fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Logo Marszu Niepodległości jest bluźniercze. Odpowiadają za nie także biskupi

Wojownicze logo Marszu Niepodległości stanowi tylko smutną, acz logiczną kulminację procesów, jakie zachodzą w całym polskim Kościele. To skutek, nie przyczyna. A wśród odpowiedzialnych za ten stan rzeczy należy wskazać także polski Episkopat.
Logo Marszu Niepodległości jest bluźniercze. Odpowiadają za nie także biskupi
Różaniec używany we wspólnocie anglikańskiej (zdj. w domenie publicznej)

Organizowany przez środowiska nacjonalistyczne Marsz Niepodległości zawsze miał tendencję do szokowania hasłami. W tym roku jednak po raz pierwszy oficjalne logo Marszu tak mocno nawiązuje do symboliki katolickiej – różaniec uchwycony w zaciśniętą pięść i hasło „Miej w opiece naród cały” odwołujące się do pieśni maryjnych wzbudziły kontrowersje nawet w środowiskach, które do tej pory miały do Marszu stosunek neutralny, jeśli nie przychylny. Problem jest jednak szerszy i, niestety, stanowi konsekwencję szerszego procesu, który widać także – jeśli nie przede wszystkim – w polskim Episkopacie.

Wróg zewnętrzny zamiast walki z grzechem

Oto wiara katolicka staje się powoli niewolnikiem manichejskiej wojny kulturowej, kreowanej głównie przez środowiska zbliżone do amerykańskiej alt-prawicy, której sposób myślenia polska prawica chętnie przechwytuje i asymiluje. Manicheizm to herezja, ale bardzo atrakcyjna: głosi, że w świecie nie działa tylko Bóg, jedyny i wszechmocny, lecz toczy się wojna dwóch równoprawnych sił: Boga i Szatana. W takiej wojnie obowiązują wszystkie te reguły, co na zwykłej wojnie: wroga należy pokonać wszelkimi siłami i sposobami, także używając podstępu, przemocy i innych środków w moralności chrześcijańskiej uznanych tradycyjnie za niemoralne.

Takie manichejskie spojrzenie na świat jest atrakcyjne zwłaszcza dla części młodych mężczyzn, wychowanych w pewnym nurcie tradycyjnej religijności, w której z jednej strony męski atrybut stanowi walka, najlepiej zbrojna, z drugiej zaś – walka ta jest usprawiedliwiona racjami moralnymi i jako taka jest walką „błogosławioną”. W Polsce Maryja, tradycyjnie przedstawicielka słabych i uciśnionych, to także patronka zbrojnej walki za Ojczyznę – nieprzypadkowo najstarszą znaną polską pieśnią bojową, niemalże alternatywnym hymnem narodowym, jest „Bogurodzica”.

Niestety, polska hierarchia kościelna, zamiast pomóc kanalizować ową energię w sposób pozytywny, kultywuje (po części w ramach walki z „potworem gender”) ów archaiczny, nieprzystający do współczesnych czasów model męskiego katolicyzmu. Powstające ruchy takie jak Wojownicy Maryi (gdzie na ślubowaniu wszyscy uczestnicy paradują z replikami mieczy, co wygląda nieco groźnie, a nieco groteskowo) nie tylko nie spotykają się z żadną reakcją, ale wręcz przeciwnie – wydają się tym sposobem przeżywania męskiej religijności, który ma być zdrową reakcją na zepsuty, „genderowy” Zachód.

Hierarchowie nie skupiają się na skądinąd słusznej koncepcji walki duchowej – skierowanej do wewnątrz, ukierunkowanej na kształtowanie własnych cnót, na zmagania ze zniewoleniem rozumianym po chrześcijańsku jako uzależnienie od grzesznych tendencji. Zamiast tego używają koncepcji walki zupełnie dosłownie, kierując ją w stronę osób niewierzących, często niechętnych wierze katolickiej. Zarówno akcja „Różaniec do granic”, jak i późniejsza „Polska pod Krzyżem” (organizowane zresztą przez tych samych ludzi) były przez organizatorów wskazywane jako sposób na walkę z wrogiem zewnętrznym. Indywidualni biskupi oraz sam Episkopat w ostatnich miesiącach wręcz zasypują nas rozmaitymi odezwami związanymi z ruchem LGBT – od początku roku rozmaitych listów pasterskich, pism Episkopatu oraz biskupich wypowiedzi medialnych wydano w tej sprawie już przynajmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Przy takiej kombinacji trudno się dziwić, że niektórzy koncepcję „wroga duchowego” rozumieją zupełnie dosłownie, a Marsze Równości niemal za każdym razem stają się obiektem ataków fizycznych lub przynajmniej nienawistnych bluzgów i wyzwisk, częstokroć przeplatanych bluźnierczą modlitwą złorzeczącą.

