Opowiadanie oryginalnie napisane w języku ukraińskim.
Tłumaczenie: Antonina Ciużeńska.
***
Dziś zrozumiałem, że jedyną rzeczą, która sprawia mi radość, jest Roblox. W tym świecie z klockami i kolorowymi postaciami znajduję spokój i odpoczywam od rzeczywistości, która z każdym dniem staje się coraz bardziej nieznośna. Gdyby mama nie zabierała mi laptopa, spędzałbym tam cały dzień, ukrywając się przed prawdziwym życiem. Ona nie rozumie, że po tym wszystkim, co się stało – wojna, miesiąc w piwnicy, ucieczka do Polski, utrata wszystkiego, co było mi drogie: babci i dziadka, przyjaciół, szkoły, naszego wiernego psa – nic już nie sprawia mi radości. Jakby mnie zamroziło. Żyję na autopilocie: śpię, jem, chodzę do szkoły, gram w Roblox.
Nasz dom w Kijowie był przytulny i wygodny. W salonie na parapecie stały kwiaty, puszczałem ukraińską muzykę na całe mieszkanie. Teraz mieszkam w małym hostelu w Warszawie, w którym wszystko jest obce i zimne. Zamiast tapety w samochodziki – szare ściany, zamiast zapachu domowych wypieków mamy – zapach środków dezynfekcyjnych. Mama pracuje w fabryce makaronu, widuję ją tylko wieczorami. Jej oczy są zawsze zmęczone, a głos staje się coraz bardziej obojętny.
Nie wiem, dlaczego założyłem tę grupę na Telegramie 10 października 2022 roku. Nazwałem ją „Lost&Found UA” – zagubieni i odnalezieni Ukraińcy. Pewnego wieczoru, gdy czułem się szczególnie samotny, napisałem w czacie Roblox po angielsku: „Jestem Wasyl, Ukrainiec z Kijowa. Mam czternaście lat. Jeśli tak jak ja mieszkasz w innym kraju i nienawidzisz swojego życia z powodu ciągłego strachu, marzysz o powrocie do domu i chcesz, żeby wojna się skończyła – dołącz do grupy. Znajdziesz tu osoby, które myślą podobnie”.
Patrząc na ekran laptopa, czekałem, aż ktoś dołączy. Ale nikt się nie pojawił. I nie zdziwiło mnie to, bo jestem loserem. Cała moja nadzieja na nowe znajomości zniknęła już na początku roku szkolnego. Nie mam ani jednego przyjaciela: ani w Warszawie, ani w całej Polsce. Przez pierwsze kilka miesięcy wszyscy Polacy byli dla mnie mili. Współczuli, przynosili słodycze, a nawet zapraszali na mecze piłki nożnej. Ale z czasem wszystko się zmieniło.
W szkole zaczęło się piekło. Stałem się obiektem kpin i szyderstw. Ósmoklasiści byli szczególnie okrutni. Wyśmiewali mnie z powodu wyglądu – niski, chudy, czoło pokryte pryszczami. A moje imię – Wasyl – według nich brzmiało śmiesznie. Kiedy wypowiadałem słowo „sprzątanie”, śmiali się jeszcze głośniej. Mój polski jest daleki od doskonałości, a każda lekcja chemii, fizyki czy biologii jest prawdziwym wyzwaniem. Jedyne, w czym naprawdę jestem dobry, to angielski. Ale nawet to nie chroni mnie przed szyderstwami.
Pewnego razu koledzy z klasy odkręcili końcówki moich długopisów, a atrament rozlał się po całym plecaku. Włożyłem do niego ręce, a kiedy je wyjąłem – były całe w tuszu. Zeszyty, strój sportowy – wszystko było zniszczone. Cała klasa ryczała ze śmiechu, a nauczyciel zapytał, czy wszyscy uczniowie w Ukrainie są tacy nieuważni. Po prostu wyszedłem z klasy, już nic mnie nie obchodziło.
