fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Zawieszenie prawa ludzkiego

Kozicki kieruje światło w miejsca, od których chciałoby się odwrócić wzrok. Stawiając odbiorczynie i odbiorców na miejscu osób przebywających w lesie. Natura nieustannie podszyta jest niepokojem.
Zawieszenie prawa ludzkiego
zdj. Wojciech Skibicki

Na wystawę „Budzę się w miejscu, w którym żaden człowiek nie zdoła żyć” we wrocławskim 66P, prezentującą cykl prac Adama Kozickiego, zrealizowaną przy wsparciu kuratorskim Aleksego Wójtowicza, wybrałem się mając już stanowisko odnośnie działań prowadzonych na granicy polsko-białoruskiej – krytyczne wobec naszego rządu (obecnie wiadomo, że co najmniej 40 osób uchodźczych nie żyje, a kilkaset jest zaginionych). To, co zastałem, to pustkę w przestrzeni ekspozycyjnej, która wskazywałaby na to, że ten temat dla wielu faktycznie nie zdaje się być interesujący.

Prezentowane na wystawie obrazy autorstwa Adama Kozickiego (rocznik 1992) powstały w latach 2021-2023 i zostały wykonane za pomocą aerografu – tuszem akrylowym na płótnach. Ekspozycja składa się z dziewięciu obrazów oraz trzech nagrań audio. Wystawie towarzyszy tekst kuratorski Aleksego Wójtowicza oraz obszerne opisy do każdej z prac. Sam tytuł odnosi się do rozdzierającego wyznania trzynastoletniej Tiby Atheer Kallas – uchodźczyni z Iraku, która razem z rodziną wyruszyła w podróż przez Białoruś i trafiła do zamkniętego ośrodka dla uchodźczyń i uchodźców w Białej Podlaskiej. Zimne światło padające na obrazy dodatkowo nadaje nieprzyjemnej aury całej ekspozycji.

Przestrzeń znajdująca się najbliższej od wejścia na ekspozycję nie zdradza tego, co dzieje się za ścianą (murem?) – jest czystą, białą i gładką płaszczyzną. Możemy przejść wzdłuż niej i nie zwracając uwagi, zupełnie pominąć zawartość wystawy – na końcu bowiem czekają na nas drzwi wiodące do wyjścia z przestrzeni ekspozycyjnej. Kiedy jednak wejdziemy w głąb pomieszczenia, zobaczymy otwierający wystawę obraz „to już” przedstawiający ciało leżącego pod drzewem mężczyzny, zanurzone w trawie i błocie. Porzucone, rozkładające się zwłoki nie reprezentują jednak osoby uchodźczej, próbującej przedostać się do Polski, lecz strażnika granicznego skazanego na zapomnienie. Ten gest odwrócenia ról, być może spowodowany bezsilnością, staje się równie okrutnym i pełnym zemsty wyobrażeniem. Jak zaznacza w swoim tekście kurator Aleksy Wójtowicz – kompozycja nawiązuje do drzeworytu belgijskiego artysty-pacyfisty Fransa Masereela, pochodzącego z „Mojej księgi godzin” (1919 rok), odzwierciedlającej fascynacje oraz skłonności literackie i obrazowe Europy bezpośrednio po I wojnie światowej – tam jednak przedstawia eleganckiego mężczyznę siedzącego pod drzewem i czytającego książkę. Ze wspomnianym obrazem koresponduje drugi, znajdujący się na sąsiedniej ścianie, zatytułowany „przejście” – także oparty na grafice Masereela, tym razem jednak niemal 1:1 odzwierciedlający kompozycję i przedstawianą tam scenę (zaczerpniętą z serii „Powstańcie martwi” z 1917 roku). Widzimy na nim dwóch przedzierających się przez druty kolczaste strażników granicznych – ujętych na pierwszym i drugim planie. To chyba najbardziej przerażający ze wszystkich obrazów – niemal naturalistyczny, budzący skojarzenia
z potworami z filmów apokaliptycznych. Zdehumanizowany.

Adam Kozicki, to już (Frans Masereel – Mon livre d’heures), 2022; zdj.: Wojciech Skibicki

Dalej widzimy przede wszystkim obrazy przedstawiające – ciągle ponurą i śmiercionośną – naturę. „Zgniłość” palety, którą operuje Kozicki, przeważnie o niskim nasyceniu, jest charakterystyczna dla tej wystawy jak i większości prac autora. Obrazy w swojej formie zdają się być trochę oderwane od rzeczywistości – niczym wizualizacje 3D z gier komputerowych początku lat 2000. Z jednej strony pozwala to na złapanie dystansu, z drugiej – na stanie się uczestnikiem tej „gry”, na brak możliwości wybrania własnej, niezaprojektowanej drogi – albo gra trwa albo jest „game over”.

Kolejna, znajdująca się w pobliżu praca „tu jeszcze nie jest najgorzej” odwołuje się do codzienności przyjaciela artysty – Bazylego, który od kilkunastu miesięcy wspiera organizacje działające na granicy polsko-białoruskiej. Na pierwszym, silnie kontrastującym z resztą planie, widzimy oświecony światłem latarki wykopany dół w ziemi wraz z łopatą, za którym w tle znajdują się dwa domy. To, jak czytamy w tekście Wójtowicza, oddanie codzienności dzielonej pomiędzy działaniami na rzecz osób uchodźczych w lesie a chwilami odpoczynku. Tytuł odwołuje się do natury widocznej w tle – nieobjętej strefą stanu wyjątkowego.

