fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Woźniczko-Czeczott: Z dedykacją dla dziewczynek

Żyjemy we wszechświecie, w którym każdy niezależnie od płci może wybrać swoją drogę. Niestety dzieje się jednak tak, że to dziewczynki otrzymują sygnał, że niektóre z tych dróg nie są dla nich. Gdyby w piśmie dla chłopców znalazł się artykuł o locie w kosmos, to wszyscy chłopcy uznaliby, że to jest oczywiste: będą lecieć w kosmos. Tymczasem identyczny artykuł w piśmie dla dziewczyn spotka się najpewniej z reakcją: „Ojej, ja też mogę polecieć w kosmos!”.

materiały prasowe

materiały prasowe


IDA NOWAK: Na stronie projektu „Kosmos dla dziewczynek” możemy przeczytać, że będzie to pismo wzmacniające poczucie własnej wartości, uodparniające na dyskryminujące stereotypy i pokazujące różnorodność świata. Jak zaczęła się jego historia?
JOANNA WOŹNICZKO-CZECZOTT: Iskrą, która rozpaliła cały płomień, był artykuł Basi Pietruszczak, jednej z inicjatorek projektu „Kosmos”, w „Wysokich Obcasach”. Artykuł traktował o amerykańskim piśmie „Kazoo”. Jego założycielka uświadomiła sobie, jak bardzo dziewczynki potrzebują wsparcia, kiedy jej córka przyszła z przedszkola i powiedziała: „Mamo, czy wiesz, że kosmos jest tylko dla chłopaków?”. To był punkt zwrotny, który uświadomił matce, że chociaż jej Ellie ma dopiero kilka lat, to już zaczynają do niej docierać ograniczające informacje. Sprawiają one, że przestaje widzieć siebie jako dziewczynkę, która ma wszechstronne zainteresowania, a zaczyna czuć, że społeczeństwo formatuje ją i odcina jej pewne możliwości rozwoju. W ten sposób powstało „Kazoo”.
Skąd pomysł, żeby przenieść je na polski grunt?
To było właściwie tylko zauważenie, że w Stanach powstała świetna inicjatywa, której nam bardzo brakuje. Często kiedy czegoś nie mamy, dopiero, gdy zobaczymy, że to jest gdzie indziej, uświadamiamy sobie istniejącą lukę. Z naszego researchu wynika, że na polskim rynku nie ma takiego magazynu dla dziewczynek. Rynek prasy dla dzieci ma swoje ograniczenia i czujemy, że jest to niezagospodarowana przestrzeń.
Na ile „Kosmos” będzie polskim „Kazoo”? Czy „Kazoo” jest tylko luźną inspiracją?
Na początku zawiązała się grupa inicjatywna w mediach społecznościowych, która liczyła ponad sto osób. Pierwszym hasłem rzeczywiście było: zróbmy polskie „Kazoo”. Nawiązałyśmy zresztą kontakt z „Kazoo”, ale okazało się, że wydawcy nie są chętni, żeby udzielać franczyzy czy licencji. To się zresztą okazało zbawienne.
Dlaczego?
Ponieważ na kanwie pierwszej myśli: „sprowadźmy «Kazoo» do Polski” powstała druga, o wiele bardziej inspirująca: zróbmy coś swojego. Bardzo zależy nam, żeby „Kosmos” był zanurzony w rzeczywistości, w której żyją polskie dziewczynki. Zaczęłyśmy pracę nad autorskim miesięcznikiem. Czytając „Kazoo”, dostrzegłyśmy zresztą wiele rzeczy, które chciałyśmy zrobić inaczej. Formuła, która się ostatecznie zrodziła, odbiega daleko od tego wzorca. „Kazoo” było ostatecznie tylko inspiracją, która dała potem pole dla czegoś zupełnie innego.
Na jesieni możemy spodziewać się pierwszego numeru. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć, jak będzie wyglądać „Kosmos”?
