Bezpieczeństwo na niby
Trudno znaleźć dowody świadczące o tym, że uchodźcy stanowią zagrożenie dla polskiego państwa. Tym bardziej, że w 2017 roku rząd pozwolił na pracę w Polsce ponad 225 tysiącom „migrantów ekonomicznych”. Słyszymy, że najlepiej nie przyjmować nikogo, ale jeśli już, to tylko osoby w ciężkiej sytuacji – podczas gdy zgodę na pobyt w Polsce najtrudniej jest uzyskać właśnie w takim wypadku.
Debata na społecznie istotne tematy jest trudna z natury. Jak rozmawiać merytorycznie o kwestiach, do których opisu używane są przede wszystkim argumenty emocjonalne? Problem ten staje się szczególnie widoczny w kontekście toczącej się od paru lat dyskusji na temat uchodźców. Nieważne jest kto – czy też kogo – ważne, by go na pewno przyjąć; albo przeciwnie: by przypadkiem nie przepuścić przez granicę nikogo, bo przecież to zagrożenie, niebezpieczeństwo, jakaś wroga obcość, która przedarłaby się do naszego sielskiego i spokojnego życia. Z tego względu Studenckie Koło Naukowe im. Pauliny Kuczalskiej-Reinschmitt postanowiło zorganizować debatę, w której udział wzięli prof. Irena Rzeplińska, prof. Paweł Hut, adwokat Ewa Ostaszewska-Żuk oraz dr Dorota Pudzianowska. Wnioski z debaty postaram się przedstawić w poniższym tekście.
Jednym z kluczowych punktów spotkania była dyskusja o proponowanych zmianach w ustawie o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terenie RP. Nowelizację ustawy można najogólniej podsumować tak: przyświeca jej przeświadczenie, jakoby cudzoziemcy stanowili zagrożenie dla państwa. W uzasadnieniu projektu potrzebę wprowadzenia zmian tłumaczono ochroną porządku publicznego i bezpieczeństwa wewnętrznego. Oczywiście, brzmi to całkiem rozsądnie – porządek należy wszak chronić – trudno jednak znaleźć dowody, które świadczyłyby o tym, że na drodze do sielskiego i anielskiego życia w równie sielskiej i anielskiej Polsce miałyby stać osoby starające się o objęcie ochroną międzynarodową. Tym bardziej, że migrantami ekonomicznymi rząd okazuje się nie przejmować tak bardzo – w samym 2017 roku przebywających w Polsce na podstawie zgody na pobyt stały lub pobyt czasowy było ponad 225 tysięcy osób, podczas gdy ochroną międzynarodową objęto niewiele ponad trzy tysiące osób. Dziwi więc niespójność w myśleniu: z jednej strony, władze zdecydowanie przeciwstawiają się przyjmowaniu „obcych” – a przynajmniej wynikałoby to z prowadzonej przez nich polityki – z drugiej jednak, najwidoczniej nie mają takich problemów z migrantami ekonomicznymi. Prowadzi to do dość kuriozalnej sytuacji, w której słyszy się, że najlepiej to nie przyjmować nikogo, ale jeśli już, to tylko tych w ciężkiej sytuacji – podczas gdy zgodę na pobyt w Polsce najtrudniej jest uzyskać właśnie w takim wypadku.
Przy tej okazji pojawia się jeszcze jeden problem, szeroko dyskutowany ostatnio ze względu na sprawę „zamkniętego” przejścia granicznego w Terespolu. Teoretycznie państwo ma obowiązek przyjąć każdego cudzoziemca i dopiero poprzez procedurę ocenić, czy powinno udzielić mu ochrony. Jednakże w Polsce zasada ta nie jest przestrzegana: cudzoziemcy zawracani są już na granicy. Dotyczy to przede wszystkim wspomnianego przejścia w Terespolu, na granicy z Białorusią, gdzie na trudności we wjeździe do Polski napotykają w szczególności Czeczeni. Należy przy tym zaznaczyć, że automatyczne zawracanie cudzoziemców na zewnętrznych granicach Unii Europejskiej jest niezgodne z orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Każdy ma bowiem prawo do złożenia wniosku o objęcie go ochroną międzynarodową – i do sprawiedliwej jego oceny. Polski MSZ uznaje jednak, że skoro „uchodźcy” już na granicy nie zostają wpuszczeni, zasada „niezawracania” nie obowiązuje. Jednakże gdy tylko cudzoziemiec stawia się na przejściu granicznym, dostaje się automatycznie pod jurysdykcję władz polskich – a co za tym idzie, państwo musi postępować zgodnie z Europejską Konwencją Praw Człowieka. Trudno więc zrozumieć, dlaczego rząd polski nie dopuszcza chętnych do procedury, Straż Graniczna nie jest przecież sądem i nie w jej gestii leży ocena tego, kto na status uchodźcy zasługuje – tym bardziej, że weryfikacja jakichkolwiek informacji w tak szybkim tempie jest wręcz awykonalna. Trudno ocenić rzetelność złożonych przez cudzoziemca zeznań – najczęściej przesłuchanie odbywa się w niekomfortowych warunkach, po wielodniowej podróży, zdarzają się też przypadki, w których pojawiają się problemy „językowe” (przesłuchanie prowadzone jest na przykład po rosyjsku, podczas gdy ojczystym językiem zeznającego jest czeczeński). Wydaje się więc, że wynik tego typu działań jest niewystarczająco rzetelny, by mógł prowadzić do niewpuszczenia danej osoby do kraju, a co za tym idzie – do uniemożliwienia jej uzyskania statusu uchodźcy.
