Wszyscy jesteśmy nieszlachcicami
Zainteresowanie mieszczanami można więc postrzegać w szerszym kontekście: jako jeden z licznych przejawów chęci nowego zdefiniowania, kim jesteśmy. Jako próbę odpowiedzi na pytanie o znaczenie naszej przeszłości dla obecnej wizji nas samych. Ale poszukiwanie własnej tożsamości w ramach kategorii związanych z tradycyjnym podziałem stanowym jest też niewątpliwie próbą przewartościowania feudalnej hierarchii.
„A jacy to źli ludzie mieszczanie krakowianie,
Żeby pana swego, wielkiego chorągiewnego,
Zabiliście, chłopi, Andrzeja Tęczyńskiego! […]”
Piętnastowieczny „Wiersz o zabiciu Andrzeja Tęczyńskiego” jest jednym z wielu przykładów skrajnie antymieszczańskich tendencji w polskiej kulturze. Powstał jako utwór okolicznościowy w 1461 roku, niedługo po zabójstwie starosty rabsztyńskiego Andrzeja Tęczyńskiego, dokonanym przez krakowskich mieszczan. Anonimowy autor nie wspomina oczywiście o okolicznościach śmierci i motywach mieszkańców Krakowa, które pozostają do dziś znane – zabójstwo Tęczyńskiego było zemstą za pobicie płatnerza, wykonującego renowację zbroi starosty, z której nie był on zadowolony.
Antymieszczański wydźwięk średniowiecznego wiersza nie jest niczym zaskakującym ani trudnym do wyjaśnienia. Nie dziwi też specjalnie sposób, w jaki obraża się mieszczan, przyrównując ich do chłopów. Wszystko to jest przecież pewną naturalną konsekwencją feudalizmu.
„Wiersz o zabiciu Andrzeja Tęczyńskiego” zyskuje jednak zupełnie nowe znaczenie, gdy zestawi się go z popularną ostatnio kategorią tożsamości mieszczańskiej. Czy mieszczanie, o których mówi Andrzej Leder w „Prześnionej rewolucji” czy ci, którzy tworzą festiwal „My! Mieszczanie?”, mają coś wspólnego z krakowskimi zabójcami Tęczyńskiego? Odpowiedź na to pozornie prowokacyjne pytanie wcale nie jest prosta. Zdefiniowanie tożsamości mieszczańskiej stało się niedawno celem samym w sobie, a także świetnym pretekstem do licznych debat. Ciężko ustalić, kim są współcześni polscy mieszczanie i czy da się w ogóle stworzyć jakąś wspólną definicję mieszczaństwa. Termin ten robi jednak zawrotną karierę, wpisując się świetnie w potrzeby odnajdywania bądź nowego określania własnej tożsamości, których odzwierciedleniem są tematy podejmowane przez sztukę – od odkrywania własnej orientacji seksualnej, tożsamości płciowej, po określanie przynależności narodowej czy nawet gatunkowej.
Zainteresowanie mieszczanami można więc postrzegać w szerszym kontekście: jako jeden z licznych przejawów chęci nowego zdefiniowania, kim jesteśmy. Jako próbę odpowiedzi na pytanie o znaczenie naszej przeszłości dla obecnej wizji nas samych. Ale poszukiwanie własnej tożsamości w ramach kategorii związanych z tradycyjnym podziałem stanowym jest też niewątpliwie próbą przewartościowania feudalnej hierarchii.
Jesteśmy chłopami
Do tych tradycyjnych kategorii odwołują się twórcy filmu „Niepamięć”, który zapowiadano jako „pierwszy dokumentalny film o pańszczyźnie”. Bohaterowie – ona pochodząca ze wsi i on będący potomkiem arystokratów – wyruszają w podróż, podczas której mają odwiedzić miejsca, z których pochodzą, poznać nawzajem członków swoich rodzin i sąsiadów. Projekt dotyczyć miał tego, w jaki sposób funkcjonuje obecnie wyobrażenie na temat tego, czym była pańszczyzna oraz odpowiadać na pytanie o to, co pozostało z istniejących przez wieki podziałów. I chociaż tematem był podział na panów i chłopów, a wątek mieszczan nie został podjęty, wydźwięk filmu mówi bardzo wiele o samym sposobie budowania tożsamości. Podczas wszystkich dyskusji i kłótni, jakie toczą ze sobą bohaterowie w trakcie podróży, ani razu nie pojawia się pozytywna definicja tego, czym dla współczesnej chłopki jest jej pochodzenie. Kiedy Magdalena Bartecka, która była także pomysłodawczynią projektu, mówi o tym, kim jest, nieustannie odnosi się do różnic, jakie dzielą ją z Frankiem Ledóchowskim. Można odnieść wrażenie, że wszystko sprowadza się do „pańskiej pewności siebie” i „chłopskiego wycofania”.
