fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Widzisz, biegnę!

Nie chcę być ofiarą. Chcę, aby ludzie wiedzieli, że wojna trwa, a oni robią coś, aby to powstrzymać, a nie tylko opłakiwać. Wierzę, że czeka nas wspaniała przyszłość, wierzę w światło. Wierzę też, że dobro zwycięży.
Widzisz, biegnę!
projekt okładki: Andrzej Dębowski

Tekst oryginalnie napisany w języku ukraińskim.

Tłumaczenie: Antonina Ciużeńska.

Praca wyróżniona przez jury „Pamiętników Uchodźczych”.

Początek

Przyjechałam do rodziców do Chersonia na ferie ze studiów w Polsce i zaczęła się wojna.

24 lutego z rana jeszcze o tym nie wiedziałam. Spałam słodko, szczęśliwa, że wreszcie jestem w domu. Mój pies Lord, Yorkshire terrier, spał obok mnie i chrapał. Zawsze tak robi, gdy jest szczęśliwy. Był ze mną od sześć lat i był najlepszym psem, jakiego kiedykolwiek miałam. Z rana, jak zawsze, pójdę z nim na spacer i pooddycham czystym chersońskim powietrzem.

Kiedy wielu Ukraińców budziło się o czwartej rano, aby przeczytać wiadomości, ja wciąż spałam, nieświadoma niczego. Podobnie jak mój pies, bracia i rodzice. W domu panował spokój. Maszyna do chleba, którą mama ustawiła na timer, była już włączona. Za chwilę dom wypełni zapach świeżo upieczonego chleba. Tata i ja uwielbialiśmy, kiedy mama to robiła. Mama jest estetką. Zwraca uwagę na drobiazgi i zawsze dba o wygodę. Mamy zasadę – śniadanie jemy razem przy jednym stole. Tamtej nocy nie wiedziałam, że już nigdy nie zobaczę mamy w takim stanie. Wojna zmieni ją diametralnie i nie będzie już wspólnych śniadań przy jednym stole.

Usłyszałam bardzo głośny dźwięk. Nie sądziłam, że to może być eksplozja. Potem usłyszałam, jak rodzice zerwali się i zaczęli głośno rozmawiać. Mój pies obudził się i cierpliwie czekał, aż wstanę, nie spuszczając ze mnie oczu. Przez sen słyszałam, że coś się dzieje, ale nie mogłam domyślić się prawdziwego powodu zamieszania. Mama poszła obudzić Jegora, mojego średniego brata, który ma 13 lat. Już się obudził. Jego pokój znajduje się naprzeciwko mojego, więc słyszałam dźwięki. Udawałam, że śpię, i nasłuchiwałam. Usłyszałam, że głos mojej mamy nie był taki sam jak zwykle. Pewnie się kłócą…

„Lera, trzeba się obudzić. Może uda nam się uniknąć ich kłótni” – przemknęło mi przez myśl.

Otworzyłam oczy. Pies cieszył się, że w końcu wstałam, merdał ogonem i lizał mnie po rękach. Poszłam do pokoju brata. Matka płakała. Zapytałam, co się stało. Mama powiedziała, że zaczęła się wojna. Nie uwierzyłam jej.

Kilka minut później zdałam sobie sprawę, że mój pies potrzebuje wyjść na spacer, więc poszłam. W powietrzu unosił się strach.

Wróciłam do domu. Ciągle myślałam o tym, gdzie będę jutro. Muszę zapłacić za studia w Polsce. Muszę przelać pieniądze, żeby mnie nie wykreślili. Próbowałam to zrobić, ale moje konto zostało zablokowane, bo wybuchła wojna i nie można było przelewać pieniędzy za granicę. Bałam się, że nie skończę studiów.

Czy w tamtym czasie było to naprawdę ważne? Patrząc wstecz, zdaję sobie sprawę, jak wiele dziwnych myśli miałam w głowie. Ale jak mogłoby być inaczej? Zdarzają się różne sytuacje, ale nie wszystko jest łatwe do zrozumienia.

Aby zrozumieć siebie, zaczęłam przeglądać notatki w telefonie.

8 marca 2022

Rosjanie już wkroczyli do miasta. Dziś jest Światowy Dzień Kobiet. Tata wyszedł rano z domu. Kupił kwiaty dla mnie i mojej mamy, żeby złożyć nam życzenia z okazji tego święta. Nie mam pojęcia, jak je znalazł. Mama nadal jest w ciężkim stanie psychicznym. Odwiedzili nas przyjaciele ojca. Ich dom znajduje się niedaleko mostu Antonowskiego, który teraz jest często ostrzeliwany. Zaprosiliśmy ich do nas. Pewnego wieczoru powiedziałam, że fajnie byłoby kupić Monopoly, żeby się trochę rozerwać. O dziwo następnego dnia mój tata gdzieś je znalazł. Tak wygląda mój świat teraz. Ubrania, zabawki i buty są dostępne, bo nikt ich obecnie nie potrzebuje, a w mieście brakuje jedzenia. Puste półki.

