Zamiast bojkotować mundial, zmuśmy FIFĘ do zapłacenia za ludzką krzywdę

W mediach sportowych piłkarskie mistrzostwa świata zwykło się nazywać „świętem futbolu” lub innymi równie patetycznymi określeniami. Mało oryginalne i wyświechtane do granic, ale jednak określenie „święto” doskonale opisuje to, co się za chwilę będzie działo. Piłki nożnej jest za dużo, by człowiek mógł ją w całości skonsumować. Zawsze gdzieś jest mecz – gdy nie grają w Europie, bo jest głęboka noc, haratają w gałę w Ameryce Południowej lub na innym kontynencie. Kopią codziennie – od poniedziałku do niedzieli. W ligach, pucharach, rozgrywkach europejskich, klubach i reprezentacjach. Kopią w każdą pogodę, w każdych warunkach i pod każdą szerokością geograficzną. A jednak tylko raz na cztery lata to kopanie nabiera innego wymiaru. Tylko raz na cztery lata, gdy zaczynają się mistrzostwa świata, futbol jest wszędzie – trafia do głównych wydań wiadomości, na pierwsze strony gazet, a nawet do kato-lewicowych wydawnictw. Raz na cztery lata, gdy przychodzi mundial, świat, jak śpiewała Maryla Rodowicz, zmienia się w piłkę.
Zbrukane mistrzostwa
12 lat temu FIFA zbrukała to święto. W procesie, o którym dziś wiemy, że był przeżarty korupcją, panowie w garniturach wskazali gospodarzy mundialów w 2018 i 2022 roku – Rosję oraz Katar. Cztery lata temu, mimo aneksji Krymu, mimo zajęcia Donbasu, mimo ostrzelania przez rosyjskie rakiety stadionu Szachtara Donieck, Władymir Putin otworzył z pompą mistrzostwa świata. Mówił o „otwartej i gościnnej Rosji, która gości u siebie rzeszę ludzi wyznających te same wartości”. Dziś to niepojęte, że piłkarskie święto odbyło się w kraju, który bezprawnie zajął terytorium swojego sąsiada. By jednak w pełni zrozumieć, jak bardzo nie na miejscu był tamten mundial, świat futbolu potrzebował eskalacji wojny i 24 lutego 2022 roku. Dziś rosyjskie mistrzostwa przywołują skojarzenia z igrzyskami olimpijskimi, które w 1936 roku odbyły się w Berlinie.
Mundialu w Katarze zaczęliśmy się wstydzić, jeszcze zanim pierwszy raz kopnięto piłkę. Korupcja, to jedno, ale sprzedanie „święta futbolu” do kraju, w którym nielegalnie jest być gejem, a kobiety szukające sprawiedliwości po napaści na tle seksualnym same mogą trafić do więzienia, to drugie. Czarę goryczy przepełniają historie o niewolnikach XXI wieku masowo ginących przy budowie infrastruktury bezpośrednio i pośrednio związanej z turniejem. Organizatorzy mistrzostw mają krew na rękach, chociaż oszacowanie, ile osób zginęło przy ich budowie, nie jest proste. Najczęściej powtarza się liczbę 6,5 tysiąca ofiar. To efekt śledztwa angielskiego „The Guardian”. Dziennikarze polegali na oficjalnych danych w latach 2011-2020 z ambasad pięciu państw, które wysłały do Kataru najwięcej taniej siły roboczej. Chodzi o Indie, Pakistan, Nepal, Bangladesz oraz Sri Lankę. Liczba jest niedoszacowana, bo nie udało się dotrzeć do danych z placówek Filipin czy Kenii, krajów, których obywatele również masowo emigrowali do pracy w Ad Dausze. Poza tym nie obejmuje ostatnich dwóch lat przed turniejem.
Przeciwnicy argumentują, że nie da się udowodnić, iż zgony obywateli tych krajów powodowane były pracą przy mundialu. Oficjalne dane Komitetu Organizacyjnego mówią wręcz tylko o trzech śmierciach podczas budowy obiektów na turniej – powiedzieć, że różnica w wynikach jest drastyczna, to nic nie powiedzieć. W rubryce „przyczyna zgonu” większość robotników ma wpisane: „naturalna”. I czy na pewno śmierć tych ludzi spowodował mundial? Przecież nawet gdyby w 2010 roku kraj wielkości województwa Świętokrzyskiego dzięki lobbingowi, łapówkom, ale także całkowicie legalnym zabiegom nie został gospodarzem turnieju, musiałby budować drogi, lotniska czy dworce. Z drugiej jednak strony, skok infrastrukturalny prawdopodobnie nie byłby tak wielki. Liczba inwestycji została przez przyznanie organizacji mistrzostw bardzo zwiększona.
