Miłość i śmierć dnia naszego powszedniego (2)
Od redakcji:
Siostra profesor Ivone Gebara jest brazylijską zakonnicą, filozofką i teolożką ekofeministyczną. Z wielką radością publikujemy napisane przez nią specjalnie dla „Kontaktu” rozważania na Wielki Tydzień. Zachęcamy do lektury – będziemy je publikować kolejno w poniedziałek, wtorek i środę. Będą dostępne również w wersji audio – czyta Wanda Kaczor.
Miłość jest tajemniczą siłą namiętności w nas, bez precyzyjnej definicji. Stała i niestała, silna i słaba: rodzi się, przemienia się i umiera każdego dnia, w formie zarówno indywidualnej, jak i kolektywnej. Umiera, by się odrodzić. Umiera jak obraz, z którego narodzić ma się inny, kolejny, nowy.
W ten sam sposób, nieświadomie, także my umieramy i rodzimy się na nowo każdego dnia. Każdy dzień jest nowym wyzwaniem, by miłość była obecna w naszym życiu albo by umierała, jako szczególna i czasowa forma, która służyła w danym okresie życia, a potem odnowiona będzie mogła dopasowywać się do nowych wymagań naszej historii.
***
Przekazano nam, że to z miłości Jezus podążał swoją wyjątkową drogą. Drogą przecinającą wiele przeciwności, które – w ślad za dawnymi prorokami – uznawał za potęgi umniejszające godność życia ludzi. Imperialna władza, możnowładztwo religijne, ustanowione prawa, głód, pragnienie, choroby, bezdomni obcokrajowcy, kamienowane kobiety, szybkie wyroki i osądy – to obszary i sytuacje, w których wylewana była Jego pasjonująca miłość, mogąca przywrócić życie. Miłość wylewająca się pomimo braku odwzajemnienia, pomimo braku wdzięczności, która w sposób naturalny powinna pojawiać się w sytuacjach, gdy ktoś komuś pomaga. Społeczna miłość Jezusa uaktywniła nienawiść Jego przeciwników, tych, którzy czuli się zagrożeni Jego słowem i działaniem.
Dziś ten rodzaj gestów zazwyczaj nie jest nazywany „miłością”, ale „prawami człowieka” w ich szerokim rozumieniu. Słowo „miłość”, choć istnieje, jest zużyte, bo stosowane w wielu znaczeniach, często stojących ze sobą w sprzeczności, wymagających coraz większej liczby wyjaśnień. Walka o „prawa” jest nowym określeniem społecznej miłości, aczkolwiek przynoszącym zamieszanie do miejsc, w których pamięć o miłości Jezusa inspiruje do walki z różnymi formami opresji i agresji, jakie sobie wzajemnie narzucamy. Ostatecznie to nie słowa i określenia mają znaczenie, ale uważność wobec rzeczywistości życia, które nas otacza.
Śmierć Jezusa na krzyżu oraz brutalna egzekucja tak sprawiedliwego człowieka może łatwo przemienić się w wyłącznie pamięć o życiu kogoś, kogo uznajemy za ważnego dla naszej religijnej tradycji. Dla wielu tradycja religijna objawia się wyłącznie w treściach klasyki teologicznej przekazywanych i nauczanych, w uświęconych obrzędach powtarzanych bez końca jako pamiątka po jakimś wydarzeniu, jednocześnie niepozwalających, by to wydarzenie stało się ciałem w nas, w tej bardzo osobistej i aktualizowanej formie, która może budować w nas drogę sprawiedliwości i solidarności. Obrzędy i rytuały bez towarzyszącej im esencji życia stają się gestami, którym brakuje witalności i prawdziwego sensu.
***
Tak jak miłość rodzi się i nieustannie odradza, tak samo jest ze śmiercią. Wchodzi z impetem i nieustannie wraca, nie tylko jako fizyczno-biologiczne zdarzenie, ale jako nieustający proces przemiany życia. Śmierć w swoich różnorodnych formach nabiera tego wymiaru, który sprawia, że życie jest odnawialne. Ale o jakiej śmierci tu mowa? O widocznych dwóch rodzajach śmierci: to śmierć jako ta naturalna i ostateczna, obecna w procesie indywiduacji, oraz śmierć jako proces stale podtrzymujący i odnawiający życie społeczne.
