Zmarł Tadeusz Mazowiecki
Z głębokim żalem przyjęliśmy informację o śmierci premiera Tadeusza Mazowieckiego, wielokrotnego posła, doradcy „Solidarności”. Kawalera Orderu Orła Białego. Współzałożyciela i wieloletniego członka zarządu warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Był dla nas kompasem w świecie polityki.
Prezentujemy skrót organizowanego przez „Kontakt” spotkania „Credo polityka” z premierem Tadeuszem Mazowieckim, które odbyło się w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej 9 kwietnia.
Mateusz Luft: Panie premierze, elity „Solidarności” kierowały się etosem, na który składały się między innymi równość, braterstwo, współodpowiedzialność. Czy nie zgodziłby się pan z twierdzeniem, że po 1989 roku został on utracony?
Tadeusz Mazowiecki: Odpowiedziałbym: i tak, i nie. Przez etos „Solidarności” rozumiemy bowiem także wspólną walkę z totalitarnym systemem: pokojowymi metodami, bez odwetu i nienawiści. I właśnie w taki sposób zostały dokonane przeobrażenia 1989 roku. W tym sensie etos nie uległ zmianie. Potem przyszły jednak trudne reformy i różnicowanie się „S” na często wrogie sobie ugrupowania. Jedni na tych reformach zyskali, inni nie weszli dobrze w tryb nowej gospodarki. I w tym sensie można powiedzieć, że nastąpiła zmiana równościowego wymiaru etosu „S”. Jeśli jednak chodzi o gospodarkę, to staliśmy wtedy przed zasadniczym pytaniem: czy poprawiać dotychczasową gospodarkę, czy zasadniczo ją zmieniać. Myśmy musieli odejść od ustaleń Okrągłego Stołu, dlatego że w zakresie ekonomii przyjmowały one założenie, że tamten ustrój społeczno-gospodarczy będzie się dalej trzymał, a my tylko go zreformujemy. Przy ówczesnych warunkach okazało się to niemożliwe.
Istotnym postulatem podczas reform było na przykład dążenie do współzarządzania załóg robotniczych. Takie hasło pojawiało się w krajach zachodnich już od lat siedemdziesiątych, ale nigdzie nie zostało w pełni zrealizowane, gdyż w gospodarce rynkowej nie da się go dobrze, bez konfliktów zrealizować. Mieliśmy wybór: albo eksperymentować i szukać nowego modelu ekonomicznego, albo przyjąć wzorce już sprawdzone na Zachodzie. Postanowiliśmy nie ryzykować. Mówię o tym dlatego, że kwestia ekonomicznego zróżnicowania niewątpliwie zmieniała etos „S”. Wpływ na jego zmianę miała także walka polityczna. Było oczywiste, że związek zawodowy mający 10 milionów członków o poglądach prawicowych, centrowych, lewicowych, prędzej czy później zacznie się różnicować. To, co było bardzo negatywne, to sposób, w jaki to różnicowanie się dokonywało. We wzajemnej wrogości, która do dziś daje o sobie znać.
Stanisław Zakroczymski: Chcielibyśmy zatrzymać się przy aspekcie społecznym przemian. W artykule w „Tygodniku Powszechnym” po śmierci Jacka Kuronia pisał pan, że nie śni się panu po nocach gruba kreska, ale to, czy można było nie dopuścić do podziału na Polskę przegranych i Polskę wygranych. Czy wprowadzając bardzo ostre zmiany związane z planem Balcerowicza, nie czuli się państwo „nie w porządku” wobec robotników, którzy nie byli świadomi, w którą stronę one pójdą?
Dla mnie osobiście był to największy problem moralny. Zdawałem sobie sprawę z tego, że do tych przemian doprowadziło stanowisko wielkich zakładów pracy. Ich nacisk zdecydował o tym, co nastąpiło w 1980 roku. W 1989 roku obawa przed ich wybuchem skłoniła władze do rozmowy z „S” znajdującą się w podziemiu. Trzeba jednak pamiętać po pierwsze o tym, że nikt nie miał wcześniej takiego doświadczenia przechodzenia od gospodarki planowej do wolnorynkowej. My dokonywaliśmy tego po raz pierwszy. Po drugie, o tym, że było jasne, że te zakłady nie wytrzymają konkurencji z otwartą gospodarką Zachodu. Było oczywiste, że muszą być dokonane innowacje i inwestycje w celu ich modernizacji. Trzeba było w tym celu sprowadzić kapitał zagraniczny. Można było zatrzymać istniejący stan rzeczy, ale za cenę rezygnacji z rozwoju, co w dalszej perspektywie mogło mieć dla ludzi skutki daleko tragiczniejsze.
A czy mając świadomość ostrego charakteru zmian nie dało się ich mocniej zamortyzować, żeby społeczne skutki nie były tak mocne, jakimi okazały się być w ostateczności?
Oczywiście, należy stawiać takie pytania, gdyż politycy ponoszą odpowiedzialność za swoje decyzje. Proszę jednak wziąć pod uwagę również fakt, że w toku przemian wystąpiły zjawiska, których myśmy wcześniej nie przewidywali. Na przykład załamał się całkowicie rynek wschodni, który był głównym odbiorcą naszego przemysłu tekstylnego. Najbardziej drastyczna sprawa była związana z PGR-ami. Wydawało nam się, że ich pracownicy chętnie przejmą na własność ziemię, zaczną ją uprawiać i tworzyć własne gospodarstwa. Tymczasem przyzwyczaili się przez lata, że są robotnikami wykonującymi zlecenia, natomiast nie są rolnikami prowadzącymi całościowo własne gospodarstwa i wcale tej ziemi nie chcieli brać.