fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

W przeddzień pogrzebu. Relacja z Watykanu

Gdzieś tam chodzą księża z teczkami, pewnie do pracy w kurii rzymskiej, do Watykanu. Życie jakoś się toczy. Ktoś handluje, ktoś sprzedaje. Mieszkańcy są przyzwyczajeni do tego typu wydarzeń. A po drugiej stronie Tybru – restauracje, imprezy, wszystko działa jak na co dzień.
W przeddzień pogrzebu. Relacja z Watykanu
fot.: Filip Flisowski

Obserwowałem plac Świętego Piotra przez ostatnie dwa dni. Widziałem pracę innych dziennikarzy na miejscu, pochód pielgrzymów i działania służb – wszystko, co się działo. W czwartek w kolejce do Bazyliki i trumny papieża Franciszka stali w znacznej mierze włoskojęzyczni i hiszpańskojęzyczni pielgrzymi.

W piątek pojawili się już inni odwiedzający. W czwartek na placu byli mieszkańcy w dużej mierze Rzymu i okolic, ludzie, którzy przyszli po pracy z rodzinami, żeby nawiedzić trumnę z ciałem Franciszka. Oprócz tego Latynosi, których w mieście jest dużo. Przyjechali z powodu Franciszka, kiedy tylko dowiedzieli się o jego śmierci.

Pozostali pielgrzymi zaczęli się ujawniać w piątek za dnia. Oprócz tego im bliżej pogrzebu, tym więcej ludzi przyjeżdża. Dziennikarze, z którymi rozmawiałem, byli zdania, że jest też bardzo dużo Polaków. Sądzę, że po Latynosach i Włochach to jest kolejna grupa, przed Francuzami, Niemcami i anglojęzycznymi, zdecydowanie mniej liczna niż Latynosi i Włosi. Jednak moim zdaniem nie odbiega to od zwykłego ruchu pielgrzymkowego z Polski. W kwietniowy weekend w innym roku prawdopodobnie liczba pielgrzymów i turystów z Polski byłaby podobna.

W czwartek byli tu głównie okoliczni mieszkańcy po pracy, po szkole, z rodzinami. Nie mieli żadnych transparentów, haseł, niczego takiego. Taką falę ludzi można spotkać w Polsce na przykład na lokalnie organizowanych drogach krzyżowych. Nie mają pielgrzymkowych emblematów, po prostu przychodzą i są. Dołączyłem do tej rzeki i uczestniczyłem w wejściu do Bazyliki Świętego Piotra. Widok trumny i ciała papieża robi duże wrażenie. Emocje czuć było wśród zebranych.

Tłum zachował się cicho i spokojnie, wbrew temu, co wcześniej przedstawiały media. Być może tłum był już trochę inny niż w poprzednich dniach. Miałem wrażenie, że przemarsz przez bazylikę przebiega w dużej powadze i zadumie. Część pielgrzymów modliła się na głos. Wyszedłem z Bazyliki Świętego Piotra o pierwszej w nocy. Setki czy tysiące ludzi ciągnęły przez kościół do późna.

Zainteresowanie mediów z całego świata jest ogromne. Dziennikarze, którzy próbowali dostać akredytację, ustawiali się w kolejce do biura prasowego Watykanu. Wymagało to też wcześniejszego zgłoszenia przez redakcję. Stali godzinami.

Zaskoczyło mnie, że żołnierzy, którzy normalnie we Włoszech są w bardzo wielu miejscach, było niewielu. Były natomiast drobne grupki ludzi wyposażonych w urządzenia do zastrzeliwania dronów. Wypatrywali w powietrzu, czy nie nadlatuje coś, co trzeba będzie zestrzelić. Zdarzyła się też rzecz nieprawdopodobna, zarówno pod względem technicznym, jak i formalnoprawnym. W pewnym momencie wszystkie telefony znajdujące się w Watykanie zostały jakby zhakowane.

Mój telefon nagle zaczął wydawać z siebie dźwięk jak syrena alarmowa. Nie mogłem tego powstrzymać. Na wyświetlaczu wszystko zgasło i pojawił się komunikat z informacją, że o 17.00 plac Świętego Piotra będzie zamknięty. I to samo stało się z telefonami wszystkich ludzi, którzy byli w okolicy. To nie był SMS czy alert RCB, to było przejęcie kontroli nad telefonami na te dziesięć czy piętnaście sekund w celu nadania tego komunikatu. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem.

Na obrzeżach tego wszystkiego, a także w środku dzieje się normalne życie. W tłumie byli księża. Widziałem na przykład pewnego prałata, który stał na placu z kobietą ze służb medycznych czy porządkowych. To był spowiednik. Siedział tam tylko na wypadek, gdyby ktoś chciał się wyspowiadać.

Były też osoby w kryzysie bezdomności, które tak jak przez ostatnie lata pontyfikatu Franciszka, mogą spać w Watykanie. To właśnie oni postawili ołtarzyk „Grazie Francesco”, który widać na jednym ze zdjęć. W przeciwieństwie do innych odwiedzających poruszają się po placu swobodnie, przechodzą między sektorami, mimo że nie mają przepustek. Są tam domownikami.

Gdzieś tam chodzą księża z teczkami, pewnie do pracy w kurii rzymskiej, do Watykanu. Życie jakoś się toczy. Ktoś handluje, ktoś sprzedaje. Mieszkańcy są przyzwyczajeni do tego typu wydarzeń. A po drugiej stronie Tybru – restauracje, imprezy, wszystko działa jak na co dzień.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×