Berlin. Miasto pamięci (fragment książki)
„Berlin. Miasto pamięci” zawiera 20 artykułów poświęconych zarówno tym najbardziej rozpoznawalnym, jak i mniej znanym obiektom, na których piętno odcisnęły dwa dwudziestowieczne systemy totalitarne. Książka pomaga zrozumieć fenomen złożonej tkanki miejskiej Berlina, wpisując ją w szerszy kontekst niemieckiej polityki historycznej i pamięci społecznej. W dzisiejszym wydaniu “Kontaktu” publikujemy fragment książki poświęcony Karl-Marx-Allee, którego autorem jest Jan Burek. Oficjalna premiera odbędzie się 17 marca o 18:30 w warszawskim Domu Spotkań z Historią (ul. Karowa 20)
***
Karl-Marx-Allee
Stojąc na początku Karl-Marx-Allee przy stacji metra Frankfurter Tor, nietrudno uwierzyć, że widzimy przed sobą największy projekt wschodnioniemieckich architektów epoki socrealizmu. Aleja jest szeroka na blisko 90 metrów i flankowana wysokimi, dziesięciopiętrowymi kamienicami, tworzącymi monumentalne pierzeje.
Nawet wybitni architekci i krytycy architektury dawali się uwieść jej totalitarnemu urokowi. Gdy w 1993 roku Philip Johnson odwiedził Berlin, stwierdził, że założenie Karl- Marx-Allee to „planowanie miasta w wielkim stylu”. Z kolei Aldo Rossi określił aleję mianem „ostatniej wielkiej ulicy Europy”.
Wystarczy krótki spacer KMA, by przekonać się, że nie jest ona skończonym projektem. Tak jak cały Berlin, ma ona strukturę patchworkową. Pomiędzy gigantycznymi socrealistycznymi kamienicami kryją się niskie modernistyczne budynki. Zbliżając się do Alexanderplatz (wieńczącego KMA od zachodu), zobaczymy natomiast ogromne bloki utrzymane w stylistyce późnego radzieckiego modernizmu.
Mimo swych totalitarnych korzeni KMA nie jest, jak chciałby Johnson, jednolitym projektem. Jest w istocie hybrydą trzech różnych założeń. Nazwę alei po wojnie zmieniano dwukrotnie, dwukrotnie również zmieniały się wytyczne architektoniczne i urbanistyczne. Gdy w 1948 roku decydowano, że budowa KMA będzie pierwszym wielkim projektem odbudowy we wschodniej części Berlina, ulica ta nosiła jeszcze swą przedwojenną nazwę: Frankfurter Allee. Pierwsze budynki wzniesiono tam w następnym roku. Odsunięte od ulicy, choć tworzące pierzeję pięciopiętrowe bloki kontynuowały przerwaną przez rządy nazistów tradycję niemieckiego modernizmu. Nie różniły się w zasadzie od osiedli wznoszonych wówczas w zachodnich Niemczech.
Taki stan rzeczy nie trwał długo. W grudniu 1948 roku, z okazji 70. urodzin Stalina, ulicę przemianowano na Stalinallee. Odsłonięcie tabliczek informujących o nowej nazwie stanowiło zwieńczenie uroczystości odbywających się w całych wschodnich Niemczech. Był to również dobitny znak całkowitego uzależnienia wschodnioniemieckich władz od Moskwy. Przywódca ZSSR otrzymał swą ulicę w stolicy NRD wcześniej niż Karol Marks. Zmiana nazewnictwa szybko została poparta wprowadzeniem zmian projektowych. Dyrektywy przyszły bezpośrednio ze Związku Radzieckiego. Na wiosnę 1950 roku do Moskwy udała się wycieczka wschodnioniemieckich architektów. Wrócili z jasnymi wytycznymi – modernizm należało odrzucić jako styl kosmopolityczny. Odtąd tryumfować miał socrealizm, oparty na radzieckich wzorcach, ale nawiązujący do narodowych tradycji architektonicznych.
Zmiana ta została poparta przez najwyższe władze NRD. W lipcu 1950 roku sam pierwszy sekretarz SED (Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec, sprawującej rządy w NRD), Walter Ulbricht, oskarżał modernistycznych architektów o próbę umniejszenia znaczenia Belina i „kosmopolityczne fantazje”. Wątek „kosmopolityzmu” podnosiła również prasa. Warto dodać, że używając tego samego sformułowania architekturę modernistyczną atakowali w latach 30. naziści. Nie umknęło to oczywiście zachodnioniemieckiej opinii publicznej, która dostrzegła związek między systemami totalitarnymi nie tylko w propagandowych hasłach, ale także w formach architektonicznych. Zachodnim architektom projekty socrealistyczne przywodziły na myśl dzieła głównego architekta III Rzeszy Alberta Speera.