W tym momencie można zauważyć już charakterystyczny dla Kozickiego zabieg, jakim jest skierowanie światła w miejsca, od których chciałoby się odwrócić wzrok. To jakby za pomocą latarki wydobywa martwe i rozkładające się ciała, wykopane w glebie doły czy śmiercionośne pułapki dla ludzi i zwierząt – stawiając odbiorczynie i odbiorców na miejscu osób przebywających w lesie. Natura nieustannie podszyta jest niepokojem.

Dalej widzimy dwa obrazy: „Świsłocz” i „Budzę się w miejscu, w którym żaden człowiek nie zdoła żyć”. Pierwszy z nich, przedstawiający ludzką postać zanurzoną w wodzie, odwołuje się do rzeki, stanowiącej naturalną granicę pomiędzy Polską a Białorusią i podkreśla ryzyko śmierci, jakie każdorazowo spotyka osoby próbujące ją przekroczyć. Drugi to z kolei nawiązanie do tytułowych słów Tiby Atheer Kallas zderzonych z wizją lasu i bagien, które zamieniły się w nadzwyczaj niebezpieczne i pełne zwłok miejsca.

Na przeciwległej ścianie znajduje się obraz „a ci znowu swoje” – wyróżniający się swoją formą na tle otoczenia. Na pierwszym planie, w ujęciu pierwszoosobowej perspektywy narracyjnej, spoglądamy na dłonie podpisujące dokument – towarzyszy im trzecia dłoń, która przytrzymuje kartkę i – jak możemy się domyślać – czuwa nad „właściwym” przebiegiem sytuacji. W tle znów widzimy naturę, powiązaną siecią naczyń. To odwołanie do sytuacji, kiedy osoby uchodźcze zachęcane są do podpisywania dokumentów w języku polskim, których nie rozumieją.

Ostatnia z prac wiszących na ścianie to obraz zatytułowany „linia, która nie istnieje” z wyeksponowanym drutem żyletkowym – o charakterystycznej nazwie Concertina. Na jednej ze stron oferującej ten produkt czytam: „Zasieki Concertina jest to produkt najczęściej wybierany przez naszych klientów. Maja zabezpieczać i pełnią tą funkcję nad wyraz skutecznie. Zasieki Concertina mają uniwersalny charakter, ale często montowane są tam, gdzie istnieje potrzeba stworzenia agresywnego ogrodzenia. Koncertina robiona jest ze stali nierdzewnej. Duża ilość zwojów efektywnie zabezpiecza dane lotnisko, teren przemysłowy czy też zakład karny. Wystarczy spojrzeć na Concertinę, a już wiadomo, że jest nie do pokonania.” – i niestety nie mam złudzenia, że komukolwiek zależy tutaj na dobru człowieka i ratowaniu ludzkiego życia. Spoglądając na ten obraz i przechadzając się po wystawie myślę o Granicy – tej pisanej wielką literą na Twitterze wiceszefa MSWiA, niczym jakieś bóstwo, której należy chronić za wszelką cenę. I o ludziach doznających push-backów, którzy pozostawieni sami sobie stracili życie.

I dwie ostatnie prace – zawieszone nad horyzontem, jedna z nich przedstawiająca nieskończony mur – jakby przypominająca o tym, że nie mamy się co oszukiwać, że nie ma co liczyć na pomoc, bo mur jest ponad tym wszystkim („Nawet gdy spaliśmy, przychodzili do naszego pokoju”) oraz – znajdujący się po drugiej stronie pejzaż „wyrzucali nas na drugą stronę”, którego sposób ekspozycji sam w sobie jest wymowny.

Ekspozycję wieńczą nagrania audio, znajdujące się w przestrzeni na antresoli – rozmowy przeprowadzone przez Iwo Maciaka i Bazylego Prąd z osobami zaangażowanymi w działania pomocowe na granicy polsko-białoruskiej. Z niej możemy zobaczyć to, co nie jest możliwe do dostrzeżenia z perspektywy odbiorcy znającego się na poziomie parteru – wielki, ogarnięty czernią kubik, w którym – niczym drzewa – umieszczone są trzy filary. Przestrzeń zapomnianą, skąpaną w mroku, do której strach się udać. W nagraniach, w których wzięły udział osoby wspierające Grupę Granica, słyszmy o nieustannym stresie, podkręcanym jeszcze przez sygnały świetlne o niebieskim kolorze, próbach obrony osób wobec których niesłusznie stosuje się formy przemocy oraz – jak mówi jedna z działaczek – że „represje to jest takie najbardziej samotne miejsce na ziemi”. Trudno się tym nie przejąć, trudno po powrocie z wystawy nie zacząć jeszcze głębiej zacząć sięgać do różnych źródeł i świadectw osób, które na granicy polsko-białoruskiej były i nadal są. Trudno o tym zapomnieć.

Nie wiem, czy wystawa Kozickiego może coś zmienić, wywołać jakiś odruch pomocy, odwrócić perspektywę (najbardziej nieprzekonani nie przekroczą pewnie progu 66P). Osobiście uważam, że czasy w jakich żyjemy zmuszają nas do aktywnego zaangażowania w działania pomocowe – sama sztuka to za mało. Sam zachęcam do odwiedzenia Sklepu bez granic (www.sklepbezgranic.pl), w którym wesprzeć można aktywność pomocową organizacji działających na Podlasiu w ramach koalicji Grupy Granica. Bo przecież mamy wpływ na rzeczywistość, choćby dookoła mówili, że jest inaczej.

Adam Kozicki. Budzę się w miejscu, w którym żaden człowiek nie zdoła żyć

wystawa: 16.03-22.04.2023 | współpraca kuratorska: Aleksy Wójtowicz

66P Subiektywna Instytucja Kultury, ul. Księcia Witolda 66, PIEKARNIA – ŻYWA KULTURA, Wrocław

wstęp wolny

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×