Zeroemisyjne źródła energii są w Polsce niezbędne. Do produkcji energii z węgla dopłacamy coraz więcej, a niezwykle ambitny cel neutralności klimatycznej UE do 2050 roku będzie wymagał od nas rekordowego tempa ograniczania emisyjności polskiej gospodarki. Jednym z możliwych rozwiązań mogłaby być energetyka gazowa, która w mniejszym stopniu zanieczyszcza środowisko niż rozwiązania węglowe. Jednak Unia Europejska w swoich dokumentach odrzuca gaz i podkreśla, że to również jest paliwo kopalne emitujące gazy cieplarniane do atmosfery. Niepewność otoczenia legislacyjnego i biznesowego tak zwanych gazówek wpływa na zwiększone ryzyko inwestycji opartych na gazie ziemnym i powoduje potencjalny wzrost relatywnej atrakcyjności innego rozwiązania – energetyki jądrowej.
Długowieczne i bezpieczne źródło energii,…
Energetyka jądrowa to stabilne, zeroemisyjne źródło energii – energia elektryczna jest wytwarzana nieprzerwanie na stałym poziomie, niezależnie od warunków pogodowych. Choć te atuty powinny czynić ją najbardziej promowanym źródłem dla skoncentrowanej na Europejskim Zielonym Ładzie Komisji Europejskiej, to tak jednak nie jest. Niestety na atom nadal patrzy się podejrzliwie pod kątem bezpieczeństwa dla zdrowia, co zapewne jest wynikiem traumy po Czarnobylu i Fukushimie. Ale to nie jedyny aspekt. Unia nie dofinansowuje budowy elektrowni atomowej, gdy równolegle niezwykle hojnie wspiera rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE) pomimo pewnych wad tych technologii. Widać tu wpływ wieloletniego lobbingu technologicznego w Brukseli państw, które w rozwoju OZE dostrzegają własne korzyści gospodarcze.
Dla systemu elektroenergetycznego, który potrzebuje stabilnych źródeł wytwarzania, z pewnością budowa elektrowni atomowej byłaby lepszym rozwiązaniem niż zależne w swoim funkcjonowaniu od warunków pogodowych OZE. Elektrownie wiatrowe i słoneczne ze względu na zmiany w poziomie wytwarzania energii wymagają budowy źródeł wsparcia, kiedy nie dostarczają odpowiedniej ilości energii. Przewagą energetyki atomowej nad gazową jest także tańszy koszt paliwa. Cena potrzebnego elektrowniom atomowym uranu jest kilkukrotnie niższa od ceny gazu potrzebnej do zasilania węglowych elektrowni produkujących taką samą ilość energii. Właśnie ten czynnik w głównej mierze stał za decyzją władz Białorusi o budowie elektrowni atomowej w Ostrowcu. Dzięki otwartej w październiku 2020 roku elektrowni państwo to ma oszczędzać rocznie ok. 0,5 mld dolarów. Wszystko dzięki mniejszemu importowi gazu z Rosji.
Autorka „Nowej Konfederacji” w tekście otwierającym „Spięcie” zasadnie podkreśla wysoki poziom bezpieczeństwa elektrowni atomowych. Katastrofy w Czarnobylu (które ostatnio odżyły po emisji świetnego serialu HBO GO) lub w Fukushimie są obecnie nieprawdopodobne. Poziom zabezpieczeń wzrósł od tego czasu na tyle, że dziś ryzyko katastrofy jest minimalne.
… którego moment budowy przespaliśmy
Niestety, rozwój energetyki jądrowej ma również swoje bardzo znaczące wady, które obecnie przeważają nad korzyściami. Polska nie ma rozwiniętego przemysłu atomowego. Rodzime firmy, co prawda, brały udział w budowach elektrowni jądrowych w wielu państwach, ale były to zasadniczo niskomarżowe prace budowlane, a nie usługi w najbardziej technologicznie zaawansowanym etapie łańcucha wartości. Budowa elektrowni jądrowej oznacza więc nie tylko rozpoczęcie inwestycji od zera, ale również stworzenie otoczenia regulacyjnego, a także przygotowania wielu instytucji do nowej roli. Koszty budowy elektrowni jądrowej trzeba więc uzupełnić o wydatki, jakie wiążą się z przygotowaniem tego procesu. Ogrom takiego przedsięwzięcia to nie tylko znaczny ubytek w budżecie państwa, ale także liczne problemy na każdym jego etapie i wynikające z nich bardzo prawdopodobne opóźnienia.
