Jak lubił mawiać Carl Gustav Jung, przeciwieństwa się stykają. Filozof uzupełniał to francuskie porzekadło ilustracją węża pożerającego własny ogon.
Trudno wyobrazić sobie dziś w Europie miejsca bardziej odległe niż Warszawa i Londyn. Stolica dawnego imperium i miasto poobijane przez kolejnych najeźdźców, stolica kraju, który od niedawna wybił się na niepodległość. Ale w dzisiejszych dziwnych czasach okazuje się, że różnice znikają. Oto brytyjska prasa brukowa pisze o tutejszych sędziach Sądu Najwyższego per „wrogowie ludu” i zachęca do wyrzucania ich z pracy, a minister sprawiedliwości nie zająknie się słowem w ich obronie. Dowiadujemy się, że Unia Europejska zmusza Wielką Brytanię do twardego Brexitu, a kryzys służby zdrowia na wyspach wywołują emigranci, pobierając nienależne świadczenia.
W Warszawie wiadomo – Trybunał Konstytucyjny jest naczelnym wrogiem nowej demokracji, a sędziowie są traktowani jak nieposłuszne dzieci, wymagające przywołania do porządku.
W Wielkiej Brytanii biją Polaków, a okazuje się, że nie tylko, bo dostało się również Szkotowi za defilowanie w kilcie. W Warszawie też biją cudzoziemców – co prawda dostało się też przefarbowanemu dziennikarzowi, ale tylko słownie. Nastroje się zmieniają. W głównym parku w Leeds można znaleźć piękną tablicę z lat 80. poprzedniego stulecia poświęconą „Solidarności” i upamiętniającą polskich robotników w tym niegdyś górniczym mieście. Teraz nikt już o tym nie pamięta, a imigranci ze wschodniej Europy są piętnowani tak, jakby nie przyczyniali się do angielskiego dobrobytu.
Ilość propagandy wylewanej przez brytyjskie gazety w spawie Brexitu robi tym większe wrażenie, że zanim referendum w sprawie opuszczenia Unii Europejskiej nie wyzwoliło złych emocji, brytyjska prasa słusznie uchodziła za oazę spokoju. W Warszawie kontrast jest może mniejszy, ale czasami ma się wrażenie powrotu do epoki „Trybuny Ludu”.
***
Czyżby nie można było Brexitu bronić bez kłamstw – bo przecież tym razem prawda nie jest aż tak cenna, żeby jej trzeba było bronić przy pomocy nieprawdy. Dzisiejsze kłamstwa i złe emocje zaciążą nad przyszłością. Jeśli wyzwalać może kłamstwo, to po cóż nam prawda?
Oczywiście są też różnice. W Londynie jest prawdziwa królowa, w Warszawie tylko król niekoronowany, jak niedawno utytułowano przywódcę PiS-u, za to posiadający o wiele szerszą realną władzę. I znów, jeżeli politycy PiS wierzą, że rzeczywiście budują nowy sprawiedliwy porządek społeczny, to czy wszystko im jedno, jak go budują? Czy można go zbudować bezprawiem, niszczeniem ludzi, psuciem instytucji? Czy naprawdę szacowni koledzy sądzą, że zbudują silne państwo, które obroni swoją gospodarkę, kulturę i niepodległość, przy pomocy zwykłej grandy?
Pan Macierewicz rozprawiał niegdyś tak ciekawie o polskiej otwartej tradycji politycznej, pan Gliński niedawno jeszcze badał społeczeństwo obywatelskie i krzewił zdobycze trzeciego sektora, pan Kaczyński budował partię prawa i sprawiedliwości.
A dzisiaj? Logikę i debatę zastępuje słowo spływające z góry i za nic ma się logiczne argumenty. Widać to na przykładzie reformy edukacji, która tak naprawdę sprowadza się do bardzo kosztownej i zupełnie niepotrzebnej zmiany strukturalnej, a nie odnosi się w realny sposób do głównych problemów trapiących tę dziedzinę. Ale co tam, decyzja spłynęła z góry i ludzie bez własnego zdania posłusznie ją wdrożą, nie dbając o rozsądek.
Czy nie można uzasadnić reformy edukacji prawdziwymi argumentami? Czy nie można postawić prawdziwej diagnozy? Bo takiej diagnozy nie postawiono, PiS przyszedł do władzy z pochodzącą nie wiem skąd – z przypadkowego i nieuzasadnionego osądu – oceną, że gimnazja są złe i trzeba je zlikwidować. Czy dlatego, że wprowadziła je poprzednia władza? A konkretnie AWS w roku 1997? Co mamy do AWS-u? Czy nawet powietrze, którym oddychaliśmy, było nieświeże, bo nie dała go nam Partia? Taką logikę już przerabialiśmy i powinniśmy wiedzieć, że zgoda na nią jest zabójcza i nie da nam lepszej niepodległości, a tylko klęski, upokorzenia i rozczarowania.
Jeśli Brytyjczycy nie chcą być członkami Unii Europejskiej, bo tracą na tym czy to kulturowo, czy ekonomicznie, to czy nie mogą z niej wyjść, posługując się argumentami godnymi wielkiego mocarstwa? Czy musi być to wojna na demagogiczne kłamstwa – a taka była kampania zwolenników wyjścia z Unii przed referendum.
Gdy rozum usypia lub jest używany jedynie dla draki, zaczyna się źle dziać. Dlatego z nadzieją patrzę na tę część Europy, która nie wzięła jeszcze rozwodu z rozumem. Jeśli i tam zwyciężą czarodzieje i demagodzy – nie będzie dobrze.