Tego wieczoru, jak zwykle, mama przyszła późno. Zapytała, jak minął mi dzień, ale tylko kiwnąłem głową. Po kąpieli usiadłem do grania. Tylko Roblox mógł oderwać mnie od upokorzeń i poprawić mi nastrój. W tym świecie mogłem być tym, kim chciałem, i nikt nie śmiał się z moich błędów. Ale nagle zobaczyłem coś dziwnego. W mojej grupie „Lost&Found UA” pojawiły się dwie nowe osoby!
Pierwsza uczestniczka była moją znajomą z gry – na jej awatarze była japońska samurajka. Jej nick to Mia Oka. Napisała po ukraińsku:
Mia Oka (Julia): „Cześć, zobaczyłam twoje zaproszenie na czacie. Jeśli to nie jest jakiś głupi żart, to dołączam do grupy. Mam na imię Julia, mam piętnaście lat. Teraz jestem w Czechach, a pochodzę z Zaporoża”.
Druga uczestniczka miała rozmazane zdjęcie na awatarze i nick Nika. Nic nie napisała, po prostu dołączyła. To była niespodzianka, ale postanowiłem rozpocząć rozmowę:
Wasyl: „No cześć, członkowie grupy. Jak mówiłem – jestem Wasyl, mam czternaście lat. Kiedy Rosjanie ruszyli na Kijów, z mamą zostawiliśmy psa u krewnych i wyjechaliśmy do Polski. Nie mam ojca. Jestem tu prawie rok. Nadal nie mam przyjaciół: ukraińscy koledzy nie bardzo chcą ze mną rozmawiać albo nie mamy o czym, a Polacy dokuczają mi w szkole. Dlatego liczę, że przynajmniej zaprzyjaźnię się z kimś wirtualnie… Może opowiecie coś o sobie?”.
Nika: „Cześć wszystkim – jestem Weronika albo Nika. W Ameryce wszystko mi odpowiada, poza Latynosami. Serio, są spiny z tymi ludźmi. A, pochodzę z Chersonia. Nasi sąsiedzi to wrogowie. Żeby uciec przed okupantami, musieliśmy przejechać przez ich terytorium do Estonii. Generalnie – Amerykanie są super. Ale Latynoski nie dają mi żyć. Fajnie będzie tu trochę pogadać. No i – Ukraina wygra!”.
Nasz pierwszy czat był po prostu top. Omówiliśmy mnóstwo tematów: nasze szkoły w Kijowie, Zaporożu, Chersoniu, naszych fajnych przyjaciół, rozmawialiśmy o tym, kto i jak ukrywał się w schronach. Nika powiedziała, że po dwóch miesiącach spędzonych w piwnicy stała się mistrzynią schronu w grze karcianej dureń. W schronie ukrywało się kilkudziesięciu mieszkańców bloku. I spędzali czas, grając w durnia. A Julia to w ogóle bohaterka – w Pradze zorganizowała spotkania ukraińskich nastolatków. Wyplatają siatki maskujące, zbierają fundusze na armię, organizują wieczory kulturalne. Julia marzy o szybkim powrocie do domu, chce zobaczyć tatę, ale mama jej nie pozwala – mówi, że w Zaporożu jest niebezpiecznie. Nawet ja opowiedziałem o tym, jak jechaliśmy z mamą „drogą śmierci” przez Żytomierz i jak widziałem mnóstwo ostrzelanych samochodów na poboczu.
Od tego dnia moje życie stało się znośne. Nawet mama to zauważyła. Powiedziała: „No, mówiłam ci, że spodoba ci się w Polsce”. Ale ona nie rozumie, że nie chodzi o Polskę, ale o ludzi, z którymi zacząłem rozmawiać. Byli tacy sami jak ja – zagubieni w nowych światach.
Na rocznicę wojny, 24 lutego, dołączyła do nas kolejna uczestniczka – Wira. Nie wiem, jak znalazła naszą grupę.