Wieczorem leżałam z psem na ostatnim piętrze. Położyłam się na podłodze i dużo myślałam. Słyszałam, jak Rosjanie wystrzeliwują rakiety, które przecinają powietrze i lecą dalej. Nie mogłam nic z tym zrobić. Po prostu leżałam i liczyłam, ile z nich leci, żeby nas zabić.

Noc

Przez kilka dni w Chersoniu było spokojniej. Byłam zmęczona spaniem na korytarzu lub w piwnicy. Po raz pierwszy od 24 lutego chciałam położyć się w łóżku, moim własnym łóżku. Pies położył się obok mnie. Moje ciało było spięte, przewracałam się z boku na bok i nie mogłam zasnąć. W końcu zdałam sobie sprawę, że w tym stanie nie zaznam snu, więc próbowałam się zrelaksować. W łóżku było mi dobrze. Po zamknięciu powiek wydawało mi się, że wszystko, co się wydarzyło, nie było prawdziwe. Udało się. Już zaczęłam śnić, a mój pies lekko podchrapywał. O nie… Słyszę eksplozję. Rodzice kazali mi spać z nimi, ale podjęłam własną decyzję. Przecież byłam już dorosła. Tylko nie to! Nie chcę tam iść. Chcę spać we własnym łóżku. Może to minie? Może to była tylko pojedyncza eksplozja i jestem bezpieczna? Słyszę kakofonię wybuchów. Znowu strzelają. Pies jest przerażony. Usiadłam na łóżku, podkuliłam nogi i przykryłam się kocem. Byłam potwornie zmęczona. Nie chcę schodzić na dół. Boże, chroń mnie! Pies już zbiegł. Jego instynkt samozachowawczy był silniejszy. Boże, chcę uciec od tego wszystkiego. To dziwne, że z jakiegoś powodu jest tak wielu niewierzących ludzi na świecie, ale kiedy pojawiają się problemy, wszyscy pamiętamy o Bogu.

Włączam po cichu piosenkę, żeby trochę odwrócić moją uwagę. W Polsce był koncert na cześć Ukraińców, napisała do mnie moja przyjaciółka, Monika. Inni nas tam wspierają. A ja jestem tu, nic nie mogę zrobić. Martwiła się o mnie. Ja jestem tutaj. Wszystkie moje myśli zmieniły się diametralnie. Nie pozwolę sobie na płacz, muszę być silna, nie teraz, nie. Próbuję stłumić łzy. Udaje mi się. Monika jest w Warszawie, a ja jestem tutaj. Dzieli nas tylko jedna granica, tylko jedna kreska na mapie. Ale ja, tutaj, mogę umrzeć.

Chcę spać. Kładę się i naciągam na siebie koc tak, że tylko nos mi wystaje. Kiedy byłam dzieckiem, wydawało mi się, że koc uratuje mnie przed wszystkim. Może teraz będzie tak samo. Wtedy słyszę odgłosy eksplozji. Staram się nie wzdrygać. Boże, czy miałam rację, zostając tutaj? Może powinnam była zejść na dół. Czy się dziś obudzę? Może to mój ostatni dzień na ziemi. A ja tak bardzo kocham życie. Jestem sama w tym pokoju jak samotna perła w całym oceanie. W nocy jest gorzej, bo przychodzą różne myśli, których człowiek stara się nie słyszeć w ciągu dnia. Jeśli mam Anioła Stróża, to niech się pojawi, bo kiedy indziej, jak nie teraz?

Jaką wartość ma życie? Dla kogoś, kto znajduje się na krawędzi życia i śmierci, jest bezcenne. Dla kogoś, kto po prostu żyje – jego wartość nie jest zbyt duża. Czy byłam dobrym człowiekiem? Czy żyłam przyzwoicie przez te 22 lata? Wiem, że nic nie trwa wiecznie. Co na nas czeka w przyszłości?

Zastanawiam się, jak rakieta wybiera swój cel. Wybiera przypadkowo, w kogo uderzyć? Jakie schematy ma to losowanie? Mam nadzieję, że nie jestem na tej strasznej liście.

Czuję się głodna. Jedzenie znika z miasta. Rosjanie nie pozwalają zaopatrywać w żywność Chersonia. Mamy dom pełen dzieci i dorosłych, martwię się, czy dla wszystkich wystarczy. Moja mama ciągle płacze i nie wychodzi z piwnicy. Mam dwóch młodszych braci, więc muszę wziąć na siebie odpowiedzialność. Nie gotuję wystarczająco dużo, by wystarczyło dla wszystkich. Mój pies też potrzebuje jedzenia.

