Artykuł powstał w ramach projektu „Przeciwdziałanie antysemityzmowi i innym formom dyskryminacji. Wdrażanie w Polsce operacyjnej definicji antysemityzmu IHRA” zrealizowanego w ramach programu Interfaith/Interethnic Coalition-Building To Combat Xenophobia and Religious-Based Discrimination, prowadzonego w obszarze działań National Democratic Institute Przedstawicielstwo w Polsce.
„Antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami, oraz ich własności, a także przeciw instytucjom i obiektom religijnym społeczności żydowskiej” – tak brzmi treść operacyjnej definicji antysemityzmu stworzonej przez Międzynarodowy Sojusz na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA), którego celem jest rozwijanie i promowanie edukacji, pamięci i badań na temat Holokaustu. IHRA dba także o wypełnianie zobowiązań wynikających z Deklaracji Sztokholmskiej z 2000 roku, powstałej podczas konferencji sztokholmskiej poświęconej badaniu i upamiętnianiu Holokaustu, w której udział wzięło 45 państw, w tym Polska.
Zbliża się 11 listopada – Narodowe Święto Niepodległości. W przestrzeni publicznej z większym natężeniem niż zazwyczaj pojawią się różne polskie, narodowe, „patriotyczne” znaki i symbole: polska flaga, kotwica Polski Walczącej, przedstawienia Orła Białego, wizerunki Żołnierzy Wyklętych, hasła takie jak „Bóg, Honor, Ojczyzna” czy „Śmierć Wrogom Ojczyzny”. Hasła te są nośnikami szerszej narodowo-patriotycznej ideologii, w ramach której prawdziwy Polak to biały heteroseksualny katolik.
Coroczny Marsz Niepodległości jest organizowany przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, do którego należą członkowie takich organizacji jak Młodzież Wszechpolska, Ruch Narodowy i Obóz Narodowo-Radykalny. Mimo że Marsz Niepodległości buduje swój wizerunek jako przestrzeni otwartej, której częścią są odmieniane przez wszystkie przypadki „rodziny z dziećmi”, to taka narracja jest tylko przykrywką dla brunatnych, faszystowskich przekonań. ONR ma przecież przedwojenne korzenie faszystowskie. Organizacja ta przed wojną inicjowała różnego rodzaju akcje antyżydowskie, polegające zarówno na bezpośrednich, fizycznych napadach, jak i na wykluczaniu Żydów z rozmaitych przestrzeni poprzez wywieranie nacisków na władze uczelni, aby ustanowiły getta ławkowe i numerus clausus (ograniczenie liczby studentów, w tym przypadku pochodzenia żydowskiego, motywowane antysemickimi pobudkami). Te formy dyskryminacji zostały wprowadzone między innymi na Uniwersytecie Warszawskim. Obok falangi symbolem narodowców jest krzyż celtycki wywodzący się z religii przedchrześcijańskich, a dziś często wykorzystywany przez osoby i organizacje związane z neonazizmem i ruchem białej supremacji. Symbol ten służył także norweskim nazistom podczas drugiej wojny światowej. W dzisiejszej deklaracji ideowej ONR nie wspomina wprost o Żydach, ale chętnie odwołuje się do wartości, którymi kierował się przed wojną. Na stronie czytamy: „Kontynuujemy dzieło naszych ideowych przodków, takich jak Roman Dmowski, Jan Mosdorf, Tadeusz Gluziński, Henryk Rossman, czy Adam Doboszyński”. Przyjrzyjmy się tym postaciom: Roman Dmowski jest jednym z ojców współczesnego polskiego nacjonalizmu, którego myśl narodowa opierała się na antysemityzmie; Jan Morsdorf pisał: „patriota musi sobie postawić za zadanie zwalczanie żydów na każdym kroku. Bojkot towarów i sklepów żydowskich, bojkot studentów żydów, okazywanie im zawsze, iż są nam wstrętni i zbyteczni, wreszcie eliminacja żydów z kół naukowych, sportowych, literackich”; Adam Doboszyński natomiast był jednym z inicjatorów i czynnych agresorów podczas tak zwanej wyprawy myślenickiej, w ramach której zdemolowano sklepy żydowskie i synagogę.
