Czasami nieporozumienie w dyskusji wynika nie tyle z faktu, że nie zgadzamy się w kwestiach światopoglądowych, ale z stąd, że rozmawiamy na dwa różne tematy. Taki jest problem z debatą o delegalizacji aborcji.
Nie jest to dyskusja światopoglądowa. Dotychczasowa debata o delegalizacji aborcji koncentrowała się głównie na trzech powiązanych ze sobą kwestiach. Po pierwsze, od kiedy możemy mówić, że mamy do czynienia z istotą ludzką. Po drugie, czy kobieta ma pełną wolność do dysponowania swym ciałem. Wreszcie, czy zabijania istot ludzkich jest moralne. Co do tego, że nie powinniśmy zabijać, tak zwolennicy, jak i przeciwnicy delegalizacji aborcji nie mają wątpliwości. Otwartym pozostawało pytanie, czy powinniśmy zezwalać na zabijanie w imię obrony innego życia, na przykład życia matki. Dwie pierwsze kwestie dotyczyły tego, czy w przypadku płodu możemy mówić o autonomicznej istocie ludzkiej i czy w związku z tym mamy prawo do decydowaniu o jego życiu.
Aborcja jest niemoralna
Na potrzeby jasności dyskusji, kwestię tego, czy powinno się poświęcać jedno życie, by ratować życie innego, proponuję pozostawić na boku. Często są to wybory tragiczne, a sama kwestia pozostaje w dużej mierze nierozstrzygalna. Pamiętajmy jednak, że nie spieramy się tu o to, czy zabijanie jest złe, czy dobre, ale czy zabójstwo w takiej a takiej sytuacji, pozostając złym bywa usprawiedliwione. Z prostszą sytuacją mamy do czynienia w przypadku problemu autonomii istoty ludzkiej i prawa kobiety do decydowania o własnym ciele. Nie można uznać, że jest ono bezwzględne. Jeżeli złamię rękę, to lekarz wciąż ma obowiązek do udzielenia mi pomocy medycznej i nastawienia kończyny bez względu na to czy chcę, czy nie chcę, aby była ona złamana. Argument z autonomii ciała kobiety nie jest więc przekonujący.
Słaba wydaje się również argumentacja dotycząca kwestii tego, co jest, a co nie jest istotą ludzką. Pomijając już kwestię tego, że argumenty na rzecz jednej lub drugiej strony mają najczęściej charakter estetyczny, możemy dość łatwo przyjąć, że dyskusja o tym, co to znaczy być człowiekiem i od kiedy zaczyna się człowiek, mimo że trwa od trzech tysiącleci, nie doczekała się rozstrzygnięcia. Z kolei jeżeli mamy przesądzać wątpliwości na korzyść pokrzywdzonego, to prima facie powinniśmy przyjąć, że płód jest człowiekiem i jego życie powinno być bezwzględnie chronione. Na tej podstawie możemy wnioskować, że aborcja jest niemoralna.
Cały problem polega na tym, w jaki sposób można argumentować za tym, że nie powinno się dokonywać aborcji, a zarazem być przeciwnikiem jej delegalizacji? Jako katolik z przekonaniem zgadzam się z powyższą argumentacją. Aborcja jest zła i nie powinna mieć miejsca. Mimo to twierdzę, również z przyczyn moralnych, że nie powinno się aborcji delegalizować.
Fikcyjne prawo
Przede wszystkim należy pamiętać, jak pisałem, że nasza dyskusja nie ma charakteru światopoglądowego, ale pragmatyczno-prawny. Co do tego, że z moralnego punktu widzenia nie powinno się dokonywać aborcji, całkowita zgoda. Czasami jednak jest tak, że w imię ochrony życia, należy prawnie zezwolić na odbieranie życia. Paradoksalność tego stwierdzenia zniknie, gdy uświadomimy sobie kilka podstawowych faktów.
Po pierwsze, błędem jest przekonanie, że delegalizacja aborcji w Polsce czyni zabieg przerywania ciąży nielegalnym. Wystarczy wyjechać do kliniki w Niemczech czy w Czechach, żeby zabieg stał w pełnej zgodzie z prawem. Nie jest on też trudny w kraju. Nie mówię tu wyłącznie o tzw. podziemiu aborcyjnym, ale przede wszystkim o tym, że środki wywołujące sztuczne poronienie są z łatwością dostępne w Internecie. Możemy oczywiście zdelegalizować Internet oraz zakazać wyjazdów do Niemiec i Czech, ale wydaje się, że nie tędy droga.