Myślą przewodnią, która określa sposób przygotowania materiałów, jest non-fiction dla dzieci. To wynika z naszej obserwacji własnych pociech. Wszystkie mamy dzieci mniej więcej w wieku naszej grupy docelowej, czyli między szóstym a jedenastym rokiem życia, i widzimy, że są w stanie przyswoić nawet poważne treści, jeżeli są one podane w atrakcyjny sposób. Czytałam kiedyś wywiad z Jane Goodall razem z moją córką, bo akurat wymarzyła sobie, że będzie się zajmować małpami. Wywiad przeprowadzony był w prasie dla kobiet, ale w niczym to nie przeszkodziło, żeby córka go z zainteresowaniem wysłuchała.
W „Kosmosie” marzymy o tym, żeby pisać reportaże i robić wywiady dla dzieci. Oczywiście zadbamy, żeby sposób ich napisania był dostosowany do grupy wiekowej, ale wierzymy, że w dzieciach jest duża potrzeba rozmawiania o naprawdę poważnych tematach. Często docierają do nich strzępki informacji, kiedy rodzice oglądają programy informacyjne albo dzielą się tym, co się dzieje na świecie czy w Polsce. Dzieci nie mają zaplecza pojęciowego czy po prostu wiedzy o świecie, a często ich pytania są zbywane komentarzami, że to sprawy dorosłych, „jak podrośniesz, to zrozumiesz”, „to smutne, nie będę ci o tym mówić”. To zrozumiałe, że rodzice chcą chronić „niewinność” dziecka, ale z drugiej strony, jeżeli dziecko nie dostanie wyjaśnienia, to zostanie z niemożnością oswojenia tematu. W ten sposób rodzą się różne strachy i dopowiedzenia, które idą nieraz w zupełnie przeciwnym kierunku niż rzeczywistość.
I są jeszcze gorsze niż ta zła prawda.
Właśnie. Stąd też formuła non-fiction. Jednocześnie oprócz oswajania trudnych tematów chcemy pomagać dzieciom zrozumieć na przykład ich ciała czy emocje. Przeraziły nas dane, które mówią o tym, że większość polskich nastolatek odchudza się, chociaż nie ma nadwagi; albo że przeciętna  gimnazjalistka spędza przed wyjściem z domu godzinę przed lustrem. Widzimy tu presję, przywiązanie wielkiej wagi do samego wyglądu. Tymczasem pokazując ciało w sposób funkcjonalny, mogłybyśmy temu zapobiec. Chcemy, żeby dzieci mogły zrozumieć, że to, jak działa ich organizm, jest fantastyczne, że mają tajemne, ukryte w organizmie moce i niekoniecznie muszą się skupiać na tym, żeby je poprawiać czy korygować. Dużo będzie też o emocjach, najczęściej w formie map emocji czy gier, które pozwalają dowiedzieć się czegoś o sobie i o możliwości wyboru.
Jest też pomysł na współpracę z czytelniczkami. Będzie miejsce na listy czy historie dziewczynek „z krwi i kości”?
Tak, w pierwszym numerze zaprosimy dziewczynki do „Klubu Dziewczynek z Mocą”, bo chcemy pokazywać, że każda z nich ma jakiś talent, który jest jej supermocą. Chcemy, żeby wiedziały, że nie trzeba zdobywać medali na olimpiadzie, żeby mieć w sobie coś wartościowego. Jeśli ktoś hoduje świnki morskie i wie o nich wszystko, to już mówi o nim coś wspaniałego. Będziemy zapraszać i pokazywać więc prawdziwe dziewczynki i ich pasje. Ludzie lubią czytać o innych ludziach, dzieci także to dotyczy, więc w każdym numerze będzie spotkanie z rówieśniczką.
Z kolei w dziale „Podróże” będziemy pokazywać dziewczynki na całym świecie. Nasze czytelniczki będą mieć okazję zobaczenia, jak żyje rówieśniczka na pustyni, na Syberii, w Nowej Zelandii czy może po prostu w innym miejscu w Polsce. Chcemy przybliżyć świat właśnie przez zobaczenie dzieci, które żyją na całym globie.
