fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Tomáša Halíka „Teatr dla Aniołów"

Dlaczego jednak Halík nie jest pewien, czy akurat „dziedziniec pogan” jest najodpowiedniejszym miejscem na spotkanie? Prawdziwy dialog zakłada coś więcej niż jedynie szacunek. Zakłada gotowość do zmiany własnej postawy pod wpływem spotkania z Drugim. Rozpoczęcie takiej rozmowy niesie jednak ze sobą konieczność pożegnania się z dwoma często nam - katolikom - towarzyszącymi, wygodnymi założeniami.

Źródło: wydawnictwo Znak


Wezwano nas do zakładania „dziedzińców pogan”. Piotr Maciejewski, w swoim niedawnym tekście poświęconym tej inicjatywie Papieża Benedykta, tak mówi o „wczoraj” i „dziś” tej idei: Czym był on w Izraelu za czasów Chrystusa? Miejscem na obrzeżach świątyni jerozolimskiej, gdzie wstęp mieli także nie-Żydzi. Czym miałyby być współcześnie? Miejscem dialogu pomiędzy wierzącymi a ludźmi, którzy nie chcą, aby ich nawracano, ale dla których pytanie o Boga nie jest obojętne. Po czym zauważa, że realizacja tej inicjatywy zakłada przybycie na „dziedziniec pogan” nie tylko uznanych autorytetów, ale i możliwie szerokiego grona ludzi zainteresowanych z obu stron. Wezwanie Papieża należy więc chyba potraktować osobiście. Nawet jeśli na oficjalnie zorganizowane w Polsce spotkania przyjdzie nam jeszcze poczekać (choć na marginesie warto zauważyć, że nasze środowisko ma tu chyba okazję do „wykazania się”), wystarczy się rozejrzeć, by okazało się, że funkcjonowanie w dzisiejszym społeczeństwie daje nam wiele okazji do takiego dialogu, bez konieczności odgórnego go aranżowania. Jednak im bardziej się rozglądamy i wynurzamy poza bezpieczny krąg osób myślących podobnie, tym wyraźniej dociera do nas, że rozmowa o Bogu z kimś wychowanym w innej tradycji jest zawsze wielkim wyzwaniem. Pomoc w podejmowaniu tego zadania, jak również krytyczną refleksję dotyczącą posługiwania się metaforą „dziedzińca pogan”, odnajdziemy w wydanej w zeszłym roku książce czeskiego filozofa, księdza Tomáša Halíka: „Teatr dla Aniołów. Życie jako religijny eksperyment”.
 
Sama idea dialogu wierzących z niewierzącymi jest bez wątpienia bardzo bliska autorowi. Nazywa ją nawet „jednym ze swoich życiowych tematów”. Tego, co w tej materii Halík ma do powiedzenia warto z uwagą wysłuchać również ze względu na jego wyjątkowe osobiste doświadczenie – wychowany w środowisku niereligijnym nawrócił się na katolicyzm, a po przyjęciu święceń kapłańskich wychodzi w swej pracy duszpasterskiej naprzeciw do wielu innych, których podążanie za Prawdą, podobnie jak niegdyś jego, przyprowadziło na próg Kościoła.
Dlaczego jednak Halík nie jest pewien, czy akurat „dziedziniec pogan” jest najodpowiedniejszym miejscem na spotkanie? Prawdziwy dialog zakłada coś więcej niż jedynie szacunek. Zakłada gotowość do zmiany własnej postawy pod wpływem spotkania z Drugim. Rozpoczęcie takiej rozmowy niesie jednak ze sobą konieczność pożegnania się z dwoma często nam – katolikom – towarzyszącymi, wygodnymi założeniami. Pierwsze z nich to uznawanie Kościoła w jego ziemskich dziejach za posiadacza całej Prawdy, a nas, jego członków, za tych, którzy Boga już „mają” i dlatego właśnie mogą go rozdawać innym. Drugie natomiast dotyczy niewierzących, którym nie przyglądamy się bliżej, lecz wrzucamy do jednego worka „błądzących”, ubolewając nad tym, jak głęboko się mylą.
 
