„Ochrona naszego europejskiego stylu życia”, czyli gaz łzawiący na granicy i strzelanie do uchodźców
Ogłaszając plan i priorytety nowej Komisji Europejskiej, jej obecna przewodnicząca zadeklarowała, że jedną z nadrzędnych dla niej kwestii będzie „ochrona naszego europejskiego stylu życia”. Parę miesięcy później, odwiedzając Grecję w związku z napiętą sytuacją na granicy grecko-tureckiej, podziękowała Grecji za bycie naszą europejską tarczą. Tym samym nad wyraz jasne stało się, że dla najważniejszych w Unii Europejskiej instytucji wybór między przestrzeganiem praw człowieka a ochroną naszego „europejskiego stylu życia” jest prosty.
Sytuacja na zewnętrznych granicach UE od dawna jest trudna i niewiele ma wspólnego z ochroną europejskich wartości. W Chorwacji policja bije uchodźców i odbiera im nie tylko telefony czy pieniądze, ale nawet buty, po czym wywozi z powrotem do Serbii, zostawiając pośrodku niczego. Funkcjonariusze Straży Granicznej w Terespolu nie przyjmują wniosków od osób deklarujących chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową. Deportowana zostaje 21-letnia Czeczenka Kheda, której życie w Czeczenii jest poważnie zagrożone. Na Morzu Śródziemnym przez ostatnie pięć lat utonęło ponad 15 000 osób. Wzdłuż serbsko-węgierskiej granicy rozciąga się wielokilometrowe ogrodzenie, wysokie na cztery metry. Grecja rozważa pomysł zainstalowania na morzu bariery, która miałaby uniemożliwiać uchodźcom przedostawanie się łodziami na terytorium UE.
Od dawna, mniej lub bardziej pośrednio, sposoby radzenia sobie z migracją w Europie są przyczyną śmierci tysięcy osób. Prowadzona przez Unię polityka opiera się między innymi na outsourcingu wyzwań związanych z napływem uchodźców do Europy. Umowa z Libią bazuje na koncepcji zatrzymywania łodzi z uchodźcami przy libijskim wybrzeżu, żeby udaremnić ich próby dotarcia do Włoch. Porozumienie UE z Turcją zobowiązuje tę drugą do powstrzymywania uchodźców przed docieraniem do greckich wysp w zamian za wsparcie finansowe. Nasze europejskie pieniądze pozwalają nam przynajmniej do pewnego stopnia wykupić się z naszych europejskich problemów.
Autobus na granicę, czyli dlaczego wszyscy tracą cierpliwość
To właśnie wbrew porozumieniu między państwami UE a Turcją z 2016 roku Turcja ogłosiła pod koniec lutego, że otworzy granicę turecko-grecką. Po części deklaracja ta była reakcją na śmierć 33 żołnierzy tureckich walczących w Syrii, gdzie nadal – czyli, przypomnijmy, od 2011 roku – trwa wojna. Po części zmiana może być związana z faktem, że Turcja gości u siebie największą liczbę uchodźców na świecie (około czterech milionów). Zgodnie z informacjami podawanymi między innymi przez „New York Times” państwo to nie tylko zdecydowało się przymknąć oko na podejmowane przez uchodźców próby dostawania się do UE, ale też aktywnie organizowało autobusy przewożące ich na granicę grecko-turecką.
Na skalę europejską z kolei to Grecja jest jednym z państw, na które spadają obowiązki i trudności związane z przybywaniem uchodźców. Obecnie jest w niej ich ponad sto tysięcy. Wielu z nich znajduje się na głównym terytorium kraju, jednak około 35–40 tysięcy przebywa na wyspach w warunkach, które generują napięcia i konflikty. Według danych UNHCR z jesieni 2019 roku tylko w obozach na Samos, Lesbos i Kos, przystosowanych do przyjmowania odpowiednio 700, 2150 i 700 osób, przebywało ponad 5500, niemal 13 000 i ponad 3000 ludzi.
Sytuacja jest trudna do zniesienia zarówno dla uchodźców, jak i lokalnych społeczności. W tygodniu poprzedzającym turecką deklarację w sprawie otwarcia granicy doszło na greckich wyspach do zamieszek, w które zaangażowane były siły policyjne ściągnięte z Grecji lądowej. Rozruchy były wynikiem sprzeciwu części mieszkańców wobec rządowych planów zbudowania kolejnego centrum dla migrantów na wyspach. Zablokowane zostały drogi, a – według doniesień między innymi Are you serious? – policja używała wobec protestujących gazu łzawiącego oraz granatów błyskowych.