Minęła już dekada, od kiedy rząd Donalda Tuska zadeklarował budowę elektrowni. Pomimo wydania prawie miliarda złotych do dzisiaj niewiele się wydarzyło. I nie jest to tylko polska specyfika – duże opóźnienia w budowie są obecnie codziennością nawet w państwach, gdzie istnieją już elektrownie atomowe, kultura inwestycyjna, a jakość administracji publicznej jest zdecydowanie wyższa (Francja, Finlandia, USA).
Brak przemysłu atomowego w Polsce to nie tylko opóźnienia i większe koszty finansowe, ale także bardzo ograniczone korzyści ekonomiczne wynikające z inwestycji dla naszego kraju. Szacowany wydatek ponad 100 mld zł w niewielkim stopniu może być kołem zamachowym naszej gospodarki, ponieważ polskie firmy są w stanie uczestniczyć jedynie w etapie fizycznej budowy elektrowni, ale nie dostarczają kluczowego know-how i nie produkują wysoko wyspecjalizowanych elementów, które są najbardziej atrakcyjne marżowo. To duża wada w porównaniu do rozwoju innych technologii, w tym OZE, gdzie potencjał polskich firm jest większy, a korzyści mogą być rozproszone po całej Polsce, tak samo jak rozrzucone po Polsce mogą być źródła OZE.
Największą wadą elektrowni jądrowych w Polsce są oczywiście olbrzymie koszty ich budowy. Te dotyczące obecnych reaktorów o mocy 6 GW to ponad 114 mld zł. Wysokie wydatki na tę inwestycję są następstwem nie tylko jej złożoności, ale także kaskadowego procesu zmian uwarunkowań inwestycyjnych. Wzrost kosztów bezpieczeństwa na skutek konieczności podniesienia standardów spowodował, że inwestycje w atom stały się droższe. To z kolei, wraz z procesem rozwoju OZE, zmniejszyło popularność tej technologii w Europie. Kurczenie się sektora jądrowego powoduje, że coraz częściej nowe elektrownie są inwestycjami szytymi na miarę, co jeszcze bardziej zwiększa koszty. Z tego powodu w ostatnich dwudziestu latach w państwach OECD nowych inwestycji atomowych było jak na lekarstwo, nawet w krajach o bogatych tradycjach atomowych, jak na przykład USA czy Francja.
Wzrost kosztów powoduje coraz większe problemy w znalezieniu modelu finansowania inwestycji. O tym, jakie ma to znaczenie, przekonali się niedawno Białorusini. Zgodnie z wyliczeniami białoruskich ekspertów cena 1 kWh energii wytworzonej w ostrowieckiej elektrowni wyniesie od 8 do 10 centów, z czego aż 5 centów stanowi koszt spłacania piętnastoletniego kredytu (otrzymanego na atrakcyjnych warunkach).
W Wielkiej Brytanii rząd dał gwarancję inwestorom budującym elektrownię jądrową, Hinkley Point C, poprzez tak zwany kontrakt różnicowy. Przewiduje on, że – przez pierwsze 35 lat działania siłowni – jeżeli cena rynkowa energii będzie niższa niż 92,5 funta za MWh w cenach z 2012 roku, to różnicę brytyjski rząd dopłaci inwestorowi (jeśli natomiast ten sprzeda energię drożej, nadwyżkę będzie musiał oddać). Stawka 92,5 funta w momencie uzgadniania była dwukrotnie wyższa od ceny giełdowej, co spowodowało, że w 2017 roku Komisja do spraw Rachunków Publicznych Izby Gmin mocno skrytykowała tę decyzję w swoim raporcie.
Podkreślono, że inwestycja może w ciągu 35 lat kosztować brytyjskich odbiorców dodatkowe 30 mld funtów, które zostaną zaszyte w rachunkach za prąd. To blisko pięciokrotnie więcej, niż zakładano w 2013 roku, kiedy planowano budowę instalacji. Komisja podkreśliła również, że podobne projekty (we Francji, Finlandii i Czechach) przekroczyły budżet albo termin realizacji. Ponadto zdaniem autorów raportu alternatywne technologie niskoemisyjne są tańsze od energetyki jądrowej i zarekomendowano, by wstrzymać kolejne planowane inwestycje.
