fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Wieś to nie „Ranczo”

Przez kilkaset lat chłopi byli w Polsce niewolnikami. Uwolniono ich od pańszczyzny prawie 150 lat temu. Kiedy polska wieś przestanie być więźniem stereotypów?

Ilustr.: Hanka Mazurkiewicz


 
Przez kilkaset lat chłopi byli w Polsce niewolnikami. Uwolniono ich od pańszczyzny prawie 150 lat temu. Kiedy polska wieś przestanie być więźniem stereotypów?
 
Wiktor Soral w swoim tekście „Chłopomania współczesna” zwrócił uwagę na bardzo ważny problem – rosnący podział między „Polską metropolitalną” a „Polską peryferyjną”. Soral zarzuca Stowarzyszeniu „Folkowisko” i kampanii społecznej „Jestem ze Wsi!”, że nie dostrzega tego problemu, prezentując wyidealizowany, cukierkowy obraz wsi. Rzecz w tym, że autor polemiki nie odnosi się wcale do tego, co naprawdę mówimy i robimy. Aby nasza rozmowa na temat wsi była konstruktywna musimy więc wyjaśnić kilka nieporozumień. I rozbić kilka stereotypów.
 
Jednym z głównych tematów, który przewijał się w naszych tekstach, memach, debatach i happeningach była pańszczyzna. Szlachecka Rzeczpospolita była państwem właścicieli niewolników. Jednym z zadań naszej kampanii było właśnie przypomnienie, że my, współcześni Polacy jesteśmy w przytłaczającej większości potomkami „chamów” a nie „panów”. Dlatego zorganizowaliśmy „Dzień Swobody”, by uczcić 165. rocznicę zniesienia pańszczyzny w Galicji. Dlatego zaprosiliśmy do naszej wsi zespół R.U.T.A., który z punkową energią wyśpiewał chłopskie „pieśni buntu i niedoli”. Dlatego wysiłkiem członków Stowarzyszenia, odnowiliśmy krzyż, postawiony przez mieszkańców Gorajca na pamiątkę uwolnienia ich od pańszczyzny.
 
Nie chodzi nam jednak tylko o historyczną pamięć i tożsamość. Dziedzictwo pańszczyzny wciąż ciąży nad naszą kulturą, polityką i ekonomią. Wystarczy przyjrzeć się wypowiedziom „ekspertów od wsi”, którzy piętnują jej mieszkańców jako „hamulcowych modernizacji”, lub internetowym inwektywom kierowanym pod adresem osób, które przyjechały ze wsi do miast. Chamofobia objawia się nie tylko na poziomie języka, lecz również w konkretnych politycznych i ekonomicznych decyzjach. Dlatego w naszej kampanii wskazywaliśmy na dotykające polską wieś (czy szerzej – „Polskę peryferyjną”) problemy: likwidację infrastruktury edukacyjnej, transportowej i kulturalnej, pogłębiające się rozwarstwienie i segregację. Tzw. „model polaryzacyjno-dyfuzyjny”, skoncentrowany wyłącznie na rozwoju metropolii prowadzi do rosnącego zubożenia terenów wiejskich, do wypchnięcia wsi z Polski. A wieś to przecież niemały kawałek tego kraju, i ogromny kawał naszej historii, tożsamości i kultury, bez którego nie da się przeprowadzić prawdziwej modernizacji.
 
Wieś malownicza – chłop malowany
Autor polemiki wątpi jednak, czy mamy dziś w Polsce do czynienia z chamofobią. Jego zdaniem hamburgery à la „WieśMac” czy seriale typu „Ranczo” – opowiadający historię Amerykanki, która przyjeżdża na wieś i zamieszkuje w odziedziczonym dworku – dowodzą, że Polacy są… chamofilami. Większość osób, które ze środowiskiem wiejskim ma coś wspólnego zgodzi się, że telewizyjne fantazmaty nie pokazują wiejskiej rzeczywistości. Są to raczej produkty kultury masowej, realizujące popyt na iluzję sielankowości. Nie stanowią przeciwieństwa, lecz dopełnienie chamofobicznej wizji wsi – czarna i różowa legenda to tylko dwie strony tej samej monety. Jak pisze Waldemar Kuligowski w tekście „Więźniowie ziemi i stereotypu” w polskim, postszlacheckim imaginarium występują dwa opozycyjne stereotypy – chłopa dobrego i chłopa złego:
 
Ten pierwszy, „dobry” chłop, ma zwykle jasne włosy, błękitne oczy, rumianą twarz, jest krzepki i pięknie umięśniony (…), a mieszka pośród złotych łanów, pszczół, strzech i maków. (…) Typ drugi natomiast, czyli chłop „zły”, jest krańcowo różny: blady, chorowity, patrzy kaprawymi oczkami. (…) Wegetuje w chacie, która jest zimna i ciemna, zewsząd otacza ją gnojówka,(…) Oczywiście „zły” chłop nie stroni od wszelkich okazji do nadużycia alkoholu, a praca na roli napawa go obrzydzeniem.
 
