fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

„Większość nie wie, o co chodzi”. Etiopia dwa lata po zawieszeniu broni

W listopadzie minął drugi rok od zawieszenia broni pomiędzy Tigrajem a Etiopią. Konflikt pochłonął nawet pół miliona ofiar. Próbując zrozumieć jego przyczyny, pytam o nie samych Etiopczyków.
„Większość nie wie, o co chodzi”. Etiopia dwa lata po zawieszeniu broni
Pomnik Menelika II

– To Abune Petros, wielki bohater Etiopii – tłumaczy mi Thomas, taksówkarz, wskazując na pomnik wyprostowanej postaci z ciężkim karabinem maszynowym u stóp. – A tutaj widzisz pomnik poświęcony zwycięstwu nad Aduą – opisuje kolejne memoriały podczas oprowadzania, o które w sumie nie prosiłem.

Jadę przez zatłoczoną Addis Abebę odetchnąć od zgiełku w jednym z nielicznych miejsc, w których nie przytłacza wszechogarniający chaos – do Unity Parku. Ale Thomas nie odpuszcza i łamanym angielskim z pomocą kolejnych pomników robi mi błyskawiczny kurs z wiedzy o Etiopii. Pokazuje więc upamiętnienia Yekatit 12, Arat Kilo na placu Meyazia 27 oraz Menelika II. Dużo jak na względnie krótką przejażdżkę. Wszystkie te pomniki odnoszą się do historii najnowszej. Wszystkie stoją w reprezentacyjnej części Addis Abeby pomiędzy budynkami rządowymi, co ma tworzyć spójny przekaz, ale utrudnia robienie zdjęć – fotografowanie budynków rządowych jest zakazane.

Nie przerywam mu. Rozumiem, czym jest tego typu „zajawka” połączona z przywiązaniem do miejsca.

A Thomas jest Etiopczykiem.

Tylko co to tak naprawdę znaczy?

Państwo nieskolonizowane?

Etiopia, wcześniej znana jako Abisynia, jest – po Armenii i Gruzji – jednym z najstarszych państw chrześcijańskich na świecie. Co jednak ważniejsze – i czym bardzo się szczyci – jest też jedynym nieskolonizowanym państwem w Afryce. Próby kolonizacji Etiopii skończyły się bowiem kompromitującą porażką Włochów w 1896 roku. To właśnie do tych wydarzeń odnosi wielki monument honorujący bitwę pod Aduą, gdzie wspomniany Menelik II pokonał najeźdźców. Dzięki wojnie z Włochami owa legenda jedynego w Afryce państwa nieskolonizowanego się umocniła. Upokorzenie wzbudziło jednak też chęć włoskiego odwetu.

I rzeczywiście: w 1936 roku Włosi skutecznie podbili Etiopię, włączając ją do Włoskiej Afryki Wschodniej. Sposób, w jaki to zrobili – gazy bojowe czy mordowanie jeńców – okazał się „zaledwie” krwawym prologiem dalszych okrucieństw. Rozpoczęły się masowe egzekucje, a Benito Mussolini nawoływał do częściowej eksterminacji ludności. Jednym z symboli oporu wobec najeźdźcy stał się właśnie duchowny Abune Petros. Był ważnym autorytetem w kraju, publicznie potępiał włoską inwazję. Okupanci najpierw go aresztowali, a następnie chcieli zmusić, żeby wystąpił przeciwko etiopskim partyzantom. Odmówił. 29 lipca 1936 roku został rozstrzelany.

Właśnie jego egzekucję symbolizować ma ciężki karabin maszynowy położony u jego pomnikowych stóp. To jednak musiałem już doczytać sam, ponieważ Thomas mówił jedynie o jego oporze wobec Włochów, co w połączeniu z karabinem mogło budzić błędne przypuszczenia co do formy tego oporu.

Łączny bilans krwawych włoskich rządów w latach 1936-41 szacuje się nawet na 800 tysięcy ofiar. W lutym 1937 roku doszło do nieudanej próby zamachu na osadzone na stanowisku przez Włochów wicekróla Etiopii Rodolfa Grazianiego. Wydarzyło się to, według etiopskiego kalendarza, 12 Yekatit, czyli 19 lutego i właśnie taką nazwę nosi też postawiony w 1955 roku pomnik. Upamiętnia zarówno opór, jak i ofiary odwetu, których mogło być nawet 6 tysięcy, choć nie brakuje i wyższych szacunków.

