Rok 2019, miniserial produkcji HBO „Czarnobyl”, odcinek numer dwa, 28 minuta. Po czterdziestu godzinach od wybuchu reaktora kilku panom w garniturach udaje się w końcu ustalić, że rzeczywiście wybuchł. Wtedy Borys Szczerbina, kierujący komisją rządową do spraw katastrofy, pyta chemika Walerija Legasowa: „Jak to ugasić?!”, oczekując natychmiastowej recepty na płonący w dwóch tysiącach stopni i wysyłający w każdej godzinie dwukrotność promieniowania bomby z Hiroszimy reaktor. Legasow patrzy jednak na niego jak zza mgły i odpowiada: „Coś takiego nie zdarzyło się dotąd na tej planecie”. Wszystkie rozwiązania są eksperymentalne, każda pomyłka kosztuje życie ludzkie, a kompetentnych osób nie ma.
Jednocześnie: rok 2019, środek czerwca, w Polsce noce tropikalne, podczas których temperatura nie spada poniżej dwudziestu stopni. Cztery państwa ogłosiły klimatyczny stan wyjątkowy. Za to premier Morawiecki na szczycie w Brukseli blokuje unijne porozumienie o neutralności klimatycznej, komentując: „Nie mamy sobie nic do zarzucenia”. W Skierniewicach za to właśnie zabrakło wody.
Kontekst kryzysu klimatycznego w „Czarnobylu” niektórzy nazwali „mrugnięciem okiem”, inni „nienatarczywym, ale czytelnym podtekstem”, ze wszystkich stron sceny politycznej posypały się interpretacje. Analogie pomiędzy katastrofą w radzieckiej elektrowni atomowej i filmową opowieścią o niej a naszą współczesną sytuacją ekologiczną są jednak dużo bardziej rozłożyste, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Epitafium dla ery człowieka
Zacznijmy od narracji, a więc na początek: początek. Serial rozpoczyna samobójstwo Legasowa, ale zaraz potem przenosimy się do elektrowni w Czarnobylu. Kiedy konkretnie? Dosłownie na chwilę po wybuchu reaktora. Twórcy nie pokazują nam więc krok po kroku, jak to się stało, dokładną rekonstrukcję otrzymujemy dopiero w finałowym odcinku. Na samym początku zostajemy zaś wrzuceni w sytuację, w której jest już za późno, a bohaterowie katastrofy lunatycznie biegają po dymiącym atomowym przybytku, absolutnie nie przyjmując do wiadomości, że jest aż tak źle. Brzmi znajomo? Tak, bo dokładnie tak samo wygląda nasz obecny kryzys klimatyczny, co lapidarnie ujmuje krążąca od dawna w sieci „oś czasu zmian klimatu”.
Jesteśmy dzisiaj w sytuacji, w której powinniśmy opętańczo wciskać metaforyczny już przycisk AZ-5, mający bezwarunkowo zatrzymywać działanie reaktora w warunkach zagrożenia. W naszym przypadku reaktorem jest antropocen, czyli epoka geologiczna, a zarazem proces, w którym środowisko naturalne przekształcane jest przez człowieka. Przyciskiem AZ-5 byłaby z kolei redukcja emisji dwutlenku węgla do atmosfery, czy właściwie zupełne jej wyzerowanie. Tymczasem niczym Anatolij Diatłow, sprawujący nadzór nad pracami podczas wybuchu reaktora, ignorujemy kolejne niepokojące symptomy, głosy rozsądku i podstawowe zasady bezpieczeństwa, licząc na to, że w razie czego zdążymy jeszcze, za jakiś czas wcisnąć czerwony guzik. Co miałoby nim być? Najpopularniejsza hipoteza to chyba innowacje technologiczne – na przykład rozpylenie chłodzącej chmury w atmosferze.