Te dwa biegunowo przeciwstawne, a jednak dopełniające się obrazy rządzą naszą wyobraźnią do dziś. Z jednej strony mamy pociesznych i dobrodusznych „pijaczków” z serialu „Ranczo”, prowadzących pod sklepem filozoficzne rozmowy. Z drugiej – dziką, ciemną, chłopską masę, pijącą na umór wódkę i sięgającą z byle powodu po siekierę.
 
Oba stereotypy przesłaniają prawdziwy obraz wsi. Nie da się np. zaprzeczyć, że na wsi, zwłaszcza na terenach popegeerowskich alkoholizm stanowi społeczny problem (co nie pozostaje bez związku z katastrofą, jaką była dla ich mieszkańców Balcerowiczowska „terapia szokowa”, prowadząca do strukturalnego bezrobocia i obniżenia dochodów rolników o 60% w przeciągu jednego roku). Jednak faktem jest również to, że obecnie poziom spożycia alkoholu na wsi jest niższy niż w mieście, jak wskazują dane Diagnozy Społecznej z 2009 r. Prawdziwy obraz wsi jest więc bardziej skomplikowany (i ciekawszy!) niż czarne lub różowe legendy na jej temat.
 
Żeby zobaczyć prawdziwą wieś musimy zmienić naszą optykę. Wymaga to jednak innego spojrzenia na jej mieszkańców – tak by dostrzec w nich nie tylko bierny przedmiot modernizacji, ale również aktywny podmiot. Przykładów nie trzeba wcale daleko szukać. Codziennie mieszkańcy polskich „Peryferii” zmagają się z wieloma problemami i wykonują mnóstwo niedocenianej pracy. Rodzice organizują się oddolnie, by bronić miejscowej szkoły. Bibliotekarka z małego miasteczka zdobywa dofinansowanie na warsztaty, podczas których najmłodsi i najstarsi mieszkańcy uczą się od siebie nawzajem obsługi komputera oraz zapomnianych, ludowych umiejętności. Sołtyska wprowadza w życie elementy demokracji uczestniczącej – wyprzedzając prezydent Warszawy.
 
Nowoczesna tradycja wsi
Ta aktywność lokalnych społeczności jest „niewidzialna”, również dlatego, że często zajmują się nią głównie kobiety. Nie dostrzegają jej ogólnopolskie media ani etatowi komentatorzy życia społecznego. Myśl, że Koła Gospodyń Wiejskich, rolnicze związki zawodowe czy lokalne stowarzyszenia mogłyby brać aktywny udział w modernizacji z trudem mieści im się w głowach. Może dlatego, że rzadko stawiają sobie pytanie: co to właściwie jest nowoczesność? I kto ma prawo o tym decydować? Czy zamykanie wiejskich szkół (które często stanowią jedyny – poza sklepem i kościołem – ośrodek kultury i integracji lokalnej społeczności) naprawdę pomaga budować gospodarkę opartą na wiedzy? Czy likwidacja połączeń autobusowych i blokowanie inwestycji infrastrukturalnych poprawia społeczną mobilność? Czy zamykanie małomiasteczkowych sądów i przychodni zwiększa dostępność do usług publicznych i ilości pozarolniczych miejsc pracy? Czy skupianie ogromnych areałów ziemi w rękach wielkich, zagranicznych koncernów – przeciw czemu protestują rolnicy w Zachodniopomorskiem – rzeczywiście służy najlepiej konsumentom, osobom zatrudnionym w rolnictwie i bezpieczeństwu żywieniowemu państwa?
 
Żeby odpowiedzieć na te pytania musimy wyjść poza fałszywą alternatywę – albo tradycja, albo nowoczesność. By móc współdecydować, czym ma być modernizacja wieś wcale nie musi wyrzekać się swojej tradycji. Przypominając o wiejskich buntownikach, o bohaterach Wielkiego Strajku Chłopskiego, czy o świetnie prosperującej przedwojennej spółdzielczości chcieliśmy właśnie pokazać tę zapomnianą nowoczesną tradycję wsi. Symboliczne upodmiotowienie może być pierwszym krokiem do tego, by spychana na margines „Polska peryferyjna” w końcu mogła zacząć decydować sama o sobie, a polityczne i biznesowe elity przestały ją traktować jak swoje prywatne ranczo.
 
Czytaj nas co tydzień! Nowy numer tygodnika „Kontakt” w każdy poniedziałek.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×