Wydarzenia z 1937 roku są ważne dla wspomnianej etiopskiej narracji, według której kraj ten nigdy nie został podbity. Thomas czy losowo zapytany Etiopczyk będzie argumentował właśnie w ten sposób: Etiopia nigdy nie została ostatecznie podbita, bo aż do 1941 roku, kiedy to Brytyjczycy pobili Włochów, wciąż trwał opór.

Fakty jednak mówią co innego: ów opór to raczej partyzantka aktywna w słabo dostępnych rejonach kraju. Jego większość była pod kontrolą Włochów.

Tożsamość

Duma przebija z każdej rozmowy z Etiopczykami. Thomas jest tylko jednym z tego przykładów. Widzą to także ich sąsiedzi. Alex jest Kenijczykiem i instruktorem strażackim. Przyjechał do Etiopii w ramach projektu Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej i szkoli strażaków z Addis Abeby.

– Widzisz, w moim kraju każdy, kto miałby możliwość, chciałby wyjechać, żeby zapewnić lepszą przyszłość sobie i rodzinie – mówi.

– Ty zostałeś – odpowiadam, a Alex się śmieje:

– Owszem, bo trzeba rozważyć wiele rzeczy. Emigracja to zawsze wyzwanie i niewiadoma. Natomiast tutaj w Etiopii, kiedy rozmawiam z ludźmi, okazuje się, że nikt nie chce wyjeżdżać. Są bardzo dumni ze swojego kraju.

Słowa Alexa potwierdzają endorfiny Thomasa buzujące tak, że aż je widać, gdy może opowiedzieć turyście o etiopskich bohaterach. Park Jedności, po którym przechadzam się, myśląc o pomnikach, ma być, jak sama nazwa wskazuje, centrum etiopskiej tożsamości. To tu wszak znajdują się pałac cesarzy, korony Menelika II oraz Hajle Sellasje i wiele innych pamiątek z czasów cesarstwa. W dalszej części parkowej ekspozycji umieszczono wystawy poświęcone różnym regionom Etiopii.

Niby wszystko jasne. A jednak cały czas nazwa parku nie dawała mi spokoju. „Jedność”.

Etiopia podzielona?

3 listopada 2022 roku zakończyła się wojna w Tigraju, północnej prowincji Etiopii. Przez wielu nazywana najbardziej zapomnianą wojną. Często był to zabieg retoryczny, prawdą jest jednak, że wciąż niewiele wiadomo o tym, co tak naprawdę się podczas niej wydarzyło. Etiopia szczelnie zablokowała informacje wypływające z prowincji, a inne kryzysy na świecie – jak pandemia COVID-19 czy rosyjska inwazja na Ukrainę – skutecznie odwracały uwagę od tamtych wydarzeń.

Bilans ofiar konfliktu jest nieznany. Najwyższe szacunki mówią o 500 tysiącach, najniższe – o 150 tysiącach. Ponadto ponad 800 tysięcy osób musiało uciekać, a miliony osób potrzebowało wsparcia żywnościowego.

Żeby porozmawiać o tej wojnie i podziałach na tle etnicznym, udaję się do siedziby Ethiopian Human Rights Commission.

– Tigraj naprawdę chciał się odłączyć od Etiopii? – pytam doktora Abdi Jirbila Aliego.

– Skądże! Zawsze chodzi o władzę i wpływy. Gdyby chcieli się odłączyć, nie maszerowaliby na Addis Abebę.

Podczas wojny doszło do wielu zwrotów akcji. W pierwszej fazie etiopskie wojska centralne zajęły prawie cały Tigraj. Potem państwowa armia została jednak odepchnięta niemal pod samą stolicę. Ostatecznie jednak Etiopia odzyskała kontrolę nad zbuntowaną prowincją.

– Powtórzmy to wyraźnie: Tigraj nigdy nie chciał się odłączyć – kontynuuje Jirbil. – Podczas wojny domowej z lat 1974-1991 większość formacji rzeczywiście miała w swoich nazwach słowo „wyzwoleńczy”. Gdy jednak rozprawiono się z wojskową juntą, która przejęła władzę po obaleniu cesarza, tylko Erytrea ogłosiła w referendum niepodległość. To właśnie siły Tigraju, jedne z głównych sił opozycyjnych, przejęły władzę centralną. I wtedy już nikt nie mówił o niepodległości Tigraju.

– Czyli te podziały mają wymiar polityczny?

– Oczywiście! Obecnie przecież mają miejsce walki partyzanckie w regionie Oromia. Czy ktoś tam mówi o niepodległości? Nie, każdy używa przynależności do danego plemienia, żeby udowadniać, że jest dyskryminowany. Sam należę do plemienia Oromo i mogę cię zapewnić, że większość ludzi nie wie, o co w tym chodzi – śmieje się doktor.

