fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Waligóra: Dziecko jest podmiotowym odbiorcą sztuki

Wciąż spotykam się z podejściem, zgodnie z którym dobra sztuka dla dziecka powinna czegoś uczyć albo coś wyjaśniać. Tymczasem dziecko jest podmiotowym odbiorcą sztuki, a my niestety tej podmiotowości najczęściej nie respektujemy.
Waligóra: Dziecko jest podmiotowym odbiorcą sztuki
ilustr.: Ania Libera

Z Agnieszką Waligórą, rzeczniczką medialną Biennale Sztuki dla Dziecka, rozmawia Gabriela Kowalewska.

Czym właściwie jest sztuka dla dziecka?

To po prostu sztuka, tylko dla mniejszego odbiorcy.

To znaczy?

Jako dorośli nie powinniśmy stawiać się wyżej od dziecka i dyktować mu, co ma oglądać, jak ma oglądać i jak to rozumieć.

Skąd wziął się pomysł na Biennale Sztuki dla Dziecka?

W latach 60. i 70. w Poznaniu działały różne stowarzyszenia artystyczne, a wśród nich artyści „wolni strzelcy”. To artystyczne grono w pewnym momencie uznało, że warto stworzyć wspólną platformę do spotkania i namysłu – tak powstało Biennale. Wydarzenie obejmowało przegląd spektakli teatralnych, pokazów filmowych i wystaw, ale nie tylko. Jedną z bardzo rozpoznawalnych tradycji Biennale Sztuki dla Dziecka jest włączenie do programu konferencji, sympozjów naukowych, seminariów i spotkań, które można nazwać debatami środowiskowymi. Pierwsza edycja Biennale miała miejsce w 1973 roku i od tego czasu rozwijamy ten projekt.

Zakładam, że forma Biennale przeszła różne zmiany od pierwszej edycji.

Oczywiście, „opakowanie” się zmieniało, ale potrzeba zawsze była ta sama. Od samego początku było to spotkanie o interdyscyplinarnym charakterze, ale uznano, że może warto to jakoś scentralizować i w ten sposób powstał komitet organizacyjny Biennale Sztuki dla Dziecka, a następnie sama instytucja Centrum Sztuki dla Dziecka.

Jakim odbiorcą sztuki jest dziecko i co w tej sztuce miałoby być najważniejsze? 

Biennale odzwierciedla przemianę myślenia o dziecku jako o odbiorcy i o sztuce dla dziecka. Na początku w jego ramach dominowały tematy edukacyjno-wychowawcze. Z czasem podejście zaczęło się zmieniać dzięki postępowi badań nad rozwojem i dorastaniem dziecka.

Można wyznaczyć konkretny moment w historii, w którym doszło do tej zmiany?

Tak, transformacja ustrojowa, kiedy zaczęły zmieniać się nurty myślenia o dziecku i dzieciństwie. Do tej pory spotykamy się podejściem, że dobra sztuka dla dziecka powinna czegoś nauczyć albo wyjaśnić, ale nasze obecne podejście jest inne. Uważamy, że dziecko jest podmiotowym odbiorcą sztuki. Może to truizm, bo teoretycznie wiemy, że powinniśmy przyznać dziecku podmiotowość, ale chodzi o to, że dziecko już ją posiada, a my najczęściej jej nie respektujemy.

Mamy tendencję do traktowania dzieci jako tych mniej myślących, mniej refleksyjnych.

Tak, a to bardzo krzywdzące. Jako zespół nie myślimy o sztuce dla dziecka w sposób hierarchiczny, bo niekoniecznie pierwszeństwo powinien mieć walor edukacyjno-wychowawczy. Poetka Krystyna Miłobędzka napisała kiedyś artykuł „Alicja w krainie rzeczywistości” o tym, że sztuka dla dziecka przede wszystkim powinna dawać mu możliwości poznania. Dobra sztuka kreuje świat, rzeczywistość, z którą dziecko powinno zrobić co chce i to co wyniesie, należy do niego.

