fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Zimne wojny o Polskę

Polskość jest właśnie konfliktem o to, co oznacza „być Polakiem”. Fakt, że ludzie nie potrafią się ze sobą dogadać, to dla mnie oznaka siły polskości – świadectwo, że walka toczy się o wielką stawkę. Kiedy Polacy przestaną się kłócić, przestaną być Polakami.

Ilustr.: Agnieszka Gietko


Żmiąca, niewielka wieś w Beskidzie Wyspowym, ma wielkie znaczenie dla nauk społecznych. Dzieje takich wiosek jak ta pozwalają nam zrozumieć, w jaki sposób staliśmy się, i wciąż się stajemy, Polakami.
Z doktorem Michałem Łuczewskim rozmawia Kamil Lipiński.
 
Badania prowadzone przez pana w Żmiącej trwały dziesięć lat (2002–2012). Sądząc po cytatach omówionych w książce „Odwieczny naród”, z wieloma mieszkańcami wsi udało się panu w tym czasie nawiązać bardzo bliskie relacje. Jak do tego doszło? Często słyszę narzekania socjologów, że to niezwykle trudne…
Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Żmiącej, musiałem zwalczyć szereg stereotypów, bo ludzie myśleli, że albo jestem dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, albo ankieterem Unii Europejskiej. Nie wiadomo, co gorsze. Cierpliwie tłumaczyłem, że robię badania, a jeden złośliwy chłop zapytał mnie, czy badam mocz, i zaniósł się wraz ze współtowarzyszami głośnym rechotem. Od „Gazety Wyborczej”, Unii oraz moczu musiałem przejść do rzeczywistości społecznej. I jakoś mi się to udało. Sukces ten miał jednak również swoją ciemną stronę. Kiedy prowadzi się badania terenowe, zyskuje się coraz więcej przyjaciół, ale też i wrogów. Z jednej strony, miałem więc tych, z którymi czułem się coraz lepiej, i oni też się tak ze mną czuli, z drugiej zaś – byli ludzie, których nie przekonywało to, co robię. Gdy udało mi się wniknąć w jedną część wsi, okazało się, że tworzą ją rodziny bardziej konserwatywne, co w tamtym kontekście znaczy – związane z dawną partyzantką antykomunistyczną. Ci, którzy z nostalgią wspominali PRL, podchodzili do mnie z dystansem, zakładając, że bliższa jest mi wizja antykomunistyczna. Lepszy kontakt z nimi nawiązywali za to moi studenci, których tam systematycznie dowoziłem.
 
Tożsamość szyta na miarę
 
Definiuje pan naród jako ruch społeczny, który jest tworzony i podtrzymywany przez „ideologów narodowych” w konkretnym celu. Do czego służy dzisiejszym żmiącanom polskość?
Po co nam w ogóle była polskość? Może lepiej byłoby pozostać pańszczyźnianymi albo cesarskimi chłopami i polskością w ogóle się nie przejmować? Nie mam dobrej odpowiedzi na to pytanie, ale myślę, że możemy się do niej trochę zbliżyć.
Po pierwsze, u schyłku XIX wieku proponowane wizje polskości wyraźnie się zmieniły. Wizje szlacheckie, radykalnie liberalne i powstańcze traciły na wsi poparcie na rzecz wizji konserwatywnych, kościelnych i lojalistycznych. Te ostatnie były możliwe do pogodzenia z wartościami wyznawanymi przez chłopów, to znaczy religią i porządkiem klasowym, i nie godziły w zakorzeniony na wsi szacunek dla cesarza. Chłopi znajdowali się również na coraz większym marginesie politycznym – w Wiedniu i we Lwowie byli eliminowani przez „polskie” elity szlacheckie. Chcąc walczyć z marginalizacją, odzyskać siłę, musieli dodać do swojej procesarskiej ideologii „polskość”. Stało się to możliwe dzięki księdzu Stanisławowi Stojałowskiemu, założycielowi polskiego ruchu ludowego, który powiedział chłopom mniej więcej coś takiego: „Macie szansę odzyskać podmiotowość, ale potrzebny jest wam naród, bez niego nie uzyskacie siły politycznej i ekonomicznej”. Użył zapewne innego języka, ale polskość przedstawiał właśnie w taki sposób – jako element przetargowy. Chłopi stali się Polakami dlatego, że nie przekreślając tego, kim byli wcześniej, służyło to ich interesom. Jest to tym ciekawsze, że te same rodziny, które brały udział w rabacji galicyjskiej, angażowały się wcześniej w ruch ludowy, a po II wojnie światowej – w partyzantkę antykomunistyczną. Te same rodziny najpierw zabijały polskich partyzantów w 1846 roku, a sto lat później same partyzantów wychowywały!
 