Nie jest również prawdą, że delegalizacja aborcji przyczynia się do zmniejszenia liczby aborcji w kraju. Owszem, gdy spojrzeć na oficjalne statystyki, zgodnie z którymi dokonuje się około 600 zabiegów rocznie, takie twierdzenie miałoby sens. Sprawa ma się jednak inaczej, gdy uwzględnimy aborcje nielegalne. Problem polega na tym, że nikt nie wie, jaka jest skala zjawiska. Z obu stron padają liczby od 3 do 300 tysięcy nielegalnych aborcji rocznie. Mało kto zauważa inne niepokojące statystki. Co najmniej od lat 90-tych obserwujemy w Polsce wzrost liczby samoistnych poronień, pomimo tego, że jakość opieki medycznej znaczenie wzrosła. Pamiętajmy zarazem, że oficjalne statystyki dotyczące samoistnych poronień często ukrywają przypadki sztucznego, najczęściej farmakologicznego przerywania ciąży, oraz nie uwzględniają niezarejestrowanych przypadków poronień. Rozsądnie można więc przyjąć, zgodnie z szacunkami Federacji na rzecz Kobiet i Rodziny, która dane podaje za statystykami WHO, że liczba nielegalnych aborcji w Polsce kształtuje się na poziomie 80-200 tysięcy rocznie. Liczby kilkunastotysięczne wydają się jednak mało prawdopodobne, bo oznaczałoby to, że w dwukrotnie liczniejszej pod względem mieszkańców Polsce, jest mniej zabiegów niż w Holandii. Załóżmy jednak, że społeczeństwo polskie stosuje się mocniej do moralności katolickiej i dokonuje proporcjonalnie dwa razy mniej zabiegów rocznie niż Holendrzy , czyli około 50 tysięcy zabiegów. Co z tego wynika? Przede wszystkim to, że prawo antyaborcyjne jest mało skuteczne. W roku 1990, jeszcze przed uchwaleniem obecnej ustawy, dokonywano rocznie około 59 tysięcy legalnych aborcji. Jeżeli więc ustawa delegalizująca aborcję nie przyczynia się do spadku ilości zabiegów aborcyjnych, to znaczy, że jest ona niepotrzebna. Prawo, którego nikt nie przestrzega, nie jest obowiązującym prawem, ale fikcją.
W związku z tym, jeżeli ustawa antyaborcyjna nie przyczynia się do spadku ilości aborcji, to można argumentować, że ustawa jest szkodliwa. Delegalizacja aborcji utrudnia lub uniemożliwia udzielenie pomocy medycznej i prawnej osobom dokonującym takie zabiegi. Innymi słowy, delegalizując aborcję, narażamy życie i zdrowie kobiet dokonujących aborcji. Jeżeli zabieg aborcji może wiązać się z powikłaniami i zagrożeniem życia kobiet, to skazując kobiety na podziemie aborcyjne, odcinamy je od publicznej opieki zdrowotnej. Tym samym popełniamy grzech zaniechania.
Nietrafiony jest także argument z analogii pomiędzy mordowaniem ludzi a zabijaniem nienarodzonych dzieci. Mówi on w skrócie, że jeżeli zakazujemy zabijania ludzi, a płód jest człowiekiem, to powinniśmy również zakazać zabijania nienarodzonych dzieci. Problem polega na tym, że prawo państwowe nie jest tym samym, co prawo moralne. Jeżeli zakazujemy czegoś pod sankcją prawną, to zakaz ten może pełnić dwie podstawowe funkcje: ukaranie osoby dokonującej zakazanego czynu oraz uniemożliwienie jej dokonania tego czynu ponownie. W przypadku morderstw twierdzimy więc, że poparty sankcją zakaz prawny ma na celu ukaranie morderców oraz uniemożliwienie im dokonania kolejnych morderstw. Analogia nie zachodzi w przypadku zakazu aborcji. Póki co zwolennicy zakazu aborcji nie twierdzą, że należy wsadzać do więzienia matki, a zatem prawo antyaborcyjne nie pełni funkcji sankcjonującej. Być może mogłoby pełnić funkcję odstraszającą i utrudniającą wykonanie czynu, ale w obliczu tego, jak łatwo o aborcję w Polsce, jest to mało prawdopodobne. Innymi słowy, z punktu widzenia teoretycznoprawnego prawo zakazujące aborcji jest prawem martwym i zbędnym. Z kolei z punktu widzenia moralnego, jest to zakaz szkodliwy i dwuznaczny moralnie ze względu na zaniechanie pomocy osobom dokonującym aborcji.
Jak chronić życie?
Do tej pory twierdziłem, że aborcja jest niemoralna. Niemoralna i wątpliwa pod względem prawnym jest również delegalizacja aborcji. Co zatem zrobić, żeby chronić życie? Odpowiedź jest bardzo prosta. Aborcja nie bierze się stąd, że taka jest moda lub kaprys współczesnej kobiety. Aborcja nie bierze się z mody na cywilizację śmierci, czegokolwiek by ona nie oznaczała. Zjawisko aborcji bierze się najczęściej z biedy lub z praktycznej niemożliwości poświęcenia się opiece nad dzieckiem. To ostatnie zjawisko nie dotyczy przy tym z reguły kobiet na wysokich stanowiskach, ale osób, które nie mogą sobie pozwolić na półroczną przerwę w pracy, muszą samotnie wychowywać dziecko, lub tych, których po prostu nie stać na jego posiadanie.
Moralny sprzeciw wobec aborcji jest więc godny pochwały. Jeżeli jednak ma on się koncentrować na walce o delegalizację aborcji, jest moralną głupotą. Nie wystarczy zamykać oczu, żeby dane zjawisko zniknęło, a i samo zamykanie oczu jest często niemoralne. Więcej dobrego my, zwolennicy życia, osiągnęlibyśmy, gdybyśmy zaczęli walczyć o poprawę warunków życia w Polsce, o powiększenie pensji, o ograniczenie ilości umów śmieciowych. Chronić życie będziemy wtedy, gdy będziemy walczyć z biedą i z wykluczeniem. Jest to być może mniej spektakularna walka, ale z pewnością mająca więcej wspólnego z duchem chrześcijaństwa.
Czytaj nas co tydzień! Nowy numer tygodnika „Kontakt” w każdy poniedziałek.