Tymczasem ruchy ekologiczne organizują happeningi wymierania i pogrzeby przyszłości. Serialowa scena pochówku zmarłych w wyniku zatrucia promieniowaniem strażaków mogłaby z powodzeniem stać się wizualnym hymnem ruchu Extinction Rebellion.
Zwłoki zostają zamknięte w metalowych trumnach, zalanych następnie betonem – podobnie my nabroiliśmy tak bardzo, że możemy tylko umrzeć pod warstwą materiałów budowlanych, nie zasługujemy już nawet na chrząszcze i muchówki. Stajemy się zagrożeniem dla samych siebie – to główny motyw antropocenicznego katastrofizmu, a „Czarnobyl” wpisuje się w ten nurt wręcz idealnie, co samo w sobie czyni go serialem o zmianach klimatu. Analogii jest jednak więcej.
Klimatu nasze historie nie obchodzą
Brytyjski filozof Timothy Morton ukuł swego czasu pojęcie „hiperobiekt”. Określa nim wszystkie byty, które są „hiper-” wobec postrzegającego je podmiotu. Bycie „hiper-” oznacza przede wszystkim, że nie można ich ogarnąć umysłem, ale Morton wyróżnia kilka cech, które łączą wszystkie hiperobiekty. Są one według niego lepkie, zdają się oblepiać i przenikać wszystko, co się z nimi zetknie. Są także nielokalne, to znaczy nie mają swojej materialnej, jednostkowej formy. Poza tym funkcjonują w zupełnie innej skali czasowej niż jednostka postrzegająca, a my widzimy tylko ich kawałki czy też fazy. W związku z tym nie jesteśmy w stanie postrzegać takich obiektów w całości.
W książce „Hyperobjects. Philosophy and Ecology after the End of the World” Morton analizuje kryzys klimatyczny jako hiperobiekt – niedotykalny, wszechobecny, przerażający skalą czasową. Odnosi się także do katastrofy w Czarnobylu, pisząc o nielokalności – promieniowanie radioaktywne jest tu idealnym przykładem, ponieważ nie ma namacalnej formy, rozchodzi się niewidzialnie. Również pozostałe cechy hiperobiektu można by jednak z powodzeniem przyłożyć do katastrofy nuklearnej. Jest ona z definicji lepka, bo promieniowanie przenika przez ciała i przedmioty, a także porażająca skalą czasową, bo skażone w niej obiekty są niebezpieczne jeszcze przez wiele lat po kontakcie z promieniowaniem.
Specyfika hiperobiektu doskonale pokazuje, dlaczego zarówno katastrofa nuklearna, jak i kryzys klimatyczny są tak wielkimi wyzwaniami dla ludzkości – podobnie jak wszystkie potworności horrorowej popkultury nie dają się objąć ograniczonymi ludzkimi zmysłami.
Jeszcze szerszym przydatnym dla ich rozumienia kontekstem jest prąd filozoficzny zwany nowym materializmem. Jedna z jego przedstawicielek, amerykańska badaczka Jane Bennett, zajmuje się w swojej książce „Vibrant Matter” materią nieożywioną, która jest jednocześnie sprawcza, wywiera ogromny wpływ na jednostki żyjące i może być rozumiana jako podmiot – na przykład historyczny.
Pomyślmy teraz o podmiocie nieożywionym, który ma zarazem niewyobrażalną skalę rażenia, jednym słowem o hiperobiekcie. Aby nadmiernie nie teoretyzować, przywołam wypowiedź reżysera „Czarnobyla”, Craiga Mazina: „Możemy opowiadać sobie historie o tym, że zmiany klimatu nie istnieją. Klimatu to nie obchodzi. Powodzi też nie. Wiatrów też nie. Oceanu też nie. One będą robić to, co robią.
Reaktora jądrowego w Czarnobylu też nie obchodziło, że Sowieci uważali, że nie ma wad. Po prostu robił to, co miał do zrobienia”.
Hiperobiekt taki jak klimat nie podda się ludzkim nastrojom, nie możemy okiełznać go byle zachcianką. On natomiast może wywrócić całe nasze życie do góry nogami – i już to robi.