Tata jest dzielny. Jeździł dziś przez trzy godziny w poszukiwaniu jedzenia w mieście. To było takie miłe, gdy znalazł w sklepie ciastka dla dzieci. Trzeba oszczędzać jedzenie. Kiedy jesteś zestresowana, nie masz ochoty na jedzenie, ale w nocy twoje ciało mówi ci, że jest głodne.

Boże, trzymam się cały dzień, aby wspierać moją matkę, aby pokazać moim braciom, że jestem z nimi i że są bezpieczni. Jestem silna, poradzę sobie. Ale mam psa i tylko on widzi, jak bardzo jestem zdezorientowana. Powinnam się teraz zakochać i spotykać z chłopakiem, a ja myślę o tym, jak znaleźć jedzenie. Nie o tym marzyłam, pijąc szampana i składając sobie życzenia w Sylwestra. To długa noc, wiele zbłąkanych myśli. Damir, mój brat, ma 4 lata, jest jeszcze taki mały.

Mój dom zamienił się w fortecę, a ja stałam się silną kobietą. Eksplozje ustępują. Teraz mogę iść spać. Jutro jest nowy dzień. Oddycham. Dopóki oddycham, mogę zmienić wszystko, ponieważ żyję!

19 kwietnia i następny dzień

Tata powiedział, że muszę wrócić i skończyć studia w Warszawie. To straszne. Jak mam ich tu zostawić samych? Powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram. Rosjanie planowali referendum, więc mieszkańcy zaczęli opuszczać miasto na własne ryzyko, będąc pod ostrzałem. Po ustaleniach ze znajomym, o 8 wieczorem tata kazał mi się spakować, bo o 5 rano miałam wyjechać.

Czasami ludzie przychodzili do nas, aby spędzić noc i wyjechać rano. Kiedy się z nimi żegnałam, myślałam: „Czy im się uda, czy nie zostaną zabici?”. A teraz sama staję w obliczu niebezpieczeństwa. Mój średni brat bardzo się martwi.

Wsiadłam do samochodu i zobaczyłam moją mamę i tatę stojących przy zbombardowanym budynku i odprowadzających mnie w daleką drogę. Mama płakała. Ja też zaczęłam płakać. Patrzyłam na nich, aż stali się małymi plamkami.

Widziałam żołnierzy, zbombardowane pojazdy, widziałam ból i rozpacz w oczach ludzi. Nikt nie wiedział, dokąd jedziemy. Nikt nie wiedział. Przed nami było osiem rosyjskich punktów kontrolnych. Jechaliśmy przed siebie, a przed oczami zobaczyłam moich rodziców i psa w ramionach taty. „O Boże” – pomyślałam wtedy – „Czy uda mi się wyjść z tego cało?”.

Pola były zaminowane, więc nie było możliwości skorzystania z toalety. Jazda po drogach była niebezpieczna. Toczyły się tam bitwy. Jechaliśmy przez wioski i miasteczka, czasem wyjeżdżaliśmy na drogę, która prowadziła przez pola. Zdarzały się drogi gruntowe, gliniane. Stary samochód często grzązł w błocie, nie chciał odpalić. Utknięcie w polu mogło oznaczać śmierć.

29 czerwca, wolontariat

Cóż za piękną planetę mamy – Ziemię. Jest na niej tak wiele wspaniałych miejsc, w których dusza czuje się dobrze. Nie wyobrażam sobie siebie w innym mieście. I spacery boso, kiedy na swoich stopach czujesz oddech planety.

Kiedy przyjechałam do Polski, nie mogłam siedzieć bezczynnie. Zaczęłam działać jako wolontariuszka, ale to mi nie wystarczało. Moi rodzice wciąż byli pod okupacją, a ja nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zdecydowałam się wyjechać na wolontariat do Makarowa, miejscowości niedaleko Buczy. Tego, co tam zobaczyłam i czego doświadczyłam, nie da się opisać słowami. Zniszczone domy, mieszkania, sklepy. Wszyscy wolontariusze mieszkali w szkole. Została częściowo zniszczona, więc mieszkaliśmy w części, która przetrwała. Okna były popękane lub nie było ich wcale, spaliśmy na podłodze. Kiedy padało, woda spływała na podłogę. Nie dbałam o to. Chciałam pomóc, aby zapomnieć o wszystkim, co widziałam.