Będzie także dział, w którym będziemy rozmawiać z dziewczynkami o relacjach i o sprawach społecznych, z życia szkolnego, które są dla nich istotne na tym etapie życia. To będzie wyglądać tak, że będziemy im zadawać pytania i cytować to, co one uważają. Chcemy oddać im głos i nie mądrzyć się. One najlepiej wiedzą, co się dzieje. Jednocześnie chcemy w ten sposób pokazać nasz szacunek do nich. To jest dla nas bardzo ważne, żeby „Kosmos” był dla dziewczynek i żeby dziewczynki w nim były. Będziemy je zapraszać do obecności na wiele sposobów.
Co w takim razie z chłopcami? Czy nie uważacie, że tworzenie pisma dla jednej płci jest zawsze dyskryminujące dla tej drugiej? Czy może dziewczynki są bardziej zagrożone dyskryminacją i zalewem stereotypów?
To pismo byłoby równie adekwatne i ciekawe dla chłopaków. Właśnie cały wic polega na tym, że my nie będziemy zamieszczały w „Kosmosie” treści kojarzonych z dziewczynkami w sensie takim, w jakim plasuje je mainstream, czyli w sferze różowych Barbie, kokardek, dbania o to, żeby ładnie wyglądać czy coś dobrego ugotować. Chcemy pokazywać, że przed dziewczynkami jest wszechświat możliwości, że mogą iść naprawdę bardzo różnymi drogami. Tak naprawdę taki sam komunikat mogłybyśmy i chciałybyśmy skierować do chłopców. Żyjemy we wszechświecie, w którym każdy niezależnie od płci może wybrać swoją drogę. Niestety dzieje się jednak tak, że to dziewczynki otrzymują sygnał, że niektóre z tych dróg nie są dla nich. Gdyby w piśmie dla chłopców znalazł się artykuł o locie w kosmos, to wszyscy chłopcy uznaliby, że to jest oczywiste: będą lecieć w kosmos. Tymczasem identyczny artykuł w piśmie dla dziewczyn spotka się najpewniej z reakcją: „Ojej, ja też mogę polecieć w kosmos!”. Chcemy pokazać to, co jest dla wszystkich, ale wysłać specjalną dedykację dla dziewczynek. Ta dedykacja jest potrzebna właśnie dlatego, że dziewczynki zwykle otrzymują inną, która lekko spycha je z tej drogi.
Ale również chłopcy są wtłaczani w pewien schemat. Ich także kieruje się na drogę, tylko tę pełną samochodów, rycerzy i czołgów. Dostają takie komunikaty jak: „chłopaki nie płaczą”, „lalki są dla dziewczyn”. Artykuł o emocjach w piśmie dla chłopców byłby czymś niespotykanym, tak samo jak artykuł o kosmosie w piśmie dla dziewczynek.
Formatowanie dzieje się ze szkodą dla wszystkich. Dlatego chcemy, żeby „Kosmos” był otwieraniem, a nie zamykaniem drzwi. Myślimy bardzo o chłopcach, same też mamy przecież synów. Być może będzie tak, że podobnie skonstruowany numer pojawi się za jakiś czas z przeznaczeniem dla chłopaków. To, że mamy w tytule „pismo dla wszystkich dziewczyn i dla reszty świata”, naprawdę pokazuje, że chcemy pisać również dla tej reszty świata. Nie kroimy „Kosmosu” pod jakieś szczególne zainteresowania, dlatego że widzimy, że te zainteresowania są szerokie dla obu płci, i chcemy, żeby tak pozostało.
Dlaczego to dzieci musimy zachęcać, żeby pozostały takimi, jakimi chcą być? Czy to nie społeczeństwo powinno im po prostu na to pozwolić?