Tak czy inaczej, śledztwo Guardiana pokazało, jak w najbogatszym państwie świata traktowana jest tania siła robocza. Dla obywateli brak podatków, darmowa pomoc medyczna, gwarancja zatrudnienia, edukacja (dla mężczyzn nawet zagranicą) i inne benefity. Dla przybyszów z Azji Środkowo-Wschodniej zatłoczone, nieklimatyzowane obozy pracy, czasem nawet bez dostępu do bieżącej wody, fikcyjne długi rosnące z dnia na dzień i odbierane dokumenty, co pozbawia sprowadzonych z drugiego końca świata robotników możliwości ucieczki.
Drogi do skutecznego bojkotu
A zatem, czy rzeczywiście wobec tego zbrukania święta futbolu, odebrania go nam przez skorumpowanych działaczy piłkarskich, odpowiedzią powinien być bojkot? Tylko bojkot mógłby zmusić FIFA do jakichkolwiek zmian i refleksji. Mowa o bojkocie konsumenckim – odmowie finansowania tych mistrzostw przez kibiców: nie kupować biletów, gadżetów, tych wszystkich licencjonowanych gier na konsolę, albumów z naklejkami, coca-coli z piłkarzami. Nie lecieć na miejsce i nie zostawiać w Ad-Dausze pieniędzy. Ale także, a może przede wszystkim, nie oglądać meczów – czyli nie nabijać wskaźników oglądalności reklam między spotkaniami. Bojkot konsumencki na odpowiednio szeroką skalę nie jest jednak możliwy. Chociażby dlatego, że mundialem w Katarze oburza się niemal wyłącznie nasz krąg kulturowy. Globalne Południe uważa, że Katarczycy stali się ofiarą bezprecedensowej napaści słabnącej Północy, która nie może pogodzić się ze zmianą układu sił na świecie.
Czy rozwiązaniem byłby bojkot przeprowadzony przez sportowców, którzy odmówiliby gry w Katarze i uczestnictwa w mundialu zorganizowanym na ludzkiej krzywdzie? Być może, chociaż większość organizacji działających na rzecz praw człowieka nie nawołuje piłkarzy do bojkotowania mundialu. Amnesty International i inne organizacje twierdzą, że mocniejsze i bardziej korzystne dla sprawy (czy to walki o prawa kobiet, osób LGBT, czy o odszkodowania dla rodzin zmarłych robotników) jest jednoznaczne zajęcie stanowiska na miejscu niż niepojechanie na turniej.
Chociaż oczywiście odmowa uczestnictwa również może rezonować. Reprezentacja Polski i PZPN stały się inspiracją dla całego środowiska piłkarskiego i szerzej – sportowego, gdy tuż po ataku na Ukrainę Polacy stanowczo odmówili gry z Rosją w barażu o mundial. Twarda postawa odbiła się szerokim echem na całym świecie. Tym bardziej szkoda, że naszych zawodników nie stać było już później na jakikolwiek gest dotyczący turnieju w Katarze. Robert Lewandowski nie założy nawet tęczowej opaski, jak uczynią to kapitanowie dziewięciu europejskich drużyn, którzy zjednoczyli się w kampanii One Love.
Dlaczego tylko piłka?
Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że od piłki nożnej czy sportu w ogóle, wymaga się więcej. Nie spotykam się z masowym nawoływaniem do bojkotowania korzystania z lotniska Heathrow, a przecież katarski rząd w 2017 roku kupił 20 procent udziałów londyńskiego giganta. Co więcej, 10 procent udziałów Heathrow Airport Holdings posiada rząd chiński. O bojkocie zimowych igrzysk w Pekinie słyszałem, o bojkocie robienia biznesów z Chińczykami nie. Nie widzę bojkotu konsumenckiego Volkswagena, chociaż Katarczycy mają znaczące udziały w tej firmie.
Według analityków MSCI Real Assets, Katar jest dziesiątym największym właścicielem ziemskim w Wielkiej Brytanii. Emirat jest właścicielem prawie 2,1 mln metrów kwadratowych nieruchomości, czyli powierzchni ponad 1,5 razy większej niż londyński Hyde Park. Pola Elizejskie w Paryżu są w znacznej części katarskie – łącznie z kamienicą pod numerem 52, w której mieści się legendarna Galeria Lafayette. Nie widzę codziennych nawoływań, by eleganccy paryżanie i tysiące turystów zaprzestali robienia tam zakupów.
Unia Europejska twardo negocjuje z katarskim rządem nowe kontrakty na dostawę gazu. Nie widzę banerów nawołujących do odstąpienia od nich, wręcz przeciwnie: czytam, że w obliczu wojny w Ukrainie to rozsądne rozwiązanie i że bez katarskiego gazu „nie odbędzie się derusyfikacja rynku”.