Bohaterami noszonymi na sztandarach podczas Marszu Niepodległości są takie postaci jak wspomniany wyżej Roman Dmowski czy Żołnierze Wyklęci. Część spośród tych ostatnich odpowiada za czystki etniczne, w tym mordy na Żydach. Jednym z Żołnierzy Wyklętych był Józef Kuraś ps. „Ogień”, który wraz ze swoimi oddziałami mordował ocalałych z Holokaustu Żydów, a którego pomnik stoi dziś w centrum Zakopanego. I nie jest to pomnik zapomniany, wręcz przeciwnie – kwiaty i znicze pojawiają się przy nim codziennie.
Niewidzialne znaki
Niektóre znaki widoczne podczas Marszu są wprost antysemickie, inne głoszą raczej ogólną nienawiść do inności, a jeszcze inne odwołują się do polskich tradycji bohaterskich i martyrologicznych. Antysemickie (i ksenofobiczne) symbole obserwujemy jednak nie tylko 11 listopada.
Rozmaite symbole o podłożu antysemickim czy rasistowskim są silnie obecne w przestrzeni publicznej. Mijamy je na ulicach, ale nie zwracamy na nie uwagi. Nie myślimy o nich jako o objawach antysemityzmu, a jednak nawet te „miękkie” przejawy niechęci wobec Żydów, choć często nierozpoznawane, są szkodliwe i przykładają się do ogólnej antysemickiej atmosfery.
Jednym z niezauważalnych, społecznie przezroczystych przejawów głęboko zakorzenionych klisz, które na pozór nie są antysemickie, jest znany w całej Polsce motyw „Żyda z pieniążkiem”. Można go spotkać w wielu, często zaskakujących miejscach: w sklepie z pamiątkami, w supermarkecie, w kwiaciarni czy na bazarze. Wszechobecność takiego przedstawienia Żydów nie budzi większych kontrowersji. Pokutuje przekonanie, że Żyd z pieniążkiem w domu przynosi szczęście. Co więcej, według przesądów, aby obrazek pełnił swoją funkcję, należy za ramkę włożyć grosik, by co jakiś czas obrócić go do góry nogami i ów grosik odzyskać, pozbawiając tym samym Żyda pieniędzy. Powinno się to robić w piątek wieczorem, wraz z rozpoczęciem Szabatu. Według Bożeny Keff, publicystki i badaczki literatury w Żydowskim Instytucie Historycznym, „Żyd z pieniążkiem” pasuje doskonale do antysemickich uprzedzeń, z którymi kultura europejska jest zapoznana i oswojona: Żyd-wyzyskiwacz, Żyd-kapitalista, Żyd-skąpiec. Przedstawienie to, korzystając z antysemickich stereotypów, umieszcza je pośród oswojonych, przyjaznych znaków. W końcu Żyd ma przynosić nam szczęście w interesach. Nie zmienia to jednak faktu, że jest nośnikiem negatywnych i szkodliwych stereotypów. To właśnie między innymi przez takie symbole określenie „Żyd” funkcjonuje jako wyzwisko, obelga.