Zdecydowanie. To nastawienie społeczne trzeba formatować, a nie dziewczynki czy chłopców. Ale mam wrażenie, że ta zmiana już się dokonuje. Postrzegam naszą inicjatywę i fundację „Kosmos dla Dziewczynek” jako jedną z jaskółek. Już w bajkach Disneya postacie kobiece stanowią o samych sobie, mają moc sprawczą. Wielkie koncerny zaczynają produkować zabawki-superbohaterki, a nie tylko superbohaterów. Głęboko ugruntowane przez pokolenia w naszym myśleniu jest to, co powinny dziewczynki, i to, co powinni chłopcy. Zmiana nie nastąpi z dnia na dzień, ale w wielu kręgach już można ją dostrzec. Jestem ciekawa, co może nam za parę lat pokazać pokolenie dziewczynek, które właśnie rośnie. To właśnie je chcemy wzmacniać. Może dzięki temu będzie więcej kobiet-przywódczyń, więcej noblistek, reżyserek na festiwalach filmowych, więcej dzieł kobiet w galeriach. Może głos kobiecy przebije się do obszaru, który ma wyraźny wpływ na naszą planetę i społeczeństwo. Wydaje mi się, że tego głosu bardzo brakuje. Świat wyglądałby inaczej, jakby kobiety miały więcej do powiedzenia na takich poziomach, na których ich głos może być wpływowy. Wierzę, że ta nieobecność kobiet bardzo wiele światu odbiera. Liczymy na to, że im bardziej będziemy wzmacniać te dziewczyny i utwierdzać je w poczuciu, że jeśli chcą, mogą wybrać każdą ścieżkę, tym bardziej one przyczynią się do tego, że świat będzie bardziej równościowy.
Czy nie boicie się elitarności? Czy „Kosmos” nie dotrze i tak tylko do tych dziewczynek, które stosunkowo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że mają różne możliwości, a te, które najbardziej zagrożone są stereotypami, nigdy się z nim nie zetkną?
To była nasza wielka obawa na etapie rozmów o tym, czym ma być Magazyn „Kosmos” i między innymi dlatego stworzyłyśmy fundację „Kosmos dla dziewczynek”, która oprócz wydawania pisma będzie też organizować warsztaty i prowadzić badania na temat dziewczyńskości. Jednym z elementów naszego działania musi być przeznaczanie części nakładu dla mniej faworyzowanych środowisk: wysyłanie go do świetlic środowiskowych czy domów dziecka. Już pracujemy nad nawiązaniem kontaktu z siecią bibliotek w całej Polsce. Marzymy o tym, żeby „Kosmos” był w szkołach podstawowych. Liczymy na to, że dystans uda się skrócić przez sprzedaż internetową i narzędzia, o których wspomniałam. Same jesteśmy z grona miejskiego i w pierwszej kolejności mówimy do dzieci, które są wokół nas, ale bardzo chciałybyśmy dotrzeć szerzej.
Jak dobieracie współpracowników? Czy są to autorzy dla dzieci, czy wręcz przeciwnie, autorzy dla dorosłych, którzy będą się starali dostosowywać do potrzeb dziecięcych?
Zgłasza się do nas bardzo dużo ochotników, którzy chcieliby do nas pisać i rysować. Dobieramy te osoby, z którymi zgadzamy się na poziomie podstawowych założeń. Głównie są to osoby piszące dla dzieci, ale też dziennikarze, którzy piszą dla dorosłych, a mają dzieci, w związku z czym wiedzą, jak z nimi rozmawiać. Mierzymy się z tym, że pisanie dla dzieci jest ogromnie trudne i wymaga wiedzy specjalistycznej. Nie chcemy infantylizować dzieci, udawać, że jesteśmy fajnymi kumpelkami, bo jesteśmy dorosłymi paniami i byłybyśmy fałszywe, gdybyśmy to ukrywały, a dzieci od razu wyczuwają fałsz. Chcemy traktować dzieci poważnie i z szacunkiem, dlatego też dobieramy autorów, których same lubimy czytać i o których wiemy, że z szacunkiem podchodzą do czytelnika.