– Jesteś bardziej Etiopczykiem czy Oromczykiem?

– Nie rozróżniałbym tego w ten sposób. Etnicznie? Oczywiście jestem Oromczykiem. Jeśli spytasz o przynależność religijną, to wyznaję islam, a religia także jest niezwykle ważna w naszym kraju. Jednak i jedno, i drugie nie stoi na przeszkodzie stwierdzeniu, że jestem z Etiopii i tak też się przedstawiam. Wydaje mi się, że większość Etiopczyków tak ma.

– A co z emigracją? – wracam myślami do rozmowy z Alexem. – Wielu twierdzi, że Etiopczycy są dumni i nie myślą o emigracji.

Doktor znów uśmiecha się lekko.

– Duma sobie, a rzeczywistość i statystyki sobie. Na świecie mieszkają miliony rozsianych po całym globie Etiopczyków. Największa ich społeczność jest w Waszyngtonie.

– Bieda?

– Brak pracy i perspektyw, co finalnie wychodzi na to samo. W Etiopii oczywiście zarobki nie są wysokie, ale większym problemem jest brak jakichkolwiek zarobków.

– Czyli bezrobocie?

– Tak, rocznie na rynek wchodzą trzy miliony ludzi, a w kraju jest ich ponad 120 milionów. Jest fizycznie niemożliwe, żeby wszystkich „zagospodarować”.

Widok w stronę pomnika zwycięstwa nad Aduą

Dwa wilki w Etiopii

Żegnam się z doktorem Jibrilem i wychodzę z jego biura. Zamawiam taksówkę. Jadę na spotkanie z Tesfayem, który jest pielęgniarzem oddziałowym w Alert Hospital w Addis Abebie. Czekając, spoglądam na budynek stojący naprzeciwko. Teraz jest siedzibą zjednoczonych związków zawodowych, ale wcześniej mieściła się w nim Etiopska Partia Robotnicza. Kiedyś był to najwyższy budynek w Addis Abebie. Teraz niknie w zalewie wieżowców. Kolejny „pomnik” burzliwej historii najnowszej Etiopii.

– Etiopczykiem jestem zawsze za granicą, gdy ktoś o to pyta. Plemię i Etiopia, poczucie przynależności do obu, nie stoją w sprzeczności – mówi mi Tesfaya.

– To dlaczego to właśnie w Tigraju czy teraz w Oromi są ludzie, którzy popierają walkę z rządem centralnym?

– To mylny obraz. Większość ludzi nawet nie wie, o co w ogóle chodzi w tych konfliktach. Chcą żyć, rozwijać się, zakładać rodziny.

– Ale ktoś ich jednak popiera? – naciskam.

– Niestety, w Etiopii wciąż łatwo zmanipulować jakąś grupę społeczną. Wciąż około połowa ludności jest niepiśmienna – mówi, a jego słowa potwierdzają statystyki. – Jednak w ciągu ostatnich lat zrobiono wiele, żeby to poprawić.

Żegnam się z Tesfayem tradycyjnie podając rękę, a następnie stykając się barkiem.

Myślę o tym, czy rzeczywiście edukacja jest w stanie rozwiązać wszystkie tutejsze problemy. Wszak historia pokazuje, że walka polityczna, często krwawa, nie wynika z analfabetyzmu.

Prawdą wydają się za to słowa doktora Abdi Jirbila Aliego, że to nie etnos jest powodem wewnętrznych walk. Premier Etiopii jest Oromczykiem, prezydent Amharczykiem, a minister finansów Somalijczykiem. Rząd składa się z przedstawicieli różnych plemion i regionów. Każdy region ma prawo nauczać swojego języka. Zdaniem doktora Jirbila, większość ludzi zdaje sobie przy tym sprawę, że tak naprawdę więcej można osiągnąć pozostając częścią Etiopii i uzyskując w niej władzę, niż się od niej oddzielając. To właśnie dlatego dochodzi do starć i sporów.

Wracając do hotelu, wpadam w jeszcze większe korki niż zwykle. Ulicami Addis Abeby idzie coś na wzór ludowej procesji. To święto społeczności. W korku stoją zarówno rozpadająca się Łada, jak i chiński elektryk marki BYD. Naprzeciwko kościoła Bole Medhanialem stoją wysokie wieżowce, a pomiędzy nimi pustostan. Nowe i stare, rozwój i tradycja. Czy tak samo jest z etiopską tożsamością? Moi rozmówcy twierdzą, że tak. Według nich nie konkurują między sobą, lecz koegzystują.

Wyzwaniem dla Etiopii jest to, by koegzystencja przetrwała, a nie była wykorzystywana.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×