Tak mieszkańcy, jak i uchodźcy na wyspach padają ofiarą działań, które wydają się częścią polityki odstraszania osób myślących o próbie przedostania się do UE. Przetrzymywanie dzieci i dorosłych w nieludzkich warunkach przepełnionych obozów jest metodą stawiania czoła wyzwaniom związanym z migracjami do Unii. Mimo nieustannych wysiłków organizacji pozarządowych i oddolnych ruchów pomocy uchodźcom nie jest możliwe opanowanie dramatycznej sytuacji. Fatalne warunki sanitarne i przepełnienie obozów rodzi napięcia, którym nawet najbardziej zdeterminowani wolontariusze nie są w stanie zaradzić. Szczególnie w warunkach, w których pomaganie uchodźcom bywa ścigane jako przestępstwo, a główny nurt europejskiej polityki zdominowany jest przez wsparcie dla działań opartych na brutalnej przemocy wobec osób próbujących przekroczyć zewnętrzne granice UE.
Eskalacja napięcia: gaz łzawiący i śmierć na granicach
W wyniku deklaracji i działań Turcji na pograniczu grecko-tureckim znalazło się, prawdopodobnie, kilkanaście tysięcy osób. Grecja odpowiedziała zamknięciem granicy, w związku z czym uchodźcy znaleźli się w potrzasku: nie mogą ani dostać się do Grecji, ani wrócić do Turcji. Ponadto grecki premier zadeklarował, że na miesiąc jego kraj zawiesza możliwość ubiegania się o azyl oraz podnosi do maksimum poziom ochrony swoich granic. Tym samym nawet osoby, którym uda się dostać na terytorium UE, zostaną pozbawione możliwości przedstawienia swojej sprawy i będą deportowane.
Na granicy lądowej między Turcją i Grecją maksymalny poziom ochrony granic obejmuje działania takie jak używanie przeciwko uchodźcom gazu łzawiącego i powstrzymywanie się od udzielania pomocy łodziom. W środę 4 marca grecka straż graniczna została oskarżona o postrzelenie jednego z uchodźców ze skutkiem śmiertelnym. Grecja odpiera zarzuty jako fake newsy. Tymczasem drobiazgowa analiza materiałów dotyczących wydarzenia przeprowadzona przez Forensic Architecture wykazuje, że 21-letni Syryjczyk Muhammad al-Arab zmarł właśnie w wyniku strzału oddanego przez grecką straż graniczną.
Sytuacja na wyspach jest równie napięta, co na granicy lądowej. W pierwszych dniach marca przez morze na przepełnione już greckie wyspy dotarło, według danych zbieranych przez Aegean Boat Report, ponad 950 osób. Śmierć poniosło dziecko znajdujące się wraz z 47 innymi osobami na łodzi próbującej dobić do brzegu Lesbos. Pojawiły się doniesienia na temat niszczenia samochodów wolontariuszy i atakowania dziennikarzy próbujących nagrywać materiały. Starania o pomoc ze strony uchodźców, którzy zmierzają na wyspy, są ignorowane. Pojawiają się nawet próby atakowania i niszczenia łodzi wypełnionych uchodźcami. Unijną bierność wobec wydarzających się na morzu i na granicach lądowych tragedii zastępuje czynne prześladowanie osób próbujących znaleźć w UE schronienie.
Przyklaskiwanie łamaniu prawa: w obronie stylu życia, a nie wartości
Retoryka Ursuli von der Leyen mówiącej o europejskiej tarczy jest świadectwem rosnącego przyzwolenia na przemoc i łamanie prawa międzynarodowego w głównym nurcie unijnej polityki – tak długo, jak długo chodzi o politykę wobec uchodźców. Deklaracje von der Leyen niczym nie różnią się od wypowiedzi Donalda Trumpa zapowiadającego budowę wielkiego, pięknego muru na granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem. Komentarz Małgorzaty Kidawy-Błońskiej do bieżących wydarzeń na grecko-tureckim pograniczu także niczym nie różni się od opinii na temat uchodźców, jakie wyrażają politycy Prawa i Sprawiedliwości czy Konfederacji:
„Rzeczywiście sytuacja jest bardzo trudna. Turcja chce wpływać – i Putin – na Europę. I rzeczywiście przestali działać, żeby chronić przed wpływem migrantów. Ważne są w tej chwili rozmowy Unii Europejskiej. Ważne jest wzmocnienie Włoch i Grecji, żeby pomóc tym krajom zatrzymać migrantów. Ale co najważniejsze, ja chciałam przypomnieć, że my w tej chwili w Polsce, za rządów Prawa i Sprawiedliwości, prawie 19 000 ludzi przyjechało i jest w naszym kraju. Powinniśmy pilnować naszych granic i czuwać, żeby nikt niepowołany w naszym kraju się nie znalazł. A z tego, co wiem, nasze granice nie są odpowiednio zabezpieczone, bo to, co się dzieje w tej chwili, jest bardzo, bardzo niebezpieczne. Ci ludzie są zrozpaczeni i będą szukali wszelkich możliwości dotarcia do Europy” (3 marca 2020 roku).