To jakie jest zadanie dorosłych?

My jedynie stwarzamy dziecku warunki, co nie znaczy, że w takiej przestrzeni nie odnajdą się specjaliści. Od lat staramy się, żeby nasza działalność wychodziła także w stronę środowisk naukowych, artystycznych, edukacyjnych i dydaktycznych. Nie uciekamy od nauki, a Biennale i nasze działania jako Centrum polegają na tworzeniem przestrzeni, w której coś dla siebie znajdują zarówno dzieci, jaki i dorośli. Jako instytucja zapewniamy jak najbardziej komfortowe, ciekawe i różnorodne konteksty.

To bardzo nowatorskie podejście. Tworzycie miejsce, do którego każdy może przyjść i odbierać sztukę na własnych warunkach. A propos przestrzeni dla dorosłych, czy Obserwatorium Sztuki dla Dziecka nie jest przeznaczone głównie dla starszych odbiorców?

Obserwatorium powstało kilka edycji temu, jego inicjatorką była Hanna Gawrońska, która długo pracowała w Centrum. Początkowo Obserwatorium miało jedną odsłonę, obecnie ma dwie. Pierwszą częścią tego wydarzenia są jesienne zjazdy, które mają formułę „konferencji”, spotkania środowiskowego, na którym oferujemy panele dyskusyjne, debaty, warsztaty i organizujemy czas na dyskusję. Jednak podczas samego Biennale projekty Obserwatorium Sztuki dla Dziecka opierają się na oglądaniu propozycji artystycznych Biennale i późniejszych dyskusjach.

Na czym dokładnie polega ten drugi moment Obserwatorium?

Osoby, które się na nie zapiszą, uczęszczają na wydarzenia, po czym codziennie spotykają się w grupie i dyskutują. Mogą porozmawiać o tym, czego się dowiedzieli, co zobaczyli, co sądzą o tym, co zostało przygotowane dla dziecka. Można powiedzieć, że jest to platforma wymiany perspektyw, refleksji i dyskusji. Kładziemy duży nacisk na to, żeby Centrum Sztuki Dziecka było instytucją, która daje warunki nie tylko dzieciom, ale też dorosłym. Oczywiście najważniejsza jest dla nas dobra sztuka dla dzieci i promowanie ciekawych wydarzeń, to nasza główna misja. Natomiast część merytoryczna opiera się na tym, że my jako osoby w różny sposób zainteresowane sztuką dla dzieci zakładamy, że nie ma dobrej sztuki bez osób, które ją tworzą, pracują w niej, poświęcają życie na badania i eksplorowanie sztuki i to są przeważnie osoby dorosłe.

Mogłabyś opowiedzieć o czymś, co już działo się w ramach Obserwatorium?

W tym roku miałyśmy gościnię z Niemiec, Nikolę Schellmann, która pracuje w niemieckim „odpowiedniku” Centrum Sztuki Dziecka – Centrum Teatru dla Dzieci i Młodzieży Republiki Federalnej Niemiec. Opowiadała o samej idei „spotkania”. Kiedy idziemy na festiwal czy konferencję, to chcemy zobaczyć coś ciekawego, czegoś się dowiedzieć, z kimś podyskutować. Schellman zwróciła naszą uwagę na misję różnych instytucji w tworzeniu przestrzeni. Przede wszystkim postawiła rozległe, ale kluczowe pytanie o to, kto kogo zaprasza i do jakiej przestrzeni. Gdybyśmy zrobili konferencję w pomieszczeniu, które nie jest przystosowane do osób z niepełnosprawnościami, wykluczylibyśmy daną grupę odbiorców. Powołuję się na wykład Schellmann dlatego, że bardzo ciekawie podsumowuje dwutorową misję naszej instytucji, którą z jednej strony jest promowanie, edukowanie i wspieranie sztuki, a z drugiej tworzenie przestrzeni na sztukę w świecie, w którym kultura nie jest dobrze opłacana, nie zawsze jest dla niej miejsce i my jako organizacja staramy się to zmienić.

Prowadzimy dyskusje o inkluzywności, a pozostaje sporo przestrzeni, w których dalej brakuje miejsca dla części odbiorców. Wspomniałaś, że nie chcecie podchodzić do małych odbiorców jak nauczyciele, tylko pozwolić im chłonąć sztukę, tak jak chcą. Mam wrażenie, że następuje rewolucja w myśleniu, której głównym celem jest pokazanie, że dzieci jako odbiorcy mogą dużo wnieść do pola sztuki.

Obecnie poświęcamy dużo czasu na rozmyślania i dyskusje o hierarchii, zarówno w naszym gronie Centrum, jak i w całym środowisku. Łatwo jest popaść ze skrajności w skrajność. W starych edycjach Biennale padały ostre sformułowania, w stylu: „dzieciom spodoba się wszystko”, „dziecko chłonie każdą sztukę, byle była kolorowa, wesoła, zabawna”. Takie hasła zakładały brak gustu dziecka, a on z pewnością istnieje.

To czym sztuka dla dzieci różni się od sztuki „dla dorosłych”?

Dzieci dopiero wchodzą w proces socjalizacyjny, nie mają jeszcze „kodeksu poprawności” w głowie. Dorośli zakładają, że doświadczenie sztuki nie jest czasem na zabawę. Natomiast dzieci, które są w takcie procesu socjalizacji, mają w sobie o wiele więcej swobody. Nie mówimy o tym głośno, ale każdy z nas – dorosłych – miewa pokusę, żeby się głośniej zaśmiać w teatrze, zacząć wygłupiać, wstać z miejsca. Wiemy jednak, że tak się nie robi. Dzieci są innymi odbiorcami pod względem metody poznawania i dlatego sztuka zaczęła wychodzić w stronę ich potrzeb. Kiedy na przykład mówimy o rozumianej politycznie przyszłości planety, często pojawia się przekonanie, że dzieci są naszą przyszłością i powinny nas uratować. Tak, dzieci są naszą przyszłością, bo należą do pokoleń, które będą tworzyły nasz świat, ale jako organizatorzy i organizatorki Biennale mamy dystans do narracji, która obarcza dzieci ogromną odpowiedzialnością. Dzieci nie są po to, żeby nas uczyć czy uratować, sztuka o przyszłości na pewno nie powinna wpajać im przekonania, że jeżeli one czegoś teraz nie zrobią, to za 50 lat umrzemy z powodu braku wody. Dzieci są przecież wrzucone w zastany świat.

Nie ze swojej winy.

Nie myślimy o nich jak o odbiorcach czy podmiotach, które powinny nas zbawić. Czy dzieci powinny nas czegoś uczyć? I tak i nie. Mamy bardzo mocne przekonanie, które wynika z badań nad dzieckiem i dzieciństwem, że dorośli nie rozumieją dzieci. Możemy zadawać dzieciom pytania, wychodzić ku nim, ale już nimi nie jesteśmy. Trzeba pamiętać o relacji dziecko-dorosły i znać specyfikę obydwu pozycji. Cały czas uczymy się tej relacji, sprawdzamy, co możemy powiedzieć o dzieciach, a co opowiedzieć samym dzieciom, tak żeby pozostać w dialogu, a nie ustanawiać hierarchię.

Czy nie powinniśmy odchodzić sformułowań „dziecinne” czy „infantylne”, które prowadzą nas do tworzenia hierarchii? 

Do infantylizowania sztuki dla dzieci podchodzimy bardzo krytycznie. To, że sztuka jest dopasowana do potrzeb dziecka, nie znaczy, że jest prostsza, bardziej stereotypowa czy nudna. Powołam się na jeden z naszych obecnych projektów. Pakiet „Biennale na Wynos”, który można u nas kupić i bawić się nim w domu, zawiera arkusz poetycki autorstwa Agnieszki Wolny-Hamkało, ilustrowany przez Richie Acapulco. Arkusz nosi tytuł „Wiersze dla twojej córki”, a stojąca za nim idea jest taka, że znajdujące się w nim wiersze, chociaż pisane z myślą o dzieciach, są do czytania także przez dorosłych. Każdy odbiorca, zależnie od wieku, wyniesie z niego coś innego. Dobra sztuka dla dzieci dorasta razem z nami. Dorośli, którzy chodzą na wystawy czy do teatru razem ze swoimi dziećmi, na pewno wynoszą z tego coś dla siebie i dla wzajemnej relacji.

Myślę, że dobrym przykładem takiego uniwersalnego dzieła jest „Mały książę”. Odbiór tego tekstu zależy od wieku, a refleksje dziecka nie są gorsze od dorosłego. Odnoszę wrażenie, że Biennale dla dzieci pomaga w budowaniu własnej opinii. Tegoroczna edycja odbywa się pod hasłem „Przyszłość” i  opiera się na pięciu zagadnieniach: klimat, technologia, różnorodność, eksperyment i zmiana. Są to trudne tematy nie tylko dla dzieci, ale także dla dorosłych, nie za trudne?

Nie ma czegoś takiego jak za trudny temat. Są podejścia do tematów, które można określić jako chybione. Nie ma sensu rozmawiać z dziećmi o przyszłości w sposób akademicki lub naukowy. Tłumaczenie dzieciom, czym jest neuroróżnorodność albo klimat w formie wykładu, mogłoby je tylko zniechęcić. Dorośli podczas Obserwatorium będą mogli wziąć udział w dyskusji i porozmawiać o tych zagadnieniach. Jeśli chodzi o program dla dzieci, to tematy, które pojawiają się pod hasłem „przyszłość”, są zawarte „w brzuchu” wydarzeń.

Co przez to rozumiesz?

Mamy w programie spektakl „Królestwa”, który został wyprodukowany przez Teatr Guliwer w porozumieniu z Teatrem 21. Ten spektakl sam w sobie nie porusza problematyki neuroróżnorodności, ale jest przystosowany do potrzeb neuroróżnorodnych osób. Celujemy w sztukę, która w interesujący sposób przedstawia daną problematykę. W kontekście eksperymentu i zmiany odbędzie się projekt choreograficzny Anny Wańtuch i Performujących Rodzin pod tytułem „Rośnie, rośnie i…”, który przez ruch i taniec bada ideę rośnięcia.

Jak można pokazać rośnięcie?

Rodzice i dzieci pokazują, jak rosną różne części ciała, dzięki czemu będą mieli okazję zbliżyć się do siebie w sposób ruchowo-emocjonalny. Wspólnymi siłami próbują sobie nie tyle wyobrazić, co poczuć, czym jest rośnięcie.

Czy spektakl odnosi się do rośnięcia tylko w kontekście ciała?

Metaforyczne ruchy, takie jak podnoszenie rąk czy przybliżanie się do siebie, umożliwiają przedstawianie abstrakcyjnych tematów, jak rośnięcie bliskości. W ten sposób nie zarzucamy dzieci trudnymi słowami, ale też nie uciekamy od skomplikowanych tematów. Po co uciekać od zagadnień, które towarzyszą każdemu, jak choćby kryzys klimatyczny? Dzieci mogą nie być w pełni świadome zagrożeń, ale jeżeli w szkole uczą się o klimacie w Polsce i pamiętają, że zimą jest zimno, a latem ciepło, to raczej zauważą coś dziwnego, jeżeli w Sylwestra będą mogły wyjść na dwór bez kurtki. Widzimy, że klimat się zmienia, a technologia zyskuje w naszym życiu coraz większą rolę i trzeba o tym mówić. Jednocześnie zaznaczamy, że nie zawsze wiadomo, co przyniesie przyszłość, a my możemy pracować tylko nad tym, co nas otacza.

Przedstawiacie przyszłość rozumianą jako efekt działań człowieka tu i teraz. Jak rozumiem, dzięki temu dziecko zyskuje poczucie sprawczości. W opisie tegorocznego Biennale jest jedno zagadnienie, które wydaje mi się niejasne „Przyszłość sztuki i sztuka przyszłości”. O co dokładnie chodzi?

To hasło można rozumieć bardzo różnie. Nikola Schellman powiedziała, że to, co najbardziej eksperymentalne, najdziwniejsze już jest z nami, ale znajduje się w niezbadanych miejscach. Poradziła nam, żebyśmy zastanowili się nad tym, dla kogo w wydarzeniach, które organizujemy, jest miejsce, a dla kogo nie ma. W tym sensie eksperymentem jest już autorefleksja dotycząca tego, w czym i jak funkcjonujemy. Sztuka przyszłości nie musi łączyć się z robotami, z użyciem super technologii. Wystarczy, że będzie inkluzywna i weźmie pod uwagę potrzeby różnych grup.

Skoro wspomniałaś o technologii – czy w programie są projekty, które jej używają?

W konkursie na projekt wydarzenia, artystycznego które znajdzie się na Biennale wygrała wystawa multimedialna „700 kroków o jutrze”, w której technologia gra dużą rolę, choć nie jest najważniejsza. Przede wszystkim chcemy zaznaczyć, że technologia może pomóc człowiekowi lepiej zrozumieć to, co go otacza, na przykład naturę.

Jak wygląda ta wystawa?

Będzie polegała na badaniu samej idei komunikowania się. Powiedzmy, że znajdzie się grupa dzieci, która będzie musiała skontaktować się z bytem, z którym nie umiemy się porozumiewać. Sposób komunikacji trzeba będzie wspólnie wykombinować właśnie przy użyciu technologii. Ta wystawa podkreśla samą wartość komunikacji jako relacji między nami a innym bytem. W tym zawiera się eksperyment, dlatego badamy możliwości sztuki i tego co już w nas istnieje. Stąd sztuka przyszłości jest podchwytliwym określeniem, bo niekoniecznie oznacza sztukę komputerową. Może sztuka przyszłości będzie polegała na robieniu czegoś wspólnie, z każdą grupą wykluczoną, która obecnie jest odsunięta.

Słuchając cię, rozumiem, że dajecie dziecku pełną dowolność w rozumieniu zaproponowanych zagadnień. Pytanie może banalne, ale dlaczego wdrażanie dzieci w świat sztuki jest tak ważne?

Bo sztuka jest enklawą wolności – pozwala nam poznawać rzeczywistość, siebie i różne doświadczenia bez przymusu. W szkole uczymy się ciekawych rzeczy, ale robimy to dlatego, że ktoś nam kazał. Poza tym mamy narzucone normy działania w społeczeństwie, do których musimy się dopasować. Może nie chcielibyśmy tak postępować, ale wychowujemy dzieci i żyjemy w przekonaniu, że pewne rzeczy musimy robić. Sztuka jest przestrzenią, do której można wejść i nikt niczego nie oczekuje. Każdy bierze z niej dla siebie, co chce, otwiera człowieka na rzeczywistość, pokazuje, że można inaczej.  Dziecko nie jest w pełni samodzielne, więc dorosły musi mu pomóc, bo pięciolatek sam nie pójdzie do teatru, ale powinien odnaleźć w nim przestrzeń do własnych refleksji. Być może gdyby nie projekty artystyczne, które wspieramy, myślenie o przyszłości wiązałoby się tylko z upływem czasu. Sztuka zapewnia wolność i swobodę, której nie dają nam inne przestrzenie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×