Ciężko pracowaliśmy. Byli też obcokrajowcy: mężczyźni z Czech i Ameryki. Nauczyłam się mieszać cement i kłaść go na ściany, szpachlować i robić szalunki. Czas mijał, pracowaliśmy i nieśliśmy dobro. Miejscowi opowiadali nam o swoich doświadczeniach, o tym, że Rosjanie strzelali tylko dlatego, że jeden dom był żółty, a drugi niebieski. Przypominało im to flagę Ukrainy. To ich złościło. Strzelali z czołgu. Nie można było wchodzić w trawę. Wszystkie pola były zaminowane. Moja piękna ziemia. Teraz niebezpiecznie jest chodzić boso. Jedziesz autostradą i widzisz spalone sklepy i firmy. Tak teraz wygląda Kijowszczyzna. Z powodu Rosjan cierpieliśmy przez prawie całą historię naszego narodu.

Zasypiam i słyszę wiatr wyjący przez rozbite okno. Dzięki temu łatwiej usłyszeć ptaki. Patrzę na innych wolontariuszy. Są to również osoby, które przeszły traumę. Niektórzy większą, inni – mniejszą. Jesteśmy dobrymi ludźmi, ale się boimy. Naród, który boi się głośnych dźwięków. To przypomina nam o naszych doświadczeniach. Nawet po pracy z psychologiem nadal boję się głośnych dźwięków. Zwłaszcza gdy samochód jedzie bez tłumika. To najgorsza rzecz dla kogoś takiego jak ja, gdy mieszka w dużym mieście.

Październik 2022, widzę moich rodziców po raz pierwszy od czasu okupacji

Właśnie wracam. Chcę zobaczyć moje stepy. W pociągu znów śniłam o mojej ziemi ojczystej. Oto ja, mój pies, pole. Poszliśmy pobiegać. Uwielbiałam to robić. Słońce właśnie wschodziło, złocista trawa nabierała jeszcze bardziej wyrazistego koloru. Powietrze jest czyste i wilgotne.

„Jacy będą moi rodzice? Czy okupacja ich zmieniła?” – pytam siebie. Wyjeżdżam z Warszawy, ale wiem na pewno, że moi rodzice nie wrócą ze mną. Czy przeżyję, czy wrócę? Takie myśli nachodzą każdego, kto wjeżdża do Ukrainy. Wracasz, by zobaczyć bliskich, ale niebezpieczeństwo jest cały czas dookoła ciebie. Widzę dużo ludzi na ulicy. Przechodzą obok. Czuję smutek w powietrzu, choć naród dalej walczy i jeszcze bardziej docenia Ukrainę. Nie wiem, jacy będziemy za rok. Kiedyś można było szybko dolecieć tutaj samolotem. Teraz nie ma takich udogodnień. Podróż trwa cały dzień. Ciało boli, ale chęć zobaczenia rodziny jest silniejsza.

Jestem w Odessie. Tymczasowo mieszka tutaj moja rodzina. To nadmorskie miasto jest ich schronieniem. Wysiadam z pociągu. Moi rodzice i mój ukochany pies, który teraz mieszka z nimi, spotykają mnie na dworcu. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mogła zabrać go z powrotem. Liże mnie i biega dookoła. Mama się uśmiecha, ale widzę, że jej oczy są pełne smutku. Codziennie plecie sieci maskujące, chodzi na wolontariat. Wciąż nie doszła do siebie. Wracam do domu. Dom nie pachnie już świeżym chlebem, teraz jest to małe mieszkanie na piątym piętrze. Nie mam własnego pokoju. Tata próbował jakoś ubarwić rzeczywistość i kupił mi pyszne jedzenie. Patrząc na to wszystko, straciłam apetyt. „Moja rodzino, mój narodzie, co się teraz z nami stanie?” – grzmiało w mojej głowie.

Teraźniejszość, Warszawa

A co teraz?

Teraz staram się żyć dalej. Życie leci, więc tylko tyle mi pozostało. Czasami idę pobiegać i biegnę szybko. Biegnę tak daleko, jak tylko mogę. I to pomaga. Nie chcę być ofiarą. Chcę, aby ludzie wiedzieli, że wojna trwa, a oni robią coś, aby to powstrzymać, a nie tylko opłakiwać. Wierzę, że czeka nas wspaniała przyszłość, wierzę w światło. Wierzę też, że dobro zwycięży. Chcę, żeby tak się stało. Chcę, aby cały świat zjednoczył się i stworzył świetlaną historię. Kto jak nie my? Wszyscy razem jesteśmy wielką energią. Istniejemy. Jesteśmy widoczni i zrobimy wszystko.

Nie powinniśmy zapominać o tym, co się stało, ale musimy iść naprzód. Ja, na przykład, biegnę.

Zakładam buty do biegania, słuchawki, włączam muzykę i biegnę ulicami Warszawy. Być może pewnego dnia zobaczysz mnie, biegnącą dziewczynę z Chersonia, która nie poddała się i nadal biegnie. Widzisz, biegnę!

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×