W swojej książce zwraca pan uwagę na to, że zarówno w rabacji, jak i w partyzantce działali głównie ludzie zamożni, lokalni liderzy…
Bo to przede wszystkim lokalni liderzy budują podmiotowość wsi. Nikodem Bończa-Tomaszewski, autor jednej z moich ukochanych książek, zatytułowanej „Źródła narodowości”, mówi, że naród jest budowany przez młodych, heteroseksualnych mężczyzn, którzy umacniają w ten sposób swoją podmiotowość. Jest tu coś na rzeczy – to są po prostu młodzi chłopi, klerykalni lub antyklerykalni, propaństwowi lub antypaństwowi, którzy budują własną tożsamość, angażując się w realizowanie swojej wizji narodu. Należy też pamiętać o tym, że polskość ma określoną wartość estetyczną. Piękno bohaterskiego narodu, narodu jak z „Ogniem i mieczem”, miało wielki wpływ na powstawanie polskości w Żmiącej. Wymiar estetyczny narodowej narracji miał i wciąż ma dla żmiącan istotne znaczenie.
 
Skłóceni czy zmobilizowani?
Dawni chłopi opisywani są przez socjologów jako jednolita grupa, która często wchodzi w konflikty z innymi, ale tylko do momentu, w którym sama przyswoi polskość. Kiedy już to zrobi, konflikty zaczynają dzielić chłopów wewnętrznie. Nie można bowiem zapominać o tym, że w czasach partyzantki powojennej chłopi toczyli walkę między sobą. Czy nie świadczy to o jakimś problemie z polskością, skoro wprowadziła ona do Żmiącej jedynie konflikty?
 
Dla mnie polskość jest właśnie konfliktem. Rozumiem ją jako spór o to, co oznacza „być Polakiem”. Fakt, że ludzie nie potrafią się ze sobą dogadać, to dla mnie oznaka siły polskości – świadectwo, że walka toczy się o wielką stawkę. Kiedy Polacy przestaną się kłócić, przestaną być Polakami.
 
W Żmiącej wielkie spory toczyły się od lat. Stosunek do rabacji czy antykomunistycznej partyzantki dzielił naprawdę głęboko. I dzieli nadal – wieś cały czas głęboko przeżywa konflikt związany z udziałem w powojennym podziemiu, w którym bogaci chłopi zadeklarowali się po stronie antykomunistycznej, a pozostali przyjęli postawę anty-antykomunistyczną, uważając antykomunistów za „bandytów” i „kułaków”, mając przy tym nadzieję na lokalną redystrybucję ziemi. Przyjęte postawy wyznaczyły podziały, które, z pewnymi modyfikacjami, utrzymują się do dziś.
 
Z tym że kiedyś prowadziły one do walki na śmierć i życie. Dlaczego mieszkańcy Żmiącej już się nie zabijają?
Formy oporu wobec przeciwstawnych wizji polskości są bardzo różne. Kiedyś, podczas rabacji, polskich patriotów w Żmiącej zabijano. Później już tylko ich bito. Od zabójstwa, przez pobicie, doszliśmy do wyśmiewania. Można powiedzieć, że dziś jesteśmy ironistami, mamy dystans do tego, co mówimy. Ale wciąż stosujemy tę samą strategię wykluczenia, które prowadzi do odczłowieczenia przeciwnika.
 
W obawie przed wykluczeniem druga, anty-antykomunistyczna część wsi nie artykułuje otwarcie swojej wizji polskości. Mieszkańcy Żmiącej, o których wiedziałem, że mają bardziej lewicowe zapatrywania, w sytuacjach publicznych milczeli. Dochodzi w ten sposób do wyrzucenia niektórych elementów poza sferę publiczną. W Żmiącej ukrywają się zwolennicy Janusza Palikota, a w Warszawie Polacy-katolicy.
 

