W pierwszym filmie kazał nam mrużyć oczy, by pokazać, że nic nie mija, tylko się oddala; w drugim zdradzał sztuczki, które pozwalają przechytrzyć los; teraz przekonuje, że używając wyobraźni możemy zobaczyć więcej niż przy pomocy oczu.
– Fragmentaryczność jest bardzo filmowa. Dlatego zdecydowałem się nakręcić film o niewidomych, którzy bez wątpienia mają fragmentaryczny ogląd świata – mówił po projekcji podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego Andrzej Jakimowski, którego „Imagine” wyróżniono nagrodą za najlepszą reżyserię oraz nagrodą publiczności. Rzecz o ekscentrycznym i oryginalnym nauczycielu (Edward Hogg) orientacji przestrzennej dla niewidomych, który przybywa do przyklasztornego ośrodka w Lizbonie i szybko wprowadza w życie swoje niekonwencjonalne metody, czym równie szybko naraża się przełożonym. Przez chwilę w powietrzu pachnie jednak magią, a przez chwilę nawet oszustwem. Koniec końców nie prawda okazuje się najważniejsza, a właśnie wyobraźnia.
Fabuła została najpierw wymyślona przez reżysera, a w trakcie poszukiwań dodatkowo zainspirowana historią Amerykanina Bena Underwooda, pozbawionego oczu w wieku trzech lat. Dwa lata później chłopiec odkrył – wydawałoby się niedostępną dla ludzi – zdolność echolokacji. Zanim zmarł na raka (wcześniej nowotwór pozbawił go oczu) w wieku 16 lat, nauczył się biegać, jeździć na rowerze, deskorolce, a nawet grać w koszykówkę i piłkę nożną. Lokalizację przedmiotów rozpoznawał dzięki tzw. kląskaniu. Nie trudno odgadnąć, że właśnie tego będzie próbował nauczyć niewidomych Ian, główny bohater „Imagine”. Jakimowski nie popadł jednak w tanie efekciarstwo i nie nakręcił bajki o niezwykłej sztuczce dla niewidomych, lecz znakomity – lekki, a zarazem głęboki film o tym, jak postrzegamy i jak moglibyśmy postrzegać rzeczywistość.
W pierwszym anglojęzycznym obrazie (koprodukcja polsko-brytyjsko-francusko-portugalska) jednego z najciekawszych polskich reżyserów wystąpiło kilkanaścioro niewidomych dzieci bez żadnego doświadczenia aktorskiego (nie licząc grającego Serrano niewidomego aktora – Melchiora Deroueta) oraz dwoje aktorów widzących, którzy wcielili się w niewidomych. Alexandra Maria Lara przekonująco odegrała zawstydzoną swoją niepełnosprawnością samotniczkę Eve, natomiast wspomniany już Edward Hogg rolą Iana dowiódł, że nie na darmo uznaje się go za jedną z aktorskich nadziei europejskiego kina. To on przykuwa uwagę, nie pozwala oderwać od siebie wzroku, uwodzi widzów charyzmą tak, jak podopiecznych ośrodka. Wynosi film o poziom wyżej.
Zachwycają jednak nie tylko aktorzy oraz oryginalna fabuła, lecz także (a może przede wszystkim) perfekcyjna reżyseria i świadomość formy, którą wykazał się twórca. Jakimowski po raz kolejny osadził kameralną historię w niezwykłym, klimatycznym mikroświecie. Jak zwykle w – wydawałoby się – nieinteresującej okolicy pełnej odrapanych murów i zaniedbanych ulic odnalazł zachwycające, zmysłowe barwy i kamerą Adama Bajerskiego odmalował urzekające ujęcia. W porównaniu do „Zmruż oczy” i „Sztuczek” był jednak oszczędniejszy w pokazywaniu piękna okolicy, ponieważ często ograniczał pole widzenia tak, byśmy nie mogli dostrzec więcej od bohaterów. Dzięki temu na czas seansu jako widzowie również stajemy się uczniami Iana i tylko od naszej wyobraźni zależy, czy dostrzeżemy to, co próbuje nam pokazać.
Przeczytaj inne teksty tego Autora.
magazyn lewicy katolickiej
Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!