fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Wielki Budowniczy

Wizja warszawskiego Ratusza, 1950 rok. Rys. J. Knothe. Z archiwum M. Jankowskiego


Zburzenie Warszawy przez Niemców po klęsce powstania było tragedią. Po wojnie tragedia ta stała się jednak szansą na zbudowanie nowoczesnej metropolii, wolnej od bolączek XIX-wiecznych, zatłoczonych miast. Powstającą z gruzów stolicę rysowało wielu twórców, ale to, co dopiero „będzie”, rysował głównie Jan Knothe.
 
Zagadnienie odbudowy Warszawy po drugiej wojnie światowej wzbudza silne emocje od prawie siedemdziesięciu lat. Było to przedsięwzięcie ponad barierami politycznymi, porywające ludzi będących daleko od komunizmu, nikt bowiem nie miał wątpliwości co do tego, że stolicę należy odbudować. Spierano się jednak, w jakim zakresie odbudowywane miasto ma być zaprzeczeniem, w jakim zaś kontynuacją swej dawnej historii. Przeciwko radykalnym wizjom architektów modernistycznych ostro protestowali twórcy zachowawczy, związani ze środowiskiem konserwatorskim. Ten ideologiczny podział, będący także pochodną zmian politycznych zachodzących w powojennej Polsce, determinuje dzisiejsze dyskusje dotyczące procesu odbudowy Warszawy.
 
W 2012 roku bez echa przeszła setna rocznica urodzin Jana Knothe – pisarza, poety, dyplomaty, architekta, ale przede wszystkim jednego z najwybitniejszych rysowników polskich dwudziestego stulecia. Była to doskonała okazja do przypomnienia historii człowieka, którego wpływ na kształt architektoniczny powojennej Warszawy trudny jest do przecenienia. Jego biografia pokazuje także wyraźnie, że ocena pokolenia architektów odpowiedzialnych za odbudowę Warszawy wymaga zdecydowanie bardziej zróżnicowanych sądów.
 
Uniwersytet w oflagu
Patrząc na rysunki Jana Knothe, można zastanawiać się, w jakim stopniu dzieciństwo spędzone w starym, kresowym mieście o wyrazistym charakterze architektonicznym wpłynęło na jego późniejszą świadomość artystyczną. Knothe fasady barokowych kościołów Winnicy oglądał przez pierwszą dekadę życia, do 1922 roku, kiedy to po tragicznej śmierci rodziców przyjechał z bratem do Warszawy – miasta, które przez całe swoje późniejsze życie opisywał, rysował, odbudowywał i w którym przeszło pół wieku później umarł.
 
Związek z architekturą, najbardziej warszawską ze swoich profesji, rozpoczął w 1930 roku, podejmując studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej jako absolwent gimnazjum imienia Władysława IV. Tam, pod okiem profesora Zygmunta Kamińskiego doskonalił swój styl rysunku, który z czasem stał się jego znakiem rozpoznawczym, a o którym po latach przyjaciel, Józef Sigalin, napisał ładnie, chociaż nieco zawile, jako o wymowie artystycznej wyrażanej za pomocą „pulsującej, wrażliwej, rwącej się linii, czy – gdzie indziej – surowej sztywności kreski, czy jeszcze gdzie indziej – w niepokojących zawiłościach linii splątanych w tajemniczych labiryntach, a spuentowanych charakterystycznymi akcentami ostrych, przenikliwych punktów”. Z czasem wyróżniający się młody student został asystentem w katedrze Rysunku Odręcznego Politechniki Warszawskiej, kierowanej przez profesora Kamińskiego. Jednak uzyskanego na początku 1939 roku absolutorium nie zdążył już zamienić na dyplom przed wybuchem wojny. Po przejściu dywizyjnego kursu podchorążych bronił Warszawy w randze podporucznika. Odznaczony Krzyżem Walecznych trafił do jenieckich obozów – najpierw do Braunschweig, następnie do Woldenbergu.
 
Okres spędzony w niewoli był dla rozwoju artystycznego Jana Knothe czasem szczególnie istotnym. Sposoby przetrwania w oflagach były różne. Można było popaść w otępienie i w apatycznej wegetacji oczekiwać dnia wyzwolenia, który po klęsce Francji wydawał się raczej niezwykle odległy. Można też było spróbować wykorzystać czas przymusowej izolacji w sposób najbardziej efektywny. W Woldenbergu osadzono wielu oficerów rezerwy będących w cywilu wybitnymi postaciami polskiej kultury. W jednym baraku mieszkali architekci: Stanisław Brukalski, Tadeusz Ptaszycki, Jerzy Hryniewiecki, Jerzy Staniszkis. Knothe, jako człowiek wszechstronnie uzdolniony, bardzo szybko włączył się w życie kulturalne obozowej społeczności. Wygłaszał dla żołnierzy cykle odczytów o Tadeuszu Żeleńskim-Boyu, w ramach woldenberskiego „uniwersytetu” z zapałem prowadził ćwiczenia z architektury i budownictwa. Niedawny student staje się więc wykładowcą, rozwija przy tym także własną działalność artystyczną. Pracy dla architektów nie brakowało, ponieważ prężnie działający teatr obozowy wymagał odpowiedniej oprawy plastycznej.
 