Istotna jest dla nas także synchronizacja obszaru wizualnego i tekstowego. Wiemy, że z dziećmi trzeba rozmawiać przez obrazy, kolorowanki, rozbudowane infografiki. Treści mają być podane w atrakcyjny sposób. Dlatego każdy materiał będzie powstawał w kooperacji graficzki i autorki albo grafika i autora. Oprócz tego jest też dział „sztuka”, w którym będziemy po prostu pozwalały dzieciom obcować z pięknymi dziełami.
Jak wygląda stosunek kobiet do mężczyzn w redakcji „Kosmosu”? Wiem, że w waszej fundacji zasiadają same panie. Czy mężczyzn również zapraszacie do współpracy?
Zdecydowanie więcej jest kobiet. W internetowej grupie inicjatywnej były i kobiety, i mężczyźni, ale na nasze spotkania przychodziły już same kobiety, chociaż jako żywo nie robiłyśmy żadnego podziału w zaproszeniach.
Zastanawiam się dlaczego. Czy rzeczywiście panowie czuli się nie na miejscu?
Sama nie wiem. Przecież jest mnóstwo świadomych, odpowiedzialnych ojców, którym leży na sercu wychowanie ich córek. Niektórzy panowie, którzy się do nas zgłaszają, mówią, że nie wiedzieli albo bali się wcześniej zaangażować. Teraz jednak, wraz z drugą falą informacji o „Kosmosie”, spływają do nas nowe zgłoszenia, utworzył się wokół fundacji mały ruch społeczny. Dotknęłyśmy ważnego tematu i to, jaki dostajemy odzew, pokazuje nam, że więcej osób to widzi.
Nie spotkałyście się z żadnym hejtem?
Na razie nie i mam nadzieję, że tak zostanie. Staramy się używać kategorii, które łączą, a nie dzielą. Mam wielu bardzo konserwatywnych znajomych i widzę, że wychowanie dzieci to jest sfera, w której się rozumiemy. Nie znam nikogo, kto by posłał swoją córkę do pensji dla dziewcząt z rozszerzonym szydełkowaniem i francuskim. Wspieranie dziewczynek jest ponad podziałami.
Spotykam się z pytaniami: „Ale nie jesteście genderystami?”. Wtedy tłumaczę, że rzeczywiście uważam, że oczekiwania społeczeństwa często definiują płeć społeczną i sposób postępowania i uważam, że jest to ograniczające. Pytający najczęściej też się ze mną zgadza. Staramy się tłumaczyć i opowiadać o tym, co robimy. Wierzę, że kształcenie i wzmacnianie dziewczynek to sfera, w której możemy się zgodzić, niezależnie od poglądów politycznych.
A heteronormatywność? Ten temat na pewno może być przestrzenią podziału.
Mamy taki komfort, że rozmawiamy z dziećmi przed dojrzewaniem płciowym. Nie wiem, czy to jest ważny temat dla nich. Jeśli jednak zaistnieje potrzeba rozmawiania o tym na łamach „Kosmosu”, to na pewno go podejmiemy.
Pytam, bo ostatnio spotkałam się w grupie dziesięciolatków z sytuacją, w której jedna z dziewczynek zrobiła błąd i powiedziała „pocałowałam moją dziewczynę” zamiast „pocałowałam mojego chłopaka”. Reszta rówieśników zareagowała bardzo negatywnymi komentarzami. Kiedy powiedziałam, że przecież nie ma w tym nic złego, jeśli dwie dziewczynki się kochają, dzieci były w szoku. Widać było, że ani w domu, ani w szkole nikt nie podejmuje z nimi tematu orientacji seksualnej. Bardzo mnie to uderzyło. Chociaż to dopiero dziesięciolatki i temat nie dotyczy ich pewnie bezpośrednio, pomyślałam, że jeśli w tej grupie jest osoba nieheteroseksualna, za parę lat będzie jej bardzo trudno wyjść z szafy. Heteronormatywność jest sączona od najwcześniejszych lat. Nawet Disney nie zdecydował się jeszcze, żeby dać Elsie księżniczkę, a nie księcia.