Co ciekawe, z ostatnio opublikowanych danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców wynika, że w 2017 roku nastąpił znaczny spadek składanych wniosków – w latach poprzednich było ich około dziesięciu tysięcy rocznie, podczas gdy obecnie – jedynie pięć tysięcy. Można więc sądzić, że jest to wynikiem odsyłania cudzoziemców przez Straż Graniczną z powrotem na Białoruś, a zatem że coś, co trudno uznać za legalne, jest powszechnym procederem.
Wracając jednak do zmian w prawie: w świetle wszystkich tych danych wydają się one jeszcze bardziej niepokojące. Swoje wątpliwości co do projektu wyraziła między innymi Helsińska Fundacja Praw Człowieka, za najbardziej niepewne uznając propozycje wprowadzenia listy bezpiecznych krajów pochodzenia, bezpiecznych krajów trzecich, stworzenia trybu granicznego czy zmiany instytucjonalne skutkujące brakiem skutecznego środka odwoławczego od decyzji o odmowie udzielenia ochrony. HFPCz oceniła też negatywnie automatyczną detencję większości cudzoziemców na czas rozpatrywania wniosku ubiegających się o udzielenie im ochrony międzynarodowej (czekający na decyzje umieszczani będą w zamkniętych ośrodkach). Strona rządowa pomysły te tłumaczy usprawnieniem ruchu granicznego czy ochroną porządku publicznego. Jeśli jednak przyjrzeć się im bliżej, nie jest to tak oczywiste.
Koncepcja „bezpiecznych krajów” zakłada, że istnieć będzie lista państw z góry uznanych za – jak sama nazwa wskazuje – niestanowiące zagrożenia dla swoich obywateli; wnioski cudzoziemców pochodzących z takich rejonów z góry uznawane będą za bezzasadne bądź będą procedowane w trybie przyspieszonym, a co za tym idzie, mogą one nie zostać odpowiednio i indywidualne ocenione. Co więcej, rozwiązanie to jest niezgodne z Konwencją Genewską, która nakazuje przecież stosowanie jej postanowień bez względu na kraj pochodzenia uchodźcy. Owszem, rozwiązanie to może spowodować znaczne zwiększenie tempa wydawania decyzji – ale czy czas powinien być wartością nadrzędną w stosunku do rzetelności postępowania?
Także i tryb graniczny – będący próbą „usprawnienia procedury” – bardziej niż do zapewnienia „ochrony porządku publicznego” może prowadzić do nierzetelnego rozpatrywania poszczególnych spraw. Czas na wydanie decyzji w pierwszej instancji wynosić będzie jedynie dwadzieścia dni! Naiwnością jest sądzić, że przyniesie to oczekiwany skutek – oczywiście, postępowania będą trwały krócej, ale chociażby ze względu na braki kadrowe, na niewystarczającą liczbę urzędników, trudno spodziewać się koherentnej i merytorycznej oceny dostarczonych dowodów. Co więcej, częste są przypadki, w których cudzoziemcy w momencie przekraczania granicy nie posiadają odpowiednich dokumentów – muszą więc czekać na wysłanie ich z kraju pochodzenia, co z oczywistych względów okazuje się zwykle czasochłonne.
Można też zapytać, czy projekt ustawy nie jest prawem pozornym z innego powodu: w „literze” zapewnia on przecież wszystkim starającym się o udzielenie ochrony międzynarodowej bezpłatną pomoc prawną. Trudno jednak o środki na realizację tego postulatu. Z drugiej strony, organizacje pozarządowe, które zajmują się sprawami uchodźczymi, mają utrudniony kontakt z potencjalnymi klientami, ich przedstawiciele nie mają też pełnego dostępu do akt, a co więcej – same NGO-sy są niedofinansowane, między innymi ze względu na inne niż początkowo planowane wykorzystanie środków FAMI. Z tego względu wspomniana w ustawie „bezpłatna pomoc prawna” staje się – przynajmniej na razie – jedynie frazesem.
Wydaje się więc, że nowe rozwiązania prawne nie odpowiadają zmieniającym się warunkom i nasilającemu się ruchowi migracyjnemu – trudno tak naprawdę zrozumieć, dlaczego do Polski tak ciężko się dostać, skoro bezpieczeństwo zdaje się tu tylko pustym hasłem. To istotne tym bardziej, że migracja nie jest przecież niczym nowym, a jedynie naturalnym zjawiskiem, któremu nie można przypisać żadnej wartości. Wszystko to stanowi odwrócenie zasad, które powinny przecież przyświecać władzom publicznym – państwo wraz z całym swoim aparatem administracyjnym służyć ma jednostkom. W tej sytuacji widać za to swego rodzaju odwrócenie porządku – państwo stawia siebie wręcz na równi z cudzoziemcem, uznając, że dla ewentualnego zagrożenia, które mogłaby stanowić jednostka, zmienić musi cały swój system.
***
W imieniu Studenckiego Koła Naukowego im. Pauliny Kuczalskiej-Reinschmitt chcielibyśmy serdecznie zaprosić na kolejne wydarzenia – najbliższe, czyli wykład sędziego Elyakima Rubinsteina, Wiceprezesa Sądu Najwyższego w Izraelu w stanie spoczynku, odbędzie się już 30 stycznia!
***
Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj.
***
Polecamy także: