"Warszawa niezaistniała" i zaistniała
Premiera długo oczekiwanej książki Jarosława Trybusia, “Warszawa Niezaistniała”, zbiegła się w czasie z wydarzeniem, które na pierwszy rzut oka wydaje się znajdować w zupełnie innym porządku. 2 grudnia minęło sześć lat, odkąd rządy w Warszawie przejęła Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Nie jest szczególnie zaskakujące, że zwołana z tej okazji konferencja prasowa przyjęła formę wyliczanki sukcesów ekipy rządzącej Warszawą. Akcentowano przede wszystkim praktyczny wymiar polityki prowadzonej przez panią prezydent, co można uznać za logiczną konsekwencję jej deklaracji złożonych po reelekcji, gdy zapowiadała, że obszarem zainteresowania magistratu będzie przede wszystkim pilnowanie ciepłej wody w kranie. Pod tym względem wszystko się zgadza: jeździmy nowymi tramwajami i autobusami, Wisłę można przebyć na osiem różnych sposobów (nie licząc promów), perspektywa otwarcia drugiej nitki metra jest coraz bardziej realna, a dzięki otwarciu oczyszczalni Czajka miasto przestało zrzucać ścieki do Wisły. Duży sukces odnotowało także małe przedsięwzięcie, czyli system miejskich rowerów. Veturillo można nawet potraktować jako metaforę wszystkich działań podejmowanych przez magistrat.
Z kolei dla przeciwników obecnej ekipy, skromny i pragmatyczny program stał się najlepszym dowodem na porażkę Hanny Gronkiewicz-Waltz. Wśród polityków coraz głośniej wypowiadane są opinie o abdykacji i wypaleniu. Pewną nowością jest jednak liczba krytycznych głosów ze strony mediów i organizacji pozarządowych, które nie mogą wybaczyć obecnej ekipie porzucenia strategicznych warszawskich realizacji: totalnego paraliżu na placu Defilad wraz z zamieszaniem wokół MSN, rezygnacji z odbudowy Pałacu Saskiego, odraczania projektów rewitalizacji placu Trzech Krzyży i zostawienia na pastwę losu otoczenia Stadionu Narodowego.
“Miasto zawsze budują politycy. Kiedy umywają ręce, powstaje jego karykatura” – pisze Dariusz Bartoszewicz, dziennikarz “Gazety Stołecznej”, wyrokując, że perspektywa w miarę szybkiej zabudowy otoczenia placu Defilad jest nierealna, a budowane aktualnie w Warszawie osiedla są skażone brakiem politycznej ingerencji, co owocuje kiepskimi realizacjami.
Jeśliby mierzyć jakość zabudowy poziomem kontroli, jaki władza sprawuje nad przestrzenią miasta, to dla Hanny Gronkiewicz-Waltz książka Jarosława Trybusia powinna być bolesnym wyrzutem sumienia. Dokumentuje ona wielki projekt modernizacyjny, zainicjowany przez władze Warszawy w latach 30. staraniem prezydenta Stefana Starzyńskiego przy aprobacie i wsparciu ze strony najwyższych instytucji państwowych. By zerwać z peryferyjnym kompleksem i stworzyć nowy, imperialny charakter stolicy odrodzonego państwa polskiego, Warszawę postanowiono wymyślić po raz drugi, tworząc nowe gmachy i kwartały ulic o starannie opracowanym programie ideologicznym. Lokalizacja każdego z projektowanych elementów układanki była precyzyjnie obmyślona, podobnie jak rola, którą odegrać miał w wielkiej narracji o możliwościach kraju. Fetyszyzacja podróżowania i komunikacji jako symboli nowoczesnego, szybkiego świata, odzwierciedla się w projektach Dworca Centralnego i Dworca Pocztowego (których realizację rozpoczęto w Alejach Jerozolimskich) oraz w planowanym reprezentacyjnym lotnisku na Gocławiu. Prezentacji osiągnięć dynamicznie rozwijającego się państwa służyć miały tereny wystawowe na Saskiej Kępie wraz z ulokowanym nad Wisłą Muzeum Rolnictwa i Przemysłu.
Nową oprawę postanowiono także nadać starym (czy, jak mówiono wówczas, “starożytnym”) częściom miasta. Doceniając rolę, jaką w życiu wspólnoty odgrywają miejsca przesiąknięte narodową tradycją, przeprowadzono oddzielne konkursy na projekty rewitalizacji i przedefiniowania znaczeń w historycznych częściach śródmieścia. Przesiąkniętą znaczeniami przestrzeń placu Piłsudskiego postanowiono uporządkować, architekturą podkreślając sakralny charakter tego miejsca. Z kolei Stare Miasto miało zyskać wszystkie cechy rozumianej na wskroś nowocześnie dzielnicy historycznej. Oba miejsca miały świadczyć o bogatych tradycjach miejskich i narodowych, bez obcych naleciałości, za to z dopisanymi nowymi interpretacjami pożądanych treści historycznych.
Zwieńczeniem przekazu urbanistycznego miał być projekt nowej dzielnicy rządowej na Polach Mokotowskich, która, zgodnie z panującymi wówczas tendencjami urbanistycznymi, miała przejąć rolę centrum miasta, łącząc w jednej przestrzeni obszary o charakterze sakralnym (Świątynia Opatrzności Bożej i miejsce kultu Piłsudskiego, którego imieniem miała być też nazwana cała dzielnica), budynki rządowe, wojskowe i uniwersyteckie, a także ambasady. Obszar od placu na Rozdrożu do Grójeckiej stanowić miał monumentalną syntezę nowoczesnego państwa, zyskując pełną wymowę w trakcie manifestacji Narodu, dla których przeznaczona była, stanowiąca oś całego założenia, otoczona trybunami, aleja Józefa Piłsudskiego.
Warsztat historyka sztuki pozwala Trybusiowi na precyzyjną analizę składających się na ideologiczny przekaz elementów każdego z budynków, a pozbawiona nostalgii i melancholii formuła uprawiania, spatynowanej dotąd, varsavianistyki daje mu szansę na dokładne zrozumienie kontekstu lokalnego i roli, jaką projektowane obiekty miały odgrywać na mapie miasta. Całościowe spojrzenie na problematykę buduje obraz Warszawy jako potężnego ideologicznego mechanizmu, do nakręcenia którego zaangażowani zostali architekci pod kierownictwem Stefana Starzyńskiego.
Współcześnie nie da się ocenić skuteczności Starzyńskiego, bo rozpisane na lata plany rozbudowy przerwała wojna. Prace nad poszczególnymi projektami były na różnym etapie zaawansowania, jednak założyć można, że determinacja ze strony władz była na tyle duża, że każda z realizacji traktowana była w pełni priorytetowo.
Katalog monumentalnych, niezrealizowanych projektów staje się dla Trybusia punktem wyjścia do charakterystyki zanurzonej w polityce “czystej” formy architektury, niedotkniętej kompromisami, na które skazany jest projektant, gdy tylko rozpocznie się realizacja. Z kolei dla praktyków miłości do Warszawy, czyli polityków, wizjonerskie projekty sygnowane przez Starzyńskiego mogą stać się okazją do coraz popularniejszego ostatnimi czasy zestawienia nieporadności dzisiejszych władz ze skutecznością polityków tworzących II RP. Hanna Gronkiewicz-Waltz o budowanie takich analogii sama się zresztą prosiła, wielokrotnie podkreślając, że prezydent Starzyński jest dla niej inspiracją do działania.
Gdyby już do takich, wyabstrahowanych z subtelności, porównań doszło, to uczciwe trzeba stwierdzić, że wizjonerski bilans kadencji 2006-2012 jest odwrotnością pięciolatki Starzyńskiego z drugiej połowy lat 30.. Jeśli jednak dziś tak boleśnie doskwiera warszawiakom brak pomysłu na to, w którym kierunku powinno zmierzać miasto, to, zgodnie z logiką przeciwieństw, mieszkańcy stolicy w latach 30. musieli cierpieć z powodu przesytu wizjonerstwem. Stojąc dziś na placu Defilad i po raz setny pomstując na przerażającą, pełną prowizorek dziurę w środku miasta, warto zadać sobie pytanie, czy mimo wszystko chaos nie jest bardziej ludzki od stworzonych do defilowania kanionów monumentalnych gmachów.
Warszawa z całą pewnością potrzebuje dziś strategii rozwoju. Chociaż współczesna władza posiada inne środki budowania swojego wizerunku niż tworzenie monumentalnej architektury, to jednak zawsze istnieje ryzyko wplątania przestrzeni miejskiej w działalność propagandową. Dlatego apelując do Hanny Gronkiewicz-Waltz, by na ostatnie dwa lata swoich rządów w stolicy odważyła się pchnąć miasto w jakimkolwiek kierunku, starajmy się tak formułować postulaty, by jasne było, że wizja miasta ma być odbiciem potrzeb jego mieszkańców, a nie władzy.
Przeczytaj inne teksty Autora.
“Warszawa Niezaistniała”
wydawca: Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Narodowe w Warszawie, Fundacja Bęc Zmiana
Warszawa 2012