Jeśli Halík namawia, by wyjść poza „dziedziniec pogan”, to dlatego, że chce uniknąć takiej interpretacji metafory Papieża Benedykta, w której te założenia pozostają w mocy, a my „wiedzący” zapraszamy na dziedzińce naszych świątyń tych, którzy
„chcieliby się dopiero dowiedzieć”. Warto dla jasności podkreślić: nie jest on przeciwnikiem idei spotkań, lecz zwraca uwagę, by użyty język nie pociągnął za sobą fałszywego jej zrozumienia.  Spotkanie z niewierzącymi chętniej widziałby jako „obustronne spotkanie pielgrzymów” – status ten przyznając również tym, którzy wędrują innymi niż my drogami. Co musi się zmienić w naszym rozumieniu siebie i innych, by spotkania, niezależnie od nazwy i obecności instytucjonalnych ram, przyniosły pożądane owoce?
W tym, co dotyczy Kościoła, Halík powołuje się na wiele biblijnych fragmentów, którie mówią o tym, że „dopiero gdy staniemy się biedni, będziemy mogli naprawdę dawać”. Niezwykle twórcze wydaje mi się odniesienie tej prawdy również do pewników teologicznych. Czeski filozof przywołuje świętego Pawła i stwierdza, że „dopiero gdy (…) przyznamy, że nasze poznanie Bożych spraw jest tylko cząstkowe, jak w zwierciadle, przybliży się odpowiedź na owe zagadki, a zwierciadło przestanie być ślepe”. Wiele pokory wymaga od nas przyjęcie tego paradoksu wiary.
 
Jeszcze ciekawsze jest jednak to, co Halík ma do powiedzenia o niewierzących.  Łatwiej nam chyba przyjąć do wiadomości, że wsłuchując się w głos przedstawicieli innych religii, usłyszymy w ich opowieści o świecie ślady wcielonego Jezusa. Co jednak mieliby nam mieć do zaoferowania ci, którzy od religii w ogóle się odżegnują? Autor „Teatru dla aniołów” przestrzega nas przede wszystkim przed uznawaniem, że istnieje tylko jeden sposób przeżywania niewiary. Choć istnieją osoby, których niewiara łączy się z odrzuceniem takiego spojrzenia na świat, które wzywałoby je do zaangażowania się w jego sprawy, to przecież nieustannie spotykamy ludzi niewierzących, którzy nie uciekają od kluczowych dla człowieka pytań, a ich postępowanie bywa godne podziwu. Jeśli uznamy życie wiarą za życie w dialogu z Bogiem, który do czegoś nas wzywa, a my na to wezwanie usiłujemy odpowiedzieć, to również wśród wielu deklarujących się jako „niewierzący” dostrzeżemy wiodących takie właśnie życie, choć w ten sposób go nie postrzegających. W tej sytuacji, choć trudno o wspólny język, można mówić o wspólnym duchowym doświadczeniu bycia wezwanym do czegoś, co nas przerasta i właśnie tę wspólnotę należy uznać za pierwszy ważny powód do wsłuchiwania się w głos niewierzących.
Halík idzie jednak jeszcze dalej. W postawie wielu niewierzących dostrzega wyraz również i innej prawdy, z którą musimy się zmierzyć: prawdy o świecie, w którym jest tak wiele zła, że czasem mimo wysiłków nie potrafimy usłyszeć głosu Boga, dostrzec sensu i ładu. Autor przypomina, że jest to doświadczenie samego Jezusa, wołającego na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Doznajemy wielkiej łaski, jeśli dane nam jest uwierzyć, że przejście przez krzyż doprowadziło ostatecznie Jezusa, a wraz z nim i nas, do Zmartwychwstania. Halík w następujący sposób uzasadnia konieczność uważnego wysłuchania również i w tym kontekście niewierzących: Jeśli przyjmuję założenie, że zarówno wiara, jak i niewiara zawierają swoją cząstkę prawdy, to nie zamierzam zadowalać się tanim postmodernistycznym hasłem „każdy ma swoją prawdę”. Jeśli interesuje mnie „prawda niewiary”, to nie dlatego, żeby ją w sposób cyniczny „uznać”, ale żeby rozmyślając o niej i przeżywając związane z nią cierpnie, wzbogacić swoją wiarę.
 
Jeśli ciążyło nam poczucie obowiązku pochylania się nad losem niewierzących, możemy chyba odetchnąć z ulgą. Światłem dla świata staniemy się dopiero, gdy „zniżymy się do jego poziomu” i zechcemy również czegoś się od niego dowiedzieć. Perspektywa zaproponowana w „Teatrze dla aniołów” pozwala nam z nową nadzieją wyruszyć na spotkanie „naszych niewierzących przyjaciół”. Żeby się za to zabrać zmieńmy może szyk Halíka na mniej „księżowski”, a sens na mniej generalizujący i zacznijmy po prostu od poszukania okazji do inspirujących spotkań z tymi spośród naszych przyjaciół, którzy są niewierzący.
 
 
Tomáš Halík, „Teatr dla aniołów. Życie jako religijny eksperyment”, Znak, Kraków 2011

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×