Wira: „Cześć, jestem Wira, mam trzynaście lat. Jestem ze Lwowa. Dwa miesiące temu mama powiedziała, że musimy przeprowadzić się do babci w Niemczech. Bardzo nie chciałam opuszczać taty i wszystkich kuzynów. Nie boję się rakiet ani dronów. Zupełnie nie rozumiem języka niemieckiego, a w tej szkole Rosjanie nazywają mnie «banderówką». Jest tu wielu uczniów z Rosji. Potajemnie prześladują Ukraińców, kiedy nauczyciele nie widzą. Nasi chłopcy już kilka razy bili się z nimi. Czuję się okropnie, chcę wrócić do domu! Jak wy sobie radzicie w swoich krajach?”.
Wira była najmłodsza z nas i najbardziej bezbronna. Kilka miesięcy po przyjeździe codziennie płakała. Jej mama zwróciła się do psychiatry dziecięcego. Zdiagnozowano u niej depresję i przepisano leki. Ale Wira odmówiła ich przyjmowania. Julia kilka razy do niej dzwoniła i długo rozmawiały. A Nika po prostu napisała: „Mnie też przepisano antydepresanty. Mam depresję, a do tego anoreksję. Nigdy nie połączę się z wami przez wideo. Nie chcę, żebyście mnie widzieli – ważę trzydzieści cztery kilogramy. A ja uważam, że jestem gruba. A Latynoski nazywają mnie «deską» i «patykiem»”.
Tak dowiedzieliśmy się, że Nika ma poważne problemy z jedzeniem i snem. Jej nastrój często się zmienia, zdarzają jej się ataki histerii. Chce zostać modelką albo aktorką, dlatego uważa, że musi być chuda. Wstydziłem się jej napisać, że uważam, że jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem, i że nie powinna się już bardziej odchudzać. Ale wspieraliśmy ją, jak tylko mogliśmy. Nawet jeśli było to tylko online.
Nasza korespondencja w grupie nas zjednoczyła – czworo ukraińskich nastolatków z USA, Czech, Niemiec i Polski. Każdego dnia dzieliliśmy się myślami, lękami, a nawet drobnymi radościami. To pomagało nam trzymać się na powierzchni w obcych krajach. I wierzyliśmy, że wkrótce wrócimy do domu. A kto wie, może spotkamy się w realu.
Pierwsze pęknięcia pojawiły się półtora roku po założeniu grupy. Julia napisała, że wraca do Ukrainy. Jej ojciec został zwolniony z wojska z powodu rany i teraz będzie mogła z nim zamieszkać. „Nie martwcie się, wy też prędzej czy później wrócicie! Będę tu pisać, nie zniknę” – zapowiadała nam Julia.
Całe lato Julia wysyłała nam zdjęcia z Lwowa, Kijowa, Zaporoża. Kiedy widziałem zdjęcia Kijowa, płakałem. Ani razu nie pojechałem do domu. Moja mama boi się tam jechać z powodu ostrzałów. Wira w ogóle nie reagowała na te zdjęcia, chociaż je oglądała, nawet nie używała emotikon. Ją też to bolało, bo tęskniła za domem. Tylko Nika po serii ukraińskich zdjęć wrzuciła dwa razy więcej zdjęć ze swojej rodzinnej podróży do Miami i Nowego Jorku.
W mojej szkole zaszły zmiany. Moi prześladowcy – dwóch kuzynów – wyjechali do innego miasta. W klasie zapanował spokój, nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich. Mój polski znacznie się poprawił. Latem byłem na ukraińsko-polskim obozie w górach, mama mówi, że zmężniałem i sporo urosłem. Zacząłem też przyjaźnić się z chłopakiem z sąsiedztwa, który jest rok starszy ode mnie.
