fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Zuber: Gdyby Jezus był kobietą

Gdyby poważnie brać naukę Chrystusa, nie byłoby żadnej dyskryminacji kobiet w Kościele. Nawet Jezus nie musiałby być kobietą.

ilustr.: Monika Grubizna

ilustr.: Monika Grubizna


RAFAŁ PIKUŁA: Znów obchodzimy Święta Bożego Narodzenia. A co by było, gdyby Bóg wcielił się w kobietę, a nie w mężczyznę? 
MONIKA ZUBER: Pytanie, jakie Pan zadaje, słyszałam nie raz. Nie raz zastawiałam się nad taką możliwością. Możliwe, że patrzylibyśmy dzisiaj na Boga, który ma więcej kobiecych przymiotów płciowych. Pewnie inaczej potoczyłyby się losy pierwszego Kościoła. Jest szansa, że kobiety tak szybko nie straciłby swojej przywódczej pozycji. Przypomnijmy, że pierwszy Kościół pogardliwie nazywany był „religią kobiet i ubogich”. Może dzisiaj przywództwo kobiet i mężczyzn byłoby na równi obecne w strukturach chrześcijańskich Kościołów? To kobiety nauczałyby, kim i jaki jest Bóg, kobiety tworzyłyby refleksję teologiczną na własną miarę – na miarę kobiet.
Wczesne chrześcijaństwo było bardzo otwarte na kobiety, wynikało to wprost z nauki Chrystusa.
Moim zdaniem emancypacja kobiet zaczęła się właśnie od Chrystusa, nawet jeżeli był (tylko) mężczyzną. Jezus emancypował kobiety – sposobem ich traktowania, rozmowy, dowartościowania w kulturze, która je dewaluowała, szczególnie w obszarze religijnym. Był bardzo kontrowersyjny w swojej otwartości na kobiety, ale ten temat jest dziś niewygodny, politycznie niepoprawny. Nie będą tego nauczali ci, którzy nie potrafią zauważyć kobiet w Ewangelii, ponieważ omijają wszelkie tematy związane z kobietą. Kobiety to wciąż niewygodna połowa społeczeństwa dla księży.
Oczywiście stosunek Jezusa do kobiet bulwersował Jego współczesnych. Jednak przyjście Jezusa jako kobiety w czasach patriarchalnego cesarstwa rzymskiego, w ówczesnej szowinistycznej religijności judaistycznej, byłoby czymś kompletnie nie do pomyślenia. Trudne do pojęcia Wcielenie byłoby jeszcze bardziej radykalne!
Trudność w zrozumieniu zbawienia mamy nawet poza płcią Chrystusa, wolimy Świętego Mikołaja niż trudną prawdę Bożego Narodzenia – o naprawdę ubogiej rodzinie, odrzuceniu, upokorzeniu, wymordowaniu dzieci w Betlejem, ucieczce. Dzisiaj obraz Chrystusa jest wygładzony, „osłodzony”, wręcz nieprawdziwy. Mało słyszymy o Jego radykalizmie, kontrowersjach. Nawet Jego śmierć ma jedynie wymiar zbawczy, mało kto mówi, że Jezus swoją śmiercią również „zapłacił” za swoje odważne poglądy, niewygodne nauczanie, prawdę i traktowanie uprzywilejowanie dyskryminowanych grup społecznych. Jestem pewna, że dzisiaj zostałby tak samo potraktowany w naszym bardzo chrześcijańskim społeczeństwie.
Nie chcielibyśmy przyjąć prawdy, że Jezus był kobietą?
Gdyby Chrystus był kobietą, pewnie już około III wieku poddano by to w wątpliwość historyczną. Dzisiaj mało kto mówi, że był z ubogiej rodziny, niektórzy nie wiedzą, że był Żydem. Wszystko dlatego, że nie słuchamy słów Jezusa, tylko używamy religii do manipulacji, do walki o własne interesy, władzę. Wolimy pielgrzymki, magiczne zjawiska, dewocję niż przebaczenie drugiemu. Gdyby poważnie brać naukę Chrystusa, nie byłoby żadnej dyskryminacji kobiet w Kościele. Nawet Jezus nie musiałby być kobietą.
