fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Polska i gorączka migracyjna

Od dłuższego czasu uwagę polskiej opinii publicznej przyciągają wydarzenia związane z migracjami: zeszłoroczna fala uchodźców z Afryki Północnej we Włoszech, kwestionowanie strefy Schengen czy nagonka na polskich migrantów w Holandii. W krajach Unii Europejskiej wciąż wiele mówi się o imigracji i integracji.

ilustr.: Olga Micińska

Od dłuższego czasu uwagę polskiej opinii publicznej przyciągają wydarzenia związane z migracjami: zeszłoroczna fala uchodźców z Afryki Północnej we Włoszech, kwestionowanie strefy Schengen czy nagonka na polskich migrantów w Holandii. W krajach Unii Europejskiej wciąż wiele mówi się o imigracji i integracji.

 

Czy w Polsce dopiero teraz zaczynamy dostrzegać, iż zjawisko to dotyczy również naszego kraju? Z imigracją mamy do czynienia od początku lat 90., kiedy to rozpoczęła się fala przyjazdów obywateli byłych republik ZSRR, przede wszystkim Ukrainy. Stałym elementem wielu polskich miast stały się bazary, na których znaczną część sprzedawców stanowili właśnie obywatele byłego Związku Radzieckiego. Stopniowo ich miejsce zajęli Wietnamczycy i Chińczycy, a wraz z nimi zaczęła rozwijać się kuchnia etniczna. Od tego czasu przyjeżdżają do Polski również zagraniczni (legalnie i nielegalnie zatrudniani) pracownicy – głównie budowlańcy, zbieracze owoców i opiekunki do dzieci oraz osób starszych.

 

Obecnie zatrudniamy ponad 200 tys. cudzoziemskich pracowników sezonowych, m.in. w rolnictwie, budownictwie, przy pracach domowych. Przyjeżdżają do Polski dzięki uproszczonym procedurom wizowym umożliwiającym podejmowanie legalnego zatrudnienia we wszystkich sektorach gospodarki. Zarówno oni jak i pracodawcy preferują jednakże szarą strefę. Dokładne dane dotyczące tego zjawiska nie są znane, szacunki odnośnie liczby pracowników wahają się między 50 a 300 tys. Wielu legalnych imigrantów to również pracownicy wysoko wykwalifikowani i właściciele firm. Stopniowo rośnie liczba zagranicznych studentów nie tylko z Ukrainy i Białorusi, ale chociażby USA, Chin i Tajwanu oraz krajów skandynawskich (w 2010 r. było ich około 21 tys.).

 

Do Polski przyjeżdżają również osoby poszukujące w Polsce ochrony międzynarodowej. Co prawda, Polska na razie nie jest najpopularniejszym miejscem wśród uchodźców – w 2010 r. wniosek o status uchodźcy złożyło nieco ponad sześć tysięcy osób. To jednak najwyższa liczba wśród nowych państw członkowskich. Aż 73 proc. uchodźców to obywatele Rosji (w zdecydowanej większości Czeczenii), pozostałe duże grupy to osoby z paszportem gruzińskim i ormiańskim. O tym, że sytuacja może się z dnia na dzień diametralnie zmienić, świadczy przypadek gruzińskich uchodźców, którzy pojawili się w Polsce zaraz po rozpoczęciu konfliktu zbrojnego pomiędzy Rosją a Gruzją. W 2008 r. schronienia w Polsce szukało zaledwie 71 Gruzinów, rok później już ponad cztery tysiące.

 

Ambiwalentny stosunek do imigrantów

Przyjrzyjmy się w tym miejscu myśleniu Polaków o cudzoziemcach. Według badania CBOS z 2010 r. zdecydowana większość Polaków (81 proc.) akceptuje podejmowanie w Polsce pracy przez obcokrajowców. Jednak według ankietowanych podejmowanie zatrudnienia przez cudzoziemców ze Wschodu powinno być ułatwione tylko wtedy, gdy na danym stanowisku nie ma Polaków chętnych do pracy. Są to więc prace, których niechętnie się podejmujemy, np. zbieranie truskawek czy malin. Konkurować z cudzoziemcami o to samo stanowisko pracy już nie chcemy. Niepokojąca wydaje się opinia aż dwóch trzecich Polaków (65 proc.), iż rząd powinien dążyć do tego, aby ograniczyć liczbę pracowników ze Wschodu. Co kryje się za takimi poglądami? Z pewnością ambiwalentny stosunek do imigracji i postrzeganie imigrantów nie przez pryzmat ludzi, którzy do nas przyjeżdżają, by się osiedlić, ale rąk do pracy, które przyjadą i wyjadą. Nie dostrzegamy korzyści z imigracji poza doraźnym rozwiązaniem problemów na rynku pracy. Jest w tym też sporo hipokryzji – pod płaszczykiem politycznej poprawności kryje się nadal sporo niechęci do obcych i inności. Z pewnością na takie opinie wpływa brak bezpośrednich kontaktów z cudzoziemcami mieszkającymi w naszym kraju, których zna osobiście niewielu Polaków.