Ciekawe. Nie myślałyśmy jeszcze o tym, jak temat orientacji seksualnej mógłby zaistnieć na łamach „Kosmosu”. Na pewno samo pokazywanie, że istnieją osoby nieheteroseksualne jest już jakimś oswajaniem. Mamy przyjaciół gejów i przyjaciółki lesbijki i na pewno pokazuje to naszym dzieciom, że związek dwóch kobiet czy dwóch mężczyzn też jest jednym z modeli.
Mamy założenie, żeby nie uciekać od trudnych tematów, a tłumaczyć je zgodnie z naszą najlepszą wiedzą. Poruszymy takie tematy jak wojna czy uchodźcy, czyli po prostu te, którymi my żyjemy. Dzieci są bardzo ciekawe i wrażliwe na to, co się dzieje dookoła. Nie ma sensu uciekać od rozmowy na jakiś temat tylko dlatego, że on jest trudny. To by dotyczyło także heteronormatywności.
A w jaki sposób dobieracie tematy? Czy każdy numer będzie mieć swój temat przewodni?
Tak, ale te tematy są bardzo ogólne, otwarte. Tematem przewodnim jedynki będzie moc, materiały mogą luźno nawiązywać do tej mocy albo kojarzyć się na zasadzie odległej asocjacji. Jednocześnie to sprawi, że numery będą spójne. Liczę, że tematy będą też zanurzone w tym, co się dzieje. Mamy plany, by na początku roku zaproponować numer z tematem przewodnim „pieniądze”. Opowiemy wtedy o planowaniu budżetu: rodzinnego, dziecięcego – kieszonkowego – ale też o budżecie państwa. Chcemy też, żeby to, o czym rozmawiamy z dziewczynami, miało oddźwięk w tym, o czym rozmawiają dorośli.
Mówiłaś o trzech obszarach działań fundacji. Poza działalnością wydawniczą będziecie zajmować się także warsztatami i badaniami. Czy planujecie je już teraz?
Nasza działka badawcza dopiero startuje, ale będzie skupiać się na odpowiedzi na pytanie, w którym momencie zaczyna się w dziewczynkach poczucie, że mogą mniej, kiedy zaczynają ulegać komunikatowi, że pewne sprawy są nie dla dziewczyn. To dla nas bardzo ważne, żeby umiejscowić te zjawiska w czasie.
Stworzyłyśmy już jednak program warsztatów dla rodziców i ich córek, który przedstawiamy na rozmowach ze sponsorami. To pierwsza, najbardziej namacalna rzecz, która powstaje, żeby zdobyć fundusze na zaistnienie „Kosmosu”. Docelowo będą także warsztaty dla chłopaków. Myśl o tym, żeby wpływać na postawy społeczne przez pracowanie i z dziewczynkami, i z chłopakami, ale też zapraszanie rodziców i dzieci, spaja naszą ideę. Chcemy oddziaływać na społeczeństwo tak, żeby było przyjaznym miejscem dla dziewczynek.
***
Jeszcze do 13 czerwca można wesprzeć projekt Magazyn „Kosmos dla dziewczynek” na stronie polakpotrafi.pl
***
Joanna Woźniczko-Czeczott ukończyła stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim, studiowała też na Państwowym Uniwersytecie w Sankt Petersburgu i w Warszawskiej Szkole Filmowej. Politolożka i dziennikarka, pracowała w „Gazecie Wyborczej”, a od 2006 roku — w dziale zagranicznym „Przekroju”. Autorka książki „Macierzyństwo non fiction. Relacja z przewrotu domowego” oraz współautorka antologii reporterskiej „Odwaga jest kobietą”. Stypendystka Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W magazynie „Kosmos dla dziewczynek” jest zastępczynią redaktor naczelnej.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×