Czy z teologicznego punktu widzenia są możliwe narodziny Boga jako kobiety?
Jest to możliwe, ponieważ teologia chrześcijańska nie przypisuje Bogu płci ani płciowych przymiotów. Bóg stworzył płeć, choć sam jej nie posiada. Wcielenie dokonuje się w człowieku, by zbawić wszystkich ludzi, niezależnie od płci. Nadawanie Bogu przymiotów płciowych jest formą herezji, jak i wyrazem naszej natury ludzkiej, naszego ułomnego sposobu myślenia. Nie potrafimy wyobrazić sobie Boga, który przekracza nasze ludzkie doświadczenie. Dlatego myślimy o Nim w kategoriach ludzkich, zawsze tworząc Jego karykaturę. Każde ludzkie wyobrażenie o Bogu jest nieprawdziwe, skazane na porażkę naszego ograniczonego umysłu.
Święty Paweł hierarchię płci uzasadnił teologicznie: „Głową każdego mężczyzny jest Chrystus, głową kobiety mężczyzna, a głową Chrystusa — Bóg. […] Mężczyzna […] jest obrazem i odblaskiem Boga, a kobieta jest odblaskiem mężczyzny […]”. Można odnieść wrażenie, że to właśnie Apostołowie i ich następcy usunęli kobietę na bok?
Świętego Pawła lubimy czytać, jak nam się podoba. Proszę zauważyć, że dalej Paweł pisze: „Zresztą u Pana ani mężczyzna nie jest bez kobiety, ani kobieta nie jest bez mężczyzny. Jak bowiem kobieta powstała z mężczyzny, tak mężczyzna rodzi się przez kobietę. Wszystko zaś pochodzi od Boga”. Paweł w swoich pismach jednocześnie powielał model patriarchalny, jaki ówcześnie panował, a z drugiej strony podkreślał równość płci. Paweł potrafi sobie zaprzeczyć w kilku zdaniach, po to by potem pokazać, że ta pozorna sprzeczność jest częścią jego teologii. Mnie najbardziej inspiruje, że powołanie do służby w Kościele jest sprawą Ducha Świętego, który udziela darów „jak chce”, co oznacza, że płeć nie ma tutaj żadnego znaczenia. Wracając do apostołów, chciałabym przypomnieć, że oni akurat bardzo dobrze funkcjonowali z kobietami. Kobiety były również nazywane apostołkami i w pierwszym Kościele pełniły ważną rolę. Nie bez znaczenia było, że właśnie najpierw kobietom Chrystus ukazał się po swoim zmartwychwstaniu. Jednak im później od wniebowstąpienia Jezusa, tym mniej kobiet w rolach przywódczych Kościoła. Dlatego teolożki już Nowy Testament czytają „podejrzliwie”, ponieważ prawdopodobnie więcej kobiet było przy Chrystusie, niż dowiadujemy się o tym z Ewangelii. Męska optyka wartości eliminowała element kobiecy i dlatego Junię, wymienioną wśród apostołów w Liście do Rzymian, przemianowano na Junasa kilka wieków później. Przecież to niemożliwe, że apostoł Paweł wśród apostołów wymienia kobietę!
Przerobiono Pismo Święte tak, aby pasowało do dominującej, patriarchalnej kultury?
Nie trzeba było nic „przerabiać”. Autorami ksiąg Pisma Świętego byli mężczyźni, a ich teksty powstawały w kulturze patriarchalnej i agrarnej. Ta kultura i „męski” punkt widzenia wyłania się spoza wielu opisów. Ja bym nie bała się stwierdzenia, że bardzo zaskakującym z tej perspektywy jest fakt, że ów męski czynnik wcale nie jest aż taki „ubóstwiony” w Biblii. Widać to w często pojawiającej się ironii czy nawet bezpośredniej krytyce niektórych postaci. Stary Testament pełen jest metaforyki kobiecej i to bezpośrednio odnoszącej się do opisów Boga. Najczęściej spotykamy się z opisem miłości Stwórcy, która jest jak miłość matki. Ruah, czyli Duch, w Starym Testamencie jest rodzaju żeńskiego, podobnie jak Mądrość Boża. Chrystus przyrównuje zaś siebie do kwoki, która próbuje pozbierać kurczęta pod skrzydłami. Tych metafor jest sporo. Bóg często objawia siebie w żeńskich metaforach. Nie przemawiają one jednak do księży–mężczyzn, dlatego mało o nich słyszymy na kazaniach. Podobnie sprawa przedstawia się w historii Kościoła. Podczas wielu lat studiów nie usłyszałam o prawie żadnej kobiecie. Musiałam sobie kobiecą historię sama „doczytać” i to głównie z książek w językach obcych, ponieważ męskie grono teologów w Polsce się nimi nie interesuje. Co nie oznacza, że ich nie było.
