fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Monopol na monopol

ilustr. Kuba Mazurkiewicz


„Wolę być wolnym, niż przymusowo trzeźwym pod nadzorem i dyktaturą zatroskanego o mnie «państwa»”. „Widać, jak UE staje się coraz bardziej komunistyczna”. Podobne głosy stanowią większość komentarzy internautów na temat artykułu, zamieszczonego w „Dzienniku” z 15 lutego, pt. „Będzie jak w Szwecji? Alkohol w sprzedaży tylko przez osiem godzin”. „Dziennik” przytacza wydany na początku roku przez WHO dokument, dotyczący strategii przeciwdziałania alkoholizmowi w Europie. Zdaniem gazety WHO proponuje wprowadzenie na terenie Unii Europejskiej państwowego monopolu na sprzedaż alkoholu powyżej 4%, drastyczne ograniczenie liczby punktów, w których byłby sprzedawany, skrócenie czasu ich pracy do ośmiu godzin, znaczny wzrost akcyzy i całkowity zakaz reklamy napojów wyskokowych. „Dziennik” podał również, że propozycje WHO spotkały się z pozytywną reakcją Brukseli. Oburzenie internautów wywołało natychmiastową reakcje Ministerstwa Zdrowia, które zdementowało pogłoskę, jakoby raport WHO zawierał propozycję konkretnych rozwiązań prawnych. W specjalnym oświadczeniu, rzecznik ministerstwa stwierdza, że raport zawiera „ogólne zalecenia dotyczące ograniczenia sprzedaży napojów alkoholowych, uzasadniając potrzebę wprowadzania takich ograniczeń udowodnionym w badaniach wpływem dostępności alkoholu na wielkość spożycia”.
Niezależnie jednak od zawartości raportu WHO, sam pomysł opisany w artykule „Dziennika” i burzliwe reakcje internautów skłaniają do refleksji. W Polsce, jak w prawie wszystkich krajach Unii Europejskiej, istnieją różne formy regulacji handlu alkoholem. Niektóre, jak zakaz sprzedaży alkoholu niepełnoletnim czy wysokie akcyzy, cieszą się społecznym poparciem, inne, jak zakaz spożywania alkoholu np. w parkach, są obiektem wielu dyskusji. Jednak poza krajami skandynawskimi w żadnym państwie Unii nie istnieje spójna i konsekwentna polityka walki z alkoholizmem. Skala problemu rośnie i coraz wyraźniej domaga się interwencji Państwa. Może wprowadzenie w Polsce systemu od lat funkcjonującego w Szwecji wcale nie jest tak złym pomysłem?
 