Przed Nowym Rokiem 2024 Julia napisała na grupie. Najpierw złożyła wszystkim życzenia, a potem…
Mia Oka (Julia): „Friends, wydaje mi się, że już nie interesuje mnie bycie tutaj. Wróciłam do domu, a moje życie jest teraz prawdziwe. Wojna jeszcze się nie skończyła, jest tu jeszcze wiele do zrobienia, widziałam, jak ludzie umierają. Nie mogę spokojnie patrzeć na wasze zdjęcia z podróży czy imprez. Życzę wam powodzenia, ale to nie jest miejsce dla mnie”.
Julia opuściła grupę „Lost&Found UA”. Było to dla nas wszystkich ciosem. Czułem, jak coś we mnie pęka. Długo patrzyłem na ekran, nie wiedząc, co odpowiedzieć. „Skoro ona pisze, że jej życie w Ukrainie jest «prawdziwe», to jakie jest moje, nasze?”.
Wira, jak zawsze, nic nie odpowiedziała, ale Nika napisała.
Nika: „Nie spodziewałam się tego po niej. Uważa się za większą patriotkę, bo udało jej się wrócić do domu? A może ja nie chcę wracać do domu? A może nie mam dokąd wracać? To znaczy, że już nie jestem Ukrainką i nie można się ze mną zadawać?”.
Tak dowiedzieliśmy się z Wirą, że Nika nie chce wracać. Pewnego dnia zobaczyłem jej nowy post na Instagramie, w którym zamieściła zdjęcia ze swoimi lokalnymi przyjaciółmi na imprezie. To był pierwszy raz, kiedy widziałem ją uśmiechniętą i szczęśliwą.
Z czasem aktywność na naszej grupie zaczęła stopniowo wygasać. Nadal pisaliśmy różne drobne wiadomości, udostępnialiśmy zdjęcia z domu, przesyłaliśmy memy. Ale stało się jasne, że w drugim roku wojny wszyscy przystosowali się do nowego życia. Nawet Wira. Nauczyła się przeklinać po rosyjsku i zaczęła spotykać się z chłopakiem z Niemiec, który bronił jej przed Niemcami rosyjskiego pochodzenia.
Pewnego dnia po prostu usunęła swoje konto na Telegramie, nie uprzedzając o tym nikogo. Tego dnia czułem się jeszcze bardziej opuszczony i zapomniany. Tego wieczoru, sam na sam ze swoimi myślami, postanowiłem zrobić to, co planowałem od dawna. Napisałem ostatnią wiadomość.
Wasyl: „Usuwam grupę. Mam nadzieję, że wszyscy będziemy mieli lepsze życie. Może kiedyś znów spotkamy się w domu. Trzymajcie się”.
***
Wasyl nacisnął przycisk „Usuń”, ale coś go zatrzymało, gdy zobaczył pytanie, czy na pewno chce to zrobić. Zamknął okno bez potwierdzenia. „Nie, to nie koniec” – pomyślał. Może Julia wróciła do domu, Nika znalazła nowe życie, a Wira zniknęła z sieci, ale to nie znaczy, że i on musi podejmować tak radykalne kroki. Postanowił zostawić grupę jako przypomnienie, że życie trwa dalej. Może kiedyś znów pojawią się zagubieni nastolatkowie, którzy będą potrzebować wsparcia i zrozumienia.
Wasyl uśmiechnął się. To był początek jego własnej, nowej drogi.
***
Opowiadanie jest dedykowane wszystkim ukraińskim chłopcom i dziewczynkom, którzy przechodzą trudną adaptację w nowych krajach, do których trafili w wyniku wojny. Inspiracją do jego stworzenia byli ukraińscy nastolatkowie, z którymi autorka pracuje jako psycholożka.
***
Wszystkie „Pamiętniki uchodźcze” dostępne także w wersji e-booka i audiobooka tutaj!
Papierowe wydanie będzie dostępne od stycznia w formie cegiełki na działania Grupy Granica.