Może w ramach walki o zauważenie kobiet w Biblii i teologii warto sięgnąć po tak oryginalny i radykalny pomysł, jakim posłużył się Jack Danger Canty, który w swojej wersji Biblii „Silent Voices” zamienił rolami kobiety i mężczyzn. Domina zesłała na Ziemię swoją jednorodzoną Córkę Jezusę. Przybycie Mesjanki prorokowała Daniella, wieść o Zmartwychwstaniu głosiła święta Pawła.
Nie sądzę, abyśmy tak wiele wagi przywiązywali do Pisma Świętego. Jest ono dzisiaj wciąż ważniejsze dla teologów niż dla zwykłych ludzi. W dodatku tak jak wspomniałam wcześniej – bardzo często wyrywa się z kontekstu pewne wyrażenia, zdania, by walczyć o swoje racje, interesy. Przykładem jest historia ruchu abolicjonistycznego (walki o zniesienie niewolnictwa), kiedy chrześcijanie stali po obu stronach „barykady”, rzucając sobie nawzajem wersety z Pisma. Przecież Nowy Testament wprost nie potępił niewolnictwa. A jednak postawa i nauczanie Chrystusa dały siłę, by walczyć o prawa prześladowanych. Tak samo może dać siłę kobietom. Chciałabym, aby Ewangelia był powszednią lekturą.
Czyli po prostu czytajmy ze zrozumieniem to, co już mamy?
Nauczanie Jezusa jest na tyle proste, że zrozumie je każdy, i tak prawdziwie bolesne, że prawie nikt nie pozostaje na nie obojętny. Jezus pyta o nasze motywacje, o cel istnienia, o prawdę naszego serca. Nie ma tam pozorów, jakiegoś nadęcia. Nie jest tak, że feminizacja zmienia wszystko. Wystarczy spojrzeć, co zrobiła religijność maryjna w sprawie kobiet. Kwestia dyskryminacji kobiet nie jest tylko sprawą walki płci, dotyczy też relacji między samymi kobietami. Płeć to zdecydowanie za mało, by coś zmienić w człowieku. Zamiast feminizacji proponuję zwyczajnie zapoznanie się z już istniejącą Ewangelią. Gdybyśmy przejęli się nauczaniem Chrystusa, nie byłoby problemu z dyskryminacją – czy to kobiet, czy dzieci, ubogich, osób upośledzonych czy starszych. W męskim świecie wygrywa zawsze silniejszy, bogatszy. W Ewangelii – ten, który kocha nawet nieprzyjaciela i to nie miłością romantyczną.
Według nauki katolickiej Kongregacji do spraw Nauki i Wiary z 1976 roku niedopuszczenie do kapłaństwa kobiet wynika z tego, że prezbiter, sprawując Eucharystię, występuje w imieniu Chrystusa, który wcielił się w mężczyznę. Kapłan jest znakiem Chrystusa, więc naturalne podobieństwo poprzez płeć sprawia, że to właśnie mężczyźni mogą być kapłanami.