Ilustr.: Agnieszka Gietko


Patrząc na to, co rok w rok dzieje się w Warszawie 11 listopada, nie jestem pewny, czy rzeczywiście tak mocno pragną oni pozostać w ukryciu… Przypomina mi się opisana w pańskiej książce scena wiejskiego ogniska, przy którym bawi się młodzież. Jeden z uczestników, prezentujący mocno konserwatywne poglądy, co chwilę próbuje wszcząć dyskusję o polityce, ale jest skutecznie pacyfikowany. Jak to się dzieje, że uciszane są także osoby reprezentujące mainstreamowe dla Żmiącej poglądy?
To pokłosie rozłamu komunizm – antykomunizm, antykomunizm – anty-antykomunizm. Konflikt sprzed siedemdziesięciu lat funkcjonuje dziś na poziomie ogólnie przyjętej, abstrakcyjnej krytyki rządzących. Ogólne sądy typu „Kaczyński jest dobry” albo „komuna jest zła” zawsze można bez obaw wygłosić, ale do konkretnej przeszłości się nie wraca, bo jest zbyt bolesna. O takich rzeczach można rozmawiać tylko w zaufanym gronie. Jedna z rodzin, u której często się zatrzymywałem, straciła podczas walk partyzanckich wujka i kuzyna, ciocię wsadzono do więzienia, a gospodarstwo miało zostać zlikwidowane jako „bandyckie”. Dopiero gdy jeden z mieszkańców – święcie przekonany o tym, że rodzina, u której mieszkam, mnie indoktrynuje – chwycił mnie za klapy, mówiąc: „Panie Michale, w tej książce to ma być prawda!”, stało się dla mnie jasne, że ten konflikt w ogóle istnieje.
 
Rozgrywające Matki Polki
 
Jaką rolę dla żmiąckiej tożsamości narodowej odgrywają kobiety?
Są dla niej bardzo ważne, bo musi istnieć ktoś, z kogo można złożyć ofiarę na ołtarzu narodu, kto weźmie na siebie ciężar życia domowego, gdy inni będą „walczyć o Polskę”. Polskość w pewnym sensie emancypowała się właśnie kosztem Polek. Dzisiaj do polskości, która sto lat temu nikogo w Żmiącej nie obchodziła, każda żmiącka mama wychowuje swoje dzieci. Moment, w którym polskość przechodzi od tego, co publiczne, dyskutowane, do tego, co reprodukujemy w rodzinach, jest tym momentem, w którym dynamicznie zwiększa się rola kobiety. Bo to kobiety wychowują dzieci. To one uczą wierszyków „Kto ty jesteś?”, pokazują mapę Polski, rozmawiają.
 

 
Ale czy kobiety w Polsce nie są tylko „pasem transmisyjnym”, przekazującym jedynie cudze, męskie idee?
W pewnym zakresie są, ale oprócz tego pozostają również nadawcą. Można powiedzieć, że każda wizja polskości została skonstruowana dla nas przez kogoś innego, przez „społeczeństwo”. Możemy do niej dodawać własne odcienie, ale jest ona faktem społecznym, więc nigdy nie będzie konstruowana wyłącznie przez nas. Typowa sytuacja „powstańcza”, w której wyłącznie mężczyźni angażowali się politycznie, porzucali swoje życie rodzinne, aby walczyć o realizację swojej wizji polskości, zaczyna przechodzić do historii. Być może w przyszłości to my, heteroseksualni mężczyźni, będziemy porzucani przez nasze żony, które w ten sposób będą chciały silniej ukochać Polskę. Ten proces już się zresztą zaczął. Rozmawiałem kiedyś pod Sejmem z protestującymi tam babciami, które mówiły: „My tego Rydzyka to nie za bardzo kochamy, ale tutaj już nikt nic nie robi, więc musimy same przyjechać i walczyć za młodych”. To już nawet nie nasze żony, ale nasze babcie uważają, że my nic nie robimy. I biorą sprawy w swoje ręce.
 
Kato-Euro-Polacy roku 2060
Czy wzrastające zaangażowanie polityczne kobiet sprawi, że pojawią się wśród nich jakieś nowe wizje polskości?
Możliwe, bo to się już kiedyś wydarzyło. W dwudziestoleciu międzywojennym nieprzerwanie toczyły się w Żmiącej kłótnie „po chałupach” między konserwatywnymi, religijnie nastawionymi kobietami, które trzymały stronę Kościoła, a mężczyznami, którzy utożsamiali się z partiami chłopskimi, często radykalnymi, zbliżającymi się do komunizmu. Nie wykluczałbym, że w przyszłości panowie znowu przeobrażą się w antyklerykałów. Choć może być odwrotnie, bo obecny proboszcz Żmiącej zdecydowanie wzmacnia podmiotowość mężczyzn. Gdy wchodzi się do Kościoła, słychać głównie męskie głosy.
 