Zwykli ludzie
Jednym z najbardziej poruszających motywów „Czarnobyla” jest historia młodego Pawła, chłopaka wcielonego do oddziałów pomagających w walce z kontaminacją, którego zadanie polegać ma na eksterminacji porzuconych zwierząt domowych. Widzimy więc przyśpieszoną opowieść inicjacyjną, a przy okazji druzgoczący obraz ludzkiego życia zmiażdżonego nie bezpośrednio przez katastrofę, ale przez jej skutki, czyli konieczność dokonywania masowego mordu na skażonych zwierzętach.
Kiedy myślimy o katastrofie w Czarnobylu i tym, jak zniszczyła ludzkie życia, przychodzą nam na myśl poparzenia od promieniowania czy Walery Chodemczuk, pogrzebany na wieki pod reaktorem. Nie mamy jednak w głowach obrazu symbolicznego Pawła, który może nie umarł na raka, ale w wieku dwudziestu trzech lat codziennie zabijał biegnące do niego na dźwięk gwizdania psy.
Te małe, prywatne historie są równie ważne dla opowieści o zmianach klimatu, których skala oddziaływania na konkretne osoby i ich życiowe dramaty jest niewyobrażalna. Mało widoczne ofiary kryzysu klimatycznego istnieją już od dawna. Są to chociażby migranci klimatyczni, czyli trudna do zdefiniowania grupa osób zmuszonych do opuszczenia miejsca zamieszkania, ponieważ staje się ono niezdatne do życia ze względu na suszę, powódź czy inne klimatyczne czynniki (pisałam o nich szerzej na łamach „Kontaktu”). I chociaż mieszkańcy Kiribati, których państwo dosłownie tonie pod podnoszącym się oceanem, są spektakularnym przykładem, nie mniej ważne są historie syryjskich uchodźców i uchodźczyń, na których tragedie pośrednio i bezpośrednio wpłynęły właśnie zmiany klimatu. Opowieści o nich funkcjonują obecnie jedynie na obrzeżach klimatycznego dyskursu, tymczasem powinny stanowić przecież jego esencję.
Atom ma znaczenie
Poza metaforycznymi i pośrednimi podobieństwami produkcja serialu „Czarnobyl” w 2019 roku jest również bezpośrednim podniesieniem tematu kryzysu klimatycznego, ponieważ kwestia energetyki odgrywa w tym kryzysie rolę absolutnie kluczową. Środowisko aktywistów klimatycznych podzielone jest w końcu grubym murem na tych, którzy twierdzą, że energia atomowa to jedyna realna przyszłość dla naszej planety, oraz tych, którzy kategorycznie odmawiają brania tego ryzykownego źródła pod uwagę.
Technologia jądrowa od zawsze zresztą stanowi przedmiot specyficznego, operującego skrajnościami dyskursu. Historyczka i socjolożka nauki Gabrielle Hecht, zajmująca się w swoich pracach różnymi aspektami tej technologii, pisze w przekrojowym tekście „Nuclear Ontologies”, że już od 1945 roku technologia jądrowa uznawana była „albo za wybawienie, albo za deprawację”, a broń atomową „postrzegano zawsze jako fundamentalnie różną od jakiegokolwiek innego ludzkiego wytworu”.
Jeśli chodzi o sam serial, w niektórych serwisach pojawiały się inspirowane nim rozważania na temat współczesnej problematyki energetycznej. Guardian przypominał, że obecnie w budowie są 54 elektrownie atomowe, a 454 są już aktywne; w serwisie Earther Gizmodo z kolei pojawił się wywiad z historyczką Kate Brown, która mówi o konsekwencjach środowiskowych katastrofy w Czarnobylu, a także opowiada o naszej atomowej przyszłości, jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie z uwagi na kryzys klimatyczny.