Kiedy zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak wiele jest śmierci, dlaczego tak dużo pieniędzy, wysiłku i energii zużywanych jest na produkcję broni wojennej służącej do niszczenia życia, do walki i zabijania tych, którzy życia szukają – zdajemy sobie wtedy sprawę, że widniejemy powoli już w akcie zgonu tej pełnej odnawialności życia. Ta sytuacja zaprasza nas do zadawania sobie pytania o to, dlaczego niektórzy tak mocno pragną posiadać władzę nad innymi, dążą do podbijania, pozbawiania innych życia, a nawet możliwości myślenia i decydowania o sobie. Aby być w stanie żyć pośrodku tych dominujących sił, wielu musi uśmiercać swoją osobistą wolność, umiejętność wyboru oraz dusić w sobie siły twórcze, a także przyjmować różne formy ogłupiającej cenzury własnych słów czy czynów. Aby być w stanie dalej żyć, muszą funkcjonować, jakby byli już u kresu witalnych sił, jakby już nie żyli. Uśmiercanie narzucone przez nikczemne moce tego świata dotknęło również Jezusa, ponieważ tego typu śmierci się przeciwstawiał.
***
Możemy zatem uznać, że powody śmierci Jezusa są tak naprawdę konsekwencją Jego namiętnej pasji do życia tych, którym niektóre ustanowione władze odmawiały sprawiedliwości i podstawowych praw. Działalność życiowa Jezusa każdego dnia była krytykowana, Jego życie zaś prześladowane i stale zagrożone. Jezus wędrował z jednego miejsca na drugie, nie pozwalając uśmiercić pasji, którą miał w sobie.
Tego typu prześladowania i zagrożenia mają miejsce w naszym społeczeństwie również dziś, aczkolwiek w innych formach. Nawet nie zauważamy tego, jak szybko przyzwyczajamy się do ucisku i zapominamy o wolności, która jest motorem naszej historii. Podobnie wiele chrześcijańskich kościołów przemienia się w groby upamiętniające Jezusa, nieodnawiające już w sobie prawdziwego sensu życia i śmierci, który jest źródłem inspiracji i punktem oddziałującym na nasze życia. Wiele Kościołów przemieniło życie Jezusa w polityczny, religijny system, usiany dogmatami i absolutnymi prawdami, broniony przez męską hierarchię, często nieprzejednany wobec złożoności i kruchości życia. Wolą odtwarzać obrzędy, które są tylko upamiętnieniem wyidealizowanej i zmistyfikowanej historii, czcić zmarłych, niż szanować zwykłe życie, to powszednie, czyli rzeczywiste prawo do pokarmu, do wody, do miejsca do zamieszkania, do wolności. Stoją w milczeniu wobec pokazu ucisku, chowają się w martwych rytuałach, ukrywają za dwuznacznością swoich przekonań i wierzeń, stawiając bardziej na życie po śmierci niż na życie realne, tu i teraz. Zapominają o ciałach, by wywyższać dusze, tak jakby to one miały oddychać i być szanowane, karmione, pojone każdego dnia.
***
Umieramy tak, jak żyjemy każdego dnia. Nasza śmierć, nasza siostra śmierć – jak ją nazywał święty Franciszek z Asyżu – jest w całkowitej symbiozie z naszym życiem: nie tylko tym biologicznym, ale także życiem naszych myśli, emocji, uczuć, wyborów, nadziei i nieustających poszukiwań.
Stawiając tamę życiodajnym przepływom w naszych społeczeństwach, zabijamy życia, stajemy się krwiożerczymi cesarzami, nowymi przywódcami Sanhedrynu, niesprawiedliwymi sędziami ludzi, których największym przewinieniem jest szukanie wolności i chleba dla wszystkich.
„Czyńcie to na Moją pamiątkę” – to nie jest tylko rytuał upamiętniający ostatnią wieczerzę Jezusa, ale jest to praktyka, która może być prawdziwie konkretna i skuteczna.
„Czyńcie to na moją pamiątkę” – to nie jest tylko rozdawanie okruszków spadających z mojego stołu, absolutnie niewystarczających do utrzymania żywego życia.
„Czyńcie to na moją pamiątkę” – to wspólne picie wina radości z każdego małego zwycięstwa miłości.
„Czyńcie to na moją pamiątkę” – to próba odnowy historycznego znaczenia namiętnej pasji Jezusa do sprawiedliwości, to podejmowanie na nowo Jego czynów oraz przenoszenie ich w nasz aktualny i codzienny kontekst, a tym samym stwarzanie bliźnim możliwości najedzenia się i ugaszenia pragnienia.
Miłość i śmierć dnia powszedniego to tak naprawdę rzeczywiste i różnorodne sytuacje, którym należy stawiać czoło i które powinny być nieustannie kontekstualizowane, odświeżane; sytuacje, które należy poddawać ponownej refleksji dążącej do tego, byśmy „mieli życie, i mieli je w obfitości”.
Tłumaczyła Julia Kern.