Ile będzie narodów w Żmiącej za pięćdziesiąt lat?
Kończąc swoje badania, byłem przekonany, że znam Żmiącą bardzo dobrze. Książkę zakończyłem konkluzją, że mieszkańcy wyobrażają sobie naród polski jako wspólnotę wieczną, moralną i niepodzielną. Z tego powodu konflikt komunistyczno-antykomunistyczny musiał zostać wyciszony. Tymczasem, wbrew moim przewidywaniom, ten konflikt znów przybiera na sile. Zastanawiam się też nad tym, jaką rolę w Żmiącej będzie w przyszłości odgrywać „europejskość”, związana z postawą wobec Unii Europejskiej. Czy gdy przyjadę tam za pięćdziesiąt lat, spotkam Polaków-katolików-Europejczyków? Czy będą potrafili tak zdefiniować „europejskość”, żeby zaczęła pasować im nie tylko do katolicyzmu, ale i do polskości? (Jedna z kobiet żmiąckich narzekała, że zagłosowała za przystąpieniem do UE, bo namawiał do tego Ojciec Święty, ale później przyszła bieda). Być może zresztą elementem tożsamości żmiącan stanie się nie „europejskość”, lecz konflikt o „europejskość”.
 
Skoro dopuszcza pan powstanie nowych form polskości w Żmiącej, to skąd tytuł książki: „Odwieczny naród”?
Tytuł książki nie odnosi się do faktycznej jednolitości wizji polskości w Żmiącej, ale do charakteryzującego żmiącan przekonania, że są Polakami od zawsze. Wydaje mi się, że nawet jeśli wybuchną w Żmiącej kolejne konflikty, polskość wciąż będzie tam konstruowana jako „odwieczna”. Nawet jeśli żmiącanie przeczytają moją książkę, która pokazuje, że sto lat temu ich dziadowie śmiali się z Polaków, a pradziadowie ich zabijali, to odpowiedzą, że to była kwestia edukacji, że oni po prostu nie zdawali sobie sprawy z tego, że są Polakami.
 
Ciekawsze wydaje mi się to, czy wciąż obowiązywać będzie wizja narodu „moralnego”, czyli taka, na gruncie której bycie Polakiem wiążę się z realizowaniem pewnej postawy etycznej. Naród „odwieczny” może być przyjęty wzruszeniem ramion, ale naród „moralny” musi zakładać istnienie postaw niemoralnych. W taką wizję narodu wpisane jest wykluczenie. Oczywiście, można wyciszać taką wizję polskości, można ją „odmoralniać”. Przykładem działań zmierzających w tym kierunku są akcje społeczne typu „Orzeł może”. Zawarty w nich ładunek ironii pozwala wytracić wewnętrzne napięcia i konflikty, które – jak zaznaczyłem wcześniej – uważam za ważne elementy polskości. Moralna wizja narodu może być też neutralizowana przez inkluzywność, podkreślanie wartości zgody i „bycia wielką rodziną”. To retoryka bliska Platformie Obywatelskiej, chociaż w praktyce politycznej zarówno PiS, jak i PO stosują raczej wzajemne wykluczanie.
 
Każdy socjolog widzi swój obiekt badań jak płatek śniegu, który ma własny, unikalny kształt. Ale jak sytuacja panująca w Żmiącej ma się do rzeczywistości innych polskich wsi?
Historia Żmiącej to skrajny przykład tego, jak może przebiegać droga od oporu i nienawiści wobec polskości do umiłowania tej polskości. Trwająca wiele lat marginalizacja i niezwykły konserwatyzm tej wsi sprawiły, że kształtowanie się polskości nastąpiło tam później i szybciej niż gdzie indziej. O reprezentatywności mowy więc być nie może. Szkoda, że w innych częściach Polski w ogóle nie prowadzi się tego typu mikrohistorycznych badań, co umożliwiłoby na przykład dokonanie porównań między zaborami. Nie lekceważmy takich badań, choć z perspektywy miejskich problemów mogą wydawać się mało widowiskowe. To dzieje takich wiosek jak Żmiąca pozwalają nam zrozumieć, w jaki sposób staliśmy się, i wciąż się stajemy, Polakami.
Tekst pochodzi z 24. numeru Kontaktu „Pols-kość niezgody”. Zeszyt dostępny jest w salonach EMPIK w całym kraju.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×