Głosy mówiące, że „Czarnobyl” jest antyatomowy, dementował jednak sam reżyser: „Jestem za energetyką jądrową, bez niej nie pokonamy zmian klimatycznych” (cytat za Gazetą Wyborczą). Serial nie wydaje się zresztą szczególnie krytyczny wobec energetyki jądrowej. Po finałowym odcinku można dojść do wniosku, że aby doprowadzić do katastrofy, trzeba naprawdę bardzo się postarać, brnąc w cały ciąg kłamstw, zaniedbań i niefrasobliwości. Mamy więc katastrofę nuklearną jako paralelę dla katastrofy klimatycznej, dla której z kolei rozwiązaniem jest według reżysera energia nuklearna – so postmodern!
Zły system
Jedną z najgorętszych dyskusji wokół „Czarnobyla” pozostaje też kwestia władzy i systemu, czyli nomen omen jądra katastrofy. Wielu komentatorów cieszyło się z domniemanego antysocjalistycznego przesłania, inni zauważają uniwersalność opowieści o aroganckim, niedbałym i zakłamanym aparacie państwowym. Obie tendencje odnoszą się oczywiście do współczesnego świata.
Subiektywny wybór tez z lewego skrzydła. Jakub Majmurek w „Krytyce Politycznej”: „Mechanizmy, jakich władza radziecka używa, by ignorować sygnały ostrzegawcze i racjonalizować absurdalne decyzje i rozwiązania, nie są odległe od tego, co się dzieje w związku ze zmianami klimatu w krajach o ustroju jak najdalszym od sowieckiego komunizmu”. W „Guardianie”, w osobistym komentarzu, Natalia Antonova zrównuje sowieckich aparatczyków z „demagogami z Białego Domu”, „inżynierami Brexitu” i „chórkiem obrońców interesów korporacji, którzy mówią nam, że kryzys klimatyczny to zwykłe oszustwo”. W serwisie salon.com można przeczytać gorzki tekst Sophii Tesfaye, która analizuje „Czarnobyl” w kontekście denialistycznej polityki Trumpa, a australijski socjalistyczny portal Redflag nazywa miniserial „na wskroś – choć może nieintencjonalnie – antykapitalistycznym”.
Z drugiej strony prawicowi komentatorzy oburzają się na uniwersalizowanie przesłania „Czarnobyla”, podkreślając, że istotą problemu był komunizm. W pigułce podaje te myśli serwis thefederalist.com, który krytycznie analizuje recenzje z różnych portali i pisze, że porównywanie Czarnobyla do zmiany klimatu jest równie paranoiczne jak porównywanie ZSRR do współczesnej Ameryki. Na polskim gruncie nieco tajemniczo wypowiada się w serwisie niezależna.pl Magdalena Fijołek, pisząc, że „Czarnobyl” to „ponadczasowa opowieść o świecie, w którym taka, a nie inna mentalność bierze górę nad interesem jednostki, wolnością, rozumem, zdrowiem. A przy tym to wielkie oskarżenie dla sowieckiego świata – który może dziś nazywa się inaczej, ale który przecież nie pozbył się choćby procenta swojej specyfiki, o czym czasem – ponurym rykoszetem – przekonujemy się i w Polsce”.
Z Fijołek mogliby chyba poniekąd zgodzić się wszyscy komentujący: podobny system dziś nazywa się inaczej. Pytanie tylko: jak?
Nekrowładza
Historia wybuchu w czarnobylskiej elektrowni szczególnie nadaje się do tworzenia parabol, ponieważ skala zaniedbań i prób tuszowania problemów przez władzę osiągnęła w sowieckiej Rosji poziom gargantuiczny. W ramach szukania winnych kryzysu klimatycznego można przywołać jednak parę osób i innych podmiotów, wobec których analogiczne zarzuty nie byłyby chyba wygórowane. To choćby sprawa Exxon Mobile, które już w latach siedemdziesiątych dysponowało badaniami wskazującymi na duże ryzyko związane z wykorzystaniem paliw kopalnych, rozmyślnie siało jednak dezinformację i lobbowało na rzecz spowolnienia podjęcia działań proklimatycznych. Może liczyli, że nic się nie stanie, tak samo jak ZSRR przy budowie grafitowych końcówek prętów kontrolnych?