Logo Marszu to logiczna konsekwencja

Znamienna jest także asymetria reakcji Episkopatu. W sytuacji, w której każde prowokacyjne bądź prześmiewcze wykorzystanie symboli religijnych przez osoby niezwiązane z Kościołem urasta do rangi gigantycznego wydarzenia, spotyka się z natychmiastową reakcją oficjalnych organów Episkopatu, a biskupi wydają na ten temat listy i organizują modlitwy przebłagalne, bluźniercze wykorzystanie tych symboli nie staje się obiektem podobnego zainteresowania. Ostatnia, słuszna skądinąd, próba napiętnowania podobnych zachowań, dokonana w dokumencie Episkopatu „Chrześcijański kształt patriotyzmu”, pozostała bez konsekwencji. Co więcej, rokroczne pielgrzymki kibiców na Jasną Górę odbywają się nadal i żaden z opiekunów tego wydarzenia nie raczył w żaden sposób krytycznie odnieść się do agresywnych haseł i zachowań uczestników tych wydarzeń. Wręcz przeciwnie, mamy obecnie do czynienia z całą grupą (często głośnych w mediach społecznościowych) księży-nacjonalistów, którzy otwarcie sprzeciwiają się nauczaniu z powyższego listu i których nie spotykają za to absolutnie żadne konsekwencje kanoniczne. Ostatnie wystąpienia publiczne arcybiskupa Stanisława Gądeckiego sugerują, że zawarł on cichy sojusz z tymi środowiskami, których łącznikiem z Episkopatem pozostaje coraz bardziej agresywny i aktywny medialnie arcybiskup Marek Jędraszewski, skądinąd druga rangą osoba w Episkopacie. Wszystko w imię zwierania szeregów i walki ze wspólnym wrogiem, jakim stał się ruch LGBT.

Zwieranie szeregów bardzo mocno zalatuje polityką. Trudno się więc dziwić, że poczucie angażowania się Kościoła w politykę jest bardzo silne, także wśród wiernych. Według ostatniego sondażu Interii w tej sprawie 63% Polaków uważa, że Kościół „zdecydowanie zbyt dużo” (43%) bądź „raczej zbyt dużo” (20%) angażuje się w politykę, jedynie 25% uważa poziom zaangażowania za odpowiedni, a liczba osób, które uważają, że Kościół powinien angażować się bardziej, jest na granicy błędu statystycznego (0,4% odpowiedzi „zdecydowanie zbyt mało” i 3% odpowiedzi „raczej zbyt mało”).

W Kościele o takim obliczu nie ma miejsca na ewangelizację, na pozyskiwanie niewierzących, a nawet na przekonywanie wątpiących. Trudno jest tu znaleźć analogię do Kościoła z Ewangelii, z Dziejów Apostolskich, Kościoła otwartego na obcych, a wymagającego dla swoich. U nas jest dokładnie odwrotnie – Kościół, wedle logiki wojny z wrogiem, jest dla swoich bardzo pobłażliwy. Zachowuje się jak korporacja tuszująca bezwzględnie, za wszelką cenę, wizerunkowe kłopoty. Skandale pedofilskie nie zostały właściwie rozliczone, a narastająca chęć dokonania tego została przykryta wskazaniem ideowego wroga (uczestniczył w tym niestety także przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, któremu udało się również uzyskać u władz państwowych de facto zablokowanie śledztwa w sprawie nadużyć w poznańskiej kurii). Dlatego, mimo tego, że logo Marszu Niepodległości znane jest od kilku dni, nie doczekaliśmy się żadnej oficjalnej odpowiedzi ze strony Episkopatu, żadnego oburzonego listu, żadnych oświadczeń. Jeśli są jakieś reakcje, to raczej stonowane, miękkie, czysto PR-owe, badające, czy przypadkiem tym razem nie posunięto się za daleko. Jakże są one różne od zachowania biskupów, kiedy działacze społeczni postanowili przerobić wizerunek Matki Boskiej Jasnogórskiej, domalowując jej tęczową aureolę!

Jest to niewątpliwie rozczarowujące. Kościół polski wydaje się, wbrew przekonaniom wielu jego liderów, iść drogą Kościoła irlandzkiego czy amerykańskiego. Zamiast zrezygnować z (jakże złudnej i ulotnej) politycznej siły oraz skupić się na ewangelicznym radykalizmie, kształtowaniu sumień swoich wiernych i bezkompromisowej walce (duchowej, ale także instytucjonalnej) o eliminację zła we własnych szeregach próbuje odwoływać się do dawnych wzorców, jednocześnie wskazując wroga i wchodząc w polityczne alianse. Oczywiście, są w Kościele wspaniali duszpasterze, którzy robią swoje, nie oglądając się na polityczne uwikłanie liderów, ale znajdują się w mniejszości i nie mają wpływu na działanie instytucji. Pod tym względem logo Marszu Niepodległości stanowi tylko smutną, acz logiczną kulminację szerszego procesu. Oby doprowadziło do jakiejś refleksji.

Niestety, nie jestem w tej sprawie optymistą.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×