W Szwecji od XVIII wieku alkoholizm stanowił jeden z najpoważniejszych problemów społecznych. Przez mieszkańców Skandynawii wódka uważana była za lekarstwo na zimny, surowy klimat i powszechne ubóstwo. Pili wszyscy. Według relacji Jana Chrzciciela Albertrandi, jednego z pierwszych polskich dyplomatów, od alkoholu nie stroniły nie tylko kobiety, ale nawet dzieci karmione gorzałką dla rozgrzania. Szwedzi zaczęli dostrzegać problem w połowie XIX wieku. Drastyczny wzrost śmiertelności, spadek liczby narodzin i skrócona średnia długość życia wywołały poważny niepokój. Ruchy wzywające do niespożywania alkoholu odgrywały coraz większe znaczenie. Ideologia abstynencka przyjęta została zarówno przez ruchy religijne, jak i rosnące w siłę ugrupowania socjalistyczne. Szwecja została pierwszym państwem, które wprowadziło zakaz domowej produkcji bimbru. Nie rozwiązało to jednak problemu alkoholizmu. Państwo postanowiło więc pójść o krok dalej – od 1917 roku każdy obywatel dostawał książeczkę, tzw. motbok, uprawniającą do zakupu jednego litra alkoholu w miesiącu. Państwo przejęło monopol na handel alkoholem powyżej 3,5%. Z książeczek zrezygnowano w 1955 roku, ale do dziś mocniejsze trunki można kupić tylko w jednym z państwowych sklepów tzw. Systembloaget, których dziś w całej Szwecji jest zaledwie 411.
Chyba każdy zdaje sobie sprawę z poważnych konsekwencji wywołanych nadużywaniem alkoholu. Dotyczą one zarówno zdrowia fizycznego (choroby serca, wątroby, ślepota i impotencja), jak i jakości życia społecznego. To alkoholicy najczęściej są sprawcami przemocy domowej, a pijani kierowcy powodują najwięcej wypadków. Dziś już wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, oswoiliśmy się z tą wiedzą. Na przełomie XIX i XX wieku stopniowe uświadamianie skutków nadużywania alkoholu robiło zdecydowanie większe wrażenie. Dlatego od początku ubiegłego stulecia w Europie (gdzie spożycie alkoholu było i nadal jest najwyższe na świecie) ruchy abstynenckie zaczęły zyskiwać popularność nie tylko w Szwecji. W niektórych krajach wprowadzono prohibicję, w innych projekt uchwały prohibicyjnej upadał w referendach lub w parlamencie minimalną większością głosów. Do tej pierwszej grupy państw należą oczywiście USA i Finlandia, do drugiej między innymi Szwecja i Polska. W naszym kraju weszła za to w życie uchwała „o ograniczeniu sprzedaży napojów alkoholowych”, na mocy której znacznie ograniczono liczbę punktów sprzedaży oraz wprowadzono całkowity zakaz handlu alkoholem od soboty popołudniu do poniedziałku rano. O ile eksperymenty z wprowadzeniem całkowitej prohibicji wszędzie kończyły się podobnie jak w USA i po mniej więcej 10 latach zaczęto się z nich wycofywać, o tyle w krajach, które, zamiast zakazu, wprowadziły poważne ograniczenia handlu alkoholem, osiągnięto zamierzony cel. W 20-leciu międzywojennym Polacy byli jednym z najrzadziej pijących narodów w Europie. Przeciętny Polak spożywał około litr czystego spirytusu rocznie, czyli mniej niż 1/10 tego, co obecnie. Polska w 1931 roku zliberalizowała jednak ustawę, ponieważ ograniczenie handlu alkoholem przyczyniło się do znacznej obniżki wpływów pieniędzy do budżetu. W latach 30. spożycie alkoholu wzrosło prawie dwukrotnie, co jednak dalej było wynikiem wyróżniającym nas na tle Europy.
 
Szwecja w XX wieku nie stała się krajem abstynentów, jednak konsekwentnie stosowana przez państwo polityka doprowadziła do znacznego obniżenia ilości spożywanego przez Szwedów alkoholu. W latach 70. przeciętny Szwed wypijał 3,5 litra czystego alkoholu rocznie, a 10 lat później 5,5 litra, podczas gdy europejska średnia wynosiła wtedy prawie 10 litrów. Skuteczność szwedzkiej polityki uległa załamaniu po wstąpieniu tego kraju do Unii Europejskiej. Wprawdzie, po długich negocjacjach, Szwedom udało się wywalczyć, że nie musieli znosić państwowego monopolu na handel alkoholem, jednak otwarte granice i możliwość importu dużych ilości tańszego alkoholu spowodowały gwałtowny wzrost spożycia napojów wyskokowych i negatywnych konsekwencji przez nie spowodowanych. W ciągu dziesięciu lat obecności Szwecji w Unii Europejskiej, spożycie alkoholu wzrosło dwukrotnie. Ta tendencja wyhamowała na początku XXI w. i od tego czasu utrzymuje się na stałym poziomie 11 litrów alkoholu na osobę, co wciąż stanowi wynik niższy, niż europejska średnia, wynosząca około 13 litrów.
Inne statystyki dotyczące spożywania alkoholu są dosłownie i w przenośni mordercze. Dotyczy to w szczególności Europy. Na świecie 4% zgonów jest spowodowanych chorobami wywołanymi przez nadmierne spożycie alkoholu. W Europie ta liczba jest zdecydowanie wyższa – stanowi 10% wszystkich zgonów. Jeśli dodać do tego śmierci w wyniku wypadków spowodowanych przez nietrzeźwych kierowców, otrzymamy wyniki przerażająco wysokie.
 