Kryzys klimatyczny nie jest wyłącznie wynikiem lawiny drobnych decyzji, a efektem systemowej, dogmatycznej wiary w paradygmat wiecznego wzrostu i samoregulujący się rynek. Chyba podstawową lekturą w tym temacie pozostaje „To zmienia wszystko” Naomi Klein, która gruntownie analizuje związki obecnego systemu gospodarczego z kryzysem ekologicznym.
Warto mieć jednak w pamięci, że doprowadzanie do katastrof i śmierci tysięcy ludzi jest dla kapitalizmu czymś więcej niż tylko skutkiem ubocznym. Jak pisze Klein: „Nasz obecny system nastawiony jest na poszukiwanie nowych sposobów prywatyzowania wspólnej własności i czerpania zysków z klęsk. Pozostawiony samemu sobie, zdolny jest wyłącznie do tego”. Trafną nazwę dla współczesnej „wolnościowej” machiny władzy proponuje badacz Subhabrata Bobby Banerjee. System funkcjonujący poprzez akumulację opartą na wywłaszczaniu i śmierci powinien według niego nosić nazwę nekrokapitalizmu – akceptującego śmierć jako nieodzowny składnik procesu ulepszania świata. Według Banerjee’ego techniki nekrokapitalistyczne, przez ślepą wiarę w reżim wiecznego wzrostu, czynią ogromne grupy ludzi niewidzialnymi i dosłownie powodują ich śmierć.
Odniesienie katastrofy w Czarnobylu do nekrokapitalizmu zmienia nieco skalę zarzutów wobec współczesnej władzy. Miniserial Mazina jest krytycznym studium systemu, który własne trwanie i rozwój stawia ponad życie obywatelek i obywateli. Nie martwi się na zapas, a w razie czego umywa ręce. W obliczu kryzysu klimatycznego wyznawcy wolnego rynku nie tylko nie przyznają się do winy, ale proponują rozwiązanie problemu jego przyczyną – zielony kapitalizmie, racz zbawić łono Matki Ziemi. To mniej więcej tak, jakby Legasow i Szczerbina próbowali ugasić reaktor, nie robiąc nic i podążając za oficjalnym stanowiskiem państwa, które brzmi: „ZSRR nie może spowodować globalnej katastrofy”.
***
Pomimo wszystkich jaskrawych podobieństw pomiędzy kryzysem klimatycznym a katastrofą w Czarnobylu istnieją też oczywiście liczne różnice. Przede wszystkim, jak zwraca uwagę Brian Kahn w serwisie Earther, wybuch oznacza wyraźne „przed” i „po” katastrofy, a w przypadku kryzysu klimatycznego zmiany postępują płynnie; trudno wyznaczyć granicę, za którą można już mówić o kataklizmie. Po drugie – i chyba ważniejsze – promieniowanie radioaktywne dotyka wszystkich po równo. Przenikając dosłownie przez ściany, zatruwa ciała i rzeczy niezależnie od statusu finansowego czy społecznego – dokładnie odwrotnie niż kryzys klimatyczny, za który cenę płacą wykluczeni tego świata.
Dlaczego w ogóle podejmować refleksję nad podobieństwami, metaforami i kontekstami dla kryzysu klimatycznego? Przede wszystkim ze względu na dojmujący brak języka zdolnego go opisać. Nadal nie mamy słów, porównań i pomysłów na to, jak mówić o tym, co z każdym dniem staje się coraz bardziej palącą sprawą. Jak pisałam kiedyś w tekście o poezji dla klimatu: „Kryzys klimatyczny właśnie dlatego jest tak wielkim wyzwaniem przed każdym z nas, że pozostaje niezwykle trudny do skonceptualizowania, właściwie poza naszym zasięgiem, między innymi przez brak języka. W jego konstruowaniu przydadzą się więc wszelkie tropy”.