Uruchomić Warszawę
W maju 1945 roku Knothe dotarł do Warszawy, chociaż dzięki nielegalnemu nasłuchowi londyńskiego radia w obozie wiedział, że miasto leży w gruzach. Natychmiast zgłasza się do Biura Odbudowy Stolicy, w którym z miejsca został kierownikiem jednej z licznych pracowni architektonicznych. Chociaż w obliczu tragedii stolicy wszyscy architekci są równi, Knothe dzięki swojemu talentowi szybko staje się wśród tych równych pierwszym. Lista warszawskich konkursów z lat 1946-1948 to w dużej mierze lista zdobytych przez niego nagród i wyróżnień. Jest współlaureatem konkursu na Pomnik-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich, Plac Zwycięstwa (Saski), Dworzec Lotniczy Okęcie, rekonstrukcję kościoła świętego Aleksandra oraz gmachy: Ministerstwa Przemysłu, Powszechnego Domu Towarowego, centralę Społem.
 
Działalność publicystyczną rozpoczął w „Skarpie Warszawskiej”, swoimi artykułami – nierzadko polemicznymi – zmuszał do myślenia, podważając utarte poglądy. Pisał dużo, ale przede wszystkim rysował – na kartkach notesu, na szkle, na kalkach, na deskach, na płótnie. W BOS-ie współpracował z Zygmuntem Stępińskim, a po powrocie do Polski w 1946 roku Stanisława Jankowskiego „Agatona” działali już we trzech. Współpraca układa się doskonale, znali się zresztą sprzed wojny. Szefem BOS-u był Roman Piotrowski, ale bezpośrednim przełożonym architektów pracujących nad projektem pierwszej wielkiej warszawskiej powojennej inwestycji – Trasy W-Z – był zastępca Piotrowskiego, major Józef Sigalin.
 
Nie wiadomo, czy Knothe zetknął się z Sigalinem przed wojną, musiał jednak słyszeć wówczas o jego braciach, Romanie i Grzegorzu, wziętych architektach warszawskich. Znajomość zawodowa szybko jednak przekształca się w prawdziwą przyjaźń do tego stopnia, że w pewną lutową noc 1952 roku Sigalin, już na stanowisku Naczelnego Architekta Warszawy, będzie odpalał na pych służbową Warszawę, żeby zdążyć do szpitala z rodzącą żoną Jana.
 
Wschód – Zachód
Praca nad Trasą W-Z, ogromną arterią drogową biegnącą od ulicy Radzymińskiej po krańce Woli, z mostem przez Wisłę i osiedlem mieszkaniowym na Mariensztacie, prowadzona była na drugą zmianę, po dniu pracy projektantów w BOS. Knothe, architekt-urbanista, znający swój fach od detalu architektonicznego do generalnej koncepcji urbanistycznej, potrafił doskonale współpracować z inżynierami komunikacji. Jego rysunki perspektywiczne były obok rysunków roboczych niezwykle istotnym dla budowy dokumentem. Wisiały na ścianie nie tylko w pracowni, ale też w barakach kierowników budowy, mieli je także majstrowie. Dzięki fenomenalnej wręcz pamięci, urozmaicał wieczorami atmosferę w Pracowni W-Z, recytując „Pana Tadeusza” od przypadkowo wybranego przez kolegów akapitu lub rysował panoramę Warszawy z dowolnie wyznaczonej bądź wyimaginowanej wieży.
 
Oddanie 22 lipca 1949 roku do użytku Trasy W-Z było ogromnym sukcesem urbanistycznym, miastotwórczym, ale także politycznym. Dzieło odbudowy Warszawy, będące przeżyciem szczerym i autentycznym, legitymizowało jednak nowe władze. Bolesław Bierut, „wielki budowniczy” Warszawy, wzorem Stalina – „wielkiego budowniczego” Moskwy – miał duże oczekiwania wobec kształtu przyszłej stolicy. W roku 1950 ukazała się monumentalna księga poprzedzona wstępem z kierunkowo-propagandowym referatem wygłoszonym przez Bieruta na I Konferencji warszawskiej organizacji PZPR 3 lipca 1949 roku. To albumowe wydawnictwo, poza kilkuset fotografiami przedwojennej i odbudowywanej Warszawy, ilustrowane było także rysunkami perspektywicznymi autorstwa Jana Knothe. Rzecz jasna, Warszawa ówcześnie była tematem niezwykle aktualnym, rysowało ją wielu twórców, ale to, co dopiero „będzie”, rysował głównie Knothe.
 