W Polsce żyje ponad 800 tysięcy osób uzależnionych od alkoholu, co oznacza, że w ich najbliższym otoczeniu żyje około 3 milionów osób (w tym 1,5 miliona dzieci), które odczuwają negatywne skutki alkoholizmu najbliższych. Do tego dochodzą ponad 2 miliony osób pijących w sposób ryzykowny (decydujących się na picie alkoholu, wiedząc, że może to doprowadzić do sytuacji zagrażającej czyjemuś życiu bądź zdrowiu) i szkodliwy (pijących, mimo przeciwwskazań medycznych). Z badań wynika, że ludzie uznają alkoholizm za jeden z najpoważniejszych problemów społecznych. Problem tym poważniejszy, że statystyki są coraz gorsze.
Większość spośród krytycznych reakcji na opisaną przez „Dziennik” propozycję prawnych regulacji handlu alkoholem dotyczy ich skuteczności. Zdaniem internautów spożycie alkoholu i alkoholizm w Polsce nie zmniejszą się, a wzrośnie za to szara strefa – handel wątpliwego pochodzenia alkoholem przemyconym przez wschodnią granicę oraz bimbrem produkowanym w domach. Nie spodziewam się jednak powrotu bimbrownictwa na masową skalę. Potężny, prywatny przemysł alkoholowy prowadzony w czasach PRL-u był świadectwem totalnego lekceważenia regulacji prawnych wprowadzanych przez władzę, niemającą społecznego poparcia i jej totalnej bezradności. Nie ma jednak wątpliwości, że przemyt alkoholu wzrośnie i właśnie wzmocnienie kontroli na granicy będzie jednym z najpoważniejszych wyzwań, z którymi będzie musiała zmierzyć się Polska.
 

ilustr. Kuba Mazurkiewicz


 
Najpoważniejsze zarzuty dotyczą jednak samej idei, a nie skuteczności proponowanych rozwiązań. Ich przeciwnicy, po pierwsze, traktują ją jako zamach na wolność jednostki, która sama powinna dokonywać wyboru, a nie być wyręczana przez państwo; po drugie, uznają, że ofiarami regulacji są osoby, które alkoholu używają (a nie nadużywają) w sposób bezpieczny, a teraz ich dostęp do niego będzie ograniczony.
Alkohol jest wszechobecny w naszej codzienności. Wszystkie święta, sukcesy i mniejsze uroczystości stanowią okazję do wznoszenia toastów. Dla młodych alkohol często stanowi główny pretekst do spotkania z przyjaciółmi. Gościa, szczególnie w małych miejscowościach i wsiach, wypada podjąć najlepszym trunkiem znajdującym się w domu. Taki wpływ alkoholu na naszą kulturę ma wiele zalet. Sprzyja spotkaniu ludzi, przełamywaniu barier, rozluźnieniu i wypoczynkowi. Ma jednak też wady. Obecność alkoholu na większości towarzyskich spotkań i ścisły związek picia ze świętowaniem, bywa wykluczający – dla abstynentów i (przede wszystkim) niepijących alkoholików, będących często po bolesnej i długotrwałej terapii. Nawet niektóre gesty, takie, jak wznoszenie toastu, w którym nie mogą w pełni uczestniczyć, mogą ich marginalizować. Słyszałem kiedyś o małżeństwie, które wybrało się na wesele syna swoich znajomych. Mąż jest niepijącym alkoholikiem. Umówili się z żoną, że jeśli będzie mu trudno wytrzymać w towarzystwie tak dużej ilości alkoholu i pijących go ludzi, wyjdą. Opuścili salę po piętnastu minutach. To właśnie wszechobecność alkoholu jest główną przyczyną ogromnej skali alkoholizmu. Nie chcę przekonywać kogokolwiek do abstynencji, tylko zachęcić do uświadomienia sobie, że kultura, w której alkohol pełni tak istotną rolę dla tak wielu, może być kulturą wykluczającą. Nie mam wątpliwości, że wprowadzenie istotnych ograniczeń w handlu alkoholem, może tę kulturę zmieniać. Na lepsze.
 
Walka o dobro społeczne, bezpieczeństwo i jakość życia obywateli, stanowi podstawowe zadanie państwa. Skoro alkoholizm i choroby wywołane przez alkohol, są jednym z głównych problemów w Unii Europejskiej, należy stworzyć spójną i konsekwentną politykę przeciwdziałania im. Pojedyncza ustawa, nawet rygorystycznie i skutecznie ograniczająca handel alkoholem, nie stanowi rozwiązania problemu. Razem z taką ustawą musi iść konsekwentna walka z bezrobociem i wykluczeniem społecznym, które stanowią największy czynnik ryzyka, gdy chodzi o alkoholizm. Razem z nią musi iść także sensowna i przemyślana profilaktyka uzależnień. Nie zmienia to faktu, że każdy z nas powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wygoda, płynąca z łatwego dostępu do napojów wyskokowych, jest wystarczającym argumentem, byśmy jako społeczeństwo ponosili koszt tak wysokiego spożycia alkoholu, alkoholizmu i konsekwencji z nimi związanych?

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×