Jednym z niewielu krajów, w którym rzeczywiście dyskutowano nad bojkotem mundialu, była Norwegia. W tamtejszej federacji piłkarskiej odbyła się debata, poddano głosowaniu uczestnictwo w eliminacjach do Kataru. Zwyciężyła opcja wyjazdu na mundial. Chwilę wcześniej posiadana w połowie przez państwo norweska grupa zbrojeniowa Kronsberg podpisała opiewający na 15 miliardów koron kontrakt z katarską armią.
Dlaczego to sport ma być lepszy od reszty świata? Dlaczego to piłkarze albo kibice mają bojkotować autorytarne dyktatury nieszanujące praw człowieka, a nie biznesmeni czy przedstawiciele tych światłych demokracji? Oczywiście rozumiem, że za sportem kryje się coś więcej – szlachetne współzawodnictwo, idea fair-play, moralna wyższość zwycięzców. To dlatego też sport jest tak łakomym kąskiem dla wszystkich autorytarnych rządów, dyktatorów i satrapów, którzy chcą się ogrzać w blasku triumfatorów i wybielić swój wizerunek. Sport zawodowy dawno już jednak stracił szlachectwo. Przestańmy więc wymagać od niego więcej. Oczywiście będę śledził wszelkie gesty, będę dopingował tych, którzy zajmą się trudnymi sprawami, nagłośnią je, ale nie czuję, że mam prawo tego do kogokolwiek wymagać.
W ostatnich kilku dniach duże wrażenie zrobiła na mnie angielska piosenkarka Dua Lipa, która odmówiła występu podczas otwarcia mistrzostw. Stwierdziła, że zacznie koncertować w Katarze dopiero wtedy, jak zaczną być tam przestrzegane podstawowe prawa człowieka. Podobnych rozterek moralnych nie mieli jednak ani Enrique Iglesias ani Robbie Williams, którzy będą zabawiać publiczność podczas turnieju. Williams jest zresztą weteranem takich występów – cztery lata śpiewał na otwarcie rosyjskiego czempionatu mira pod łaskawym spojrzeniem Putina.
To będą polityczne mistrzostwa
FIFA sama sprowadziła na siebie nieszczęście. To będzie najbardziej rozpolitykowany mundial w historii. Niektóre działania będą szczere i będą wynikały z potrzeby serca, inne będą zwykłym graniem pod publiczkę – oczywiście zachodnią. Będą tęczowe flagi, tęczowe opaski, tęczowe gesty. Niektórzy piłkarze, z pewnością media, będą mówić nie tylko o łamaniu praw człowieka w Katarze, ale także o trwających w Iranie i brutalnie tłamszonych protestach kobiet. Dziś wiemy, że Rosja używa irańskich dronów w wojnie z Ukrainą, a zatem dojdzie jeszcze aspekt zaangażowania Teheranu po stronie Moskwy. Iran jest w grupie z Anglią i USA. Gdyby los przydzielił Arabii Saudyjskiej innego europejskiego rywala niż niezainteresowaną tematem Polskę, być może głośno zrobiłoby się o morderstwach cywilów w Jemenie.
Szafując liczbą ponad 6,5 tysiąca ofiar, łatwo nam zapomnieć, że każdy z nich był synem, ojcem, mężem albo kochankiem. Że za każdym statystycznym wpisem kryje się ludzki dramat. Mohammad Shahid Miah przyjechał z Bangladeszu. Podczas ulewnych deszczów woda przedostała się do pomieszczenia, w którym został zakwaterowany i zetknęła się z odsłoniętymi kablami elektrycznymi. Kiedy Miah stanął na mokrej podłodze, został porażony prądem i zmarł. W 2017 roku zapłacił agentowi rekrutacyjnemu równowartość ponad 3500 funtów, aby dostać pracę na budowie w Katarze. Na tę sumę zrzuciła się cała rodzina. Po śmierci Miaha dług został przeniesiony na jego rodziców.
Mundial się odbędzie, turniej obejrzymy, początkowa niechęć i zakłopotanie co bardziej wrażliwych zniknie, gdy piłka będzie się turlać po zielonej murawie. W futbolu jednak wciąż jeszcze gdzieś tli się dawna siła, która wciąż może chociaż trochę zmieniać świat na lepsze. W 2019 roku w Katarze zniesiono system kafala, który pozwalał pracodawcom zabierać robotnikom dokumenty i czynił ich bezbronnymi. Gdyby nie mundial, pewnie nie doszło by do tego tak szybko. Futbol wciąż może wpłynąć na los rodzin robotników, którzy zginęli w Katarze. Koalicja organizacji pozarządowych z Amnesty International na czele wzywa prezesa FIFA Gianniego Infantino, by przeznaczył na rekompensaty dla rodzin zmarłych robotników równowartość nagród finansowych przeznaczonych dla piłkarzy, czyli 440 milionów dolarów. To niecałe 10% przychodu FIFA z poprzedniego Mundialu. #MakeFIFAPay. Petycję może podpisać każde z was na stronie Amnesty i innych organizacji zaangażowanych w tę akcję.