Wyniosły jak MDM
Sukces Trasy W-Z został przez władzę szybko zdyskontowany, a talent jej twórców ponownie zagospodarowany praktycznie. Przed członkami pracowni stanęło bowiem zadanie stworzenia odpowiednich warunków mieszkaniowych dla „ludu”, który władza zamierza „wprowadzić” do Śródmieścia. W 1950 roku Pracownia W-Z została przekształcona w Pracownię MDM. Sigalin, Jankowski, Knothe i Stępiński bronili się przed tym, słusznie przeczuwając, że cokolwiek by zrobili w rejonie ulicy Marszałkowskiej i tak spotka się to z ostrą krytyką. Przystąpili jednak do pracy, być może z obawy, może dla prestiżu albo po prostu z chęci działania i uczestniczenia w dziele przebudowy miasta, które zdarza się przecież raz na kilka pokoleń.
 
Jest to okres, w którym polski stalinizm osiąga swoje apogeum, pracy nad socrealistyczną dzielnicą mieszkaniową towarzyszy więc niespotykane wcześniej napięcie ideologiczne. Knothe wraz ze Stępińskim odpowiedzialni za projekt architektoniczny sprawnie adaptują tradycje warszawskiego klasycyzmu na potrzeby stylu narodowego w formie i socjalistycznego w treści. Knothe projektuje ponadto wielkie kandelabry, które pozwalają uzyskać osiowość placu Konstytucji zatraconą w wyniku poszerzenia ulicy Marszałkowskiej. Inwestycję, zrealizowaną w pośpiechu i ograniczonym zakresie, udaje się „oddać” 22 lipca 1952 roku. Jednak jeszcze w trakcie prac nad MDM-em Knothe wspólnie z Jankowskim i Jerzym Grabowskim projektują pompatyczny gmach Ministerstwa Rolnictwa przy ulicy Wspólnej. Oblicowany piaskowcem i poprzedzony frontonem z potężną, dwurzędową kolumnadą stanowi jeden z najciekawszych przykładów architektury socrealistycznej w Polsce.
 
Pomimo obciążenia pracą zawodową (wszak jest to najintensywniejszy okres odbudowy Warszawy), Knothe znajduje czas na wypady poza miasto. To właśnie na polowaniach w lasach pilskich powstają w notatniku rysunki, które ozdobią później okładki nie tylko własnych, ale także książek innych autorów. Był bowiem Jan Knothe autorem projektów graficznych między innymi dla takich pisarzy jak Gałczyński, Grabski czy Dobraczyński.
W środowisku akademickim Knothe odbierany był jako artysta unikatowy, jedyny w swoim rodzaju, raczej nie do podrobienia. Studenci zapamiętali go jako rysownika nieomylnego w prowadzeniu kreski i spontanicznego w zapełnianiu kartki papieru rysunkiem. Jednak jako człowiek oceniany był różnie. Zarzucano mu wyniosłość, ostrość, niechęć do szukania kontaktu z podopiecznymi. Trudno dzisiaj powiedzieć, czy ta zapamiętana nieprzychylność wynikała z chęci podkreślenia swojej wyższości zawodowej, czy też była przykrą, lecz nieświadomą konsekwencją rzeczywistej wybitności. Erudyta Knothe szybko i bezbłędnie orientował się bowiem w możliwościach intelektualnych rozmówcy, tracił więc często zainteresowanie ludźmi.
 
Nie mniejsze emocje wzbudzał także pośród kolegów po fachu, a pamiętać należy, iż przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych to okres najgorętszych sporów i tarć w architekturze polskiej. Pozycja zawodowa Knothe jako współautora Trasy W-Z i MDM była trudna do podważenia, w 1953 roku objął więc stanowisko jednego z generalnych projektantów w pracowni Miastoprojekt Śródmieście.
 