Pierwszym niemieckim budynkiem socrealistycznym stylu był ukończony w maju 1952 roku Hochhaus an der Weberwiese, położony na tyłach Stalinallee i zaprojektowany przez głównego architekta tej ulicy Hermanna Henselmanna. Wysokościowiec ten jest bez wątpienia w duchu socrealizmu, nie przypomina jednak słynnych „wież Stalina”, jakie znamy z Moskwy, Rygi czy Warszawy. Jego prosta, wertykalna bryła świadczy o zakorzenieniu Henselmanna w modernizmie.
W 1952 roku rozpoczęła się budowa pierwszych socrealistycznych gmachów przy Stalinallee. Jako wzorzec „narodowej formy” zostały przyjęte budynki projektu Karla Friedricha Schinkla, zdobiące między innymi Unter den Linden. Klasycystyczne budowle reprezentujące potęgę pruskiej monarchii miały stanowić inspiracje dla projektantów wznoszących budynki świadczące o potędze robotników w robotniczym państwie. W ich formie niewiele zostało już z modernizmu.
Stalinallee projektowana była z ogromnym rozmachem. Przyziemia kamienic wyłożone zostały kamieniem, elewacje wyższych partii ceramiką. Co więcej, Stalinallee miała być nie tylko osiedlem mieszkalnym, ale nowym centrum Berlina. W przyziemiach planowane były sklepy i punkty usługowe. Mieszkańcy nowych budynków dobierani byli spośród partyjnej nomenklatury, wspierających reżim intelektualistów i artystów oraz przodowników pracy. Mieszkanie w tym miejscu wiązało się z obowiązkiem udziału w odbywających się na ulicy pochodach. W 1954 roku demonstracje takie organizowano średnio co cztery dni.
Te ambitne plany zweryfikowała jednak rzeczywistość. W czerwcu 1953 roku robotnicy wznoszący Stalinallee zbuntowali się przeciwko wyśrubowanym normom pracy. Ich bunt rozlał się następnie na cały wschodni Berlin, przechodząc do historii pod nazwą powstania berlińskiego. Po jego stłumieniu budowę kontynuowano, ale na drodze stanęły problemy finansowe. „Pałace dla robotników”, jak nazywano socrealistyczne kamienice, okazały się przekraczać możliwości „robotniczego państwa”. Ostatecznie pod koniec lat 50. socrealistyczne plany zostały zarzucone, w dużej mierze także pod wpływem nacisków płynących z powracającego do modernizmu Związku Radzieckiego. Zamiast projektowanych kamienic powstawać zaczęły modernistyczne bloki.
W 1961 roku, osiem lat po śmierci Stalina, zachodnia część ulicy przemianowana została na Karl-Marx-Allee, wschodnia zaś odzyskała swe przedwojenne miano Frankfurter Allee. Tym razem zmiana nazwy przebiegła bez pompy. W listopadową, deszczową noc oddziały milicji zamknęły ulicę. Gdy Berlińczycy obudzili się następnego dnia, tabliczki na budynkach informowały już o nowej nazwie alei, bez śladu zniknął też wzniesiony kilka lat wcześniej pomnik Stalina.
Karl-Marx-Allee nie stała się nowym centrum Berlina i od lat 60. powoli popadała w zapomnienie. Z niestarannie wykończonych budynków odrywały się fragmenty ceramicznych elewacji. Tuż przed upadkiem muru berlińskiego ulica została jednak wpisana na listę zabytków. Zjednoczenie Berlina, które przesunęło centrum miasta na zachód, usunęło KMA jeszcze bardziej w cień. Socrealistyczne gmachy poddano co prawda renowacji i ulica prezentuje się obecnie jak w latach swej świetności, ale nie wpłynęło to na jej ożywienie. KMA nie stała się również ważnym miejscem pamięci o komunizmie. Nawet robotniczy bunt z 1953 roku nie został w przestrzeni ulicy upamiętniony.
Po upadku muru nie dyskutowano wiele o kolejnej zmianie nazwy ulicy. Karol Marks nie jest dla większości Niemców postacią szczególnie kontrowersyjną. Do tradycji marksowskiej przez długi czas odwoływała się nie tylko wschodnioniemiecka partia komunistyczna, ale również zachodnioniemiecka socjaldemokracja.
Wydaje się, że obecnie KMA stoi przed szansą na nowe życie. Do budynków przy ulicy wprowadza się coraz więcej młodych ludzi. Osiedlają się tam skuszeni dużo niższymi cenami wynajmu niż w zachodniej części miasta. Ich pojawienie się oznacza w dużej mierze zerwanie ciągłości pamięci na KMA. Nie tylko nie czują się oni związani z miejscem, do którego przybywają, nie znają również jego historii. Na razie jednak na ulicy wciąż łatwiej jest ujrzeć spacerujących powoli starszych ludzi pamiętających czasy, gdy aleja nosiła imię Stalina.