Krzyż celtycki, wisząca na szubienicy lub przekreślona Gwiazda Dawida, falanga, słowa „Żyd”, „pejsy”, „Izrael”, „Jude”, a nawet „bij Żyda” widoczne są w przestrzeni publicznej na murach czy wiatach przystankowych. Często retoryką nawiązującą do Holocaustu i antysemityzmu posługują się „pseudokibice” różnych klubów piłkarskich, sugerując (w łagodnej wersji), że kibice drużyny przeciwnej mają żydowskie korzenie, lub, bardzo dosadnie, wysyłając przeciwników „do gazu”. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do ich obecności w polskiej ikonosferze, że w zasadzie przestajemy je widzieć, jako społeczeństwo nie traktujemy ich jako przejawu intencjonalnego antysemityzmu. Jak pisze Anna Zawadzka, socjolożka pracująca w Instytucie Slawistyki PAN, owe bazgroły na murach klasyfikuje się po prostu jako wandalizm. Taka kategoryzacja sprawia, że nie zatrzymujemy się nad ich rzeczywistym sensem. Trafiają one do jednego worka z napisami „ACAB”, czy „Basia + Jacek = WNM”. Nie wydaje się, żeby kibice na przykład Cracovii czy Widzewa Łódź (przez przeciwników nazywani „Żydzew Łódź”) specjalnie uderzali w mniejszość żydowską, celem ich ataków są raczej kibice i piłkarze przeciwnej drużyny. Okazuje się jednak, że najporęczniejsze są w tej walce antysemickie klisze. Zapytani, czy są antysemitami, zapewne odpowiedzieliby, że nie, może nawet, że mają przyjaciela Żyda, co jest częstą obroną przed zarzutem o antysemityzm. W tym sensie znaki na murach są „puste”, nie odwołują się do uświadomionej chęci bicia etnicznego Żyda. „Żyd” w tym kontekście staje się raczej częścią doskonale dla wszystkich czytelnego kodu kulturowego, obraźliwym znakiem, który jako taki przez wszystkich jest rozpoznawany, ale nie jest wcale adresowany do konkretnego, „prawdziwego” Żyda. Wręcz przeciwnie – Żydami nazywa się po prostu osoby, które chce się obrazić, na przykład kibiców przeciwnej drużyny, albo osobę, która wpisuje się w stereotypowe znaczenie tego słowa, czyli na przykład nie chce pożyczyć nam pieniędzy. Kibice używający słowa „Żyd” jako obelgi nie zwracają się do Żydów ani nawet nie mówią o Żydach, przez co ich bazgrołów i wypowiedzi nie uznaje się za antysemickie. Prawo polskie nie uznaje nazwania Żydem osoby nim niebędącej za przestępstwo. Póki nie obraża się konkretnego człowieka, nie łamie się prawa.
„Żydem” obrażają nie tylko kibice. O tym, jak głęboko w naszym społeczeństwie zakorzeniony jest często prześlepiany antysemityzm, świadczyć może epizod z kampanii prezydenckiej roku 1990, na którego przykładzie widzimy, że scena polityczna, tak samo jak przestrzeń publiczna, nie były i nie są do dziś wolne od uprzedzeń antysemickich. Bohaterami przytoczonej niżej sytuacji są osoby uznawane przez wielu za symbol walki o wolność i pełniące w swoich czasach (a może też dziś?) rolę społecznych autorytetów. Podczas kampanii Lech Wałęsa „oskarżył” Tadeusza Mazowieckiego o bycie Żydem, chcąc zdyskwalifikować kontrkandydata i wykazując, że nie jest wystarczająco „polski”, żeby zostać prezydentem. Mazowiecki miał wiele możliwości poradzenia sobie z tą sytuacją. Jego reakcja dużo mówi o ówczesnym stosunku do Żydów – były premier zaczął bowiem za pomocą dokumentów udowadniać swoje polskie pochodzenie, jakby rzeczywiście korzenie żydowskie dyskwalifikowały z ubiegania się o fotel prezydencki. Opisana historia jest bardzo wymowna. Kandydat na prezydenta wolnej Polski uznał, że skutecznym zagraniem przeciwko kontrkandydatowi będzie „posądzenie” go o korzenie żydowskie, a drugi – zamiast uznać to za głupie i nic niewnoszące zachowanie albo lepiej: zwrócić uwagę na antysemickie podłoże takiego „ataku” – uznał, że powinien udowodnić, że jest prawdziwym Polakiem z dziada pradziada.