Bolesny zawód
W 1954 roku słychać już było pierwsze pomruki burzy, które przyniosły w 1956 roku październikową „odwilż”. Socrealizm w architekturze – a co za tym idzie, również tworzących zgodnie z jego pryncypiami twórców – zaczęto coraz śmielej, a z czasem wręcz otwarcie krytykować. Knothe, jako jeden z głównych zainteresowanych, w ostatnim numerze „Stolicy” z 1954 roku, opublikował artykuł pod wymownym tytułem „Warszawa pod koniec planu…”. Tytuł nawiązywał do bierutowskiego Sześcioletniego Planu Odbudowy Warszawy i był nie tyle próbą obrony własnej osoby, co raczej deklaracją rozczarowania. Pisał w nim:
 
„Warszawa pod koniec planu… iloletniego? W tym sęk, że nie wiem! Polecono mi marzyć na temat przyszłości. Oczywiście przyszłości Warszawy. Otrzymawszy zlecenie – wstawiłem je do planu, po czym w przepisowym czasie usiadłem, żeby sporządzić żądaną dokumentację… marzenia. […] Mam wrażenie, że dlatego kazano mi napisać, jak będzie wyglądała Warszawa, że jestem (albo raczej byłem) architektem. Po cichu mogę powiedzieć: zwrócono się pod złym adresem. Właśnie dlatego, że jako architekt widziałem ogromną ilość konkretnych marzeń, to znaczy projektów przyszłego miasta i mniej na ten temat mogę powiedzieć niż przeciętny warszawiak, nieobciążony tym całym balastem. Bo jakże! W moich oczach zdezaktualizowało się tyle projektów…”.
 
Artykuł ten, pisany z wyczuwalnym rozgoryczeniem, jest jedną z ostatnich wypowiedzi dotyczących Warszawy lat pięćdziesiątych zarówno słownej, jak i plastycznej. Kiedy w marcu 1956 roku w Warszawie pochowany zostanie „budowniczy” Bolesław Bierut, Knothe od miesiąca będzie już na placówce dyplomatycznej w Syrii.
 
Ostatnia trasa
Pomysł rozpoczęcia kariery dyplomatycznej i wyjazdu do Damaszku wyszedł najprawdopodobniej od Kazimierza Michałowskiego, wybitnego archeologa i towarzysza Knothe z oflagu woldenberskiego. Ministerstwo Spraw Zagranicznych z uwagi na deficyt wykwalifikowanej kadry chętnie przyjmowało do służby dyplomatycznej artystów, a sam wyjazd z Warszawy dawał możliwość odetchnięcia od ciężkiej atmosfery w kraju. Wrócić musiał do Polski w kwietniu 1958 roku, bowiem wraz ze zniknięciem Syrii z politycznej mapy świata likwidacji uległo także polskie przedstawicielstwo dyplomatyczne.
 
Trzy lata później Jana Knothe skierowano do Brukseli jako I Sekretarza Ambasady do spraw Kultury w Belgii. Po powrocie do kraju jesienią 1963 roku, ostatecznie zakończył swoją przygodę z dyplomacją. Chociaż sam był marnym kierowcą, w dalszym ciągu roznamiętniały go zagadnienia komunikacyjne.
 
W 1964 roku Sigalin, wówczas pełnomocnik Prezydium Stołecznej Rady Narodowej do spraw budowy Trasy Łazienkowskiej w Warszawie, powołał go do zespołu projektowego tej wielkiej inwestycji. Podobnie, jak przy budowie Trasy W-Z przeszło dwadzieścia lat wcześniej, tak i teraz Knothe wykonał niezliczone ilości rysunków. Rozkładane były na stołach w pracowni, a po godzinach pracy na podłodze w mieszkaniu Sigalina. Knothe cierpliwie uwzględniał uwagi, rozrysowywał „na gorąco” kolejne warianty: od detalu do obiektu, od obiektu do zespołu, od zespołu do fragmentu miasta. Dzięki dojściu do władzy Edwarda Gierka, jego propagandzie sukcesu i uporowi Sigalina, lata spędzone nad projektem nie idą na marne. Trasa, której los za sprawą nieprzychylnego jej Gomułki wydawał się przesądzony, zostaje otwarta w 1974 roku.
 
Przejście na emeryturę nie wpłynęło negatywnie na inicjatywę twórczą Jana Knothe. Wolny czas, którego miał teraz więcej, poświęcał na rysowanie, pisał także książki. Wstawał codziennie o świcie, spacerował, ze swojego mieszkania na Krakowskim Przedmieściu miał blisko do ulubionych kawiarni staromiejskich. Jego mieszkanie w jednej z kamienic odbudowanych w 1949 roku na płycie tunelu Trasy W-Z różniło się znacznie od pozostałych mieszkań w budynku, bowiem kierujący budową architekt, Zygmunt Stępiński, zaprojektował je specjalnie dla przyjaciela. Wygospodarował w nim dodatkowe miejsce na pracownię, a z okien rozpościerał się widok na Trasę W-Z, kościół świętej Anny cudem uratowany przy jej budowie oraz Plac Zamkowy. I to właśnie tam, 21 grudnia 1977 roku w godzinach wieczornych Jan Knothe niespodziewanie zmarł.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×