Wysoki koszt pozyskania finansowania i konieczność zapewnienia gwarancji określonej stopy zwrotu z inwestycji oznacza, że budowa atomu w Polsce z pewnością znacząco podniosłaby ceny energii. O ile? Nie wiadomo, ponieważ istnieje wiele zmiennych i niewiadomych, ale nie byłaby to kwota symboliczna. Wysokie koszty powodują, że najczęściej powielanym modelem finansowania jest ten rosyjski, gdzie państwo daje korzystny kredyt na budowę elektrowni, a projekt realizuje rosyjska firma.
Podobny rodzaj finansowania chce powielić Polska, dlatego szuka partnera w USA. Rozmowy są zaawansowane, ale póki co nie doszło do porozumienia. Jeśli polski rząd znajdzie atrakcyjny model finansowania inwestycji, a UE jednoznacznie nieprzychylnie będzie się odnosić do budowy gazowych elektrowni jako rozwiązań przejściowych, to nie wykluczamy, że sytuacja zmusi nasz kraj do budowy elektrowni jądrowej – nie można wykluczyć, że ważniejsze od kosztów będzie zapewnienie stabilności energetycznej Polski.
Jednak współpraca z Amerykanami nadal stoi pod dużym znakiem zapytania, ponieważ dotychczas USA nie powielały modelu rosyjskiego lub chińskiego – nie oferowały kompleksowego wsparcia w budowie, zawierającego zarówno aspekt technologiczny, jak i finansowy. W Stanach Zjednoczonych zupełnie inna jest relacja biznesu z polityką od tej w wymienionych wcześniej państwach, więc ewentualna oferta dla Polski musiałaby być poprzedzona zaprojektowaniem nowego modelu współpracy na linii USA – Polska – amerykański inwestor. Dziś takiej kompleksowej oferty Amerykanie jeszcze dla Polski nie mają.
Na końcu zostaje i tak cykl życia produktu – skrajnie niesprzyjający w obecnej sytuacji technologicznej. Projektowane i budowane dziś elektrownie jądrowe mają funkcjonować około sześćdziesięciu lat, co, wraz z przygotowaniami, opóźnieniami, a następnie rozbiórką wydłuża całość trwania projektu do prawie wieku. Decydując się obecnie na energetykę jądrową, wiążemy się z nią do XXII wieku.
Mając na uwadze, jak szybko dokonywany jest postęp technologiczny w sektorze energetycznym, w tym przede wszystkim w obszarze magazynowania energii, należy przyjąć, że istnieje duże ryzyko powstania taniego i efektywnego sposobu jej magazynowania na masową skalę (polecamy materiały dotyczące rozwoju tej technologii na przykład w portalu wysokienapięcie.pl). To byłby prawdziwy game changer, który wyeliminowałby potrzebę budowania źródeł wsparcia dla OZE, w tym także elektrowni atomowych.
Decyzja o budowie atomu nad Wisłą może spowodować, że w 2040 roku, kiedy prawdopodobnie będą oddawane do użytku pierwsze bloki atomowe w Polsce, na świecie będą już powszechnie funkcjonować systemy energetyczne w stu procentach bazujące na OZE, uzupełnione o magazyny energii, gromadzące nadmiarową produkcję, na przykład dzięki postępom w technologii wodorowej. W dobie rozwijającej się w zawrotnym tempie technologii, która z miesiąca na miesiąc wywraca do góry nogami dotychczasowe analizy finansowe, powinniśmy wybierać opcje elastyczne, które szybko można zastąpić innymi, gdy będzie to zasadne. Energetyka jądrowa do nich nie należy.
***
Alternatywą oczywiście nie jest energetyka oparta na węglu, z której powinniśmy czym prędzej wychodzić. Jest nią elastyczna kombinacja kilku możliwości: rozwoju energetyki gazowej, która może pełnić funkcję technologii pomostowej i służyć jako rezerwa dla OZE, rozwoju OZE, w tym koniecznie również energetyki wiatrowej na lądzie i w dłuższej perspektywie na morzu, oraz wzrostu efektywności energetycznej, która obniży całościowy popyt na energię. Kluczowe jest także to, aby pamiętać, że za zmniejszenie emisyjności Polski nie odpowiada tylko energetyka, ale też transport, przemysł, rolnictwo i budownictwo. To tam należy także szukać dodatkowych rozwiązań ograniczających emisję CO2.
***
Inicjatywa wspierana jest przez Fundusz Obywatelski imienia Henryka Wujca zarządzany przez Fundację dla Polski.
Paweł Musiałek
Michał Wojtyło