Ten argument wynika z faktu, że samym tekstem Nowego Testamentu nie da się udowodnić, iż kobiety nie mogą być duchownymi. Bibliści wszystkich wyznań chrześcijańskich wiedzą, że Nowy Testament zawiera dwie tradycje, które sobie przeczą i współegzystują w Piśmie. Kobieta może być duchowną oraz kobieta nie może nauczać. Dlatego do głosu dochodzą inne argumenty. Kobiety w Kościołach tradycji protestanckiej (luterańskiej, anglikańskiej, metodystycznej, reformowanej i innych) są ordynowane na duchownych ze względu na radykalny dogmat o powszechnym kapłaństwie wiernych. Arcykapłanem jest tylko Chrystus, a każdy wierzący jest kapłanem, powołanym do budowania Kościoła. Świeccy i duchowni są równi przed Bogiem. Takie nauczanie znajdziemy w listach apostoła Pawła w Nowym Testamencie. Tu już nie ma wiele miejsca na walkę płci. Jeżeli jednak takim ważnym w sprawowaniu służby pozostaje element fizyczny ciała, to dlaczego nie idziemy dalej w takim rozumowaniu? Teolożki sugerują, że duchownymi powinni być tylko Żydzi, bo Jezus był Żydem. A może jeszcze spytamy o długość włosów duchownych? Kolor oczu? Wzrost? Zarost?
Czyli ten podział jest sztuczny?
Kluczowym jest rozumienie powołania i roli Kościoła. Jeżeli powołanie jest rzeczywiście służbą innym (pro publico bono) to mężczyźni chętnie się służbą podzielą. Jeżeli jednak kapłaństwo jest jedynie źródłem przywilejów, formą władzy i szybką karierą, to na pewno znajdzie się wiele argumentów, by kobiet do duchowieństwa nie dopuścić. Nie znajduję w nauczaniu Chrystusa nic o chęci władzy, manipulacji, bogato zdobionych szatach, samochodach i przepychu plebanii, za to jest wiele na temat dzielenia się, poświęcania, troski o najsłabszych, skromności, walki o sprawiedliwość. Jeżeli katoliccy kapłani są tacy troskliwi o podobieństwo do Chrystusa, powinni żyć tak, jak On: w ubóstwie.
Mimo wszystko myśląc o Bogu, musimy antropomorfizować. Łatwiej przychodzi nam wyobrażenie Boga jako mężczyzny.
Zgadzam się z Panem, że wszystko antropomorfizujemy, Boga również. Ale zawsze pozostaje pytanie o motywacje – czemu to służy? Jeżeli to służy mojej duchowości, ponieważ nie mogę wyobrazić sobie Boga, który przekracza wszystko, jest wszędzie i może wszystko, to jest to poniekąd usprawiedliwione. Jeżeli jednak moje motywacje to dyskryminacja drugiego człowieka, to wygląda to już zupełnie inaczej. Nie ważne, czy ten człowiek jest kobietą, ma inny kolor skóry lub po prostu jest chory czy ubogi. Ja lubię wracać do żydowskich wyobrażeń Boga – czasownikowych. Nie można było w żydowskiej religijności tworzyć obrazów Boga. Obraz jest zawsze idolatrią. Nie można w dwóch wymiarach przedstawić czasownika, bo czasownik to nie tylko trzeci wymiar, ale też czas i zmiana. Europejczycy Boga sprowadzili do dwóch wymiarów i mamy teraz problemy teologiczne.
Czyli jak mamy myśleć o Bogu?
To niezwykle trudne pytanie. Wiem jednak, że tak wychwalany obraz Boga jako Ojca, w pięknym symbolu, jaki nam zostawił Chrystus, też nie jest uniwersalny. W mojej duszpasterskiej praktyce poznałam wiele osób, które zmagały się z tym obrazem Boga, bowiem budził bardzo negatywne skojarzenia z własnym ojcem, który porzucił, bił, był pijakiem czy zgwałcił. W takiej sytuacji warto nauczać innych metafor, innych symboli, być może właśnie kobiecych? Antropomorfizacja jest narzędziem, ale nie może zamknąć Boga w klatce tradycji.
***
Monika Zuber. Teolożka, absolwentka BST i ChAT (teologia ewangelicka). Zaangażowana w projekty społeczne i charytatywne od ponad 20 lat. Pasjonuje się teologią feministyczną, socjologią religii i sztuką. Od 2010 roku zaangażowana w pracę duszpasterską w Kościele Ewangelicko–Metodystycznym. Obecnie pracuje w parafii w Ełku i Starych Juchach.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×