 

Codzienność życia w Polsce

Ze względu na swój specyficzny status imigranci, dużo częściej niż Polacy, muszą mierzyć się z machiną biurokratyczną. Jak pokazały badania Instytutu Spraw Publicznych i Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, sytuacja stopniowo się poprawia, jednak nadal wielu urzędników nie ma pojęcia, kim jest klient-cudzoziemiec. Pamiętajmy, iż wielu obcokrajowców to nie tylko osoby, które przyjechały do Polski za chlebem, ale również uchodźcy, ofiary konfliktów zbrojnych, którzy potrzebują specjalnego wsparcia ze strony polskich instytucji. Problemy urzędników to w dużej mierze efekt braku wsparcia ze strony władz – brak oferty przygotowującej instytucje do pracy z imigrantami od strony językowej czy merytorycznej.

 

Według oficjalnych statystyk przypadki dyskryminacji oraz tzw. hate crimes (przestępstw na tle nienawiści) są jak na razie pojedyncze. Nie oznacza to bynajmniej, iż w naszym kraju nie występuje problem niechęci wobec migrantów, a dane dowodzą, jak mała jest świadomość problemu. Sami cudzoziemcy bardzo rzadko zgłaszają takie przypadki m.in. ze względu na brak zaufania do organów państwowych oraz często lekceważący stosunek urzędników. Również badania Instytutu Spraw Publicznych, które polegały na przeprowadzeniu tzw. testów dyskryminacyjnych na polskim rynku pracy, wykazały, że polscy pracodawcy są bardziej skłonni zatrudnić Polaka niż Ukraińca czy Wietnamczyka o tych samych kwalifikacjach.

 

Polityka migracyjna Polski

Według rankingu MIPEX, który ocenia, w jakim stopniu władze 31 krajów zapewniają imigrantom równy dostęp do podstawowych sfer życia publicznego, takich jak edukacja, rynek pracy czy obywatelstwo, Polska plasuje się na szarym końcu (24. miejsce), i wypadamy gorzej nawet w porównaniu z krajami o równie krótkim doświadczeniu imigracyjnym, jak na przykład Czechy czy Słowenia. Wyniki rankingu potwierdzają, iż polityka migracyjna nie jest na liście priorytetów naszych władz. W Polsce dużą wagę przykłada się przede wszystkim do kwestii dostępu do rynku pracy, a nie integracji w sferze edukacji lub partycypacji społecznej. Innymi słowy – z jednej strony wprowadzamy ułatwienia w podejmowaniu zatrudnienia przez cudzoziemców, z drugiej strony nie oferujemy nic ponad to.

 

Migranci ekonomiczni pozbawieni są możliwości korzystania z oferty integracyjnej, do której kwalifikują się jedynie uchodźcy. Czy nie podążamy tutaj za złym przykładem krajów takich jak Niemcy, gdzie przez długie lata traktowano gastarbeiterów z Turcji jako pracowników sezonowych? Brak odpowiednich narzędzi integracyjnych, służących na przykład do nauki języka czy podnoszenia kwalifikacji, skutkował uformowaniem się tam dwóch równolegle funkcjonujących społeczeństw oraz rosnącą liczbą bezrobotnych i wykluczonych migrantów.

 

Oczywiście, przypadek Polski jest inny – największe grupy imigrantów zarobkowych stanowią obywatele z innych, niż w przypadku Niemiec, kręgów kulturowych (z Ukrainy, Białorusi i Wietnamu). Jednak największy problem to być może to, iż są dla nas niewidoczni. Wydaje się, że władzami kieruje założenie, że imigrantów nie trzeba integrować, bo są bliscy kulturowo (Ukraińcy i Białorusini), bądź po prostu nie sprawiają problemów (Wietnamczycy).

 

Zmiany prawne, które miały miejsce w ostatnich latach, to wciąż w dużej mierze efekt dostosowań do wymogów Unii Europejskiej, a nie aktywnej polityki, wynikającej ze zmian zachodzących na mapie migracyjnej Polski. Sygnałem zmian w sposobie myślenia jest rządowy dokument „Polityka migracyjna Polski”. Samo jego powstanie należy ocenić pozytywnie, władze po raz pierwszy próbują zmierzyć się z tym zjawiskiem w sposób systemowy i długookresowy. Pytanie, ile ustaleń z tego bardzo obszernego dokumentu uda się wdrożyć naszym władzom.

 

Próbą rozwiązania problemów osób, skazanych wcześniej na nielegalność była trzecia akcja abolicyjna, zorganizowana w pierwszej połowie 2012 r. W przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych akcji, warunki skorzystania z niej były znacznie łagodniejsze i pokazały zmianę podejścia władz do problemu nielegalnej migracji.

 

Również uproszczenie dostępu do pracy sezonowej, chociaż często niedoskonałe (ze względu na skalę pracy nielegalnej), należy również ocenić bardzo pozytywnie. Wprowadzone regulacje pozwoliły bowiem zalegalizować w Polsce pobyt cudzoziemców, którzy wcześniej pracowali nielegalnie przyjeżdżając do kraju na podstawie wiz turystycznych. Wpłynęło to bardzo pozytywnie na ich pozycję na rynku pracy, świadomość praw i możliwość ich ewentualnego dochodzenia.

 

Z pewnością wprowadzane w ostatnim czasie rozwiązania dotyczące np. dostępu do rynku pracy, obywatelstwa czy legalizacji pobytu idą w dobrym kierunku, jednak wciąż zapomina się o kwestii integracji. A bez tego kluczowego elementu polityki migracyjnej wielu cudzoziemców w Polsce nadal będzie należało do obywateli drugiej kategorii.

 

Powyższy tekst powstał w oparciu o badania i analizy Instytutu Spraw Publicznych, które są dostępne na stronie www.isp.org.pl

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×