Dlatego szukanie analogii – choćby niedoskonałych – jest nam tak potrzebne.
Na zakończenie, a zarazem zwieńczenie tych rozmyślań o wybuchu elektrowni i powolnym podgrzewaniu Ziemi polecam uwadze piosenkę Jacka Kaczmarskiego „Dzień gniewu II (Czarnobyl)” poświęconą zaniechaniom władz ZSRR wobec zdrowia i życia obywateli i obywatelek. Mnie wydaje się ona, z kilkoma może zmianami, bardzo dziś aktualna.
Dzień gniewu II (Czarnobyl)
Zabijają ich powoli,
Zabijają mimochodem,
Nie przeraża i nie boli
Pełzająca śmierć pod progiem.
Wokół studni, na podwórku
Mokre buzie roześmiane,
Dziecko kijem goni kółko,
Ono też jest zabijane.
Na poddaszu, przy lunecie
Siwobrody gnie się mędrzec,
Tropi prawdy we wszechświecie,
I on też zabity będzie.
W ciemnej bramie stoi szpicel,
Czas na służbie wolno płynie,
Całą widzi stąd ulicę –
Nie zobaczy, kiedy zginie.
A świat się zastanawia,
A świat zachodzi w głowę –
Czy obraz to bezprawia,
Czy się wykuwa nowe.
Zabijają ich spokojnie,
Zabijają ich jak leci –
Już nie trzeba iść na wojnę,
Żeby stawić czoła śmierci.
Żyć wystarczy jak się żyło,
Modlić się o święty spokój,
Kopać grządki, kochać miłość,
Nic nie wiedząc o wyroku.
Trzeba się ubierać ciepło,
Jeść z umiarem, ważyć słowo,
Dbać by życie nie uciekło,
Zanim się nie umrze zdrowo.
Jeśli huknie coś lub błyśnie,
Nie dać się ogarnąć grozą.
Co ma tonąć – nie zawiśnie,
Zawsze przyjdą i wywiozą.
Świat na to sprawdza, pyta,
Świat na to nic nie może,
Świat się nadziei chwyta,
Że to zrządzenie boże.
Zabijają ich, nie wiedząc,
Że ich właśnie zabijają,
Zabijają śpiąc i jedząc,
Patrząc, słysząc, nie pytając.
Zabijają nas tą śmiercią
Ku rozrywce, ku przestrodze,
Ku nauce naszym dzieciom,
Co się nigdy nie urodzą.
1986
***
Praca powstała w ramach projektu zaliczeniowego na zajęcia „Czas antropocenu: zmiana klimatyczna, koniec świata (jaki znamy?) i współczesna kultura” prowadzone przez prof. Pawła Frelika na Wydziale Artes Liberales UW. Za uwagi redakcyjne serdecznie dziękuję Hani Frejlak.
***
Przydatne lektury:
Bobby Banerjee, „Necrocapitalism”, „Organization Studies”, t. 29, nr 12 (grudzień 2008), s. 1541–1563, doi:10.1177/0170840607096386.
Jane Bennett, „Vibrant Matter: A political ecology of things”, Duke University Press, Durham/Londyn 2010.
Gabrielle Hecht, „Nuclear Ontologies”, w: „Energy Humanities: An Anthology”, red. I. Szeman i D. Boyer, s. 249–260, Johns Hopkins University Press, Baltimore 2017.
Naomi Klein, „To zmienia wszystko”, tłum. H. Jankowska i K. Makaruk, MUZA SA, Warszawa 2016.
Timothy Morton, „Hyperobjects. Philosophy and Ecology after the End of the World”, University of Minnesota Press, Minneapolis/Londyn 2013.