Pomijając już nawet niejasną genealogię liczby 19 000(najbliżej jej do liczby osób, które zginęły na Morzu Śródziemnym od 2014 roku, nie zaś do jakichkolwiek liczb związanych z migracją do Polski), słowa Kidawy-Błońskiej pokazują mechanizm czynienia z uchodźców broni politycznej. Kandydatka Koalicji Obywatelskiej, ugrupowania próbującego przedstawiać się jako czołowa siła walcząca w Polsce o europejskie wartości, korzysta z narzędzi skrzętnie wykorzystywanych przez Prawo i Sprawiedliwość. Budowanie strachu przez utrzymywanie, że uchodźcy stanowią zagrożenie („to, co się dzieje w tej chwili, jest bardzo, bardzo niebezpieczne”), konieczność obrony przed uchodźcami („chronić przed wpływem migrantów”) czy traktowanie (sugerowanego) wpuszczania uchodźców jako politycznego błędu („za rządów Prawa i Sprawiedliwości prawie 19 000 ludzi przyjechało i jest w naszym kraju”) to chwyty retoryczne podobne do tych, którymi posługiwał się PiS w wypowiedziach na temat uchodźców w 2015 roku.
W 2015 roku kontrowersje wywołała wypowiedź Angeli Merkel, która próbowała wyjaśnić palestyńskiej uchodźczyni, że Niemcy nie mogą pomóc każdemu. Pięć lat później główne postaci zarówno europejskiej, jak i polskiej polityki nawet nie udają, że „tym ludziom”, czyli – tym razem – uchodźcom, chcemy pomóc. Przewodnicząca Komisji obiecuje kolejne miliony euro na pomoc dla Grecji, nie podnosząc nawet tematu łamania przez to państwo prawa międzynarodowego, a premier Polski deklaruje możliwość wysyłania policjantów i straży granicznej. Nareszcie dowiadujemy się, jak rozumieć należy „solidarność” i „pomaganie na miejscu” w polskim wydaniu: jako wysyłanie polskich funkcjonariuszy do Grecji. W zakresie tych pojęć nie mieści się natomiast ani przyjęcie kilku tysięcy Syryjczyków, co – przypomnijmy – było kluczowym elementem dyskusji toczącej się wokół uchodźców w 2015 roku, ani nawet objęcie ochroną 21-letniej Czeczenki.
W 2020 roku niemal nikt już nie udaje, że UE jako organizacja międzynarodowa chce chronić europejskie wartości. Przez dominujący nurt niemal nie przebijają się informacje o wielotysięcznych demonstracjach w Atenach i Salonikach w proteście wobec prowadzonej przez rząd grecki polityce wobec uchodźców, o duńskich pracownikach Frontexu, którzy odmawiają wypychania łodzi z uchodźcami z powrotem na morze czy o deklaracjach miejscowości niemieckich, które gotowe są przyjąć uchodźców. Zdaniem kluczowych decydentów politycznych tym, co zasługuje na ochronę, jest nasz europejski styl życia – nawet jeśli wiąże to się z zabijaniem uchodźców na naszych zewnętrznych granicach.
Komentarz terminologiczny: w tekście posługuję się wyłącznie słowem „uchodźcy” (zamiast na przykład „migranci”), między innymi po to, aby podkreślić fakt, że w związku z prowadzoną przez UE polityką ochrony jej zewnętrznych granic wiele osób nigdy nie otrzyma szansy na złożenie wniosku o status uchodźcy i rozpatrzenie swojej sprawy.