Nasza codzienność jest więc pełna antysemickich znaków, często używanych bezwiednie. Intencjonalność lub jej brak nie ma jednak znaczenia. Fakt, że korzystając z antysemickich symboli, nie chcemy wcale wyrazić niechęci wobec Żydów, nie neutralizuje negatywnego przekazu. To, że klisze antysemickie są przez nas używane bezwiednie, wskazuje na głębokie zakorzenienie antysemityzmu w naszej kulturze, a co za tym idzie, w społeczeństwie. Spójrzmy na język: „wyżydzić”, „nie żydź”, a także: „kochajmy się jak bracia, liczmy się jak Żydzi”. Niepokojące konotacje drzemią nawet w niewinnej dziecięcej grze w berka, której głównym celem była oryginalnie ucieczka przed małym żydowskim chłopcem, Berkiem. Przy czym prawdopodobnie gdyby zapytać osoby korzystające z antysemickiego kodu, okazałoby się, że nie mają na myśli żadnego konkretnego Żyda-osoby. Żyd jest dla Polaków „Znaczącym Obcym”, którym gardzimy, uciekamy przed nim podczas gry w Berka, kimś, od kogo staramy się odróżnić. „Zarzut” o żydowskie pochodzenie traktujemy jako argument w politycznej grze. Jednocześnie boimy się go, wyobrażając sobie, że trzyma w swoich rękach ogromy majątek i rządzi światem.
Rozliczenia nadszedł czas
Antysemityzm w Polsce, czy ujawniony, czy nie, ma się wciąż dobrze. Jest on jednak kierowany w pustkę. W kraju nie ma już Żydów. Jest ich wyobrażenie, a właściwie kilka różnych wyobrażeń. Jest figura Żyda bogatego i skąpego czy Żyda chcącego zawładnąć światem. Przed wojną w Polsce żyło około trzech milionów Żydów, dziś jest ich około ośmiu tysięcy (dane ze spisu powszechnego z roku 2011). Holokaust w dużej mierze wydarzył się na ziemiach polskich i na polskich oczach. W ciągu sześciu lat z kraju zniknęło 10 procent społeczeństwa. Działo się to w części przypadków przy pomocy polskich sąsiadów.
W Polsce antysemityzm jest doświadczeniem kolektywnym, często ukrytym, ale głęboko zakorzenionym i twierdzenie, jakoby Polska była od niego wolna, nie pozwala na przepracowanie problemu. Stosunek Polaków do Żydów wypływa w różnych sytuacjach publicznych, jak chociażby ostatnia głośna sprawa sądowa, podczas której Barbara Engelking i Jan Grabowski zostali oskarżeni o przedstawienie w niekorzystnym świetle sołtysa wsi Malinowo, zarzucając mu współudział w wydaniu Żydów Niemcom. Rozliczenie się z takimi zbrodniami jak pogrom w Jedwabnem czy w Kielcach, wydawanie Żydów Niemcom czy grabienie żydowskiego mienia umożliwiłoby może szczerą narodową dyskusję historyczną i pozwoliłoby na przepracowanie antysemickich klisz.
Za parę dni, podczas Marszu Niepodległości, znów będziemy przyglądać się pewnej konkretnej wizji wspólnoty narodowej, temu, kim jest „prawdziwy” Polak. W ramach narracji przedstawianej przez uczestników Marszu 11 listopada nie ma w Polsce miejsca dla Żydów. Znaki, które pojawią się na polskich ulicach, najprawdopodobniej wpiszą się właśnie w omówiony wyżej problem antysemickich klisz.
Dlatego tak ważne jest przyjęcie jednej spójnej definicji tego zjawiska, żeby zauważać jego przejawy i móc im przeciwdziałać. Może kiedyś Gwiazda Dawida wisząca na szubienicy przestanie być uznawana wyłącznie za akt wandalizmu, a zacznie funkcjonować również jako przestępstwo na tle antysemickim. W definicji stworzonej przez IHRA ważny dla polskiego kontekstu wydaje się być fragment „antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami”, bo pozwala na ujawnienie antysemickich aktów w działaniach nieskierowanych bezpośrednio do Żydów, których to działań, co pokazują wskazane przykłady, w Polsce wciąż niestety nie brakuje.