Cel przyświecający twórcom filmu był niewątpliwie szczytny i niezwykle ambitny, bo chodziło przecież o odzyskanie narracji historycznej. Pytanie tylko, czy w ogóle się to udało. Czy nie jest przypadkiem tak, że w filmie mówi się tak naprawdę o stereotypowym wyobrażeniu na temat potomków polskiej szlachty. Wyśmiana i wyszydzona zostaje pańskość przejawiająca się w specyficznej postawie ciała i charakterystycznym, „hrabiowskim” sposobie trzymania podbródka. I w opozycji do tych cech próbuje się zbudować coś, co ma być współczesną tożsamością chłopską, z której można być dumnym. Temat pańszczyzny nie został właściwie poruszony ani pogłębiony, a sama pańszczyzna stała się tylko pretekstem do skarykaturowania obrazu potomków arystokratów. Wspomnienie wyzysku, jaki dokonywał się w pańskich folwarkach, pozwala łatwo postawić polską szlachtę w roli oprawcy. A chłopską tożsamość sprowadzić do bycia nieszlachcicem. Szansa na ważną i potrzebną dyskusję o pańszczyźnie i wpływie, jaki może mieć do dziś, została stracona. Zamiast tego powstał film, który swoją retoryką przypomina „Wiersz o zabiciu Andrzeja Tęczyńskiego” – nie wykracza specjalnie poza upraszczającą wizję sporu dwóch stanów, który nie polega nawet na różnicy interesów, ale sprowadza się do wzajemnych uprzedzeń.
Jesteśmy mieszczanami
Antyszlacheckość jest ważna również dla tożsamości mieszczańskiej, jaką skonstruował w swojej książce Andrzej Leder. Jego zdaniem tym, co przede wszystkim łączy współczesnych mieszczan (klasę średnią?) jest ich chłopskie pochodzenie i sposób, w jaki dokonał się ich awans. Polegał na przejęciu albo żydowskich zakładów pracy, albo majątków ziemskich przedwojennej arystokracji. Zemsta na panach pozostawała i nadal pozostaje jednak w sferze nieuświadomionego fantazmatu.
Można zarzucić Lederowi, że jego wizja tożsamości, tak jak ta w filmie „Niepamięć”, ma charakter czysto negatywny, została zbudowana w opozycji do tożsamości szlacheckiej i przede wszystkim nie niesie ze sobą żadnych wzorców ani zobowiązań do działania. Autor „Prześnionej rewolucji” nie ukrywa jednak, że jego książka nie jest pozytywnym projektem, ale krytyczną analizą fantazmatu i realnego. Właściwie jedynym zobowiązaniem współczesnych mieszczan byłoby uświadomienie sobie własnej tożsamości, co z kolei nie może się dokonać bez wzięcia odpowiedzialności za wydarzenia z lat 1939 – 1956.
„Uświadomienie sobie swojego miejsca wymaga jednak uznania trudnej genealogii. Uznania, że prawie wszyscy jesteśmy dziećmi nieszczęsnej, przeprowadzonej cudzymi rękami, okrutnej rewolucji, przeorania polskiej tkanki społecznej. Oznacza to – jeszcze raz – wzięcie odpowiedzialności za to, co się wówczas stało”.
Mieszczanie w ujęciu Ledera nie mają poczucia wspólnoty ani nawet przynależności do własnej klasy. Zupełnie inaczej jest z mieszczanami, którzy tworzą festiwal „My! Mieszczanie?” lub w nim uczestniczą. Sama nazwa wydarzenia wymusza na jego potencjalnych uczestnikach wcześniejszą deklarację przynależności do klasy (?), wspólnoty (?) mieszczańskiej. Nie przyjdzie przecież do Komuny Warszawa, gdzie odbywają się debaty i przedstawienia związane z festiwalem, ktoś, kto zupełnie nie czuje się mieszczaninem albo po prostu nie zastanawiał się nad tym, czy nim jest.
Podczas jednej z debat, które odbyły się w Komunie, Tomasz Plata, kurator festiwalu, zapewniał, że wizja tożsamości mieszczańskiej, jaką reprezentuje, różni się od tej, którą zaproponował Leder. Festiwal w swoim założeniu ma się odwoływać nie do wspólnego poczucia winy za dokonaną „jak we śnie” rewolucję, ale do pozytywnego etosu mieszczańskiego, pokazywać mieszczan jako aktywnych członków procesów modernizacji. Cel ten zbliżony jest do idei przyświecającej ruchom miejskim, które odwołują się do wartości takich jak egalitaryzm czy praca na rzecz wspólnoty.
Jesteśmy nieszlachciami
Jednak zarówno dla Ledera, jak i dla Platy, niezwykle trudne jest precyzyjne zdefiniowanie klasy mieszczańskiej. Ciężko im wskazać jakieś cechy, które byłyby wspólne dla polskich mieszczan. Ich spojrzenia nie są jednak zupełnie inne – mieszczanie, tak jak widzą ich Leder i twórcy festiwalu, są przede wszystkim nieszlachcicami (zupełnie jak chłopi z filmu „Niepamięć”). W obu wizjach ważna jest również różnorodność współczesnego mieszczaństwa. Nie było jej jednak widać podczas festiwalu „My! Mieszczanie?”. Frekwencja uczestników wskazywałaby raczej na to, że my, mieszczanie jesteśmy niewielką i dosyć hermetyczną, a być może nawet elitarną grupą, do której z jakiegoś powodu nie chcieli przyłączyć się mieszkańcy kamienic znajdujących się obok Komuny.
Andrzej Leder słusznie zauważa, że większość z nas ma pochodzenie nieszlacheckie. I właśnie na tej nieszlacheckości głównie bazują odnajdywane lub na nowo opisywane tożsamości: chłopska i mieszczańska. Wskazywanie na bycie w opozycji do kultury ziemiańskich dworków stało się ważnym elementem identyfikacji, ale czy wystarczającym? Jak bardzo różni się to od tendencji antymieszczańskich czy antychłopskich, których skrajną postać odnaleźć możemy w „Wierszu o zabiciu Andrzeja Tęczyńskiego”?