasów obowiązywania restrykcyjnego Poor Law. Odpowiedź na nakreślone wyżej pytania zdaje mu się jednoznaczna – to osoby biedne są odpowiedzialne za swoją biedę: nie starają się, nie chce im się pracować (a powinny nawet bez wynagrodzenia, jak twierdzi ksiądz Styczek), żerują na innych, przerzucają odpowiedzialność na pomagających.
 
Wprawdzie ksiądz Stryczek przyznaje, że jego pasją jest szukanie prawdy i wychodzenie poza stereotypy, którymi żyją ludzie, jednak prawdę tę znajduje niestety wyłącznie w sobie samym, swoje doświadczenie czyniąc obiektywnym. W spojrzeniu na biedę zupełnie nie uwzględnia szerszych uwarunkowań i kontekstów, które prowadzą do jej powstawania i które niekoniecznie są związane z wolą poszczególnych osób. W rezultacie prowadzi to do poznawczej ślepoty i zafałszowania obrazu biedy i osób biednych, ale też dyletanctwa w pomaganiu.
 
W działalności „Szlachetnej Paczki” bardzo dobrze widoczne są nie tylko pułapki, w jakie można wpaść, chcąc być szlachetnym, ale także to, że pewne sposoby myślenia i schematy dotyczące biedy są niezmienne.
 
Niezwykle trafne jest zatem twierdzenie Zygmunta Baumana, który przekonuje, że chociaż „każde społeczeństwo tworzyło swoich ubogich na własny obraz, oferując odmienne wyjaśnienia ich obecności, znajdując dla nich rozmaite zastosowania i wykorzystując różne strategie stawiania czoła problemowi ubóstwa”, to jednak również każde „przyjmowało wobec swoich ubogich charakterystycznie ambiwalentną postawę, nieprzyjemną mieszankę strachu i odrazy z jednej strony oraz żalu i współczucia – z drugiej”. Owa mieszanka emocji widoczna jest szczególnie w przypadku „Szlachetnej Paczki”, mając duże przełożenie na jej sposób i postrzegania biednych, i praktykę pomagania.
 
Tekst pochodzi z 25. numeru kwartalnika „Kontakt” zatytułowanego „Niemoc pomocy”
 
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×